A matko, dwa dni mnie nie było z powodu końcówki sesji, a tutaj już pogłoski o mojej śmierci - jak widać mocno przesadzone
A reckę się wrzuci znowu jak dojdziecie wreszcie do konsensu co do charakteru działu - to trochę idiotycznie robić jakichś kibel czy skład albumów z zasady beznadziejnych czy coś w ten deseń bo taki temat na 99% skazany byłby na wymarcie - bardziej by pasowało coś na kształt śmietnika historii, gdzie lądowałyby płyty w obiegowej opinii odrzucone lub zapomniane - wiecie, takie różne odpowiedniki "Technical Ecstasy/Never Say Die!", "Risk", "Requiem/Octagon", "Load/Reload", "Victory/Warrior", "Dead End/One Way" itp. I wcale nie oznacza że to muszą być od razu słabe płyty (chociażby cześć z powyższych przykładów sam bardzo lubię) - po prostu takie muzyczne lost forgotten sad spirity, które ze względu na odrzucenie/zapomnienie przez historię nie mogą trafić do tej kanonicznej części encyklopedii. Co wy na to?
Maria Konopnicka pisze:Dla mnie właśnie te nieszablonowe, jedyne w swoim rodzaju wokale są jednym z najmocniejszych punktów tej kapeli.
Oczywiście, Connelly przemistrz.