Medard pisze:Anzhelmoo pisze:Lukass pisze:Tyle, że tu nie tylko o Polskę chodzi, w ogóle mało grają. Nie wiem, czy to nie celowe budowanie wizerunku zespołu, na który trzeba polować. Pewnie dobrze to robi jakości występów, nie wpadają w rutynę. Ale szkoda mimo wszystko.
Z jednej strony tak, ale z drugiej jeśli jesteś obywatelem Niemiec, nie masz z tym problemu ;)
https://www.setlist.fm/stats/concert-ma ... 63b3d.html" onclick="window.open(this.href);return false;
Jaki problem jechać do Niemiec.
Ale to dziwna polityka, brak promowania najważniejszego zespołu.
Ostatnio widziałem Scotta Kelly na koncercie Mastodona w listopadzie 2017,
Może to był dobry pomysł, ale sam Mastodon obronił się bez niego.
Druga sprawa, to ile mógł zarobić jako taki dodatek na koncercie.
Też bardzo mnie zdziwiła ta decyzja. Mastodon co prawda broni się bez niego, ale z perspektywy fana był to interesujący zabieg. W końcu Scott regularnie się pojawia na płytach tej kapeli, a kawałki z nim nagrane jakimś chłamem nie są. Zawsze to jakieś urozmaicenie. Ale, że mu się tak chciało dla tych kilku kawałków... wow. Ciekawe ile osób z publiki lubującej się w nowszym okresie zastanawiało się co to za "brodaty bezdomny" wyszedł na scenę ;)
Problemu z wyjazdem do Niemiec na papierze nie ma, w praktyce różnie to wychodzi. Nie zawsze można sobie pozwolić na takie manewry, często istnieje też konieczność noclegu, większych opłat, poświęconego czasu i przede wszystkim zaangażowania. Metal to nie rurki z kremem, jak to się mówi, ale osobiście mam wiele takich kapel, które bym z chęcią zobaczył, ale nie interesują mnie na tyle, by się poświęcać kilkaset kilometrów.
Ale Neurosis akurat takim jest. I całkiem sporo jest takich kapel, o których zobaczeniu marzę, a omijają nasz kraj szerokim łukiem. Mam tutaj na myśli przede wszystkim
Eyehategod, które grało u nas tylko dwukrotnie (!) z czego ostatni raz w 2013 roku, ale też Melvins. Jest też Sleep, Om, Electric Wizard - kapele niemalże z samego topu tego gatunku. Dlatego właśnie bardzo doceniam polskich bookerów - m.in. Pawła z Deerhunter, czy Robert z I Did it. Gdyby nie takie osoby pewnie ciągle byłby zastój, a o takich niszowych koncertach jak Bongzilla mógłbym pomarzyć (przykład kapeli, za którą do Budapesztu, Pragi, czy Berlina bym nie pojechał). Niektórzy pewnie pamiętają jak zaczynało Blues Pills i grało u nas pierwsze koncerty, a teraz pełna Progresja (choć w tym wypadku i zespół dokonał ogromnego progresu).
Na przestrzeni lat w ogóle nieco polskie społeczeństwo muzyczne się zmieniło na plus - ludzie są co raz bardziej otwarci na tego typu rzeczy, chętniej przychodzą na niszowe koncerty. Wspomniany koncert Neurosis jest świetnym przykładem - wtedy z powodu niskiej frekwencji musieli przenosić, dziś odnoszę wrażenie, że trochę inaczej postrzega się ten zespół. Wydaje mi się, że popyt jest duży i przy dobrych wiatrach zapełniliby bez problemu Progresję, jak i Palladium, w którym pierwotnie koncert miał się odbyć.