STARGAZER - A Merging to the Boundless

chronologiczna pralnia - czyli co dziobały wróbelki żeby wyrosnąć na orłów

Moderatorzy: Heretyk, Nasum, Sybir, Gore_Obsessed, ultravox, Skaut

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Deathhammer66
weteran forumowych bitew
Posty: 1011
Rejestracja: 25-01-2015, 21:40

STARGAZER - A Merging to the Boundless

13-12-2019, 13:46

Chciałbym, aby o niektórych płytach mówiło się więcej. Bo zwyczajnie na to zasługują. Czystą jakością prezentowanej na nich muzyki. Bez fajerwerków, bez efekciarstwa, bez podążania za trendem. Poznajcie "A Merging to the Boundless" australijskiego STARGAZER. Materiał, który nie kryje się ze swoimi inspiracjami, a jednocześnie przekuwa je w całkowicie nową jakość, czyniąc to... z wyczuciem i pieczołowitą wręcz wrażliwością? Nie wiem, czy te określenia powinny być pozytywnie odbierane w przypadku, bądź co bądź, technicznego death metalu - nie zmienia to faktu, że takie skojarzenia mi się nasuwają. Zastanawiam się też, czy uczeń nie przerósł mistrza. Jak się na to mówi? "Modern classic"? Jedziemy!

Obrazek

Obecne tu siedem kompozycji składa się na 37 minut muzyki, czyli w zasadzie optimum w przypadku takich dźwięków. Otwierający album "Black Gammon" bez jakichkolwiek wstępów wrzuca słuchacza w wir połamanych rytmów, będąc zarazem chyba najbardziej bezpośrednim utworem. Ot, taki strzał w pysk na dobry początek, nie przygotowujący jednak zbytnio na to, co nastąpi chwilę później. Bo już w drugim w kolejce "Old Tea" zaczynają się dziać rzeczy magiczne, odseparowujące Stargazer od rzeszy "zwyczajnych" zespołów chcących się parać zapierdalaniem na gryfie. To utwór nigdzie się nie śpieszący, z precyzją uderzający w każdy czuły punkt twojej duszy. Niesiony przez wspaniałą linię basu, która w dużej mierze będzie podstawą i dla całej płyty - podobnie jak w przypadku Atheist, będący tutaj chyba główną inspiracją. Tak jak jednak ekipa z USA niejednokrotnie uciekała w cieplejsze, jazzujące rejony, tak tutaj nad całością kładzie się jakiś cień i nuta niepokoju. Wracając jednak do samego utworu - wspomniany już motyw na gitarze basowej szybko zapadnie ci w pamięć, to mogę zagwarantować. To trochę taka wirtuozeria jaką raczył cię Steve di Giorgio na "Individual Thought Patterns", tylko tutaj jest to jakoś... lepiej wkomponowane? Ma się wrażenie, że współgra to z całością, tworząc zgrabny kontrapunkt, a nie tylko plumka na boku. No i końcówka - senna, cudownie rozmarzona, z zawodzeniem w tle, potwierdzająca, że panowie może i korzystają z wzorców ekstremalnego metalu, ale wykorzystują je jedynie na potrzeby tworzenia Muzyki.

