to wrzuć sobie "Ravedeath, 1972" na początekHarlequin pisze:Chyba powinienem obadać tego Heckera, choc z hasłem 'ambient' niekoniecznie jest mi po drodze.
JOHN ZORN
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- Bonny
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2133
- Rejestracja: 20-01-2006, 17:37
- Lokalizacja: Ross Bay
Re: JOHN ZORN
ano właśnie. ja inaczej patrzę na ten zespół, poza wszystkim łatka free jazz niewiele w gruncie rzeczy mówi. im lepszy artysta tym mniej funkcjonalne jest takie określenie, no chyba że na zasadzie - gra tak, że trudno go sklasyfikować.Harlequin pisze:Zdecydowanie uważam, że mimo wszystko zarówno Talisman jak i The Prophecy to twory avant a nawet free jazzowe. Co do Prophecy to nawet jeszcze bardziej wpada w tą szufladkę, jako, że Tatsuya gra zupełnie inaczej niż Harris. Nawet Laswell tak nie dudni jak na Talisman. Koncertowe dokonania PainKiller zdecydowanie podpadają mi pod jazzową szufladkę, niezależnie od przedrostka jaki przed tym postawimy.
Konkurencja? Poniższe na pewno cenię bardziej.
Fire! Orchestra - Exit!
DKV Trio + Gustaffson/Pupillo/Nillsen-Love - Schl8hof
Hera & Hamid Drake - Seven Lines
Natomiast z ciekawosci zapytam sie Ciebie jak Ci sie widzi The Prophecy na tle Talisman i Rituals?
jak oceniam The Prophecy na tle pozostałych koncertówek czy w ogóle wcześniejszych płyt? ano tak, że gdy pierwszy raz usłyszałem The Prophecy, to wiedziałem natychmiast, że to może być tylko TEN zespół, ale do żadnej z ich płyt mi ten materiał nie pasował. tak, bez Harrisa grają inaczej, ale z drugiej strony grają też inaczej niż na koncertówce wydanej na 50 urodzony Zorna, gdzie Harrisa też już nie było.
Talisman ma swój niebywały urok, krystaliczne brzmienie i porywające improwizacje. na Rituals doskonale uchwycona została konfrontacyjność i sadyzm tej muzyki. bez Harrisa, na The Prophecy grają inaczej. jak? sam nie wiem jak to nazwać. może dojrzalej, w bardziej przemyślany sposób? przemyślany, ale bez straty dla improwizacyjnego charakteru tej muzyki; dojrzały, ale wciąż pasjonujący. mniejsza o nazwy, na nie wciąż jest za wcześnie, póki co wolę cieszyć się muzyką. Laswell faktycznie nie dudni, on gra jak Cesarz Basu. gdy tylko wychodzi na czoło całej sekcji ja padam na kolana. on jest najjaśniejszą gwiazdą na tej płycie
- Harlequin
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8678
- Rejestracja: 12-03-2010, 13:38
- Lokalizacja: Koko City
Re: JOHN ZORN
A nie masz wrażenia, że The Prophecy w tym całym swoich impowizatorskim szaleństwie jest zarazem bardzo ładną płytą? Słucham tego materiału i jest tu cała gama smaczków, niuansów, ciekawych melodii i rozwiązań. Mam wrażenie, że jako całość ma niebywale lepszy flow, a muzycy o wiele sprawniej się przenikają anizeli miało to miejsce choćby na "Talisman". Tamta płyta jawiła mi sie jako dużo bardziej potężna, ale też zarazem troche jakby każdy z muzyków chciał z osobna zaakcentować swoje własne ja. Tutaj mam wrażenie, że słysze po prostu zespół. no i te wszystkie pogłosy... miód. Moze troche tę płytę odbieram inaczej z tego względu, że została wydana troche jako wydawnoctwo 'posmiertne' i nie w oryginalnym składzie, co wcale nie rzutuje na to, aby wymieniać ja w gronie najlepszych ubiegłorocznych płyt. Z drugiej strony myśle sobie o ile bardziej wartościowe byłoby to wydawnictwo, gdyby zostało zarejestrowane w latach regularnej działaności PainKiller. Niemniej jednak cięzko podważyc to, że The Prophecy brzmi po prostu jak PainKiller.Bonny pisze:ano właśnie. ja inaczej patrzę na ten zespół, poza wszystkim łatka free jazz niewiele w gruncie rzeczy mówi. im lepszy artysta tym mniej funkcjonalne jest takie określenie, no chyba że na zasadzie - gra tak, że trudno go sklasyfikować.Harlequin pisze:Zdecydowanie uważam, że mimo wszystko zarówno Talisman jak i The Prophecy to twory avant a nawet free jazzowe. Co do Prophecy to nawet jeszcze bardziej wpada w tą szufladkę, jako, że Tatsuya gra zupełnie inaczej niż Harris. Nawet Laswell tak nie dudni jak na Talisman. Koncertowe dokonania PainKiller zdecydowanie podpadają mi pod jazzową szufladkę, niezależnie od przedrostka jaki przed tym postawimy.
