Bez fejsbuka żyłem już długo, tylko ostatnimi czasy przeprosiłem się, bo miałem taki pomysł, że będę promował malarstwo. Chyba po miesiącu tych prób zdecydowałem się na twardo usunąć konto, więc nie ma do czego wracać i czego żałować. Teraz tylko jeszcze LinkedIna trzymam, bo jednak tym kanałem dostałem pracę, ale praktycznie się na niego już nie loguję bo i po co? Całkiem jeszcze niedawno myślałem, że muszę być na bieżąco, trzymać rękę na pulsie, branżowe nowinki czytać i temu podobne. Odciąłem całkowicie i nic, zupełnie nic się nie stało. Widzę też, jak ludzie wokół jedni drugim wmawiają, że musisz, bo inaczej... No właśnie - co inaczej? Otóż zupełnie nic. Odzyskasz czas, spokój, wzrośnie jakość życia, poprawi się koncentracja i efektywność.
Kurwa, piszę nawet analogowo. Zdawałoby się, że w tym przypadku to komputer jest jednak fajnym narzędziem, bo ułatwia, bo nie trzeba kreślić, bo można wrócić, poprawić itepe. Ha, gówno prawda i w tym przypadku. Nie wiem, na czym to polega, może uruchamiają się inne połączenia neuronowe, ale analogowo, w zeszycie pisze mi się znacznie lepiej i szybciej. Zacząłem książkę dla dzieci, do której przymierzałem się od dawna, ale mi za cholerę nie chciała wyjść, a teraz po prostu jest flow i płynę z tematem.
Raz dziennie jeszcze będę na masterfula zaglądał, bo tego sobie raczej nie odmówię - poza tym takie forum to nie jest stricte medium społecznościowe i pozbawione jest tych wszystkich skurwysyńskich mechanizmów mających za zadanie uzależnić człowieka.
A propos telefonu - to mam coś, co się nazywa myphone, a co kupiłem za stówkę, w salonie. Tyle, ile powinien kosztować telefon, jeśli mnie kto miałby pytać
