
Grind tour de pologne
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
-
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15850
- Rejestracja: 21-01-2011, 11:12
Grind tour de pologne
Za stroną fb Squash Bowels:


-
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15850
- Rejestracja: 21-01-2011, 11:12
Re: Grind tour de pologne
Wczoraj miałem to szczęście że pojawiłem się w Katowicach na tutejszym przystanku Grind tour de pologne - za bardzo rozpisywać się nie będę, bo pewnie ze trzy osoby to przeczytają, ci co byli, jeśli pamiętają szczegóły czytać nie muszą, ci co delikatna mgła nieświadomości okryła ich jestestwo przeczytają, by wiedzieć gdzie byli. Reszta jak chce.
Na koncercie nie pojawił się anonsowany wcześniej Zombie Christ, zamiast niego na pierwszy ogień wskoczył Abnormality Sickness. Ot, prosty, nieskomplikowany grind z dwoma wokalami, którzy uraczyli nas piosenkami zaśpiewanymi w języku ojczystym. Tytuły takie jak "Gołąb Pankracy", "Chujnia" czy "27 jaboli i 3 bułki", nie pozostawiały złudzeń, że panowie raczej dość swobodnie podchodzą do swojej twórczości - poza tym, image jeszcze to podkreślał. Chłopcy byli ubrani raczej mało "metalowo", konferansjerka w stylu: Czy są tu jacyś studenci? Taaaaa, No to chuj wam w dupę!, spowodowała, że oprócz nieskomplikowanej muzyki typu umpa umpa można było się uśmiać popijając kolejne piwo.
Jako druga kapela, zaprezentowała się katowickiej publiczności horda miłośników trzody chlewnej, czyli Nuclear Vomit. Na scenie pełen luz ( chociaż słowo scena to słowo zdecydowanie na wyrost, ale w knajpie była wydzielona strefa gdzie grały kapele, stopień wyżej niż podłoga więc tak, była to scena ) , jeden z gitarzystów wyraźnie był rozluźniony, panowie swobodnie rozmawiali z publiką - jak ktoś wskoczył im między graty i wywrócił piwo, a także wyłączył mikrofon, usłyszał że ma zapierdalać po browara. A najlepiej po pięć. Wokal zachęcił ludzi do tańca, panie proszą panów, w końcu zaproponował by w Korbie zrobiono ścianę śmierci - jakieś osiem osób posłuchało, a że pomieszczenie ciasne to i widok był zabawny. Poza tym panowie wokaliści kwiczeli, burczeli,charczeli, ryczeli pozostali napierdalali w swoje instrumenty, ludzie pili piwo, tańczyli - słowem, było fajnie.
No i na koniec Squash Bowels. Troszke im zajęło zanim się ustawili, jak już zaczęli grać, to okazało się ze statyw z mikrofonem parę razy zmienił położenie, wokal chyba parę razy nim oberwał, Andy wczuwał się grając swoje partie Melon dewastował zestaw... Ludzie bawili sie dalej, tudzież pili dalej, czasem łączyli te czynności jednocześnie. Wydawać by się mogło, że Squashe wypadli nieco słabiej niż Nuclear Vomit - nie wiem, może ja ich jakoś inaczej odebrałem, ale jakoś mi się wydawało że są albo na solidnym kacu, albo troszkę zmęczeni. Nie to że zagrali źle, ale poprzednicy mieli jakby większego pałera. Mimo wszystko zagrali jakieś 45 minut i dobranoc. Dobrze było. Do następnego.
Na koncercie nie pojawił się anonsowany wcześniej Zombie Christ, zamiast niego na pierwszy ogień wskoczył Abnormality Sickness. Ot, prosty, nieskomplikowany grind z dwoma wokalami, którzy uraczyli nas piosenkami zaśpiewanymi w języku ojczystym. Tytuły takie jak "Gołąb Pankracy", "Chujnia" czy "27 jaboli i 3 bułki", nie pozostawiały złudzeń, że panowie raczej dość swobodnie podchodzą do swojej twórczości - poza tym, image jeszcze to podkreślał. Chłopcy byli ubrani raczej mało "metalowo", konferansjerka w stylu: Czy są tu jacyś studenci? Taaaaa, No to chuj wam w dupę!, spowodowała, że oprócz nieskomplikowanej muzyki typu umpa umpa można było się uśmiać popijając kolejne piwo.
Jako druga kapela, zaprezentowała się katowickiej publiczności horda miłośników trzody chlewnej, czyli Nuclear Vomit. Na scenie pełen luz ( chociaż słowo scena to słowo zdecydowanie na wyrost, ale w knajpie była wydzielona strefa gdzie grały kapele, stopień wyżej niż podłoga więc tak, była to scena ) , jeden z gitarzystów wyraźnie był rozluźniony, panowie swobodnie rozmawiali z publiką - jak ktoś wskoczył im między graty i wywrócił piwo, a także wyłączył mikrofon, usłyszał że ma zapierdalać po browara. A najlepiej po pięć. Wokal zachęcił ludzi do tańca, panie proszą panów, w końcu zaproponował by w Korbie zrobiono ścianę śmierci - jakieś osiem osób posłuchało, a że pomieszczenie ciasne to i widok był zabawny. Poza tym panowie wokaliści kwiczeli, burczeli,charczeli, ryczeli pozostali napierdalali w swoje instrumenty, ludzie pili piwo, tańczyli - słowem, było fajnie.
No i na koniec Squash Bowels. Troszke im zajęło zanim się ustawili, jak już zaczęli grać, to okazało się ze statyw z mikrofonem parę razy zmienił położenie, wokal chyba parę razy nim oberwał, Andy wczuwał się grając swoje partie Melon dewastował zestaw... Ludzie bawili sie dalej, tudzież pili dalej, czasem łączyli te czynności jednocześnie. Wydawać by się mogło, że Squashe wypadli nieco słabiej niż Nuclear Vomit - nie wiem, może ja ich jakoś inaczej odebrałem, ale jakoś mi się wydawało że są albo na solidnym kacu, albo troszkę zmęczeni. Nie to że zagrali źle, ale poprzednicy mieli jakby większego pałera. Mimo wszystko zagrali jakieś 45 minut i dobranoc. Dobrze było. Do następnego.