SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- Oki
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1592
- Rejestracja: 16-09-2012, 00:30
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
jedyne czego musimy się wystrzegać to szorowanie zębami po strunach:):)
- Harlequin
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8984
- Rejestracja: 12-03-2010, 13:38
- Lokalizacja: Koko City
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
Właśnie wróciłem z Wawy, Kto ne był, lub wybrał męczybuły Marduk, lub po raz 5 oglądał Immolation ten ma czego żałować. Wczorajszy koncert zburzył moje dotychczasowe mniemanie o moim usposobieniu koncertowym. No ale po kolei:
Przybyłym pod lokal ok 19.00. Knajpa speluna, taki murowany poznański Rozbrat. Doskonały klimat na koncerty DIY. No, ale zanim cokolwiek zaczęło sie dziać, to sobie sączyłem piwko na leżaczkach przed lokalem w oczekiwaniu na przybycie kolegi Sybira i Streetcleanera. No i okazało sie, że DOPIERO przyjachała ekipa 13TH CHIME... bez swojego sprzętu. Bez gitar bez niczego. Więc chłopaki ze Schrottersburga, którzy dotarli nieco wcześniej życzliwie "dowieźli" część ekwipunku. Przeszła też informacja, jakoby 1984 mialo dotrzeć koło północy. Sybir dotarł, pijemy, gadamy, pale se cmika, kapele się próbują i... okazuje sie, że ta buda potrafi mieć fantastyczne nagłośnienie.
Gadka szmatka z chłopakami ze Schrottersburg, trochę zartów, bardzo sympatyczni ludzie. No, ale jak koncert miał się zacząć o 20.00, tak zaczął się od 22.00. I moze i dobrze, bo troche ludzi zdążyło dotrzeć, razem z Kolegą Sybirem zainstalowaliśmy się pod sceną, a i Kolega Streeetcleaner dotarł na styk.
Zaczął SCHROTTERSBURG. Co tu duzo pisać. ROZJEBUNDA PO CAŁOŚCI. O ile przez peirwsze 2 kawałki wygrała raczej ciekawość i chęć "popatrzenia", o tyle przy "Bocznicach" dostaliśmy z Kolega Sybirem małpiego rozumu i zaczął sie headbanging, moshpit, pogo, darcie ryja. Nawet Pan Dziadek, który uprawiał przed publiką taniec brzucha rzucając przy tym szeleszczące PLNy na scenę w końcu skapitulował i ustąpił miejsca młodszemu pokoleniu. I bardzo dobrze, w krótce do naszej dwójki dołączył jeden ziomuś i dziewczyna, po czym skutecznie z Kolegą Sybirem wyciągaliśmy Kolejne niewiasty do wspolnej zabawy i tańca. Ojjj, na żadnym metalowym koncercie chyba tak nie napierdalałem (No, moze na Accept i Suffocation), pot sie lał gęsto, koszul mokry jak gnój, dzinsowa katana, też, jajca pływały w sosie własnym. Oj tak - czułem sie jakbym uczestniczył w jakimś buntowniczym koncercie punkowym z konca lat 70ych. "Bocznice", Schrottersburg", "Na Zawsze" czy mój ulubiony "Kolejny Krok zabrzmiały fenomenalnie. Słychać, że Ci goscie pomimo raczej wąskiego spektrum środków artystycznych i bardzo wyraźnych źródel inspiracji potrafią pisać kapitalne kompozycje i jeszcze lepiej sprzedać je na żywo. KA-PI-TAL-NY koncert. nie wiem ile trwał, naliczyłem moze jakieś 8-9 kawałów, ale po prostu dałem sie ponieść żywiołowi.
