05-02-2019, 17:50
Chciał wolff ostatnio bym jeszcze coś opowiedział o Islandii. Odmówiłem i wciąż odmawiam, bo nie widzę sensu w tym żadnego, skoro niemalże wszystkie informacje można znaleźć w necie. Będąc jednak tutaj od kilku dni i załawiając różne sprawy naszła mnie pewna refleksja z którą mogę się podzielić; taka bardziej ogólnej natury, żadne tam opisy z przewodnika turystycznego czy nawiedzone mamrotanie podobne temu, jakim ejakulował ongi, bardziej norweski od Norwegów, nasz pure norwegian Marcin - hailsa Marcinie!
Podkurwiało mnie zawsze, gdy ilekroć stoję w kolejce na poczcie, wybieram pingle u optyka czy oczekuję zabiegu w Centrum Odsalania Jajec, dopierdolić się musi jakaś natrętna mucha, która chce rozmawiać. Ludziom tutaj chyba nie mieści się w kaczanie, że niektórych chuj obchodzi pogoda, nowe pomysły polityków, także fakt, że Krystynka przysłała mamusi-emerytce pyszną czekoladkę z Anglii. Mielą ozorem ile wlezie, gotowi opowiadać wszystkim swoje wyjebiste historie rodem z polsatowskich paradokumetów. Burknąłem zwykle coś w takim wypadku i ucinałem rozmowę; takiego zawracania dupy nie lubię. Tam takiego problemu nie zauważyłem, ludzie są bardziej introwertyczni i chuj ich takie głupie rozmówki obchodzą. Bardzo mi się to podoba; już Bauhaus wszak śpiewał, że "Small talk stinks" i cieszę się, że tam to rozumieją.
Choć nigdy nie mieszkałem w bloku, zawsze z jakiegoś niepojętego powodu, fascynował mnie mikrokosmos blokowisk. Z wypiekami na twarzy i wzwiedzionym członkiem, słuchałem miejskich legend, jak to na naszym podręcznikowym toruńskim blokowisku - Rubinkowie - ponoć trzymają krowę na balkonie. Z powodów koleżeńsko - sercowych bywałem naturalnie dość często w blokach i było to niezapomniane przeżycie. Już przy samym wejściu do klatki człowiek spostrzegał dwa czy trzy sześćdziesięcioletnie poduszkowce z trwałą ondulacją, wgapiające się i myślące zapewne "A cóż to kurwa za nieznany ancymon się pojawił"? Po wejściu do klatki zaś - oto spod "piątki" wychodzi Zbychu. Pod nosem imponujący pornowąs się wałęsi; w grabie ściska czteropak "Żubra"; człapie kurwa laczkami jak chuj na kaczych łapach. Jest sobota, Zbychu więc wyrusza od rana do garażu by naprawiać swojego ukochanego trzydziestoletniego Spierdoloneza. W tym czasie żona naszego bohatera - Stefa - napierdala jak opętana młotem schaby na obiad; dźwięk napierdalającej Stefy niesie się po całej klatce jak pierd po skafandrze kosmonauty; z klatkowych ścian odpadają piękne, wykonane czarnym pisakiem, trybalne malunki w rodzaju "Krystyna jest kroczata". Trzeba bowiem wam wiedzieć, że Stefa nakurwia jak automat; nakurwia tak, że perkusja na "Panzer Division Marduk" brzmi przy tym jak rachityczne pyku - pyku, a człowiek ma wrażenie, ze słucha funeral doom metalu. A cóż się dzieje gdy do Zbycha przyjeżdża Rychu i zasłużonego Spierdoloneza zastępuje jakąś lepszą "gablotą"! Panie Jezu na hulajnodze, blok brzęczy jak pasieka wujka Mietka w lipcowy wieczór! I znowu - tam tego nie ma. Ludzi chuj obchodzą takie rzeczy; chuj ich obchodzi, co stoi w garażu u sąsiada Fjordura; trybalnych malunków też jakby mniej na klatkach! Niepojęte!
Jasne chyba jest, co chcę za pomocą tych poruszających dykteryjek powiedzieć. Islandia jest zdecydowanie bardziej introwertyczna, chłodna jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie, także mniej paździerzowa. Oceniam to wszystko bardzo na plus; nieodżałowany Stephen Hawking powiedział kiedyś: „Quiet people have the loudest minds”. Coś w tym jest.
Jeśli więc lubisz eksponować futrzastą klatę samca alfa i drobić w chabrowych slipach po sopockiej plaży, ściskać w ręku kakaowego loda-świderka i podrywać pełne rozstępów milfy - nie polecam wyjazdu. Jeśli natomiast szukasz o wiele bardziej wyluzowanych ludzi, przekurwacudownej przyrody (która nawet w zimnym sercu takiego cynicznego skurwysyna i pozbawionego zasad moralnych ateusza jak ja potrafi czasem wzbudzić panteistyczne uniesienia) - jedź koniecznie, choćby na dwa tygodnie. Wyjeb telefon, tablet i laptop; zawieś konta na Facebooku, Twiterze i i na reszcie tych gówien; załóż gruby sweter, idź na spacer (nie zaczepiany przez kurwa natrętne muchy! Tak!), wdychaj czyste powietrze. Brzmię jak Ted Kaczyński? Bardzo dobrze, że brzmię jak Ted Kaczyński!
Genialny Ray Bradbury napisał kiedyś takie piękne słowa, które trwale zapisały się mojej pamięci:
"Zauważył pan, że w tej krainie stale panuje zmierzch? Tu zawsze jest październik; jałowy, sterylny, martwy".
To jest to co lubię.
Ufoludku ufoludku zerżnij mnie. Ufoludku ufoludku zerżnij mnie. Zerżnij, zerżnij u-f-o-l-u-d-k-u mnie.
Jesteśmy Fisted Sister i lubimy się jebać!!!! Wyjebiemy nawet owcę!!!!
Wszyscy ręce w górę! Wszyscy ręce w górę!
Wolę kakaową dziurę!!