Pamiętam, że 20 lat temu też był ładny dzień
I masę ludzi na dworcu PKP w Krakowie. Wtedy było inaczej, nie pytał nikt o to kto jedzie autem, albo gdzie można zaparkować pod klubem :D
Jak gruchnęła wiadomość że Deicide przyjeżdża do Katowic to wiadomo było że to będzie wielkie wydarzenie. A jak jeszcze podali w jakim towarzystwie, to okazało się że to chyba najlepsza trasa jaka odwiedziła nasz kraj. Nawet w późniejszych latach trudno by wskazać podobny skład. Koncert był sprzedany na dwa-trzy tygodnie przed terminem. Ciekawe czy jakby wtedy już była sprzedaż internetowa to czy sprzedałby się szybciej ?? :)
Ja osobiście chciałem zobaczyć każdy zespół, dlatego po dotarciu do Katowic poszedłem od razu pod klub, a nie na miasto jak większość znajomych. Pod klubem już zbierał się tłumek. Gdzieś tam spacerowali sobie bracia Hoffmanowie, ale jak zostali osaczeni przez fanów to spieprzyli do autobusu i już nie wychodzili, hehe.
Do klubu wszedłem jako pierwszy (!), nigdy wcześniej ani później już mi się to nie udało, hehe.
Jak już pisałem wcześniej, chciałem zobaczyć każdy zespół, a w szczególności otwierający to wydarzenie AETERNUS, którego w tamtym okresie wręcz uwielbiałem. Zespół nie był jakoś popularny u nas. Dzięki temu na jego koncercie było jeszcze względnie luźno, można się było spokojnie dopchać po barierki i świetnie się bawić. Zespół promował wtedy już chyba „Shadows of old”, ale podczas tych kilkudziesięciu minut zagrał coś z debiutu i mojej ukochanej drugiej płyty. Ja byłem zachwycony. Wiedziałem że dalej będzie już tylko lepiej.
Następny w kolejce Behemoth skupił się na promocji „Pandemonic…” Plus obowiązkowe chóralnie odśpiewane dzieci Sventevitha… :D Również bardzo dobry koncert.
ANCIENT RITES…. Nazwę znałem już dawno, ale nie było mi dane skonfrontować muzyki. Nie było wtedy jujuba, żeby za jednym kliknięciem sobie posłuchać :D kilka tygodni przed koncertem udało mi się wydębić od kumpla kasetę z pierwszą i druga płytą. … i już wiedziałem że mam kolejny powód żeby jechać na ten koncert. Zespół promował swoją trzecią płytę „Fatherland”. Do dzisiaj pamiętam te magiczne chwile gdy Gunther zagrał utwór tytułowy z tej płyty… Dla takich chwil warto żyć i jeździć na koncerty…. A to nie był jedyny magiczny moment wieczoru. Cały występ znakomity i zapadający w pamięć. Cudo.
ROTTING CHRIST już był mnie i chyba wielu innym bardziej znany niż poprzednie zespoły :D. bez rozpisywania powiem że to również był świetny występ, występ z kolejną magiczną chwilą. Tą magią było wykonanie „Non serviam” Kurwa, jak ten utwór zabrzmiał… klub aż się zatrząsł. Widziałem wiele razu ten zespół, słyszałem kilka wykonań tego numeru, ale nigdy nie przebili tego z przed dwudziestu lat. Potęga.
No i bogowie.
Co ja mam tu napisać?? Nie wiem… że było fajnie ? że było zajebiście ? że było dziko, szaleńczo, morderczo, potężnie, zabójczo ?? to są tylko słowa i frazesy które nigdy nie oddadzą tego co tam się wtedy działo. Kto był ten wie i pamięta, kto nie był ten niech ma świadomość że to był zespół w szczytowej formie, nie biorący jeńców, zespół który tym występem zostawił po sobie tylko zgliszcza i pożogę…
Najlepszy Decide jaki widziałem.
Dodam tylko że setlista była identyczna jak na koncertowym albumie "When Satan Lives"
Tyle ode mnie chaotycznych wspomnień
Dzielcie się swoimi wspomnieniami.
Kolego Nasum dawaj swoją relację tamtych wiekopomnych wydarzeń
PS. Pamiętam jeszcze że to był jeden z ostatnich koncertów o którym słyszałem o krojeniu biletów i tym podobnych akcjach. W sumie dobrze że nie poszedłem się szwendać na miasto :D