Niedługo trzeba bylo czekać, aby na scenie pojawili się starsi panowie z 13TH CHIME. Ponad 35 lat na scenie, 20 kompozycji będących całym ich dorobkiem... Nie wiedziałem, czego się spodziewać, na płycie brzmiało to jak wygładzony BAUHAUS, ale na żywo... porwali od pierwszego kawałka. Młyn pod sceną się zrobił coraz wiekszy, Krzysiu ze SCHROTTERSBURG dołączył do nas aby ponapierdalać w pogo. Mało tego - razem z Sybiem uskutecznialismy tance damsko-męskie w parach pod sceną. O dziwio dziewczyny były chętne. Co do samego 13TH CHIME, to okazali się wylkanem energii. Setlista była długa, a nawet bardzo długa - "Cuts Of Love", "Memories", "Dug Up", genialny "Coffin Maker", "Sexual Spasms", "Hide And Seek". Zagrali też 2 numery z nowej, nadchodzącej płyty. Generalnie wiec rozpierdol był Zrobiłem chyba z 10km pod sceną i z miljon km banią. Zaćżałem żałować, że nie wyglądam jak Corpsegrinder, bo przynajmniej nie martwiłbym się, żę szyja mnie będzie boleć.
Po kapitalnym koncercie Anglików z całą ekipą pogujacą i chłopakami ze Schrottersburg poszliśmy na piwo/papierosa wymieniajac się poglądami, ząrtując czy jarając sie nadchodzącym koncertem THE CURE. W tym czasie 1984 juz zdążyło zacząć grać, ale mając w pamieci i ch słabiutki występ w Poznaniu jakieś 3 lata temu nie czułem potrzeby, aby ich zobaczyć. Rodowita Rzeszowiaka, która z nami sie bawiła, po krótkich oględzinach stwierdziła, że jest słabo. Czarę goryczy przelał jakiś nieudolny, pozal się boże skowyt ze sceny. To był znak, że trzeba zawijać żagle na nocleg i uciekać stamtąd.
Ok 1:30 byłem w hotelu. Zapewne 1984 jeszcze kończyło swój gig. Ale to i tak mało istotne. Świetne nowe znajomości, 2 wybitne występy, klimat całego wydarzenia, taki rodem nie z tej epoki... czułem sie jakbym uczestniczył w tej scenie postpunkowej sprzed 25 lat. I mysle, że tak to mogło i wtedy wyglądać. Speluniasta knajpa, mała scena, wspólna integracja... a przede wszystkim nie sądziłem, że będę się tak dobrze bawił i tak szalal. Myślę, że jeszzce to miejsce odwiedze.
Tymczasem pozdrowienia dla kompana w tańcu i w buló czyli Sybira, dla Streetcleanera, Adama, Marty, Oli, oraz Michała i Krzyska ze Schrottersburg. Dzięki za zajebisty wieczór!
Przybyłym pod lokal ok 19.00. Knajpa speluna, taki murowany poznański Rozbrat. Doskonały klimat na koncerty DIY. No, ale zanim cokolwiek zaczęło sie dziać, to sobie sączyłem piwko na leżaczkach przed lokalem w oczekiwaniu na przybycie kolegi Sybira i Streetcleanera. No i okazało sie, że DOPIERO przyjachała ekipa 13TH CHIME... bez swojego sprzętu. Bez gitar bez niczego. Więc chłopaki ze Schrottersburga, którzy dotarli nieco wcześniej życzliwie "dowieźli" część ekwipunku. Przeszła też informacja, jakoby 1984 mialo dotrzeć koło północy. Sybir dotarł, pijemy, gadamy, pale se cmika, kapele się próbują i... okazuje sie, że ta buda potrafi mieć fantastyczne nagłośnienie.
Gadka szmatka z chłopakami ze Schrottersburg, trochę zartów, bardzo sympatyczni ludzie. No, ale jak koncert miał się zacząć o 20.00, tak zaczął się od 22.00. I moze i dobrze, bo troche ludzi zdążyło dotrzeć, razem z Kolegą Sybirem zainstalowaliśmy się pod sceną, a i Kolega Streeetcleaner dotarł na styk.
