HORROR HOTLINE... BIG HEAD MONSTER. Rok 2001, Hong Kong.
trochę się zanieczuliłem alkocholizacyjnie dzisiaj, zatem stać mnie teraz tylko na wklejki z recenzji horror.com.pl i fotek stron
z książki "Strachma wielki oczy". Pana Krzysztofa Gonerskiego (RIP)
Aby stworzyć ciekawy i co oczywiste przerażający horror, można obejrzeć sto razy uznane przez krytyków i widzów dzieło. Nabyć wszelkie możliwe prawa do obrazu, a następnie wynająć profesjonalistów, którzy zmienią scenariusz w taki sposób, aby był on zrozumiały dla docelowego odbiorcy z danego kraju, czy też części świata. Oto prosty przepis na pierwsze kilka kroków do wyprodukowania remake`u. Oczywiście czasem scenarzyści, pod wpływem weny twórczej, na tyle pozmieniają scenariusz, że stworzą w pewnym sensie nową jakość. Można zupełnie inaczej. Wpaść na odkrywczy pomysł lub znaleźć i zainwestować w osobę o dużym potencjale twórczym. Niestety w dzisiejszych czasach trudno o świeży i odkrywczy koncept. Istnieje również trzecia droga. Można obejrzeć ze sto razy jakiś film i pozmieniać praktycznie wszystko. „Podróbka” może być ciekawa pod warunkiem, że jej twórcy wykażą się pomysłowością i wprowadzą szereg nowych elementów, które znakomicie wpasują się w „starszą” koncepcję. Wyraźnym źródłem inspiracji dla Pou-Soi Cheanga i jego „Horror Hotline” był „The Blair Witch Project” w reżyserii Daniela Myricka i Edwardo Sancheza. Produkcja z Hong Kongu wprawdzie ustępuje oryginałowi, ale...
„Horror Hotline” to nocny program radiowy, którego tematem są niewyjaśnione, dziwne zjawiska, pojawiające się duchy, etc. Któregoś wieczora do redakcji, w trakcie trwania audycji, dzwoni mężczyzna, który opowiada historię, z przed wielu lat, o dziecku o nienaturalnie wielkiej głowie. W tym samym czasie w radiu przebywa amerykańska ekipa filmowa, nagrywająca materiał o m.in. tym popularnym programie. Zaintrygowani tą historią Amerykanie, wraz z producentem „Horror Hotline” postanawiają rozwikłać tajemnicę dziecka.
Recenzowany „Horror Hotline” to horrorowy debiut w roli reżysera Pou-Soi Cheanga, znanego później m.in. z „The Death Curse”(2003) i „Home Sweet Home” (2005) oraz thrillera „Dog Bite Dog” (2006). Właściwie już po kilkunastu minutach seansu widz dostrzeże podobieństwa do wspomnianego wcześniej „The Blair Witch Project”, chociaż nie tylko. Z „A jednak żyje!” („It's Alive, reż. Larry Cohen, 1974) łącznikiem jest główna postać monstrualnego dziecka, choć w recenzowanym horrorze ma ono tylko olbrzymią głowę, ale podobnie jak w amerykańskim filmie wzbudza grozę.
Na szczęście twórcy recenzowanego horroru nie poszli drogą prostego naśladownictwa, ale przeciwieństwa. O ile akcja „The Blair Witch Project” dzieje się w lesie, o tyle „Horror Hotline” to film miejski, ze wszystkimi tego konsekwencjami, różniącymi go od oryginału. Bohaterami amerykańskiego dzieła są studenci, badający miejscową legendę. W recenzowanym obrazie widz ma do czynienia z doświadczoną ekipą filmową, wyposażoną w profesjonalny sprzęt, która fachowo zabiera się za badanie legendy. Ich pierwsze kroki to zebranie jak największej ilości materiałów, w tym zeznań świadków. Różnic w fabule jest znacznie więcej i to nie tylko takich, które są przeciwieństwem, ale również wynikających z odmiennej historii oraz centralną postacią, choć czy aby na pewno, monstrualnego dziecka. Podobnie jak we wspomnianym już wcześniej „A jednak żyje”.
Niewątpliwie mocną stroną „Horror Hotline jest scenariusz, dzięki któremu widz otrzymuje grozę zbudowaną podobnie jak w „The Blair Witch Project”. Bohaterowie, a widz razem z nimi, stopniowo wciągani są w mroczną historię, której początek wydarzył się cztery dekady wcześniej, lecz wtedy nie skończył...
W recenzowanym horrorze można również dostrzec nie tylko nawiązania do dwóch wspomnianych wcześniej obrazów, ale równie łatwo znaleźć analogie do wielu innych filmów, które przyczyniły się to do stosunkowo dużej dynamiki akcji. Jednocześnie odróżniając „Horror Hotline” od dzieła Myrnicka i Sancheza. W amerykańskim filmie miejscem budzącym grozę las, a raczej to co się tam wydarzyło. Chinczycy wzbudzają grozę w wielu miejscach, przynależnych do świata miejskiej dżungli, takie jak szpital, studio radiowe, czy opuszczony budynek. Takie lokacje obecne są w wielu produkcjach, dzięki czemu bywa, iż widz przeżywa Deja vu. Warto jednak zwrócić uwagę na jedną z nich. Część akcji dzieje się na pograniczu cywilizacji i lasu. Wydaje się to nie przypadkowe, a z pewnością można znaleźć tutaj analogię do dzieł Davida Lyncha, które bardzo często są umiejscowione w domach na peryferiach miasta (miasteczka). Nie jest to jedyne możliwe nawiązanie do twórczości amerykańskiego reżysera. Po seansie, warto przypomnieć sobie „Człowieka słonia” i zastanowić nad tragicznym losem tytułowych postaci.
Pou-Soi Cheang postawił sobie trudne zadanie stworzenia horroru, wpisującego się w nurt grozy nie nastawionej na brutalne sceny, czy dużą ilość krwi, lecz na wywołanie specyficznego nastroju tajemniczości i zagrożenia. Z tego zamiaru wywiązał się znakomicie. Nie byłoby to możliwe bez odtwórców głównych ról, Francis Ng oraz Josie Ho, których kreacje w znacznym stopniu przyczyniły się do zbudowania odpowiedniego nastroju. Warto przyjrzeć się ich wzajemnym relacjom, zmieniającym się w miarę rozwoju akcji. Niestety nie wszyscy aktorzy popisali się należytym rzemiosłem, czasem grając zbyt sztucznie.
Początek „Horror Hotline” to również kilka scen zawierających w sobie pewien ładunek komizmu, zanikającego w dalszej części filmu, ustępującego miejsca narastającej grozie, najwyższej próby. Chociaż obraz jest podróbką „The Blair Witch Project”, nie należy do najbardziej przerażających przedstawicieli gatunku, to jednak dzięki intrygującej i dobrze opowiedzianej historii, powinien zadowolić nawet wybrednych fanów horroru.
