SHUB-NIGGURATH - Les morts vont vite [1986]
: 30-06-2011, 14:32
wśród natłoku versusów trzeba w końcu o dobrej muzyce coś napisać...
SHUB-NIGGURATH - Les morts vont vite [1986]
Musea Records
To jedna z tych płyt, które są - jak to się ładnie mówi - ponadczasowe. I nie mam tu na myśli wcale tego, że to epokowy album, który zmienił muzykę, bo on tak naprawdę nic nie zmienił. To raczej czysta muzyczna outsiderka, która sobie lewituje poza wszelkimi muzycznymi szufladkami i epokami. I tak od lat - chociaż przyznać trzeba, że dochrapała się w tym czasie statusu absolutnie kultowego.
Francuzi. Oczywiście zupełnie w próżni nie są zawieszeni - ich muzyka wychodzi, a raczej wypełza z kilku różnych czarnych dziur. Najważniejsze to niewątpliwie zeuhl (Magma), avant-prog i RIO (Univers Zero, Present) czy też dość szeroko pojmowana jazzowa i rockowa awangarda (od Coltrane'a po King Crimson). Sporo tu też elementów muzyki współczesnej i... opery. Jak mawiał Robert Fripp, opisując swoją muzykę - miała być ona uwalnianiem sił chaosu i próbowaniem odnalezienia drogi powrotnej w kierunku porządku i dyscypliny. Tu zaczyna się tak samo, tylko nikomu w głowie żadne szukanie porządku. Raczej szukanie GROZY.
Oczywiście nie bez znaczenia jest koncept całości: nie będę się rozpisywać, generalnie religijne podejście do Lovecrafta :D
Mała próbka:
Warto też obadać ich wcześniejszą demówkę (wydaną też jakiś czas temu na CD), która była chyba jeszcze bardziej opęta. Ich kolejne krążki - chociaż też dobre - to już nie to, bardziej odjechali w kierunku normalniejszej muzyki improwizowanej i jazzu.
SHUB-NIGGURATH - Les morts vont vite [1986]
Musea Records
To jedna z tych płyt, które są - jak to się ładnie mówi - ponadczasowe. I nie mam tu na myśli wcale tego, że to epokowy album, który zmienił muzykę, bo on tak naprawdę nic nie zmienił. To raczej czysta muzyczna outsiderka, która sobie lewituje poza wszelkimi muzycznymi szufladkami i epokami. I tak od lat - chociaż przyznać trzeba, że dochrapała się w tym czasie statusu absolutnie kultowego.
Francuzi. Oczywiście zupełnie w próżni nie są zawieszeni - ich muzyka wychodzi, a raczej wypełza z kilku różnych czarnych dziur. Najważniejsze to niewątpliwie zeuhl (Magma), avant-prog i RIO (Univers Zero, Present) czy też dość szeroko pojmowana jazzowa i rockowa awangarda (od Coltrane'a po King Crimson). Sporo tu też elementów muzyki współczesnej i... opery. Jak mawiał Robert Fripp, opisując swoją muzykę - miała być ona uwalnianiem sił chaosu i próbowaniem odnalezienia drogi powrotnej w kierunku porządku i dyscypliny. Tu zaczyna się tak samo, tylko nikomu w głowie żadne szukanie porządku. Raczej szukanie GROZY.
Oczywiście nie bez znaczenia jest koncept całości: nie będę się rozpisywać, generalnie religijne podejście do Lovecrafta :D
Mała próbka:
Warto też obadać ich wcześniejszą demówkę (wydaną też jakiś czas temu na CD), która była chyba jeszcze bardziej opęta. Ich kolejne krążki - chociaż też dobre - to już nie to, bardziej odjechali w kierunku normalniejszej muzyki improwizowanej i jazzu.