Zaczął SCHROTTERSBURG. Co tu duzo pisać. ROZJEBUNDA PO CAŁOŚCI. O ile przez peirwsze 2 kawałki wygrała raczej ciekawość i chęć "popatrzenia", o tyle przy "Bocznicach" dostaliśmy z Kolega Sybirem małpiego rozumu i zaczął sie headbanging, moshpit, pogo, darcie ryja. Nawet Pan Dziadek, który uprawiał przed publiką taniec brzucha rzucając przy tym szeleszczące PLNy na scenę w końcu skapitulował i ustąpił miejsca młodszemu pokoleniu. I bardzo dobrze, w krótce do naszej dwójki dołączył jeden ziomuś i dziewczyna, po czym skutecznie z Kolegą Sybirem wyciągaliśmy Kolejne niewiasty do wspolnej zabawy i tańca. Ojjj, na żadnym metalowym koncercie chyba tak nie napierdalałem (No, moze na Accept i Suffocation), pot sie lał gęsto, koszul mokry jak gnój, dzinsowa katana, też, jajca pływały w sosie własnym. Oj tak - czułem sie jakbym uczestniczył w jakimś buntowniczym koncercie punkowym z konca lat 70ych. "Bocznice", Schrottersburg", "Na Zawsze" czy mój ulubiony "Kolejny Krok zabrzmiały fenomenalnie. Słychać, że Ci goscie pomimo raczej wąskiego spektrum środków artystycznych i bardzo wyraźnych źródel inspiracji potrafią pisać kapitalne kompozycje i jeszcze lepiej sprzedać je na żywo. KA-PI-TAL-NY koncert. nie wiem ile trwał, naliczyłem moze jakieś 8-9 kawałów, ale po prostu dałem sie ponieść żywiołowi.
Niedługo trzeba bylo czekać, aby na scenie pojawili się starsi panowie z 13TH CHIME. Ponad 35 lat na scenie, 20 kompozycji będących całym ich dorobkiem... Nie wiedziałem, czego się spodziewać, na płycie brzmiało to jak wygładzony BAUHAUS, ale na żywo... porwali od pierwszego kawałka. Młyn pod sceną się zrobił coraz wiekszy, Krzysiu ze SCHROTTERSBURG dołączył do nas aby ponapierdalać w pogo. Mało tego - razem z Sybiem uskutecznialismy tance damsko-męskie w parach pod sceną. O dziwio dziewczyny były chętne. Co do samego 13TH CHIME, to okazali się wylkanem energii. Setlista była długa, a nawet bardzo długa - "Cuts Of Love", "Memories", "Dug Up", genialny "Coffin Maker", "Sexual Spasms", "Hide And Seek". Zagrali też 2 numery z nowej, nadchodzącej płyty. Generalnie wiec rozpierdol był Zrobiłem chyba z 10km pod sceną i z miljon km banią. Zaćżałem żałować, że nie wyglądam jak Corpsegrinder, bo przynajmniej nie martwiłbym się, żę szyja mnie będzie boleć.
Po kapitalnym koncercie Anglików z całą ekipą pogujacą i chłopakami ze Schrottersburg poszliśmy na piwo/papierosa wymieniajac się poglądami, ząrtując czy jarając sie nadchodzącym koncertem THE CURE. W tym czasie 1984 juz zdążyło zacząć grać, ale mając w pamieci i ch słabiutki występ w Poznaniu jakieś 3 lata temu nie czułem potrzeby, aby ich zobaczyć. Rodowita Rzeszowiaka, która z nami sie bawiła, po krótkich oględzinach stwierdziła, że jest słabo. Czarę goryczy przelał jakiś nieudolny, pozal się boże skowyt ze sceny. To był znak, że trzeba zawijać żagle na nocleg i uciekać stamtąd.
Ok 1:30 byłem w hotelu. Zapewne 1984 jeszcze kończyło swój gig. Ale to i tak mało istotne. Świetne nowe znajomości, 2 wybitne występy, klimat całego wydarzenia, taki rodem nie z tej epoki... czułem sie jakbym uczestniczył w tej scenie postpunkowej sprzed 25 lat. I mysle, że tak to mogło i wtedy wyglądać. Speluniasta knajpa, mała scena, wspólna integracja... a przede wszystkim nie sądziłem, że będę się tak dobrze bawił i tak szalal. Myślę, że jeszzce to miejsce odwiedze.
Tymczasem pozdrowienia dla kompana w tańcu i w buló czyli Sybira, dla Streetcleanera, Adama, Marty, Oli, oraz Michała i Krzyska ze Schrottersburg. Dzięki za zajebisty wieczór!
