11-12-2007, 22:52
Blok, godzina mniej więcej druga nad ranem, muzyka napierdala jak to tylko możliwe, dwadzieścia zalanych ryjów śpiewa i takie tam. Kulturalnie wychodzę sobie z kuchni i słysze jak coś puka do drzwi, otwieram a tu dwóch przeuroczych policjantów, jeden zaczyna coś mówić że każdy ma zapłacić po 200zł kary a drugi młodszy straszy sądem, że był koniec miesiąca to nikt nie miał pełnego portfela a sąd też się nam średnio kojarzył. Po jakiś piętnastu minutach gadania z funkcjonariuszami dogadałem się że skończy się na upomnieniu, a tu nagle wychodzi mój kumpel z kibla obejmuje jednego z policjantów i mówi „z wami jeszcze nie piłem” kurwa wydawało mi się że zabije, ale jakoś się wybronili my po długich a ciężkich.
Moja osiemnastka, kumpel się najebał nieprzyzwoicie i jakoś koło godziny drugiej nad ranem zniknął, wszyscy byli święcie przekonanie że chłopak poszedł do domu bo wcale nie miał tak daleko, jakieś 3kilometry. Że zostawił kurtkę to następnego dnia stwierdziłem że mu ją oddam. Chłopak w tedy mi wyjaśnił co się z nim naprawdę działo, okazało się że do domu trafił jakoś koło ósmej nad ranem, a o drugiej nad ranem to on poszedł do pobliskiego lasu i położył się spać, co najlepsze przed snem zdjął buty.
Osiemnastka kumpla, blok, jedno z ostatnich pięter. Coś koło godzin rannych wszyscy był totalnie najeżani, połowa mieszkania zarzygana, solenizant podchodzi do kumpla kaktusa i pyta się go czy mu się nie che rzygać, ten spokojnie odpowiada że nie, dobrze nie mija 50sekund gość podbiega do okna i zaczyna wymiotować. Jak rano opuszczali my blok i się przypatrzyliś my jego nowemu wizerunkowi to zabrakło nam słów cudowny spaw się ciągnął przez dobre 6 pięter