Scaarph pisze:trza było się drzyć! ;)
Zdarłem struny na CF. Następnym razem pisz na pw, jak się będziesz wybierał na takie spędy w Niemczech ;)
Ja to widziałem tak...
Kommandant - obejrzałem wprawdzie wcześniej jakieś nagrania ale takiego spektaklu i poziomu przygotownia nie spodziewałem się ani ja ani trzech moich kompanów. Totalitarne odhumanizowane nihilistyczne misterium i perfekcja wykonania. Przez te maski nie widać żadnych emocji, co idealnie współgra z ich konceptem. Perkusista nakurwiał jak tornado. Facet przypomina mi poniekąd Inferno, poza blastami co chwila coś miesza i całość na tym zyskuje. Wokalista, drugi Attila, pierwsze skojarzenie. Amerykanie poniekąd skasowali wszystkich tego dnia. Nie wiem dlaczego grali jako pierwsi ale na szczęście dostali najwięcej czasu, poza Tsjuder i CF. Zresztą ta trójka zarządziła na tym festiwalu.
Svarttjern - świetny zespół, zwłaszcza numery z debiutu szarpią na koncertach.
Sargeist - słabo
Proclamation - jeszcze słabiej
Nocturnal Depression - jak ktoś lubi depresyjny black to pewnie warto ich zobaczyć, widziałem wcześniej więc tym razem za wiele ich nie oglądałem.
Hades - zaliczyłem drugą połówkę, bardzo dobrze. Było Alone Walkyng. W ubiegłym roku grali na innym feście jako headliner. Przespali parę lat, tłumów nie przyciągają.
Archgoat - fajne brzmienie, sama muza jak dla mnie na kwadrans.
Troll - było w porządku ale stać ich na więcej. Nagash chyba sobie trochę odpuścił, a perusista grał jakby cały czas się srał, że zaraz się pomyli. Był nowy numer, I am the beast, czy jakoś tak, taki trochę bujany rock n rollowy.
Ragnarok - drugi raz w tym roku, zupełnie to do mnie nie trafia. Powinni się zamienić miejscami ze Svarttjern, który ich wcina na śniadanie.
Horna - w tak dobrych warunkach scenicznych pięknie rozwinęli skrzydła. Te ich specyficzne proste koncertowe riffy robią świetną robotę. Wokalista nawiedzony, czyli tak jak trzeba. Nie obyło się bez dedykacji dla przyjaciół z Antifa. Czwarty koncert festu.
Tsjuder - pokazali jak się gra szybki wściekle agresywny black w Norwegii. Brzmienie żyleta. Grali z zastępczym gitarzystą z 1349. Na koniec poszło zresztą Riders of the Apocalypse z ich repertuaru i Bathory Sacrifice. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby ten zespół mógł zagrać jeszcze lepszy koncert. Zniszczenie.
Carpathian Forest - nie chce mi się liczyć ile razy ich oglądałem ale przebili nawet ten koncert na Krzemionkach z grubymi babami. Zagrali ze wszystkich, od tytułowego Black Shining Leather po urywający łeb Diabolism z ostatniego albumu. Jak dla mnie to był kompletny amok. Wspaniale, że wrócili i niech napierdalają jak najdłużej, bo nie ma drugiej takiej kapeli.
Takiej jakości dźwięku i oświetlenia życzyłbym sobie na każdym feście. Zresztą to już chyba norma na imprezach Burning Stage. Zaoszczędzili na opaskach, zamiast których były pieczątki, a te można sobie było odbić od kolegi. Ochrona nie przeszukała mnie ani razu. Można było wnieść dowolną ilość granatów ręcznych i noży. Do tego na wjeździe częstowali jakimś zielonym alkoholem. Na parkingu działy się momentami dramatyczne sceny, ze szkodami na zdrowiu i mieniu :)
Alsfeld jest tanie (od 19 EUR/noc), można dobrze zjeść (restauracja Mainzer Tor) i jest tuż przy autostradzie.
Na następny rok obstawiam Mayhem, Watain, Behexen i Mgła. Zajebiście byłoby tam zobaczyć Infernal War.