
Jeśli ktoś nie może doczekać się nowego materiału Squash Bowels, jakiegoś znaku życia od Neuropathii, jakiegoś chociażby splitu od Dead Infection, to powinien zaopatrzyć się w debiutancki album Meat Spreader, w powstanie którego maczali swoje paluchy weterani sceny grind, którzy swoje szlify pobierali właśnie w tych kapelach. Okładka jednoznacznie kojarząca się z Carcass, sugeruje nieśmiało z czym będziemy mieć tu do czynienia. Tak, moi milusińscy; pełnokrwisty, tłuściutki, kawał mięcha spod znaku grind/ gore. Przyzwoite brzmienie pozwala cieszyć się tymi numerami, które jak to przystało na ten gatunek do najbardziej skomplikowanych nie należą. Płyta jest krótka, dosadna jak konkretny strzał prosto w ryj, bo nie łudźmy się, ta muzyka nie ma w zamiarze ukoić was do snu czy być podkładem do romantycznej kolacji. To soundtrack do grzebania palcem w nosie i własnej dupie, organoleptycznym sprawdzaniu wydzielin wszelakich wydobywających się z tychże naturalnych szpar i dziur , obsmarowywaniu luźnym stolcem własnego torsu i radosnym podrygiwaniu pod wpływem środków rozweselających mających imitować taniec. To rwący potok chlustających rzygowin, unoszący się wszędzie zapach zagrzybiałych skarpet, obsranych majtek i szczypiących w oczy piardów. Czternaście piosenek i do domu. Życzę smacznego.