LULL Cold Summer [1994]
LULL to obok Napalm Death, Scorn i Painkiller chyba najbardziej rozpoznawalny szyld pod jakim kryje się Mick Harris, a zarazem, nie ukrywam, mój ulubiony ambientowy projekt.
Cold Summer była dla Micka bez przesady płytą przełomową. Pierwsze dwa albumy Lull prezentowały bowiem nieco inne oblicze ambientu, dużo mniej stonowane, a przypominające mi nieco początki Lustmord z lat 80. Tutaj natomiast Harris w pełni zdefiniował swój własny styl, który określił jako drone. Dźwięki są szalenie minimalistyczne, całość kompozycji opiera się w gruncie rzeczy na jednym, stale modulowanym dźwięku, tu i ówdzie jedynie dopełnionym jakimiś nieokreślonymi pogłosami. Sygnały zostały zarejestrowane na niskiej częstotliwości, przez co wymagają od tego kto je recypuje całkowitej koncentracji, która śledzi każdy wydobywający się z głośników sygnał. Często, słuchając tej płyty sam łapałem się na tym, że dużo głośniej po moim mieszkaniu roznosił się przeraźliwy i drenujący rezonans niż to, co go wywołało. Te dzięki mają swoją fascynującą prehistorię - od ambientowych płyt Briana Eno, przez muzykę filmową, na pierwszych albumach Thomasa Konera kończąc. Z każdego z tych etapów Harris czerpał twórczą i krytyczną zarazem inspirację. Eno był muzykiem, który w największym stopniu zwrócił go ku ambientowi, muzyka filmowa nauczyła go kreowania dźwięków, które w sonicznym języku przekładają jego postrzeganie przestrzenni. Wreszcie Koner pokazał mu bodaj najbardziej statyczną formę muzyki jaką człowiek może stworzyć. Formułę zapoczątkowaną przez tego niemieckiego artystę Harris na
Cold Summer doprowadził do perfekcji. To już nie jest w zasadzie klasyczny ambient, to drone, minimalistyczny amalgamat sygnałów, z których do nas docierają jedynie ich grzmiące pogłosy. Zimne, izolacjonistyczne, pozornie monotonne dźwięki, nieustannie kotłujące się w swoim surrealistycznym wymiarze.
Zestawiając ze sobą nagrania Napalm Death circa '86 i '87 i
Cold Summer mamy w zasadzie dwa bieguny pojmowania muzycznej materii - od chaotycznego hałasu po permanentną izolację, skupienie i wyciszenie. Mogę powiedzieć jedno - Harris jest niezrównany w tworzeniu ekstremalnej muzyki, niezależnie od tego, na którym z biegunów się akurat znajduje.
Cold Summer to arcydzieło gatunku, moim zdaniem najlepsza ambientowa płyta w historii.