Echoes of Yul

Wywiad przeprowadził - Robert Jurkiewicz
Poniższy wywiad powstawał kilkukrotnie na przestrzeni ostatnich lat. W zasadzie to miało być kilka wywiadów, gdyż Michał Śliwa co rusz publikował pod szyldem Echoes of Yul nowe i bez wyjątku intrygujące dźwięki. W końcu się udało i w efekcie powstała gabarytowo okazała i stosunkowo przekrojowa wymiana zdań. Głównie o nowej płycie, lecz Michał okazał się na tyle wyrozumiały że pozwolił mi rozliczyć się z wieloletnich zaległości.

Witaj Michał, na wstępie będzie sztampowo, ale nie może być inaczej. Gratulacje z okazji nowego, kapitalnego albumu. Nie jestem zresztą w swoich osądach osamotniony, gdyż "The Healing" spotyka się z dużym i chyba bez wyjątku bardzo pozytywnym odbiorem. Jak myślisz, z czego wynika, że o nowej płycie pisze i mówi się nieporównywalnie więcej i lepiej aniżeli w przypadku poprzednich produkcji?

Dzięki za słowa pochwały. Faktycznie, w porównaniu do poprzednich wydawnictw, płyta ma zdecydowanie większy feedback ze strony słuchaczy. Cieszę się też, że podoba się większości recenzentów. W dniu premiery od razu pojawiła się do pobrania na torrentach i ruskich serwerach, co traktuję jako swego rodzaju komplement i oznakę większej rozpoznawalności EOY. Wydaje się, że mając na koncie kilka płyt, splitów i kilkanaście remiksów powoli znalazłem miejsce w swojej niszy, a że włożyłem w nagranie The Healing ogromną ilość serca to pozytywny oddźwięk naprawdę mnie cieszy.

Na "The Healing" prezentujesz odmienione oblicze EOY. Nowa muzyka jest spokojniejsza, a miejscami wręcz pogodna. Świadomie chciałeś coś zmienić, sięgnąć po inne emocje i środki wyrazu, czy może po prostu jest to naturalna konsekwencja i zapis Twojego stanu ducha w okresie pracy nad tym materiałem.

Raczej naturalna konsekwencja poprzednich wydawnictw. Nie postrzegam nowej płyty jako jakiegoś radykalnego odejścia od tego co robiłem wcześniej, inaczej rozłożyłem akcenty, spróbowałem kilku nowych metod, ale jądro mojej muzyki jest takie samo. Inna sprawa, że tworzenie muzyki w moim przypadku nie jest w pełni świadomym procesem, często wychodząc od pewnego pomysłu ostateczny efekt jest czymś zupełnie nieoczekiwanym. To zresztą w procesie komponowania i nagrywania zawsze podoba mi się najbardziej.

Nie wydaje mi się, aby stan ducha miał tu znaczenie, zwłaszcza, że mocno się zmieniał podczas długiego okresu czasu gdy powstawały te kawałki, które podczas dwóch lat nagrywania mocno ewoluowały i z czasem zostało tylko kilka procent tego co pierwotnie było nagrane np. dwuminutowe miniatury to fragmenty numerów, które w pierwotnej formie miały po kilkanaście minut.

 

Napisałeś mi jakiś czas temu, że proces twórczy "The Healing" był ciężkim przeżyciem i dużo Cię kosztował. W kontekście takich okoliczności interesuje mnie jak to możliwe, że nowa płyta ma tak stonowaną i relaksacyjną naturę?

To ciekawe, że odbierasz ją jako relaksacyjną bo kojarzy mi się z bardzo intensywnym okresem życia. Proces miksowania tego materiału to był mozolny proces. Zgadzam się z ogólnie przyjętą opinią, że trzecia płyta jest najtrudniejsza w nagraniu - a w moim przypadku: w ukończeniu. Nagrywałem ją tak długo, że w pewnym momencie miałem kilkadziesiąt "rozgrzebanych" kawałków i chwilami myślałem, że po prostu odpuszczę, wyczyszczę twarde dyski i rozpocznę od nowa. Plus był taki, że płyta miała swoje miejsce w grafiku i do pewnego momentu musiałem "się wyrobić". Miniony rok był kluczowy,  "domknąłem" kilkanaście utworów i z nich wybrałem te, które trafiły na płytę. Pierwszy raz w życiu zdarzyła mi się sytuacja, że płyta ukazała się praktycznie dwa miesiące po tym jak skończyłem ostatnie miksy.

