Dzień 3
Tym razem trzeba było nieco wcześniej wstać,bo jeszcze przed południem
na dużej scenie występowała wesoła gromadka (w porywach do 7 osób) z
PHLEBOTOMIZED.Fajnie było zobaczyć ten zespół,bo niegdyś bardzo go ceniłem.
I po koncercie muszę stwierdzić,że nadal bardzo cenię.Zagrali naprawdę
fajnie.Widać było zaangażowanie i prawdziwą radość z grania.
I jakże byli szczęśliwi,gdy dostrzegli pod sceną dwóch fanów w koszulkach
ich zespołu...
Teraz nastąpiła dłuższa przerwa,bo trzeba było trochę wspomóc czeski
odpowiednik "Polmosu"...
Następnie zaczął się mały maraton koncertowy:
CATTLE DECAPITATION - zdążyłem na końcówkę,więc trudno się rozpisywać.
Wyglądało to całkiem solidnie.
KATATONIA - oczekiwań nie miałem żadnych,ale że jakiś sentyment ciągle
do tego zespołu mam,to postanowiłem sprawdzić jak wyglądają po reaktywacji.
Ze starszych utworów nie zagrali nic,ze średnio-starych "Ghost of the sun"oraz
3 albo 4 z "The Great cold distance"a reszta to nowsze zamulacze,aż się
oko samo przymykało.Nuda panie,nuda.
ASPHYX - jak zawsze w swoim niepowtarzalnym stylu i na wysokim poziomie.
Hitów nie brakowało - "Deathhammer","Scorbutics","Asphyx","The Rack",
"Last one on earth"czy też dedykowany Putinowi "Death the brutal way".
PARADISE LOST czy BLOOD INCANTATION oto jest pytanie ?To był największy
dylemat festiwalu,bo nie dałem rady być w dwóch miejscach na raz.
W końcu wybrałem Angoli,bo już ich dość dawno nie widziałem.Nie wiem
czy popełniłem życiowy błąd czy też nie.W każdym razie PL zagrali
całkiem udany koncert.Fajnie było znowu usłyszeć na żywo "Embers fire",
"As i die","Forever failure"i przede wszystkim mój ulubiony "Eternal".
Nie mam żadnych zastrzeżeń,bo przecież nie łudziłem się,że przypierdolą
"Rotting misery" czy "Frozen illusion"...
Teraz czas przespacerować się na małą scenę, gdzie piekło rozpętuje
NECROPHOBIC.Ależ to był ogień!!!Niespodziewanie jeden z najlepszych koncertów
festiwalu.Idealnie by się nadawali na Black Silesia w Byczynie.
I powrót na dużą scenę,gdzie już śpiewa i tańczy Król z MERCYFUL FATE.
Nie ukrywam,że nigdy nie byłem fanem MF i przede wszystkim wokalu Diamonda.
Miałem obawy czy nie będzie piszczał ponad miarę,ale zostałem bardzo miło
zaskoczony.Bardzo profesjonalny koncert z ciekawą scenografią,bardzo dobrym
dźwiękiem i same utwory też dawały radę.
Koncert CRADLE OF FILTH to niejako przeciwieństwo MF - bardzo słabe brzmienie,
nieznośne piski wokalisty i generalnie pajacowanie.Może gdybym znowu miał 15-16 lat,
to zrobiłoby to na mnie wrażenie,ale dzisiaj już zdecydowanie NIE.
Po dłuższej przerwie na odnowę biologiczną udałem się na kolejny koncert z cyklu
"Uwielbiam dźwięki Funeral Doom Metalu o drugiej nad ranem" - SKEPTICISM.
Co tu dużo pisać - klasyka,dół,miazga,smutek plus kwiatki rozdawane przez wokalistę
I w ten oto sposób skończył się kolejny ciężki dzień festiwalu.