10-09-2017, 08:52
Wczorajsza impreza bardzo udana.
co prawda na bramce okazało się że zamiast biletu do łapki będzie pieczątka na łapkę, co u mnie jako u typa starej daty który kolekcjonuje od dwóch dekad bilety, spowodowało lekki zawód, ale jakoś to przeżyłem :)
Ludziska zbierali się po woli, a Ci co byli woleli siedzieć na zewnątrz, co umożliwiała zajebista pogoda. W związku z tym organizator troszkę opóźniał rozpoczęcie koncertu. W końcu około wpół do ósmej zaczął Temple Desecration. To mój drugi raz z tym zespołem. Poprzednio jak ich widziałem w marcu przed Doombringer, to jakoś nie zwróciłem na nich uwagi, ale wczoraj już jak najbardziej. Nie jestem jakimś zagorzałem fanem takiej stylistyki, ale koncerty to inna bajka. Uważam że zespół dobrze wykorzystał te 40 minut jakie spędził na scenie. Było szybko, było wolno, były zwolnienia, przyspieszenia. Na początek wieczoru w sam raz.
Deus Mortem zagrał zajebisty koncert. Od samego początku.
To co od razu zwróciło uwagę to świetne, czyste, potężne brzmienie. Pod sceną rozkręcił się mały młyn który trwał do końca koncertu. W bodajże trzecim numerze Markowi zamilkł mikrofon, więc byliśmy świadkami instrumentalnego wykonania okraszonym mimiką wokalisty :) Po koncercie jak się go pytaliśmy to mówił że nie słyszał jak mu mikrofon padł i śpiewał swoje :) Widać że chłop się zapamiętał w tym co robi, hehe.
I taki właśnie był cały gigi Deus Mortem - szczery, porywczy, zagrany z wielkim zapamiętaniem. Podczas ich koncertu chyba inaczej płynął czas, bo jak po pięciu minutach Maras oznajmił że właśnie zagrają ostatni kawałek, to ze zdziwieniem spojrzałem na zegarek i zdziwiłem się wielce że faktycznie minęło już prawie 40 minut :) Po tym ostatnim numerze, (jednym z dwóch nowych jakie zagrali), zespół zaczął zwijać się ze sceny. Wtedy nastąpiła fajna rzecz. Publika krzyczała nazwę zespołu, darła się "jeszcze jeden", więc cóż było robić - zagrali jeszcze nieplanowanego bisa. Na koniec poleciało "Ceremony..." Podobał mi się ten spontaniczny ukłon w stronę fanów.
Świetny koncert.
co do 13th Moon to dla mnie wielkie pozytywne zaskoczenie.
nie będę ściemniał że znałem twórczość tego zespołu. Owszem nazwa mi się obiła o uszy ale muzyka już niekoniecznie. Jak wszedłem do sali to pierwsze co mi się rzuciło w nos to ostry zapach kadzidła, na scenie zobaczyłem zakapturzone postacie którym za jedyne oświetlenie służył świecznik z zapalonymi świecami (Coffinowi by się spodobało, hehe)
Po intro buchnęło z głośników cholernie duszną, gęstą i zatęchłą katakumbą, smołą i siarką...
Wydawało by się że taka muzyka na koncercie będzie się zlewać w jedno bulgotanie i buczenie, a tutaj znowu niespodzianka, bo moim zdaniem świetnie wszystko brzmiało. Cały niedługi koncert obejrzałem, a raczej wysłuchałem (bo na scenie wizualnie niewiele się działo) z wielkim zainteresowaniem. Publiczności chyba też się podobało, szczególnie jakieś grupie Szwabów, która pojawiła się na koncercie i bawiła się pod sceną.
Również bardzo dobry koncert
Reasumując to był bardzo udany wieczór.
Temple Desecration dupy mi nie ale wstydu też nie przynieśli. było OK
Co do Deus Mortem miałem pewne oczekiwania, wiedziałem czego się spodziewać i się absolutnie nie zawiodłem - rewelacja !
Co do 13th Moon nie miałem żadnych oczekiwań, a koncert okazał się również bardzo dobry