Tym razem wyraźnie do głosu dochodzą wpływy ambientu. Słuchasz tego typu muzyki w dużych ilościach?

Oczywiście sporo słucham tego typu muzyki (od starych mistrzów typu Eno czy Koner po zupełnie nowe projekty, których jest zatrzęsienie). Moje najwcześniejsze projekty były stricte drone`owe, teraz tego rodzaju utwory najczęściej komponuję tylko "do szuflady". Ambient w Echoes of Yul to tylko część większej całości, aktualnie bardziej interesuje mnie pewien puls i bardziej kompleksowe utwory, oczywiście w wielu momentach odgrywa główną rolę, ale staram się inaczej tworzyć dramaturgię kawałków i szukać balansu pomiędzy klimatem i rytmem.

Podczas którejś tam wymiany zdań wyznałeś, że słuchasz grindcore’a. Przyznam, że mnie zamurowało. Może jeszcze czymś zaskoczysz w tej materii?

Chyba Cię nie zaskoczę. Słucham po prostu różnorodnej muzyki, kompletnie bez znaczenia są gatunki. Wszelkie formy ekstremalnej muzyki są idealne choćby ze względu na to, że wtedy pozbywam się nawyku słuchania analitycznego co jest pewnie zmorą większości muzyków i odbiera sporą cześć frajdy.

Kiedyś miałem kilka epizodów gdy moja muzyka ocierała się o grind czy noise. Pierwsza inkarnacja jeszcze pod nazwą Yul w której grałem na przełomie wieków miała szczęście do świetnych perkusistów: grałem z kilkoma death/grindowym bębniarzami, którzy przy wolnych partiach zwykle się nudzili, ale wystarczyło zasugerować żeby "sypać kartofle" i momentalnie się ożywiali (śmiech).

No właśnie, ile czasu ma na beztroskie słuchanie muzyki Michał?

Zawsze niewystarczająco. Szczególnie, że lubię płyt słuchać  wielokrotnie i uważnie.

Zawsze jest tak, że jedne rzeczy dzieją się kosztem innych. Tym razem w odstawkę poszły ciężkie riffy. Jaka jest dziś rola gitary w EOY? Jak wyglądają na "The Healing" proporcje wykorzystania tego instrumentu w stosunku do elektroniki?

Wciąż większość dźwięków generują gitary, to zdecydowanie instrument najbliższy mi przy komponowaniu i graniu, gitary używam praktycznie do wszystkiego: robi za riffy, czasem za bas, steruję nią syntezatory, sampluję. Tym razem głównie nagrywałem na innej gitarze niż na wcześniejszych wydawnictwach co też przełożyło się trochę na powstałe dźwięki, chciałem wpuścić trochę więcej przestrzeni w nagrania i często rezygnowałem z przesteru na rzecz naturalnego wybrzmienia, które lepiej się sprawdzało w utworach. W niektórych trackach ostrzejsze gitary filtrowałem tak głęboko, że riffy właściwie robią tylko za tło "zza ściany" lub subbasy.

Nie brakuje Ci mocnego uderzenia w struny, mocnego riffu? Przewidujesz w ogóle kolejne kroki EOY w kontekście środków wyrazu, jakie wykorzystasz?

Nie brakuje, bo bardziej agresywne utwory które komponuję po prostu trafiają do "archiwum". Czekam na jakąś chwilę olśnienia i wspólny mianownik gdy je skompiluję, ale na obecną chwilę w ostrzejszych kawałkach nie słyszę żadnego progresu ze swojej strony. Lubię je, ale staram się patrzeć na EOY w bardziej całościowy sposób, słyszeć pewien progres i raczej rozszerzać formułę niż opublikować coś co już było na poprzednich wydawnictwach.

