ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

chronologiczna pralnia - czyli co dziobały wróbelki żeby wyrosnąć na orłów

Moderatorzy: Heretyk, Nasum, Sybir, Gore_Obsessed, ultravox, Skaut

ODPOWIEDZ
Baton
weteran forumowych bitew
Posty: 1653
Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
Lokalizacja: Electric Ladyland

ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

01-11-2012, 08:52

Będzie nowy temat, nie chcę, żeby ta płyta zginęła w nawale innych.
Obrazek
ASH RA TEMPEL
Ash Ra Tempel


Zapraszamy do Niemiec do roku 1970. Powstaje tam z inicjatywy Manuela Gottschinga formacja ASH RA TEMPEL, a w następnym roku ukazuje się jej przecudowny debiut, o którym,. o dziwo, chyba nikt szerzej nic nie napisał, chociaż widuje się tę charakterystyczną "egipską" okładkę nawet często w playlistach. W sumie to jeden z tych albumów o których trzeba milczeć, że tak pojadę Wittgensteinem, ale może jednak spróbujmy coś naskrobać.

Czterdzieści pięc minut muzyki i trzech facetów. Trzech ujaranych do nieprzytomności gości, z których jeden zrobił wielką karierę, a drugi trochę mniejszą. Ten pierwszy to oczywiście nie kto inny jak wielki KLAUS SCHULZE, obsługujący tutaj bębny, a ten drugi to Manuel Gottsching, który gra na gitarze. Obaj panowie odpowiadają tez za elektronikę. No i wspomaga ich jeszcze na basie Hartmut Enke, dziś już niezyjący. W momencie nagraia płyty wszyscy byli bardzo młodzi. Gottsching i Enke mieli po dziewiętnaście lat! A Schulze nieco więcej, bo dwadzieścia cztery, ale to cały czas jednak bardzo młody wiek wszak. A mimo to, a może właśnie dzięki temu, stworzyli znakomty album, którego echa odbijają się na scenie do dzisiaj. Zresztą, wystarczy posłuchać dowolnej kapeli grającej improwizującego space rocka w psychodelicznej zalewie; w której z nich nie słychać wspaniałego ASH RA TEMPEL?

Debiut ASH RA TEMPEL to dwa numery, po jednym na każda stronę winyla, wypełniony po brzegi kosmiczno - psychedelicznym jamowaniem. Zaczyna się spokojnie, bo od rozmytych elektronicznych pejzaży i wiejącego słonecznego wiatru, z którego powoli wyłania się wyjąca gitara i perkusja. napięcie rośnie, tempo przyspiesza, nadchodzi huragan. Wiatr słoneczny pędzi przez kosmos w stronę księzyców Jowisza, niosąc nas w podróz do nieskończoności i nikt nie przewidzi co będzie dalej. Słuchacza czekają więc podróze w rozpędzonych, rozklekotanych statkach kosmicznych gnających na złamanie karku z prędkością nadświetlną, spacery po odległych planetach spowitych mgłą, podziwianie zachodów dwóch słońc i przemierzanie pustyń skąpanych światłem umierających czerwonych nadolbrzymów. Nie zabraknie też miejsca na spacery po przestrzeni kosmicznej. Będzie szaleństwo i walka o życie podczas podróży za horyzont zdarzeń i spokojne, kontemplacyjne przyglądanie się bezmiarowi wszechświata. Gottsching i Schulze kreują przed słuchaczami mnóstwo obrazów, które zmieniają się jak w kalejdoskopie, a jednocześnie ani przez moment nie mamy wrażenia, że obcujemy z czymś chaotycznym. Nie. Jest szaleństwo, ale jest też jakaś podskórna logika, tu się wszystko doskonale trzyma kupy. Tak jak wszechświat - z jednej strony zupełnie obłąkany, a z drugiej - jednak mający jakiś ukryty porządek w sobie. Wizyjnośc tej muzyki jest przerażająca. Wystarczy zamknąc oczy i odlecieć na orbitę Saturna.

A to wszystko osiągnnięte bardzo prostymi środkami. Debiut ASH RA TEMPEL nie jest jakiś niewiarygodnie bogaty brzmieniowo, czy aranżacyjnie. Bas, gitara, perkusja i trochę klasycznej elektroniki spod znaku tego, co później rozwiijali na swoich płytach Klaus Schulze i Manuel Gottsching. Wokali brak. Na to zaś został nałożony łagodny pogłos, który dodaje całości ogromnej przestrzeni i sprawia, że muzyka brzmi nieco sennie, z pogranicza jawy i snu, spowita oparami marihuany. Dodajmy, że najlepiej słucha się tego w stanie "pomiędzy" - uwielbiam zasypiać przy tej płycie. Uwielbiam też spalić do niej solidne bongo, bo jest do tego wprost stworzona, ale nie tylko wtedy potrafi pokazać pazur. Nie na darmo jeden z numerów ma tytuł Traummaschine - Maszyna Snów.

