mam alergię na słowo progresywny. szczególnie progresywny metal. powód jest prosty i wydaje mi się, że oczywisty - metalowcy, którzy próbują być progresywni to zazwyczaj nieokrzesani onaniści, którzy pojebali grę na instrumencie z masturbacją w wykonaniu napalonego gimnazjalisty. ale nie KONG, który został określony w ten oto krótki, acz treściwy sposób:
A crazy adventurous groove-heavy journey of
mind blowing rock, samples,
and general whacked-outness!
zawsze się od nich jakoś trzymałem z daleka, sporadycznie wracałem do płyt (głównie debiutu i Phlegm) żeby sprawdzić czy kliknęło w końcu. nie klikało. aż do teraz. i teraz tylko nie mogę skumać dlaczego to tak długo trwało, zważywszy na fakt, że im bardziej się zasłuchuję, tym więcej słyszę podobieństw z moją ulubioną płytą metalową, mianowicie Grin. obrali sobie metal jako środek wyrazu, taki punkt wyjściowy, 'framework', ale w jego obrębie upychają co im się podoba i kiedy im się podoba. z jednej strony ciężar i duszna atmosfera, niesamowity groove i połamane riffy/rytmy, z drugiej przestrzeń, oniryczna atmosfera i psychodeliczne eskapady. to jest interesujące w tym zespole, że praktycznie każdy album (przynajmniej jeśli idzie o te do 2000roku - tych po reaktywacji nie znam, nie tykałem jeszcze) to czysta przygoda muzyczna pełna zaskoczeń. ba, nawet elektronika momentami jest tak wyraźna, że wychodzi na pierwszy plan, przyćmiewając ich metalowe oblicze (szczególnie na Earmined), nie tracąc przy tym ani trochę swojej spójności i eklektyczności.
zresztą byli znacznie odważniejsi niż większość metalowych konserw, zapraszając do współpracy holenderskiego producenta Junkie XL (tak, tego który wraz z Prodigy i Chemical Brothers współtworzył scenę big beat w latach lat 90) - chociaż to akurat nie dziwi, zważywszy na fakt, że Junkie sam zasłuchiwał się w King Crimson i Pink Floyd, a tych w muzyce Kong jest, kolokwialnie rzecz ujmując, od zajebania.
starzy wyjadacze pewnie znają i szanują/kochają, ale tematu nie widziałem nigdzie, zaś na fali zajawki nie mogłem sobie odmówić przyjemności jego założenia. chociaż towarzyszą mi przy tym wyrzuty sumienia, jako że moje tematy mają tendencje do świecenia pustkami, ale już chuj, muszę z tym żyć.
KONG
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
- moonfire
- zahartowany metalizator
- Posty: 3483
- Rejestracja: 10-05-2011, 00:48
Re: KONG
Zaczynałem od "Phleghm" na licencyjnej taśmie MMP, którą kupiłem w ciemno, bo zaintrygowała mnie okładka, tytuł i wytwórnia. Od razu mi weszło, a potem słuchałem na zmianę z Ship of Fools. Interesujący jest fakt, że KONG to muzyka instrumentalna, bazująca na metalowych gitarach, industrialnym szkielecie i nowofalowych ozdobnikach. Progresywność w tym kontekście faktycznie oznacza postępowość i otwieranie nowych przestrzeni, a nie zapatrzenie w scenę klasycznego rocka lat 70.
Mam wszystkie albumy sprzed reaktywacji, oprócz "Earmined", którego mi jeszcze brakuje. Gdzieś tak po trzecim albumie w muzyce kapeli pojawiać się zaczęło nieco więcej nowoczesnych dźwięków, kojarzonych z muzyką elektroniczną, natomiast bez wielkich rewolucji.
Płyty po reaktywacji już mi się tak nie podobają, nie kupiłem ani jednej.
Mam wszystkie albumy sprzed reaktywacji, oprócz "Earmined", którego mi jeszcze brakuje. Gdzieś tak po trzecim albumie w muzyce kapeli pojawiać się zaczęło nieco więcej nowoczesnych dźwięków, kojarzonych z muzyką elektroniczną, natomiast bez wielkich rewolucji.
Płyty po reaktywacji już mi się tak nie podobają, nie kupiłem ani jednej.