 

Novum na  "The Healing" są także odważnie wykorzystane Twoje partie wokalne. Zamykający płytę "The Better Days" posiada wyraźnie zarysowaną i wyartykułowaną linię melodyczną i brzmi to świetnie. Myślę, że wymagało to od Ciebie sporo odwagi, by wysunąć się ze swoim głosem na pierwszy plan …

O, stary! Nienawidzę śpiewać. Cieszę się, że mogę stosować protezy typu autotuner czy wokoder bo bez tego mógłbym głosem płoszyć wilki. Z drugiej strony nie uznaję sytuacji że czegoś nie umiem zrobić, zwykle próbuję tak długo, aż efekt jest dla mnie akceptowalny. Ten kawałek powstał jako ostatni i do tego zdecydowanie najszybciej ze wszystkich na płycie. Zresztą to już moja tradycja: ostatni numer na płycie zawsze powstaje na końcu.

Na płycie udziela się także dwóch innych Śliwów. Domyślam się, że chodzi o Twoich synów. EOY rozrośnie się do rozmiarów trio?

Wątpię, chłopcy są za mali, ale będąc najważniejszymi osobami w moim życiu ich wpływ na muzykę EOY jest niebagatelny i stąd też kredyt we wkładce do płyty. Element chaosu jaki wprowadzają do studia jest niesamowicie inspirujący: a to rozstroją gitary, a to poprzekładają kable w patchbay'u albo coś rozwalą (śmiech).

Zwraca uwagę tajemnicza oprawa graficzna płyty. Zdradzisz co chciałeś wyrazić poprzez te zdeformowane, zatopione w czerni posągi?

To tylko design bez jakiegoś głębszego przesłania, chodziło o pewną estetykę i z kilku projektów uznałem, że ten pasuje najbardziej. W szerszej perspektywie od dziecka mocno oddziaływała na mnie sztuka sakralna i do teraz mam do niej słabość.

Jesteś twórcą całości materiału, autorem niemal wszystkich partii, producentem. Jakim cudem można połączyć wszystkie te role i nie zwariować?

Z czasem można się przyzwyczaić. Wiadomo, że współpraca z innymi ludźmi to zupełnie odmienny świat, ale kluczowe jest żeby jako ludzie komunikować się na podobnej płaszczyźnie co w moim przypadku rzadko kiedy się zdarzało – wyłączam perkusistów którzy są odrębnym gatunkiem w ogóle (śmiech). Granie w pojedynkę, miksowanie, itp. to trochę wymóg sytuacji w jakiej jestem kiedy trudno jest znaleźć kogoś nadającego na podobnych falach, ale są plusy: gram kiedy chcę, muzyka ma spójną wizję i nie idę na żadne kompromisy. Oczywiście często trzeba "stanąć z boku" i zdobyć się na dużą dozę samokrytyki co jest trochę wariackie, ale nie jest to niemożliwe.

Od rozlicznych obowiązków odpocząłeś nieco przy okazji "Tether" – płyty zawierającej w dużej mierze alternatywne wersje Twoich utworów przygotowanych przez innych artystów. Jak wspominasz to arcyciekawe wydawnictwo? Mam na myśli jego przygotowanie, "rekrutację" wykonawców biorących w nim udział.

Część z muzyków znałem osobiście, z częścią nawiązałem kontakt za pośrednictwem Internetu, jestem fanem muzyki każdego kto zremiksował te kawałki więc byłem spokojny o efekty. Początkowo zbierałem remiksy z myślą, żeby opublikować je tylko w Internecie, ale ich ilość rozrosła się do takiej liczby, że wydawało się że warto je wydać w formie płytowej. Aktualnie kompletuję remiksy kawałków z The Healing, za jakiś czas też będę chciał je udostępnić w takiej czy innej formie.

Mnie na "Tether" uwiodło to, że pomimo udziału w tym przedsięwzięciu artystów wywodzących się z przeróżnych środowisk którzy to nierzadko bardzo odważnie zmodyfikowali Twoje kompozycje, wszystkie wersje spaja wszechobecny duch EOY. Masz swoich faworytów na tej płycie?

Tak z dystansu dwóch lat najbardziej lubię słuchać utworu "Murder The Future" – Will Brooks wyprodukował go fantastycznie i nadał głębię, której zawsze w muzyce poszukuję. Tego utworu słucham najczęściej. Mam też sentyment do własnej reinterpretacji "Last" bo była ważnym etapem klarowania się wizji tego co znalazło się na "The Healing", ale zaznaczam lubię wszystkie, pominąwszy dwa pierwsze kawałki reszty słucham jak płyty "obcego" zespołu. 