Konkurencja? Poniższe na pewno cenię bardziej.
Fire! Orchestra - Exit!
DKV Trio + Gustaffson/Pupillo/Nillsen-Love - Schl8hof
Hera & Hamid Drake - Seven Lines
Natomiast z ciekawosci zapytam sie Ciebie jak Ci sie widzi The Prophecy na tle Talisman i Rituals?
jak oceniam The Prophecy na tle pozostałych koncertówek czy w ogóle wcześniejszych płyt? ano tak, że gdy pierwszy raz usłyszałem The Prophecy, to wiedziałem natychmiast, że to może być tylko TEN zespół, ale do żadnej z ich płyt mi ten materiał nie pasował. tak, bez Harrisa grają inaczej, ale z drugiej strony grają też inaczej niż na koncertówce wydanej na 50 urodzony Zorna, gdzie Harrisa też już nie było.
Talisman ma swój niebywały urok, krystaliczne brzmienie i porywające improwizacje. na Rituals doskonale uchwycona została konfrontacyjność i sadyzm tej muzyki. bez Harrisa, na The Prophecy grają inaczej. jak? sam nie wiem jak to nazwać. może dojrzalej, w bardziej przemyślany sposób? przemyślany, ale bez straty dla improwizacyjnego charakteru tej muzyki; dojrzały, ale wciąż pasjonujący. mniejsza o nazwy, na nie wciąż jest za wcześnie, póki co wolę cieszyć się muzyką. Laswell faktycznie nie dudni, on gra jak Cesarz Basu. gdy tylko wychodzi na czoło całej sekcji ja padam na kolana. on jest najjaśniejszą gwiazdą na tej płycie
- Lykantrop
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8015
- Rejestracja: 23-12-2009, 17:51
Re: JOHN ZORN
Że też pominąłem ten temat... Muzykę Johna Zorna poznałem głównie dzięki mojemu znajomemu, który był na tyle sprany, że zamówił sobie u Tzadika prenumeratę i płacił kupę kasy, żeby wszystko co wychodzi sygnowane nazwiskiem Jasia dostawać w dniu premiery. Ja aż taki dobry nie jestem i chociaż nie raz próbowałem się zmierzyć z jego bardziej "ludzkim" obliczem to darowałem sobie. Bardzo lubię Masada (szczególnie jako Electric Masada i "At the Mountains of Madness") i... tutaj zarzucę paroma projektami, które wynoszę ponad niebiosa. Powinny się one nawet spodobać ludziom, którzy wcześniej do czynienia z żydkiem nie mieli, a 99% ich płytoteki wypełnia szeroko rozumiany metal:
Six Litanies for Heliogabalus
" onclick="window.open(this.href);return false;
To chyba zaraz po Naked City mój ulubiony projekt Zorna. Stylistycznie oscylujący w granicach tego do czego nas już przyzwyczajono na "Torture Garden", choć mniej tutaj free jazzujących momentów, a Baron gra jak nigdy przedtem - bardziej to przypomina sekcję rytmiczną Napalm Death na ten przykład. Miazga jednym słowem.