- Sybir
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10935
- Rejestracja: 16-11-2011, 22:15
- Lokalizacja: Voivodowice
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
Harlequin wyprodukował taką relację, że w zasadzie nie mam nic do dodania. Zabawa była przednia, nagłośnienie - jeszcze lepsze, zważywszy na fakt, że ZLB bliżej do squatu niż do klubu muzycznego z prawdziwego zdarzenia ;) W takiej Progresji po zmianie lokalizacji można pomarzyć o podobnym brzmieniu - takie przynajmniej mam wrażenie, bo dawno mnie tam nie było.
Biłem się do samego końca z myślami - wybrać Origin/Immolation, czy jednak Schröttersburg. Wyboru nie żałuję - załoga z Płocka zagrała bardzo dobry koncert, wrażenia estetyczne mógł jedynie psuć leciwy Pan Bułgar, ktory pod sceną uskuteczniał coś z pogranicza striptizu i tańca brzucha, w czym pomagały mu tańczące w naczyniach krwionośnych procenty. Ciekawe doświadczenie, choć nie chciałbym tego po raz drugi oglądać :D Na żywo numery z nowej płyty Schröttersburg niszczą obiekty, choć z Harlequinem najbardziej czekaliśmy chyba na "Bocznice" ("...stare kurwy") :D Pod względem wizerunku scenicznego ekipa jest raczej wycofana, może to efekt niewielkiej jak dotąd liczby zagranicy koncertów - a może to po prostu wynika z tego, że grają post punk/cold wave, i inaczej nie da rady? Generalnie, koncert Schröttersburg mocno in plus.
Jeśli chodzi zaś o 13th Chime, to nie znałem absolutnie żadnego ich numeru, co nie przeszkadzało mi w zabawie ;) Kolega Harlequin wiódł prym wśród tancerzy - nie mam wszelako zdjęć, musicie uwierzyć na słowo ;)
Potem to już były jakieś luźne rozmowy i oczekiwanie na taksówkę, która zawiozła mnie, będącego już u kresu sił, na daleki Ursynów. Regeneracja jeszcze trwa :D
Biłem się do samego końca z myślami - wybrać Origin/Immolation, czy jednak Schröttersburg. Wyboru nie żałuję - załoga z Płocka zagrała bardzo dobry koncert, wrażenia estetyczne mógł jedynie psuć leciwy Pan Bułgar, ktory pod sceną uskuteczniał coś z pogranicza striptizu i tańca brzucha, w czym pomagały mu tańczące w naczyniach krwionośnych procenty. Ciekawe doświadczenie, choć nie chciałbym tego po raz drugi oglądać :D Na żywo numery z nowej płyty Schröttersburg niszczą obiekty, choć z Harlequinem najbardziej czekaliśmy chyba na "Bocznice" ("...stare kurwy") :D Pod względem wizerunku scenicznego ekipa jest raczej wycofana, może to efekt niewielkiej jak dotąd liczby zagranicy koncertów - a może to po prostu wynika z tego, że grają post punk/cold wave, i inaczej nie da rady? Generalnie, koncert Schröttersburg mocno in plus.
Jeśli chodzi zaś o 13th Chime, to nie znałem absolutnie żadnego ich numeru, co nie przeszkadzało mi w zabawie ;) Kolega Harlequin wiódł prym wśród tancerzy - nie mam wszelako zdjęć, musicie uwierzyć na słowo ;)
Potem to już były jakieś luźne rozmowy i oczekiwanie na taksówkę, która zawiozła mnie, będącego już u kresu sił, na daleki Ursynów. Regeneracja jeszcze trwa :D
nicram pisze:Antichrist niszczy UaFM w pięć sekund.
Triceratops pisze:szczepic sie mozna na rzadko mutujace i w miare stale genetycznie wirusy, jak gruzlica, krztusiec, blonica czy np koklusz
- Lucek
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1401
- Rejestracja: 15-04-2009, 17:27
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
o wow! wybrać Schrottersburg zamiast jakiegoś tam Marduka i Immolation, transgresja jako żywo, zadaliście szyku i zabiliście nie lada ćwieka wszystkim transgresezyującym ludziom, chyba nawet samemu nergalu jest teraz głupio.
- Sybir
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10935
- Rejestracja: 16-11-2011, 22:15
- Lokalizacja: Voivodowice
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
O, Lucuś, cześć! Co tam wczoraj było pite? :D
nicram pisze:Antichrist niszczy UaFM w pięć sekund.
