The Crazies ( 1973 )
Georga Romero fanom horroru przedstawiać chyba nie trzeba. Jak każdy filmowiec, ma na swoim koncie arcydzieła ( w jego przypadku to "Noc żywych trupów", film który wytyczył nowe ścieżki ) jak i kompletne niewypały, filmy, które mówiąc delikatnie, nie powinny były powstać. Przykładem tych drugich jeśli chodzi o dorobek Romero jest bez wątpienia "The crazies".
Jest to produkcja niskobudżetowa, co widać na kilometr. Nie wiem czy statyści byli wystarczająco dobrze wynagrodzeni, ale sądząc po ich "grze", zrobili to w czasie przerwy na lunch lub w chwili, kiedy byli na wagarach. Pomysł na scenariusz jest może i ciekawy, a jak się okaże wręcz proroczy, ale tutaj widać absolutną klęskę, bowiem przeliczono się obliczeniami sił na zamiary. Słówko jeszcze o ścieżce dźwiękowej, bo muzyką bym tego nie nazwał - osoba za to odpowiedzialna, powinna natychmiast zostać rozstrzelana dla odstraszającego przykładu.
Fabuła..... Cóż, nikt tutaj nie wgłębia się w coś takiego jak początek historii, zdecydowano się od razu na Hitchcokowskie trzęsienie ziemi. Widzimy jak rozszalały ojciec rozpierdala łomem pół chaty, a wystraszone dzieci biegną do pokoju mamy. Niestety, mama została wcześniej potraktowana łomem, a kochający ojciec podpala dom. Później poznajemy głównych bohaterów - strażaka i pielęgniarkę. On jedzie do pożaru, ona do miejscowego szpitala, a raczej przychodni, bo rzecz dzieje się na kompletnym wypizdowie gdzieś w Pensylwanii. U doktora natomiast już pojawiło się wojsko. Żebyście widzieli jakie to cudaki.... I teraz uwaga! Jest rozkaz by nosić maski przeciwgazowe - które niby nie chronią. Dowiadujemy się, że kilka dni temu rozbił się niedaleko samolot z wirusem i skaził on wodę, a przez to - ludzi. Jest wysoce zaraźliwy i śmiertelny. Nie wiadomo kto jest zakażony, bo objawy są skąpe! Wirus bowiem doprowadza do szaleństwa - ludzie wariują, histeryzują, ewentualnie chwytają za łom, siekierę czy widły i rozpruwają kogo popadnie. Miasto ma przejść kwarantannę. W rządzie nic nie wiedzą co robić; wojsko kompletnie nie ma sprzętu; lekarze nie wiedzą z czym mają do czynienia; wynalazca tego wirusa, który miał być bronią biologiczną, pobiera próbki od mieszkańców i szuka antidotum; ogólnie jest kompletny burdel, każdy biega w inną stronę, a lokalna szkoła zostaje zmieniona na szpital i miejsce kwarantanny ludności. ( tak przy okazji: gdzieś w dwudziestej minucie startują bombowce strategiczne, które mają w razie "W" zrzucić bombę atomową na miasto; krążą nad nim cały film )
Bo trzeba wiedzieć, że mieszkańcy zostali siłą zaciągnięci do szkoły. To znaczy, była to ewakuacja, ale oglądając "Listę Schindlera", to SS ewakuowało Żydów z getta bardziej subtelnie. Natrafiają oczywiście na pierwszych zakażonych, których nie potrafią rozpoznać. I tak, pewien farmer stawia czynny opór strzelając do żołnierzy, którzy zachowują się tak, jakby nie wiedzieli co robić. Kiedy w końcu skosili go serią, wchodzą do domu w którym jego żona gra na fortepianie ( pomimo tej całej strzelaniny ) a teściowa robi szalik na drutach. Oczywiście, teściowa też jest zarażona, bowiem chwilę później zadźga żołnierza tymi drutami na śmierć, po czym wróci do pracy.
Epicka scena jest w kościele. Ksiądz błaga żołnierzy by zostawili wiernych, bowiem tu w domu bożym są bezpieczni. Po czym ucieka i widać po sekundzie jak wybiega z kanistrem benzyny, oblewa się nią i podpala. ( O wykonaniu efektów specjalnych tej sceny przez delikatność nie wspomnę ). Farmerzy, chuj wie, czy zarażeni czy wściekli na wojsko, urządzają bitwę, w której mają dynamit i broń palną. Trup ściele się gęsto, a pewna dziewczyna biegnie w tej orgii mordu z miotłą i sprząta pole bitwy. Martwych zakażonych trzeba natychmiast spalić - ale przedtem można ściągnąć obrączki, zegarki, portfele....Armia jest tu przedstawiona jako zbiorowisko kalek, bo chyba truposze z "Nocy żywych trupów" działaliby lepiej, gdyby dać im karabiny do ręki.
Efektów gore jest mało, a szkoda, przydałyby się. Pewnie cena ketchupu skoczyła do góry... cóż, inflacja atakuje jak filmowy wirus - niespodziewanie. Mamy trochę strzelaniny, trochę pościgów, niekończących się, skrajnie dennych dialogów, jak i koślawie wykreowanego poczucia paranoi i strachu. O wszystkich debilizmach i głupotach nie starczyłoby czasu pisać. Generalnie jest to okrutna chała, ale w dobie walki z koronawirusem, może być pewnym.... hmmm... lekiem, dzięki któremu na naszą twarz powróci uśmiech, tak rzadki w tych ponurych czasach. Bo oglądając go, zapewne wybuchniecie nieraz salwą śmiechu. O ile będziecie w stanie przebrnąć przez całość, co ostrzegam, tak proste nie jest.