Chodzę regularnie do Dekompresji na bandy punkowe i metalowe więc mam ogólnie pojęcie, może nie w ilości osób konkretnie bo nie pytałem właściciela klubu ale na Sabatonie człowiek stał przy człowieku dokładnie jak w ścisku w autobusie, nawet z tyłu sali na podestach za konsoletą, nie mówiąc już o tym, że kolejka przed klubem do zakupu biletów sięgała dosłownie chodnika za przejściem podziemnym, w życiu tyle osób tam nie widziałem, nawet ochroniarze z niedowierzaniem kręcili głowami ;).Kurt pisze:Pytanie, skąd wiesz ilu ludzi było na Sabatonie? ;) Ale zgoda, koncert w Łodzi totalnie zajebisty, a myślę, że frekwencyjnie wstydu nie było. Znaczy, zawsze mogło być lepiej, ale sala nie świeciła pustkami.Raf pisze:w Armed For Apocalypse najbardziej szalał pałker, walił tak jakby miał w zamiarze rozwalić sprzęt a do tego wyglądał jak młodsza wersja czarnego Derricka z Sepultury, powiedział że niejedna osoba już mu to mówiła i nawet na swoim fejsie zamieścił zdjęcie z koszulką 'I'm not Derrick' ;)
W Łodzi też mogło być więcej osób, jak pomyślę że na przeciętniackim Sabatonie było ze trzy razy więcej osób to mnie coś trafia, jakie czasy tacy metalowcy można powiedzieć ;)
Na Napalm Death oczywiście nie było źle z frekwencją, w porównaniu z innymi znanymi zespołami (punkowymi Jello Biafra z Gunantamo, UK Subs, GBH czy Vibrators czy metalowymi jak Benediction czy Immolation) nawet dużo powyżej przeciętnej. Generalnie w Łodzi z frekwencją na tego typu rzeczach jest niestety kijowo :( .