Jakiś czas po "Tether" miała miejsce premiera splitu z Thaw. Na tym wydawnictwie zaserwowałeś ciężki, mroczny, oparty na Sabbath’owym riffie, ponad dwudziesto minutowy utwór. Jeśli założyć, że "The Healing" tworzył pozytywnie nastawiony do świata człowiek, to zastanawia mnie co kierowało Tobą, gdy tworzyłeś to monstrum …

Kawałek powstał równolegle z tymi które są na The Healing co najlepiej obrazuje, jak duży był stylistyczny rozstrzał kawałków. Fantastyczne przy okazji tego splitu było to, że nie musiałem się liczyć z czasem i dlatego mogłem przygotować półgodzinny track. Zupełnie inaczej komponuje się utwór mając do dyspozycji tyle czasu, można bardziej skupić się na dynamice i transowości której zwykle brakuje w krótszych "płytowych" kawałkach.

Wróćmy do nowej płyty. Po raz kolejny za mastering Twoich nagrań odpowiada James Plotkin. Znacie i kontaktujecie się osobiście, czy może jest to biznesowy układ zleceniodawca – zleceniobiorca?

To drugie. Szanuję go i jestem fanem jego muzyki, ale układ jest biznesowy. Masterował wszystkie długogrające wydawnictwa EOY i mam do niego zaufanie. Jest rozsądny i pomocny w kwestiach technicznych, relatywnie szybko wprowadza zmiany i nie przegina z głośnością, choć zaskoczył mnie ile udało mu się wycisnąć z nowej płyty. O ile na wcześniejszych zwykle zostawiałem przy miksach mało miejsca i mastering polegał tylko na ostatecznym szlifie, to w przypadku "The Healing" zostawiłem spory headroom i raczej płaskie EQ i zdałem się na jego ucho. Do tego miks tym razem już na etapie nagrywania pomyślany był o wydaniu winylowym więc wolałem zostawić Jamesowi więcej swobody bo jest wybitnym specjalistą od tego  typu masteringu. 

 

"The Healing" ujrzała światło dzienne za sprawą kooperacji Zoharum oraz Tar Trail. Domyślam się że za drugim z tych tworów stoisz osobiście. Tar Trail to przedsięwzięcie stworzone na okoliczność promocji EOY? A może masz jakieś inne plany związane z tym szyldem?

Wywodzę się z idei DIY i od pierwszej płyty staram się mieć kontrolę nad swoją muzyką, oczywiście nie widzę problemu żeby robić coś w partnerstwie z innymi bo dodatkowa pomoc w promocji czy dystrybucji zawsze się przydaje. Realia są takie, że wydając "u kogoś" musisz brać pod uwagę możliwości wytwórni, która przecież wydaje również wiele innych projektów i ma własny grafik. Opcja wydania "u siebie" to świetna furtka gdy nie chcesz się liczyć z tego typu sprawami. Mam nadzieję, że z niej skorzystam jeszcze w tym roku i coś wypuszczę. Na płytę jeszcze za wcześnie, ale EPkę lub split wydałbym z ogromną chęcią.

Jak wspominasz współpracę z Avantgarde, która odpowiadała za wydanie "Cold Ground". Włosi nie chcieli zainwestować w "The Healing"?

Nawet nie pytałem. Stylistycznie nowa płyta jest zbyt odległa od ich profilu, choć dystrybuują The Healing u siebie, bo po Cold Ground okazało się że chyba największą grupę słuchaczy mam właśnie we Włoszech. W sumie kiedyś byłem lekko rozczarowany współpracą ze względu na duże opóźnienie w wydaniu CG, ale z drugiej strony współpraca z Avantgarde pomogła mi w dużym stopniu jeżeli chodzi o rozpoznawalność EOY. Utrzymujemy przyjazny kontakt i jesteśmy umówieni na wspólne wydawnictwo w przyszłości.

