
ależ ta płyta gniecie płat czołowy !
robiłem sobie jakiś czas temu mały "remanent" w swoich CD's i natrafiłem na to cacko.
Przyznam się szczerze, że tak dobrego ucznia Morbid Angel dawno nie było dane mi słyszeć.
Oczywiście płytka ma swoje lata - została wydana w 2001 roku, jednak do dziś, jeśli chodzi o tego typu granie, mało pozycji jest w stanie jej dorównać.
Klimatycznie mamy tutaj podobne wibracje co na, równie dobrym, jednak IMO minimalnie gorszym krążku Dead Congregation - Graves of the Archangels - spoiwem jest niewątpliwie niesamowity klimat, przywodzący na myśl stęchłe katakumby, oraz wiele nawiązań do kolejnego klasyka tj. Immolation. Charakterystyczne "zacięcia" gitarowe pojawiają się co i raz urozmaicając całość nie pozostawiając jednocześnie miejsca na pytania dotyczące rodowodu grupy.
Mamy tutaj bowiem (niemal) wszystko co najlepsze w US death metalu. Jeśli nadarzyłaby się okazja do spłodzenia bękarta przez Morbid Angel, Immolation i Incantaton (wokalnie, Excommunion najbliżej właśnie do tych rejonów - niesamowicie głęboki growl skutecznie "podbija" atmosferę całości) to nie mam wątpliwości, że przybrałby on formę zaprezentowaną na tym właśnie krążku.
Oprócz charakterystycznego growlu, o którym wspomniałem wyżej, fundamentem, bez którego krążek nie miałby takiej mocy, są riffy. Jebane mistrzostwo świata - Trey Azagthoth może być dumny, że wyhodował na swoich sutach takie cacko ! W przeważającej większości mamy tutaj do czynienia z średnimi tempami, osadzonymi w charakterystycznych, nieco orientalnych riffach - dość rzadko zdarza się panom z Excommunion przyśpieszyć, jednak jeśli już to robią to również nie jest to bezsensowna łupanina. Nawet w tych szybkich momentach, riffy zachowują swoją, unikalną melodykę, a niekiedy nawet wpadają w rejony dobrze znane nam z "Raining Blood" Slayera. Są to jednak bardziej wyjątki, niż reguła, gdyż podstawą jest jednak posępna, monumentalna budowla, wzniesiona przy pomocy sprawdzonych receptur, dobrze nam znanych np. z "God of Emptiness" wiadomego zespołu. Nie przypadkowo, na niektórych edycjach tej płyty, zamieszczono cover tego właśnie utworu, po raz kolejny dając jasne świadectwo, wyznawców jakich zespołów, powinien zainteresować krążek Excommunion.
Podsumowując: pomimo tego, że całość trwa ok. 37 minut, materiał miażdży słuchacza masywnością i technicznym dopracowaniem wszystkich szczegółów. Jest to ten rodzaj death metalu, który osobiście najbardziej ubóstwiam (obok, wypełnionych gnojówką, szwedzkich piwnic) - precyzyjny, brutalny, przepełniony niebanalnymi melodjami, nie pozbawiony klimatu i absolutnie nie do zaakceptowania dla wszystkich fanów melo-death metalu. Co istotne, "Superion" został wydany przez Empire Records, więc album można nabyć (jeśli ktoś tego jeszcze nie zrobił) za gorsze - niedawno na allegro schodził po ok. 10 zł. W dobie relatywnego odrodzenia death metalu warto mieć oko na takie kapele - co prawda Excommunion już nie funkcjonuje (dał ostatnie ślady aktywności w 2006 roku wydając split), jednak może panowie poczują wiatr w żaglach i jakaś wytwórnia się nimi zaopiekuje, dając nam szansę na usłyszenie kolejnych, równie świetnych albumów co "Superion".
Nie ma więc co się pierdolić, tylko brać się za słuchanie, co niniejszym czynie - nieprzerwanie od ok. tygodnia.
edit: jakby ktoś miał ochotę na próbki: http://www.myspace.com/excommunion