Perły sprzed lat
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
- Block69
- zahartowany metalizator
- Posty: 4949
- Rejestracja: 04-02-2006, 12:14
- Lokalizacja: Górny Śląsk
Po pierwszym przesłuchaniu jest bardzo dobrze. Faktycznie każdy kawałek jest inny i ma swój specyficzny klimat. Zajebiste są te wolne wałki z industrialnym tłem jak np. Slice Of God. Dowalić czymś szybszym z fajnymi solówkami też potrafią (Mind Grinder rządzi). Wokale też świetne i urozmaicone. W pierwszym kawałku ryczy niczym chop z Obituary. Mocna pozycja i pewnie z każdym następnym przesłuchaniem będzie jeszcze bardziej zyskiwać.
PENIS METAL
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
- Blackult
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2322
- Rejestracja: 01-12-2004, 23:00
- Brzachwo Wój
- w mackach Zła
- Posty: 869
- Rejestracja: 30-08-2004, 12:21
- longinus696
- zahartowany metalizator
- Posty: 3644
- Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
- Lokalizacja: Łódź
Byś reckę jakąś napisał, a nie tak zdawkowo....
Tak na marginesie polecam wszystkim najnowszy numer GLISSANDO. Temat przewodni to historia muzyki rockowej we wszelkich jej odmianach. Osobny artykuł o MAGMA oraz zajebisty tekst o wpływie tuzów krautrocka na nieco młodszych twórców z kręgu alternatywy. Rzadko się pisze o takich rzeczach.
Tak na marginesie polecam wszystkim najnowszy numer GLISSANDO. Temat przewodni to historia muzyki rockowej we wszelkich jej odmianach. Osobny artykuł o MAGMA oraz zajebisty tekst o wpływie tuzów krautrocka na nieco młodszych twórców z kręgu alternatywy. Rzadko się pisze o takich rzeczach.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel
http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
Jestem po przesłuchaniu Area "Arbeit Macht Frei" i zbieram zęby z podłogi... Pięść w ryj dla tych, którzy nie doceniają włoskiej muzyki. Śmierdzi King Crimson na kilometr, poziom tej płyty jest niesamowicie wygórowany, jestem w absolutnym szoku;)
I pytanie - jak można było nagrać płytą, w której dysproporcja między jakością boskiej muzyki a nieudanego wokalu jest tak duża? Gdyby album był wyłącznie instrumentalny, dałbym bez wahania 10\10. Komu się nie spodoba, ten cep oderwany od pługa. Grand Prix Italii.
I pytanie - jak można było nagrać płytą, w której dysproporcja między jakością boskiej muzyki a nieudanego wokalu jest tak duża? Gdyby album był wyłącznie instrumentalny, dałbym bez wahania 10\10. Komu się nie spodoba, ten cep oderwany od pługa. Grand Prix Italii.
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
- Riven
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16717
- Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
- Lokalizacja: behind the crooked cross
- Kontakt:
The 8-9th of March 2008 will Glenn perform the entire THE HERALD onboard the MELLOBOAT together with the complete COMUS band. Don't miss that event! The countdown has started!!!

zobaczyc ich na zywo... nawet po tych 37 latach ; )
The setlist was :
Song To Comus
Diana
The Herald
Drip Drip
The Prisoner
Venus In Furs (a cover of the Velvet Undergound song)
and Song To Comus again :]
And for the DVD I don't have any clue :s
But when it will be released, you will find it on this website :
http://www.mellotronen.com/ (...)
The vocals were great too :]
Bobbie Watson still has the same voice, that was so beautiful...:')
And Roger Wootton's voice was a little different than on the record but he was amazing too!
And I spoke a moment with Andy Hellaby, the bassist, he's a very nice guy! He also told me they will try to do other shows, and next year, if there is a 2009 melloboat, Comus could be back.
this is a land of wolves now
- Riven
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16717
- Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
- Lokalizacja: behind the crooked cross
- Kontakt:
SONG TO COMUS live
< gorsza jakosc, ale dluzszy fragment i lepsza perspektywa.