Nie ma się co czarować, zarówno Zoharum jak i Tar Trail to firmy niszowe, które nie są w stanie zagwarantować Twojej muzyce promocji na jakąś wielką skalę. Pomimo tego o nowej płycie jest zaskakująco głośno zarówno w tradycyjnej prasie, jak i w sieci. Wygląda to wszystko bardzo krzepiąco i chyba można pokusić się o wniosek, że dobra muzyka może obronić się pomimo braku rozdmuchanej promocji?

To znak czasów. Myślę, że konsekwencja w działaniu i nienachalna promocja, po kilku latach zaczynają przynosić owoce. Przy okazji tej płyty już zdecydowanie łatwiej jest dotrzeć do prasy czy stron poświęconych muzyce i tym samym do słuchaczy, którym najwięcej zawdzięczam jeżeli chodzi o rozpoznawalność zespołu bo ich opinie "z ust do ust" odgrywają najważniejszą rolę w promocji EOY.

Zależy Ci w ogóle na rozgłosie? Na zaistnieniu i zdobyciu akceptacji u jak najszerszej grupy słuchaczy?

Daleki jestem od programowej undergroundowości. Wydaje mi się, że sensem wydawania muzyki jest dotarcie do słuchaczy, ale raczej twardo stąpam po ziemi i nie mam wygórowanych oczekiwań. Sytuacja w jakiej jestem teraz czyli mając kilka płyt na koncie i kilku  sympatyków mojej muzyki to rzecz której nie mógłbym nawet sobie wyobrazić jeszcze 7-8 lat temu. Muzyka EOY jest raczej hermetyczna i podejrzewam, że może wymagać od słuchaczy pewnego skupienia więc siłą rzeczy nie jest w kręgu zainteresowania szerokiej grupy osób.

"The Healing" został opublikowany na płycie cd oraz na kasecie magnetofonowej. Wiem, że w planie jest także winyl. Duży szacunek za to, zwłaszcza że ponoć fizyczne nośniki dźwięku odchodzą do lamusa. Czym podyktowana była decyzja o tym, by oprócz cd pojawiły się jeszcze taśma i winyl?

To trochę fanaberia bo faktycznie fizyczne nośniki kupowane są przez coraz mniejszą liczbę osób, ale płyty ładnie wyszły i świetnie mieć je na półce. Do tego wydawanie tylko w formie cyfrowej w moim przypadku się nie sprawdza, bo dopóki nagranie nie przybiera formy fizycznej mam tendencję do poprawiania, ponownych miksów etc. Do tego decyzja żeby wydać winyl była świetna pod tym względem, że 40-to minutowy limit okazał się być zbawienny dla tendencji nagrywania ponad godzinnych płyt. O wiele łatwiej było ułożyć dramaturgię i skompilować album mając w głowie układ "2 razy po 20 minut"

 

Przewidujesz w ogóle taką ewentualność, że skład EOY poszerzy się o innych muzyków i będziecie aktywni koncertowo?

Do niedawna wydawało mi się, że nie ma takiej szansy i do tego też nie odczuwałem najmniejszej potrzeby żeby grać live, ale to się prawdopodobnie lada moment zmieni bo pod koniec kwietnia w planach jest mały koncert w Muzeum Narodowym w Warszawie, z perkusistą Matkiem Czechem i Patrykiem Szczepańskim. Zobaczę jak wypada materiał z The Healing na żywo i jeżeli się nam  spodoba to nie wykluczam następnych koncertów.

Na koniec żelazne pytanie o plany i przyszłość EOY.

Dopiero co ukazał się singiel Sacrilegium "Angelus" gdzie zrobiłem remiks, lada dzień winylowa wersja "The Healing", a co dalej to się okaże. W tym roku będę chciał wydać jeszcze coś nowego od Echoes of Yul, może split albo epkę i z pewnością zrobię kilka remiksów bo to najlepszy sposób żeby odetchnąć od własnej muzyki i poeksperymentować. Ukończenie "The Healing" było sporym wysiłkiem, ale mam wrażenie, że uwolniłem się od solidnego balastu i otworzyło mi to w głowie sporo nowych drzwi – od tamtej pory skomponowałem ze dwadzieścia nowych kawałków.  

echoesofyul.bandcamp.com



Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu m...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...