
Naðra nie gra ani tak drapieżnie jak Misþyrming, ani tak dziwacznie jak Carpe Noctem, ale w swojej niszy album zdecydowanie się broni. Klasyczny blek na skandynawską modłę z domieszką charakterystycznego islandzkiego chaosu. Wokal zdecydowanie wyjąco-depresyjny, sporo melodyjnych riffów i mocno melancholijny klimat - a z drugiej strony zdrowa dawka blastów i mroźny surowy przekaz. Ciekawostka to sporo solowych gitarowych momentów. Merytorycznie chodzi o góry i ogólnie natura worship. Fajny strzał na początek 2016 z Islandii, choć w tym samym momencie rok temu wychodził Misþyrming i było to jednak większe kozactwo z tej tropikalnej wyspy. Swoją drogą potencjał w dziedzienie black metalu w kraju, którego populacja plasuje się liczbowo pomiędzy Katowicami a Lublinem, wydaje się dość niecodzienny.
http://nadra.bandcamp.com/" onclick="window.open(this.href);return false;