Masterful Magazine

ANNIHILATOR
26.10.2010 - Warszawa, Progresja, godz. 20.00
27.10.2010 – Kraków, Loch Ness, godz. 20.00

Otwarcie bramek: godz. 19.00

Cena biletów, (w przedsprzedaży/ w dniu koncertu):
Warszawa: 80/ 90 zł
Kraków: 70/80 zł

Jak dla mnie super

Ciekaw jestem kto wystąpi jako support?

Castor pisze:Ciekaw jestem kto wystąpi jako support?

ponoć Frontside ma się pojawić.

No to trzeba się będzie przejść do Progresji; 23.02.2000 r. w Proximie zagrali znakomicie z Randy'm Rampage'm,
a Jeff Waters to jeden z najlepszych koncertowych gitarzystów wogóle-zagrali nawet lepiej niż Over Kill; jak kilka lat
później niestety supportowali na trasie Trivium też w Proximie, grali krótko, więc odpuściłem sobie ten koncert...

Skaut pisze:

Castor pisze:Ciekaw jestem kto wystąpi jako support?

ponoć Frontside ma się pojawić.

Kuźwa, to już nie ma innych kapel

Wybiera się ktoś na krakowski gig kanadyjskich Bogów Speed/Thrashu ?

Niewykluczone.

Będę na warszawskim;)

Jak tam supporty wypadły i ile grały? O której na scenę wchodzi Annihilator?

Pierwszy support, Svolk naprawdę bardzo fajny. Jeśli ktoś lubi stoner to nie będzie zawiedziony.
Druga kapela fatalne, sztuczne granie. Niby trash, ale zero oryginalności. Annihilator wyszedł o 22.00, koncert skończył się ok 23:45. Naprawdę świetny żywiołowy set. Jeśli ktoś ma okazję dziś być w Krakowie niech się nie zastanawia. Po koncercie Jeff wyszedł pogadać, porobić fotki. Zero gwiazdorki

Svolk fanie bardzo Danzingowo
Sworn amongst sie rozczarowalem, poprzedkoncertowym zapoznaniem sie z nimi, spodziewalem sie duzo wiecej, ale w sumie ne bylo az tak zle
Annihilator - pieknie po prostu pieknie, nie rozwodzac sie za bardzo powiem , ze kto poszedl na andzele do Stodoly - przegral zycie

Brzmienie całkiem niezłe, może trochę było za głośno, ale ok. Wokal trochę się wyrobił, ale i tak nie za bardzo mi pasuję do tej kapeli. Dobór utworów ujdzie - choć byłbym najszczęśliwszy jakby grali tylko z pierwszych dwóch płyt, bo te albumy to dla mnie klasa, jeśli nie dwie - wyżej, niż wszystko co później nagrali. Waters zrobił na mnie ogromne wrażenie - i to nie tylko za sprawą znakomitej gry na gitarze. Był naturalny, wyluzowany, otwarty - od razu widać, że ten gość doskonale bawi się muzyką. Nic dziwnego, że jego dobry humor udzielał się publiczności.
Wracając do Dava Paddena - gość zupełnie z innej bajki, o dziwo w starych kawałkach jakoś sobie radził w tych ostrzejszych partiach, ale jak trzeba było zaśpiewać wysoko to już brzmiał koszmarnie. Całkiem nieźle natomiast wypadł przy okazji łzawej ballady Phoenix Rising Cóż - Randy Rampage był genialny, Coburn Pharr zdecydowanie dawał radę, a później to już do wokalistów szczęścia nie mieli. Ot lepsi bądź gorsi rzemieślnicy,ale nic specjalnego.
Podsumowując - fajny koncert i warto było się wybrać, choć byłem tak potwornie zmęczony, że robiłem tym razem za "lansera" i "podpieracza ścian"

Ale ważne, że byłeś i wspierałeś scenę

tym razem mi się nie udało wpaść... i stanąć koło marii

Conflagrator pisze:Ale ważne, że byłeś i wspierałeś scenę

ja nawet jak siedzę, albo podpieram ścianę to i tak maniakalnie )

Maleficio pisze:tym razem mi się nie udało wpaść... i stanąć koło marii

Właśnie brakowało kogoś z dyktafonem, nagrywającego bootlega. Młyn pod sceną był jakiś taki niepełny...

Młyn to chyba na jednym kawałku był
Wokal nie był taki zły, nie przesadzaj już