- 9 minut i w miare dobra jakosc
DRIP DRIP
wzruszylem sie
MUSZE MIEC TO DVD.
edit: najpierw myslalem, ze na ten wystep zatrudnili jakas mloda panne, ale nie, to jest Bobbie Watson. nie wiem jak ona sie tak zakonserwowala, przeciez "FU" ma juz prawie 40 lat ; )) rewelacja.
< gorsza jakosc, ale dluzszy fragment i lepsza perspektywa.
- 9 minut i w miare dobra jakosc
DRIP DRIP
wzruszylem sie
MUSZE MIEC TO DVD.
edit: najpierw myslalem, ze na ten wystep zatrudnili jakas mloda panne, ale nie, to jest Bobbie Watson. nie wiem jak ona sie tak zakonserwowala, przeciez "FU" ma juz prawie 40 lat ; )) rewelacja.
this is a land of wolves now
- Wódz 10
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2041
- Rejestracja: 15-12-2006, 20:44
Właśnie słucham. Bardzo fajna rzecz. I chyba dosyć rewolucyjna jak na swój czas. Zgadzam się co do zmiatania 99% komputerowych dark ambientowych piardów, uznanych chyba tylko ironią losu i muzyczną niekompetencją recenzentów za wartościowe płyty. Dobry kosmos.Brzachwo Wój pisze:
Cluster - Cluster ( Brain ) - na fotce okładka wydania Philips ( nie mam niestety oryginalnego Brain ) z chujowym dopiskiem "71"
1. 15:33
2. 7.38
3. 21.17
Tylko i aż trzy utwory. Tym razem zero motorycznego rytmu, zero wokali. Swoisty dźwiękowy świat stworzony sugestywnie przez panów Hansa Joachima Roedeliusa i Dietera Moebiusa przy ogromnym współudziale tak, tak - Conny'ego Planka. Naturalny, niczym nie zakłócony bieg elektronicznych dźwieków, wznoszący sie i opadający w swoistym pulsie wszechświata. Zajebiście wciągająca muzyka, zwłaszcza jak się słucha przy wspomaganiu ziołowym
Jedno z bardziej unikatowych nagrań swoich czasów. Do dzisiaj zmiata 99,9% komputerowych dark ambientowych piardów, uznanych chyba tylko ironią losu i muzyczną niekompetencją recenzentów za wartościowe płyty.
Muzyka trudna, dla wyrobionego słuchacza, nie dla troglodytów
I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
And the intricacies of the machines that make it possible
- Riven
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16717
- Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
- Lokalizacja: behind the crooked cross
- Kontakt:
Dla zainteresowanych - dostalem linka do kompletnego nagrania reaktywacyjnego koncertu COMUS.
http://www.bittorrent.am/torrent/211515 ... Comus.html
http://www.bittorrent.am/torrent/211515 ... Comus.html
this is a land of wolves now
- longinus696
- zahartowany metalizator
- Posty: 3644
- Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
- Lokalizacja: Łódź
EINSTÜRZENDE NEUBAUTEN - KOLLAPS [1981]
ZickZack

Czy można nagrać rockowy album, będąc pozbawionym podstawowych środków wspomagających muzyczną działalność, włączając w to brak niektórych ważnych instrumentów, jak np. perkusja? Okazuje się, że "chcieć to móc" i w 1981 r. potrafiono obejść się nie tylko bez wypieszczonej produkcji ale i bez innych ważnych akcesoriów zwykle przypisywanych idolom nastoletniej młodzieży. Prawdziwa działalność twórcza ma miejsce przede wszystkim w głowie, zatem do jej realizacji służyć mogą najróżniejsze przedmioty. Muzykę można robić za pomocą szlifierek, młotów, kluczy, płatów blachy, wiertarek, zaś cały proces "budowy" wspomagać jedynie syntezatorem. Można przy tym wydawać komendy, najlepiej po Niemiecku, żeby wywrzeć odpowiednie wrażenie. Będzie to wprawdzie dość prymitywne budownictwo, ale na pewno na miarę swoich czasów. Jak się okazało, model "kalekiej" architektury muzycznej zaproponowany przez Einsturzende Neubauten przyjął się całkiem nieźle (może wobec bankructwa wielu innych fachowo opracowanych dziedzin ludzkiej aktywności) i stanowił przez wiele lat solidną bazę dla kolejnych budowlańców, próbujących oddać za pomocą zgiełkliwych dźwięków zarówno przerażenie, jak i fascynację nowoczesnym światem wszechogarniającej techniki. Oczywiście