Żebby nie przedłużać, dodajmy, że wszystko jest tutaj pefekcyjne, ale moim faworytem jest SCHULZE - co ten koleś robi za garami! Boże! Szczególnie w tych szybszych fragmentach, gdy wali jak oszalały w perkusję, jakby miał osiem rąk,no huragan, niesłychanie nachniony dodajmy.

ART nagrało potem jeszcze wiele płyt, niektóre nawet niezłe, ale tak szczerze - do debiutu, na którym dotknęli gwiazd, nie zbliżyli się już chyba nigdy. Może na Schwingungen... ale nie, to jednak nie to.

No i to by było tyle, więcej nie jestem w stanie powiedzieć. No co ponadto, ż polecam? Że to wszystko truizmy, które wypadają blado przy jednej z najlepszych płyt krautrocka? Znać trzeba; kto nie zna, a kocha kosmos, niech bada. Wszechświat nie zaczął się na VOIVOD. Wszechświat zaczął się wcześniej, a jedną z jego najlepszych ilustracji stworzyła grupa nastolatków w 1971 roku. Dziękuję za uwagę.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Maria Konopnicka

Re: ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

17-11-2012, 01:16

Genialna płyta ! Uwielbiam! Po zakupieniu słuchałem chyba ze trzy miesiące codziennie. Bardzo dobry jest też drugi album - Schwingunge. Innych nie znam - słuchał ktoś? Warto się zapoznać?
Baton
weteran forumowych bitew
Posty: 1653
Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
Lokalizacja: Electric Ladyland

Re: ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

19-11-2012, 17:36

Maria Konopnicka pisze:Innych nie znam - słuchał ktoś? Warto się zapoznać?
No poziom jedynki i dwójki to nie jest, ale właściwie czemu nie - mi się na przykład podobuje bardzo "Starring Rosi". Mniej tam dzikiego lotu przez kosmos, a więcej łagodnej słonecznej psychedelii spod znaku GRATEFUL DEAD, bardzo dobrze się tego słucha. No i są fajne wokalizy tytułowej Rosi. Join Inn to jaka trochę powtórka z debiutu, tylko lepiej brzmi - co raczej psuje efekt. Nie rozgryzłem za to albumu nagranego z kultowym Timothym Leary''m - czyli Seven Up. Niby wszystko gra, jest i kwas i kosmos i mindfuck, ale jakoś mnie to nie chwyta za serce.
Podejrzewam, że warto sięgnąć po solową twórczośc Manuela Gottschinga i jego projekt post-tempelowy czyli ASHRA, ale tego to ja nie znam i tylko intuicja mi mówi, że są to rzeczy do obadania.
A, w kwestii Gottschinga nie wolno zapominać o COSMIC JOKERS, jednym z dziwniejszych tworów na scenie krautowej. W sumie to trochę podobna wibracja co ASH RA TEMPEL, trochę. Trzeba by o nich zrobić kiedyś osobny wpis do encyklopedii.
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Awatar użytkownika
ultravox
zahartowany metalizator
Posty: 5081
Rejestracja: 31-08-2006, 23:09

Re: ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

19-11-2012, 20:03

Dobra płyta, kiedyś sporo tego słuchałem.
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

Re: ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

19-11-2012, 20:25

mówicie, że warto poznać?
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15994
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

Re: ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

19-11-2012, 20:39

Niemcy? Cos jak Rammstein?
woodpecker from space
Maria Konopnicka

Re: ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

20-11-2012, 00:43

twoja_stara_trotzky pisze:mówicie, że warto poznać?
Lepsze niż Turbowolf i Behemoth - zdecydowanie polecam :)
Triceratops pisze:Niemcy? Cos jak Rammstein?
Coś jak Duran Duran - tylko bez pedalskich wokali i słabej muzyki :)
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15994
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

Re: ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

20-11-2012, 13:27

Marian rzecznikiem batona :D

2 pytania:
1.znasz ash ra tempel?
2.znasz duran duran?

:D : D
woodpecker from space
Maria Konopnicka

Re: ASH RA TEMPEL - Ash Ra Tempel (1971)

23-12-2012, 01:52

Triceratops pisze:Marian rzecznikiem batona :D

2 pytania:
1.znasz ash ra tempel?
2.znasz duran duran?

:D : D
obie kapele słyszałem - pierwsza wydała mi się na tyle interesująca i intrygująca, że kupiłem sobie jej dwie płyty i wielokrotnie słuchałem ich z wielką przyjemnością, drugiej słyszałem kilka kawałków, które powodowały u mnie mdłości i odruch wymiotny, za sprawą kolegi z forum przełamałem się i wysłuchałem jednej z ich płyt (uważanej za najlepszą, lub jedną z najlepszych) w całości. Nie było to aż tak chujowe jak Prodigy, ale te ponad pół godziny, które poświęciłem z pewnością nie należały do przyjemności :)
ODPOWIEDZ