Triceratops pisze:szczepic sie mozna na rzadko mutujace i w miare stale genetycznie wirusy, jak gruzlica, krztusiec, blonica czy np koklusz
- manieczki
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 12171
- Rejestracja: 25-07-2010, 03:07
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
OHO, widac ze sie POWODZI i STAC.Sybir pisze:Potem to już były jakieś luźne rozmowy i oczekiwanie na taksówkę, która zawiozła mnie, będącego już u kresu sił, na daleki Ursynów. Regeneracja jeszcze trwa :D
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
- Sybir
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10935
- Rejestracja: 16-11-2011, 22:15
- Lokalizacja: Voivodowice
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
Kolejna notatka leci do teczuszki? :D
nicram pisze:Antichrist niszczy UaFM w pięć sekund.
Triceratops pisze:szczepic sie mozna na rzadko mutujace i w miare stale genetycznie wirusy, jak gruzlica, krztusiec, blonica czy np koklusz
- Harlequin
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8984
- Rejestracja: 12-03-2010, 13:38
- Lokalizacja: Koko City
- manieczki
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 12171
- Rejestracja: 25-07-2010, 03:07
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
Na razie sie waham, bo miejsca juz brakuje :(Sybir pisze:Kolejna notatka leci do teczuszki? :D
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
- Sybir
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10935
- Rejestracja: 16-11-2011, 22:15
- Lokalizacja: Voivodowice
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
Poproszę o wgląd w akta osobowe, paniczu.
nicram pisze:Antichrist niszczy UaFM w pięć sekund.
Triceratops pisze:szczepic sie mozna na rzadko mutujace i w miare stale genetycznie wirusy, jak gruzlica, krztusiec, blonica czy np koklusz
- manieczki
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 12171
- Rejestracja: 25-07-2010, 03:07
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
Ha, kazdy by chcialSybir pisze:Poproszę o wgląd w akta osobowe, paniczu.
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
- morbid
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2188
- Rejestracja: 21-08-2009, 00:07
- Lokalizacja: R-G-Z
Re: SCHROTTERSBURG/13TH CHIME/1984 - 21.05.2016 Warszawa
gites relacja....Harlequin pisze:Właśnie wróciłem z Wawy, Kto ne był, lub wybrał męczybuły Marduk, lub po raz 5 oglądał Immolation ten ma czego żałować. Wczorajszy koncert zburzył moje dotychczasowe mniemanie o moim usposobieniu koncertowym. No ale po kolei:
Przybyłym pod lokal ok 19.00. Knajpa speluna, taki murowany poznański Rozbrat. Doskonały klimat na koncerty DIY. No, ale zanim cokolwiek zaczęło sie dziać, to sobie sączyłem piwko na leżaczkach przed lokalem w oczekiwaniu na przybycie kolegi Sybira i Streetcleanera. No i okazało sie, że DOPIERO przyjachała ekipa 13TH CHIME... bez swojego sprzętu. Bez gitar bez niczego. Więc chłopaki ze Schrottersburga, którzy dotarli nieco wcześniej życzliwie "dowieźli" część ekwipunku. Przeszła też informacja, jakoby 1984 mialo dotrzeć koło północy. Sybir dotarł, pijemy, gadamy, pale se cmika, kapele się próbują i... okazuje sie, że ta buda potrafi mieć fantastyczne nagłośnienie.
Gadka szmatka z chłopakami ze Schrottersburg, trochę zartów, bardzo sympatyczni ludzie. No, ale jak koncert miał się zacząć o 20.00, tak zaczął się od 22.00. I moze i dobrze, bo troche ludzi zdążyło dotrzeć, razem z Kolegą Sybirem zainstalowaliśmy się pod sceną, a i Kolega Streeetcleaner dotarł na styk.