Moonchild:
" onclick="window.open(this.href);return false;
Spotkał się John z Pattonem, żeby wspólnymi siłami oddać hołd Mr. Crowley'owi. Było to na tyle dobre, że fani nie dawali im spać po nocach błagając, żeby jeszcze raz stanęli na muzycznym ringu i nagrali coś równie genialnego. Zrobili to jako "Crucible", który na pewno ich nie zawiódł i utrzymał mistrzowski poziom.
Music for Children:
" onclick="window.open(this.href);return false;
Ta płyta z kolei to świetna wycieczka w pigułce po bogatym dorobku bohatera tematu. Każdy utwór w diametralnie innej stylistyce - od free jazzującego grindcore, przez free jazz, noise (ostatni numer z tej płyty, nagrany z Anthony'm Colemanem - "Sooki's Lullaby" to wręcz noise!) po muzykę klasyczną.
Six Litanies for Heliogabalus
" onclick="window.open(this.href);return false;
To chyba zaraz po Naked City mój ulubiony projekt Zorna. Stylistycznie oscylujący w granicach tego do czego nas już przyzwyczajono na "Torture Garden", choć mniej tutaj free jazzujących momentów, a Baron gra jak nigdy przedtem - bardziej to przypomina sekcję rytmiczną Napalm Death na ten przykład. Miazga jednym słowem.
Moonchild:
" onclick="window.open(this.href);return false;
Spotkał się John z Pattonem, żeby wspólnymi siłami oddać hołd Mr. Crowley'owi. Było to na tyle dobre, że fani nie dawali im spać po nocach błagając, żeby jeszcze raz stanęli na muzycznym ringu i nagrali coś równie genialnego. Zrobili to jako "Crucible", który na pewno ich nie zawiódł i utrzymał mistrzowski poziom.
Music for Children:
" onclick="window.open(this.href);return false;
Ta płyta z kolei to świetna wycieczka w pigułce po bogatym dorobku bohatera tematu. Każdy utwór w diametralnie innej stylistyce - od free jazzującego grindcore, przez free jazz, noise (ostatni numer z tej płyty, nagrany z Anthony'm Colemanem - "Sooki's Lullaby" to wręcz noise!) po muzykę klasyczną.
Only pierwsze bicia are real!
manieczki pisze:Proszę tutaj pana lykantropa nie denerwować dzisiaj już, bo wypił 5(pięć) piwek, d.o.k.u.r.w.i.l wor metalem i cisnienie jego wynosi tera 150/95
- Godplayer
- w mackach Zła
- Posty: 676
- Rejestracja: 03-11-2011, 20:52
Re: JOHN ZORN
Six Litanies ... czy Crucible to nie projekty , tylko tytułu płyt projektu ogólnie nazywanego Moonchild Trio . Wszystko zaczęło się od płyt Moonchild Trio - Songs Without Words , czyli Baron na garach , Dunn na basie i Patton na wokalu . Następnie ten sam skład wydał album Astronome , a wspomniany przez ciebie Six Litanies ...( mordercza muzyka ) to trzeci tytuł tego projektu , tym razem wspomagany przez gości . Kolejne tytuły to Crucible , Ipsissimus i jak na razie ostatni - Templars : In Sacred Blood .
Warto zajrzeć też do serii Book of Angels , ze szczególnym uwzględnieniem numeru 11 : Zaebos, nagranego przez trio Madeski , Martin and Wood . KOSMOS !!!
Po mordzie kopie też niesamowicie płyta IAO .
Warto zajrzeć też do serii Book of Angels , ze szczególnym uwzględnieniem numeru 11 : Zaebos, nagranego przez trio Madeski , Martin and Wood . KOSMOS !!!
Po mordzie kopie też niesamowicie płyta IAO .
- Żułek
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 13860
- Rejestracja: 10-07-2013, 15:43
- Lokalizacja: from hell
Re: JOHN ZORN
John Zorn z programem Simulacrum na Warsaw Summer Jazz Days 5 lipca
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.
memberlist.php?mode=&sk=d&sd=d#memberlist
memberlist.php?mode=&sk=d&sd=d#memberlist