Nie bez powodu rozwodzę się nad jednym instrumentem, bo tutaj naprawdę ma się wrażenie, że wiosła stanowią "jedynie" tło dla basu, który pcha te kompozycje do przodu. Lecz spokojnie, jest i tu miejsce na mięsiste riffy, tym razem naznaczone piętnem Morbid Angel - zresztą są tu momenty takiego spontanicznego nakurwu, rodem z debiutanckiego materiału tegoż zespołu. W ogóle fajnie skonstruowane jest "A Merging to the Boundless" - utwory prostsze i dynamiczne przeplatane są progresywnymi bestiami, zdradzającymi ciągotki do wychodzenia poza sztywne ramy gatunku. Jest w nich miejsce na momenty wyciszenia, czysto brzmiące gitary, melodyjne patenty - ale dobrze ważone, bez lukru, za to z elegancją godną Coronera. Ukoronowaniem tego jest kolosalny, 11-minutowy "The Grand Equalizer", stanowiący centralny punkt albumu. Ależ to jest wspaniały utwór! Ile tam się dzieje! Co najlepsze, jest to skonstruowane z niebywałą wręcz logiką i sensem, całość ma niezachwiany flow, a poszczególne patenty płynnie wynikają jeden z drugiego. Ta kompozycja to istna sinusoida nastrojów i barw, osiągająca swój punkt kulminacyjny wręcz dwa razy, raz przy okazji kapitalnego solo na basie, a drugi podczas końcówki poprzedzonej delikatnym meandrowaniem po morzu luźnych plam dźwiękowych. Za pierwszym razem może się to wydawać zbytnio wydłużone i "przepitolone", jednak potem docenisz, drogi słuchaczu, ten moment wyczekiwania na Ostateczne Uderzenie. Tu też materializuje się ta wrażliwość, o której wspomniałem na początku. Stargazer potrafi grać delikatnie, ale bez popadania w tanią ckliwość. To raczej przeżycie astralne, spoglądanie daleko, uwolnienie się spośród sztywnych ram ciała i szukanie Absolutu. Takie przestrzenne granie dobrze wpasowuje się w te klimaty.

No a na sam koniec dwa klasyczne, prące do przodu wygary. Jest miejsce i na ciężar, i na grobowe ryki przypominające mi wokale Sandersa w Nile. Nie sposób się nudzić, właśnie dzięki temu, że ta płyta tak dobrze umieszcza poszczególne akcenty w czasie. "A Merging to the Boundless" to jeden z najbardziej interesujących albumów metalowych ostatnich lat, poruszający się jednocześnie w miarę znajomych ramach, bez popadania w przesadną awangardę i jakieś dronowanie. To po prostu siedem piosenek - tak. Bo mimo operowania z dala od tradycyjnych zwrotkowo-refrenowych struktur, to całość nosi właśnie znamiona dobrych piosenek. Takich zapadających w pamięć, ale nie nachalnie. Ten album nie ma cię zmiażdżyć, pożreć i wyrzygać. Z drugiej strony, nie ma też wywrócić twojego światopoglądu do góry nogami i silić się na epokowe dzieło. Ma być po prostu kawałkiem niezwykle interesującej Muzyki, pomysłowej i kipiącej wręcz kreatywnością, bez nadęcia i próby przekraczania Rubikonu. Wie, co lubisz, zgrabnie miesza proporcje, dodaje dawkę trudnej do sklasyfikowania, magicznej atmosfery i voila! Wychodzi rzecz, którą nie sposób pomylić z czymkolwiek innym. Jak to możliwe? To trzeba chyba mieć po prostu w sercu.

Wspaniały album, który nie mógłby wyjść w złotej erze gatunku, ale gdyby wyszedł, to byłby stawiany na równi z dziełami Death, Atheist czy Pestilence. Potrzeba chwili, by "A Merging to the Boundless" przetrawić - jak mówiłem, tu nie ma nic efekciarskiego czy puszącego się. Jak ktoś potraktuje tę rzecz jako kolejną spośród niezliczonych do odsłuchu, biorąc rzutem na taśmę, to nie odkryje drzemiącego tu piękna. Ale jeśli naprawdę zechce dowiedzieć się, o co tu biega i poświęci płycie 100% swego czasu, nie pożałuje i z pozoru "nudnego" albumu(bo i takie głosy słyszałem) wydobędzie jego najpełniejszy sens. Ja tymczasem zastanawiam się - kiedy, do cholery, kontynuacja?! Bo tak jak z death metalem jestem ostatnio lekko na bakier, tak na nowe dokonanie tej ekipy czekam zawsze i wszędzie. Pełna rekomendacja!

https://podziemnegarkotluki.blogspot.co ... dless.html" onclick="window.open(this.href);return false;
ODPOWIEDZ