Vader jaki jest każdy widzi, a raczej słyszy. Pomimo wyraźnie przeciętnego poziomu ostatnich wydawnictwa wybrałem się do Katowic na koncert. Dodatkowym magnesem, a może nawet głównym przyczynkiem do wyprawy na Śląsk był udział na trasie Infernal War. Wiadomo, Vader koncertuje regularnie, sam już nie zliczę ile razy go widziałem, ile razy odpuściłem ich koncerty, a Infernali wdziałem tylko raz na którejś edycji Mistycznej Nocy w starym Mega Clubie jakąś dekadę temu, tak więc bardzo byłem ciekaw jak zespół reprezentuje się obecnie.
Na stronie klubowej w Internetach pisało że wstęp jest od 19:00 a granie zaczyna się od 19:30,a tu niespodzianka, bo równo o siódmej zaczął już pierwszy zespół. Po pół godzinie zeszli ze sceny… i tyle mogę o nich napisać. Nie wzięło mnie to absolutnie.
Infernal War znakomicie. Przekrojowy set, dużo starszych rzeczy. Przyjęcie przez publikę troszkę niemrawe na początku, ale potem było lepiej. Dobrze to wszystko brzmiało i grało, jakby to powiedział Kolega Plastek – konkretny wpierdol :) Czterdzieści pięć minut minęło nadzwyczaj szybko. Świetny występ.
Vader krótko i konkretnie bez rozpisywania.
Bardzo dobre brzmienie, przekrojowa setlista, pięć albo sześć kawałków z nowej płyty, poza tym wiele „przebojów”, a na koniec rozjebanie wszystkiego w pył wykonaniem Raining blood”
Nowe numery nawet się dobrze komponowały, myślałem że będzie gorzej. Tak jak pisałem na wstępie, na płytach zespół już nie porywa (przynajmniej mnie), ale koncerty to jednak inna bajka. Tutaj zespół jest naprawdę w świetnej formie. Jest ogień (w przenośni i dosłownie), odrobina szaleństwa… nie ma się do czego przypieprzyć.
Był tylko jeden zgrzyt moim zdaniem. Wykonanie „Dark Age”. Nie wiem ale dla mnie było kurwa jakieś kwadratowe, ze zjebanymi solówkami, w połowie miałem wrażenie że się kompletnie pogubili i chcieli tylko dotrwać do końca utworu. Ale zaraz zrehabilitowali się zajebiście wykonanym „Vicious circle”. Do końca już było tylko bardzo dobrze, min. „Carnal”, „Cold demons”, „Sothis” i na sam koniec cover Slayera, po którym nie było już co zbierać.
Co do „Carnal” to pamiętam jak na koncertach z przed lat to cała sala śpiewała ten utwór, a wczoraj było cichutko … owszem był młyn, rozpierdol po sceną i szaleństwo, ale tego tradycyjnego śpiewania już nie było.
Niespełna półtorej godziny zleciało jak z bicza strzelił.
Bardzo udana sobota.
