Zajebisty koncert - dziś ledwo żyję, ledwo chodzę, ledwo się poruszam. Głowa zupełnie mi się nie rusza - jak chcę spojrzeć gdzieś w bok tu muszę skręcać się w tułowiu. Takiego młynka nie kręciłem już głową od dobrych kilkunastu lat . Właściwie każda z kapel zagrała na 150 proc. - no może tylko Slayer na 100 proc. - ale tylko dlatego, że po nich oczekiwałem zajebistego występu, a po pozostałych kapelach nie spodziewałem się żadnych rewelacji. Behemoth spędziłem w zagrodzie dla vipów starając się jak najwięcej zjeść i wypić, za tę zmarnowaną kasę na bilet, zakupiony ze względu na moją żonę, która ostatecznie i tak nie mogła się ze mną wybrać

No ale nie ma tego złego... Wracając do Behemotha z tego co słyszałem - było bardzo dobrze.
Anthrax rozpierdolił - po tym koncercie jestem pewien, że wybrałbym się bez chwili wahania na jakiś ich klubowy gig. Zresztą ja zawsze wolałem Anthrax z Belladonną niż z Bushem (może i ten ostatni jest lepszym wokalistą, ale...).
Cześć Megadeth przegadałem w miłym towarzystwie, a później szalałem w sektorze dla "tłuszczy"

)) Zresztą straszna chujnia z tym vipowskim sektorem, bo niby browar bez ograniczeń w cenie, ale nie można było wynosić, więc co chciałem się napić z kimś z zewnątrz, to musiałem piwo kupować.
Set Megadeth wymarzony! Slayer rozjebał, mało sobie łba nie urwałem - w przerwie szybkie parę piw, jakiś papieros bez filtra wypalony ze znajomymi i Metallica - na której zamierzałem trochę odsapnąć i wytrzeźwieć. Dali jednak czadu ostro - cholera, uświadomiłem sobie wczoraj, że dziś, po 20 latach obcowania z ich twórczością największą miętę czuję do Kill'em All. Te utwory mają taki feeling, takiego ducha, że po prostu odpadam. Przy kawałkach z innych płyt szalałem, ale przy Hit the Lights i Seek & Destroy wpadłem w taki amok, że do dziś zastanawiam się dlaczego ochrona nie wyprowadziła mnie z tego parku geriatrycznego z krzesełkami.
Było doskonale - po prostu inaczej niż na koncertach, na które zwykle chodzę. Świetnie pod względem towarzyskim - bo cholera nie wiem, jak to możliwe - ale co chwila w tym 80 tys. tłumie napotykałem jakiś znajomych ludzi i to najczęściej tych, których poznałem gdzieś kiedyś, na jakiś klubowych koncertach. Metallica w klubie pewnie już nigdy nie wystąpi, ale ilekroć przyjedzie do nas Anthrax, Megadeth czy Slayer to zawsze stawię się pod sceną. Ba, na Behemoth nawet się wybiorę przy pierwszej okazji - bo choć ich płyty mnie nie emocjonują, to czuję, że na żywo, w bardziej sprzyjającej scenerii warto byłoby ich zobaczyć.