nikt nie żyje w próżni, a więc i EN mieli swoich "cechowych mistrzów" w postaci Throbbing Gristle. Inspiracje są jednak nieco bardziej złożone – wieść głosi, że kierownik budowy, Blixa Bargeld (Christian Emmerrich znany też z wieloletniej współpracy z Nick Cave & The Bad Seeds) zasłuchiwał się w tym czasie w muzyce etnicznej. Chęć stworzenia własnych "korzennych" dźwięków zaowocowała prawdziwie rytualną muzyką ze złomowiska – przestrzeni dla współczesnego człowieka poniekąd "naturalnej". Szczerość i siła ekspresji zawarte na debiutanckim krążku EN, to wartości, które opierają się upływowi czasu. Powiem więcej, dzięki swej surowości i prostocie ta płyta zjada i wypluwa większość dzisiejszych uszminkowanych "gwiazd industrialu". Cały album przenika punkowa energia. "Kollaps" jest jak zgniatana karoseria, jak telewizor zrzucony z dachu na beton, albo po prostu jak fabryczny zgiełk. To hałas, który oddziałuje za pomocą elementarnych muzycznych składników - rytmu, wyrazistego wokalu i czegoś jeszcze…. może nieoszlifowanego brzmienia materii ulegającej działaniu – pracy człowieka. Pewnie łatwo zachwycać się brzmieniem egzotycznych instrumentów zrobionych z drewna lub kości, ale warto też skonfrontować własne narządy słuchu z tym, co oferuje nam rodzimy śmietnik.
ZickZack

Czy można nagrać rockowy album, będąc pozbawionym podstawowych środków wspomagających muzyczną działalność, włączając w to brak niektórych ważnych instrumentów, jak np. perkusja? Okazuje się, że "chcieć to móc" i w 1981 r. potrafiono obejść się nie tylko bez wypieszczonej produkcji ale i bez innych ważnych akcesoriów zwykle przypisywanych idolom nastoletniej młodzieży. Prawdziwa działalność twórcza ma miejsce przede wszystkim w głowie, zatem do jej realizacji służyć mogą najróżniejsze przedmioty. Muzykę można robić za pomocą szlifierek, młotów, kluczy, płatów blachy, wiertarek, zaś cały proces "budowy" wspomagać jedynie syntezatorem. Można przy tym wydawać komendy, najlepiej po Niemiecku, żeby wywrzeć odpowiednie wrażenie. Będzie to wprawdzie dość prymitywne budownictwo, ale na pewno na miarę swoich czasów. Jak się okazało, model "kalekiej" architektury muzycznej zaproponowany przez Einsturzende Neubauten przyjął się całkiem nieźle (może wobec bankructwa wielu innych fachowo opracowanych dziedzin ludzkiej aktywności) i stanowił przez wiele lat solidną bazę dla kolejnych budowlańców, próbujących oddać za pomocą zgiełkliwych dźwięków zarówno przerażenie, jak i fascynację nowoczesnym światem wszechogarniającej techniki. Oczywiście nikt nie żyje w próżni, a więc i EN mieli swoich "cechowych mistrzów" w postaci Throbbing Gristle. Inspiracje są jednak nieco bardziej złożone – wieść głosi, że kierownik budowy, Blixa Bargeld (Christian Emmerrich znany też z wieloletniej współpracy z Nick Cave & The Bad Seeds) zasłuchiwał się w tym czasie w muzyce etnicznej. Chęć stworzenia własnych "korzennych" dźwięków zaowocowała prawdziwie rytualną muzyką ze złomowiska – przestrzeni dla współczesnego człowieka poniekąd "naturalnej". Szczerość i siła ekspresji zawarte na debiutanckim krążku EN, to wartości, które opierają się upływowi czasu. Powiem więcej, dzięki swej surowości i prostocie ta płyta zjada i wypluwa większość dzisiejszych uszminkowanych "gwiazd industrialu". Cały album przenika punkowa energia. "Kollaps" jest jak zgniatana karoseria, jak telewizor zrzucony z dachu na beton, albo po prostu jak fabryczny zgiełk. To hałas, który oddziałuje za pomocą elementarnych muzycznych składników - rytmu, wyrazistego wokalu i czegoś jeszcze…. może nieoszlifowanego brzmienia materii ulegającej działaniu – pracy człowieka. Pewnie łatwo zachwycać się brzmieniem egzotycznych instrumentów zrobionych z drewna lub kości, ale warto też skonfrontować własne narządy słuchu z tym, co oferuje nam rodzimy śmietnik.