Zaczął SCHROTTERSBURG. Co tu duzo pisać. ROZJEBUNDA PO CAŁOŚCI. O ile przez peirwsze 2 kawałki wygrała raczej ciekawość i chęć "popatrzenia", o tyle przy "Bocznicach" dostaliśmy z Kolega Sybirem małpiego rozumu i zaczął sie headbanging, moshpit, pogo, darcie ryja. Nawet Pan Dziadek, który uprawiał przed publiką taniec brzucha rzucając przy tym szeleszczące PLNy na scenę w końcu skapitulował i ustąpił miejsca młodszemu pokoleniu. I bardzo dobrze, w krótce do naszej dwójki dołączył jeden ziomuś i dziewczyna, po czym skutecznie z Kolegą Sybirem wyciągaliśmy Kolejne niewiasty do wspolnej zabawy i tańca. Ojjj, na żadnym metalowym koncercie chyba tak nie napierdalałem (No, moze na Accept i Suffocation), pot sie lał gęsto, koszul mokry jak gnój, dzinsowa katana, też, jajca pływały w sosie własnym. Oj tak - czułem sie jakbym uczestniczył w jakimś buntowniczym koncercie punkowym z konca lat 70ych. "Bocznice", Schrottersburg", "Na Zawsze" czy mój ulubiony "Kolejny Krok zabrzmiały fenomenalnie. Słychać, że Ci goscie pomimo raczej wąskiego spektrum środków artystycznych i bardzo wyraźnych źródel inspiracji potrafią pisać kapitalne kompozycje i jeszcze lepiej sprzedać je na żywo. KA-PI-TAL-NY koncert. nie wiem ile trwał, naliczyłem moze jakieś 8-9 kawałów, ale po prostu dałem sie ponieść żywiołowi.
Niedługo trzeba bylo czekać, aby na scenie pojawili się starsi panowie z 13TH CHIME. Ponad 35 lat na scenie, 20 kompozycji będących całym ich dorobkiem... Nie wiedziałem, czego się spodziewać, na płycie brzmiało to jak wygładzony BAUHAUS, ale na żywo... porwali od pierwszego kawałka. Młyn pod sceną się zrobił coraz wiekszy, Krzysiu ze SCHROTTERSBURG dołączył do nas aby ponapierdalać w pogo. Mało tego - razem z Sybiem uskutecznialismy tance damsko-męskie w parach pod sceną. O dziwio dziewczyny były chętne. Co do samego 13TH CHIME, to okazali się wylkanem energii. Setlista była długa, a nawet bardzo długa - "Cuts Of Love", "Memories", "Dug Up", genialny "Coffin Maker", "Sexual Spasms", "Hide And Seek". Zagrali też 2 numery z nowej, nadchodzącej płyty. Generalnie wiec rozpierdol był Zrobiłem chyba z 10km pod sceną i z miljon km banią. Zaćżałem żałować, że nie wyglądam jak Corpsegrinder, bo przynajmniej nie martwiłbym się, żę szyja mnie będzie boleć.
Po kapitalnym koncercie Anglików z całą ekipą pogujacą i chłopakami ze Schrottersburg poszliśmy na piwo/papierosa wymieniajac się poglądami, ząrtując czy jarając sie nadchodzącym koncertem THE CURE. W tym czasie 1984 juz zdążyło zacząć grać, ale mając w pamieci i ch słabiutki występ w Poznaniu jakieś 3 lata temu nie czułem potrzeby, aby ich zobaczyć. Rodowita Rzeszowiaka, która z nami sie bawiła, po krótkich oględzinach stwierdziła, że jest słabo. Czarę goryczy przelał jakiś nieudolny, pozal się boże skowyt ze sceny. To był znak, że trzeba zawijać żagle na nocleg i uciekać stamtąd.
Ok 1:30 byłem w hotelu. Zapewne 1984 jeszcze kończyło swój gig. Ale to i tak mało istotne. Świetne nowe znajomości, 2 wybitne występy, klimat całego wydarzenia, taki rodem nie z tej epoki... czułem sie jakbym uczestniczył w tej scenie postpunkowej sprzed 25 lat. I mysle, że tak to mogło i wtedy wyglądać. Speluniasta knajpa, mała scena, wspólna integracja... a przede wszystkim nie sądziłem, że będę się tak dobrze bawił i tak szalal. Myślę, że jeszzce to miejsce odwiedze.
Tymczasem pozdrowienia dla kompana w tańcu i w buló czyli Sybira, dla Streetcleanera, Adama, Marty, Oli, oraz Michała i Krzyska ze Schrottersburg. Dzięki za zajebisty wieczór!