
Top
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Nigdy nie dałem sie przebić przez ten album a lubię wszystkie Tiamaty chociaż wracam tylko do tych do 'Skeleton...' włącznie... ale z pominięciem trójki właśnie.
Wielu recenzentów piało z zachwytu jak wychodziła ta płyta. Napiszę tak, że jak wyszła to moja reakcja była jak Twoja - co to do diabła jest za shit? Doceniłem po latach i to naprawdę wielu, wielu. To jest dobry materiał, ale za długi. Mam trzy kawałki, które na pewno bym wyrzucił, bo uważam, że są słabe. Za to kilka innych utworów jest wybitnie dobrych jak wspomniane "Cold Seed", "Teonanacatl", "The Whores of Babylon", "Phantasma de Luxe" czy też "Mount Marilyn ". A kawałek tytułowy to jest już geniusz w czystej postaci. Wracam jednak nie tak często, ale jednak jak mnie najdzie faza, to nie wyciągam z odtwarzacza przez parę dni.Nasum pisze: ↑02-12-2024, 17:16
Ciekawa teza, jeszcze się nie spotkałem aby ktoś mówił, że to najlepsza płyta Tiamat. Zawsze słyszę Clouds albo Wildhoney, natomiast ten album jest mocno pomijany. Przyznaję, że swego czasu lubiłem Wildhoney - wtedy ta płyta sporo namieszała, w sumie lubię nadal, choć druga część albumu jest jeszcze bardziej męcząca niż wtedy. Czekałem więc z zainteresowaniem co też Johan zaserwuje na nowej płycie Tiamat. Już sama okładka rozczarowywała - ale wiadomo, że nie ocenia się muzyki po okładce. Pierwsze dźwięki sprawiły, że zdębiałem, kolejne odbierały mi jakąkolwiek chęć do słuchania dalej i zrezygnowany wyłączyłem i nigdy nie wracałem.
Aż do wczoraj. Bo naprawdę zaintrygowała mnie Twoja wypowiedź. Wiadomo, człowiek z czasem inaczej podchodzi do wielu spraw, i płyty które kiedyś odrzucał, teraz odkrywa na nowo. Załączyłem i .....zdania nie zmieniłem. Wildhoney był już stylistyczną rewolucją, poszukiwaniem czegoś nowego, ale tutaj odpłynął już moim zdaniem za daleko. Przesłuchałem bez zgrzytania zębami, ale to nadal nie moja bajka. Chociaż nie powiem, utwór tytułowy mocno mi się wkręcił i naprawdę mi się podoba. Jeden kawałek to zdecydowanie za mało by uratować ten krążek.
To bardzo dziwne co piszesz. Bo to chyba jeden z najbardziej hiciarskich materiałów tamtych lat. Idealny balans death/doom metalu i melodii. Moim zdaniem płyta znacznie dojrzalsza i spójna niż The Astral Sleep. Takie kawałki jak "In a dream", "A Caress of Stars ", "Forever Burning Flames ", "The Scapegoat " czy genialny "Undressed " to jest cud, miód i orzeszki. Jako fanowi całej twórczości Tiamat, nie mieści mi się w głowie, że ktoś może na "Clouds" utyskiwać. To jakaś aberracja.
nicram pisze: ↑02-12-2024, 20:58
Wielu recenzentów piało z zachwytu jak wychodziła ta płyta. Napiszę tak, że jak wyszła to moja reakcja była jak Twoja - co to do diabła jest za shit? Doceniłem po latach i to naprawdę wielu, wielu. To jest dobry materiał, ale za długi. Mam trzy kawałki, które na pewno bym wyrzucił, bo uważam, że są słabe. Za to kilka innych utworów jest wybitnie dobrych jak wspomniane "Cold Seed", "Teonanacatl", "The Whores of Babylon", "Phantasma de Luxe" czy też "Mount Marilyn ". A kawałek tytułowy to jest już geniusz w czystej postaci. Wracam jednak nie tak często, ale jednak jak mnie najdzie faza, to nie wyciągam z odtwarzacza przez parę dni.
ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze: ↑02-12-2024, 19:48Jeden z najbardziej rozpoznawalnych hitów metalowych tamtych lat, zgadza się![]()
Nie jestem fanem wspolnego pijanego spiewania, ale to jest jedyny taki wyjatek, jaki sobie wyobrazam z przyjemnoscia. Kurde, musze ich kiedys zobaczyc na zywo.