
Co nam dała Dania? Jeśli pytanie to skierować do fanów piłki nożnej, odpowiedź padłaby natychmiast i brzmiała by "wpierdol", natomiast gdyby zapytać fanów ostrych dźwięków, odpowiedź brzmiałaby tak samo, tyle że ze wskazaniem konkretnych nazw byłby już mały problem. Mimo że Dania to też Skandynawia, to jednak tamtejsza scena stoi mocno w cieniu Szwedzkiej czy Fińskiej, i oprócz takich uznanych nazw jak Illdisposed czy Iniquity jest kłopot aby wskazać jakiś zespół z tamtego kraju. Pewnie Adrian Smith znalazłby w swoich zbiorach jakieś demówki czy Epki zapomnianych kapel które poszczycić mogą się jedynie takimi ultra rarytasami i które w chwili obecnej kosztują krocie, ja jednak nie znam już chyba więcej death metalowych kapel godnych uwagi. I jakby na zawołanie pojawia się Dawn Of Demise ze swoją piątą już płytą. Kiedyś tam już wcześniej obili mi się o uszy, ale nie była to jakaś wstrząsająca sesja abym ją solidnie zapamiętał. Z ciekawością więc włączyłem "Into the depth of veracity" by przypomnieć sobie z czym to się je. Podano nam do stołu typowy death metal, który chwilami może podpiąć się pod przymiotnik "brutal", dobrze wyprodukowany, nieźle brzmiący, z głębokim growlem wokalisty. Nie jest to płyta która urwie wam jajca, nie jest to także płyta która niczym huragan zmiecie wasze wątłe ciała - usłyszycie raczej tempa średnie, przeplatane czasem blastami, trochę skocznych riffów, w miarę ciekawych solówek i nie mniej udanych przejść. Niby nic wielkiego - pełna zgoda, ale jakiś potencjał jest tu wyczuwalny. Jeśli ktoś lubi szperać po podziemiu i znajdować dobre kapele o których większość nie ma bladego pojęcia, to powinien zwrócić uwagę na Dawn of Demise, natomiast poszukiwacze mocnych wrażeń i zespołów które odmienią oblicze muzyki, tej muzyki, mogą sobie darować. Ja przesłuchałem i nie żałowałem spędzonego czasu, chociaż mam świadomość, że jest w tej chwili zatrzęsienie zespołów i spora część robi mi o wiele lepiej. Zresztą - oceńcie sami.