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
- Bonny
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2133
- Rejestracja: 20-01-2006, 17:37
- Lokalizacja: Ross Bay
Nieźle powiedziane. Od siebie dodam, że najstarsze, te najbardziej surowe nagrania EN to dla mnie soniczna artykulacja moich najwcześniejszych wyobrażeń o zimnym, NRD-owskim Berlinie.longinus696 pisze: Chęć stworzenia własnych "korzennych" dźwięków zaowocowała prawdziwie rytualną muzyką ze złomowiska – przestrzeni dla współczesnego człowieka poniekąd "naturalnej".
Wydaje mi się, że fragment filmu 1/2 Mensch (który z rozmaitych względów jest warty polecenia w całości) idealnie oddaje tamten nastrój i emocje. ----------------------> link
Z perspektywy czasu nieco wyżej od "Kollaps" stawiam jednak "Zeichnungen des Patienten O.T." - to zdecydowanie moja ulubiona płyta. Polecam ponadto dwie pierwsze części kompilacji "Strategien gegen Architekturen". Zwłaszcza pierwsza chłoszcze, jest chyba jeszcze bardziej ekstremalna od debiutu.
Do "Silence is Sexy" lubię w zasadzie wszystko, chociaż od "Halber Mensch" to już nieco inna muzyka.
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
- longinus696
- zahartowany metalizator
- Posty: 3644
- Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
- Lokalizacja: Łódź
Wahałem się między "Kollaps", "Zeichnungen des Patienten O. T." albo właśnie "Halber Mensch". No ale jednak debiut... jako ten decydujący krok.Bonny pisze: Z perspektywy czasu nieco wyżej od "Kollaps" stawiam jednak "Zeichnungen des Patienten O.T." - to zdecydowanie moja ulubiona płyta. Polecam ponadto dwie pierwsze części kompilacji "Strategien gegen Architekturen". Zwłaszcza pierwsza chłoszcze, jest chyba jeszcze bardziej ekstremalna od debiutu.
Do "Silence is Sexy" lubię w zasadzie wszystko, chociaż od "Halber Mensch" to już nieco inna muzyka.
Film mam. Jest boski : )
- Wódz 10
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2041
- Rejestracja: 15-12-2006, 20:44
A ja sobie słucham Cluster, który Brzachwo polecał, i chyba nie ma w tym temacie rzeczy, która zmiażdżyłaby mnie do tego stopnia. Tożto momentami zahacza o proto-noise, pre-industrial i jakie tam jeszcze afixy i gatunki muzyki elekotrnicznej można wymyślić 
Zastanawia mnie kwestia piętna, które odcisnął ten album. Czy w tym czasie były podobne rzeczy, nie licząc raczkującego Tangerine Dream?

Zastanawia mnie kwestia piętna, które odcisnął ten album. Czy w tym czasie były podobne rzeczy, nie licząc raczkującego Tangerine Dream?
