20-04-2015, 00:07
Wypada się zgodzić — rzeczywistość na Zachodzie cokolwiek skrzeczy. Niemniej jednak konstytutywna dla cywilizacji europejskiej ostatniego 1700-lecia religia znalazła się w kryzysie, którego objawem jest zresztą istnienie tak modernistów, jak i tradycjonalistów, którzy też odwołują się do utopii, tyle że wstecznej, zmitologizowanego „przedsoborowia”, kiedy wszystko było pięknie. Jednak kiedyś, kiedy Europa była dynamicza, chrześcijaństwo miało swoisty wyłącznik swojego uniwersalizmu antropologicznego, dzięki któremu jego stopienie z cywilizacją było tak pełne, że chyba umykało wręcz namysłowi. Kolonizator jako dobry chrześcijanin oczywiście starał się ochrzcić tubylca, jednak hierarchia (przekładająca się na hierarchię polityczną) była dlań oczywista, to on pozostawał starszym bratem w wierze, a świeży adept mógł sobie zostać góra szeregowym braciszkiem zakonnym czy księdzem. Teraz pojęcia się wysubtelniły, ale ceną jest to, że ci, o których pisałem wyżej, potrafią powiedzieć, że Europa mogłaby sobie być zaludniona nawet przez Papuasów praktykujących swoje obyczaje i mających w głębokim poważaniu historię oraz kulturę kontynentu, byle byli dobrymi katolikami. Na tak podchodzących Raspail działa jak czerwona płachta na byka.