
Posłuchałem sobie nowego Kratornas "Devoured by Damnation" i jak nietrudno się domyślić, nie zesrałem się w czasie odsłuchu. To znaczy zesrałem się, ale to przez kawę, nie płytę.
Riffy bez większego składu. Gdyby były nagrane w odwrotnej kolejności, to nikt by nie zauważył. Tytuły wysrane z generatora, który zawiera 100 najbardziej metaluchowych słów. Spróbujcie powymieniać słowa w tytułach na przypadkowe słowa z innych tytułów, a wciąż będą takie same. "Dead burning gods", "Blood of demons", "World within damnation", itd, jeden chu... A przepraszam, jest jeden tytuł który przynajmniej mnie rozbawił – "Huios Diabolus".
Solówki korzystają z klasycznej skali Slayerowskiej, która zawiera wszystkie inne skale, a mówiąc wprost polega na zupełnie randomowym jeżdżeniu po gryfie. Perkusja na przekładaniu blastów innymi blastami. Wokal też nie poraża różnorodnością (i zanim ktoś powie, że w takiej manierze trudno o różnorodność, niech posłucha ostatniej EP Teitanblood). Kiedyś z kumplami mieliśmy rozrywkę w postaci takiego małego psa, który zawsze doskakiwał do siatki, gdy przechodziliśmy. Chciał nas przestraszyć, ale miał chyba astmę i strasznie śmiesznie brzmiał, a może zmęczył się nagrywaniem wokali na nowe CD Kratornas.
Pewnie zaraz ktoś się wyrwie i po lawinie argumentów typu "masz małego chuja" (Huios Diabolus) i "nie znasz się na tej muzyce", być może zareplikuje, że w tej muzyce nie chodzi o składne solówki, różnorodny wokal, ciekawe zagrywki perkusyjne, interesujące tytuły i pozostałe rzeczy, o których mówiłem. Pozostaje więc pytanie – to o co tu chodzi? By napierdalało? To naprawdę nie jest sztuka. Napierdalać ciekawie też trzeba umieć, a to, to jest muzyczny troglodytyzm. Pozdrawiam, Piotr Fronczewski.
Płyta ma dwie zalety. Ma fajne brzmienie. I jest krótka.