I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
And the intricacies of the machines that make it possible
- 4m
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1277
- Rejestracja: 01-01-2008, 12:01
- Lokalizacja: z pyłów, energii, świateł i cieni...
Blue Cheer - Vincebus Eruptum (1968)
Akarma AK 011

Czterdzieści lat minęło to piękny wiek,
czterdzieści lat i nawet jeden dzień.
Na drugie tyle teraz przygotuj się,
a może i na trzecie, któż to wie ?
Na karuzeli życia pokręcisz się,
bylebyś tylko nie za wcześnie spadł.
A gdy cię czas pogania, przodem puszczaj drania
bo masz czterdzieści nowych, bo masz 40 nowych,
bo masz 40 nowych lat.
No właśnie, tyle lat minęło od wydania tej płyty w styczniu '68. Co to za cudo? Fuzzy heavy blues-rock. Coś jak Jimi Hendrix, ale dużo bardziej agresywny, brudny (choć przecież Mistrz czysto nie raczył grać prawie nigdy), hałaśliwy. O tak, zasada pierwsza - każdy przełącznik, każde pokrętło - ustawić w maksymalnie maksymalnej pozycji. To jest rock - musi być heavy i głośno! Teraz trzeba wydobyć dźwięk. Hmmm, najlepiej przyłożyć z pełnej pary, musi być głośno! Wokal powinien śpiewać głośno, znaczy się krzyczeć, musi krzyczeć. Czy to bluesowo czy zwyczajnie, ale krzyczeć - musi być głośno. Muzycy tak naprawdę nie muszą dobrze grać na instrumentach, o ile grają wystarczająco głośno i brudno. Nie muszą trafiać nawet czysto w dźwięki, bo wtedy jest cicho, więc jest źle. Od atonalności, sprzężeń, rzężenia gitar jeszcze nikt nie umarł, nie ma co na tym oszczędzać. O tak, teraz można przywalić. Teraz jest dobrze, jest głośno, brudno i agresywnie!
ps. ależ to musiała wtedy być petarda
Akarma AK 011

Czterdzieści lat minęło to piękny wiek,
czterdzieści lat i nawet jeden dzień.
Na drugie tyle teraz przygotuj się,
a może i na trzecie, któż to wie ?
Na karuzeli życia pokręcisz się,
bylebyś tylko nie za wcześnie spadł.
A gdy cię czas pogania, przodem puszczaj drania
bo masz czterdzieści nowych, bo masz 40 nowych,
bo masz 40 nowych lat.
No właśnie, tyle lat minęło od wydania tej płyty w styczniu '68. Co to za cudo? Fuzzy heavy blues-rock. Coś jak Jimi Hendrix, ale dużo bardziej agresywny, brudny (choć przecież Mistrz czysto nie raczył grać prawie nigdy), hałaśliwy. O tak, zasada pierwsza - każdy przełącznik, każde pokrętło - ustawić w maksymalnie maksymalnej pozycji. To jest rock - musi być heavy i głośno! Teraz trzeba wydobyć dźwięk. Hmmm, najlepiej przyłożyć z pełnej pary, musi być głośno! Wokal powinien śpiewać głośno, znaczy się krzyczeć, musi krzyczeć. Czy to bluesowo czy zwyczajnie, ale krzyczeć - musi być głośno. Muzycy tak naprawdę nie muszą dobrze grać na instrumentach, o ile grają wystarczająco głośno i brudno. Nie muszą trafiać nawet czysto w dźwięki, bo wtedy jest cicho, więc jest źle. Od atonalności, sprzężeń, rzężenia gitar jeszcze nikt nie umarł, nie ma co na tym oszczędzać. O tak, teraz można przywalić. Teraz jest dobrze, jest głośno, brudno i agresywnie!

ps. ależ to musiała wtedy być petarda

from the thunder
and the thought
and the chaos
that free the form
and the thought
and the chaos
that free the form
- longinus696
- zahartowany metalizator
- Posty: 3644
- Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
- Lokalizacja: Łódź