04-07-2013, 13:33
Ja mam to szczęście, że odnalazłem swój ideał w świecie audio. Jest nim szkoła brzmienia Marantza - zrównoważona, kulturalna i dokładna, z naturalnymi tonami średnimi i bez podbarwień na skrajach pasma.
Nie o tym chciałem jednak pisać, ale o moich doświadczeniach z kablami połączeniowymi i głośnikowymi. Być może moje uwagi okażą się pomocne dla ludzi kompletujących swoje muzyczne zestawy w oparciu o osobne elementy: odtwarzacze, wzmacniacze i kolumny.
Jak wiadomo, elementy te muszą być połączone kablami i sprawą dość oczywistą jest, że powinny być to przewody możliwie wysokiej jakości. Mnie wydawało się, że dysponuję przewodami o przepustowości wystarczającej do pełnego wykorzystania możliwości mojego zestawu, złożonego z elektroniki Marantza z serii 6003 i kolumn Mordaunt Short Mezzo 2. Jednakże w przypływie ułańskiej fantazji postanowiłem wymienić przewody na jeszcze lepsze, licząc na jedynie niewielką poprawę brzmienia. Kupiłem:
Kabel połączeniowy: Atlas Equator Mk III (0.5m, 60 GBP)
Kable głośnikowe: Audioquest FLX-SLIP 14/4 (2 x 3m, 5.80 GBP/m)
Jakież było moje zdziwienie, gdy po pewnym czasie (potrzebnym, jak się okazuje, aby przewody mogły się dogrzać i dotrzeć), mój budżetowy zestaw zaczął grać tak, że mógłbym uwierzyć, że właśnie przesiadłem się na wyższy model wzmacniacza i odtwarzacza. Na płycie Tori Amos ''The Beekeeper'' (2005), której uzywam jako albumu referencyjnego, zdecydowanie poprawiła się szczegółowość, dzięki czemu barwy stały się bardziej nasycone, instrumenty i partie wokalne zyskały większą separację i nabrały realizmu, jakiego wcześniej na tej płycie nie słyszałem. No i ten bas - dotychczas odnosiłem wrażenie, że jest to najsłabszy element mojego zestawu, tymczasem po wymianie okablowania zyskał on niewiarygodną głębię, sprężystość i kontrolę. Nie dostrzegam już jakichkolwiek braków w tym zakresie.
Z natury jestem sceptykiem, więc przyszło mi na myśl, że to nowe, wspaniałe brzmienie to moje subiektywne odczucie, wywołane odstawieniem leków nasennych, które mogły wcześniej w istotny sposób upośledzać i przytępiać zmysły, w tym słuch. Pozostałbym w tym przeświadczeniu gdyby nie jeden szczegół. Otóż od czasu wymiany kabli wzmacniacz grzeje się zdecydowanie mocniej, niż poprzednio. Widocznie poszerzony zakres częstotliwości, jakie płyną teraz z odtwarzacza (zwłaszcza w zakresie tonów niskich, gdzie zapotrzebowanie na moc jest największe), zmusza wzmaka do bardziej wytężonej pracy. Moim zdaniem, jest to wystarczający dowód empiryczny, świadczący o większej przepustowości nowych kabli połączeniowych.
Stąd płynie rada: kompletując zestaw muzyczny, zwracajcie uwagę na kable. To może przynieść korzyść w postaci brzmienia o klasę lepszego, przy pozostałych elementach zestawu niezmienionych.
In God We Trust