Lukass pisze:
Z tym Venom Inc. to coś jest nie tak, bo już słyszałem coś takiego, złych ludzi przyciąga - czyli prawidłowo w sumie
Wyszukiwanie ekipą gówniarzy do bicia w wieku w którym są już ich własne dzieci to takie średnie zło. Jak w tym dowcipie o skinie "hy hy, takiego kopa mu w dupę zasadziłem, że aż mu kredki z tornistra wypadły".
Koncert, koncert, koncert.
No ok.
Czekałem na niego jakieś 14 lat, czyli niemal od kiedy zacząłem słuchać metalu w ogóle. Nie wiem, kiedy ostatnio grali w Polsce. Natomiast z dziwnym trochę uczuciem napiszę parę rzeczy, które nie bardzo będą zgadzać się z tym, co się na forume ogólnie mówi.
Tak, ostatnie płyty to szajs. Tak, większość setlisty stanowiły właśnie one, wyglądała ona mniej więcej tak (z tego co pamiętam i nie po kolei):
Hordes of Chaos (A Necrologue for the Elite)
Enemy of God
Satan Is Real
From Flood into Fire
Gods of Violence
World War Now
People of the Lie
Total Death Play
Phantom Antichrist
Fallen Brother
Civilization Collapse
Violent Revolution
Flag of Hate
Under the Guillotine
Hail to the Hordes
Pleasure to Kill
Phobia
Extreme Aggression
Ludzi zjechała się ogromna masa i widać, że cała Polska. Było sporo młodzieży, ale wbrew temu co tu się mówi, nie była to jakaś przypadkowa młodzież znęcona melodyjkami, tylko młodzi kataniarze, których ostatnio jest wiele. I to są takie same chłopaczki, jakim ja byłem te 10 lat temu, może trochę więcej, i tacy jakimi wielu z was na pewno było (pomijam przypadki pt. "nie jestem metalowcem" oraz "nigdy nie byłem w żadnej subkulturze"). Ja akurat byłem, chociaż dzisiaj już skór nie wdziewam, katana wisi w szafie, i można mnie spotkać raczej normalnie ubranego, to mam masę sympatii dla tych huncwotów. Nie stoją z boku, tylko napierdalają faktycznie w młynie do porzygu, ale gdy coś się stanie - stają jak jeden mąż by pomóc, gdy komuś coś się zgubi, albo się wyjebie, albo coś innego. Zaskoczyłem się tym wczoraj pozytywnie, bo na samym początku dostałem takiego hammerblowa na ryj, że krew poszła, a okulary poleciały gdzieś na podłogę i byłem kurwa PEWIEN że już po nich - ale nie, pokazałem jeden gest, krzyknąłem i zaraz wszyscy się rozstąpili, kilka osób pomogło i zaraz się znalazła zguba. Was to może śmieszyć, hehe okulary hehe, ale niedawno na Destruction miałem podobnie. Czas powrócić do soczewek. A starszy koleś ze "starej gwardii" znowu się przypierdalał, ja pierdolę.
No ale wracając. Aborted ok, Soilwork totalnie nie moja bajka, Sepultury nigdy zbyt wiele nie słuchałem więc stałem raczej z boku.
Wyszedł Kreator. Petrozza wygląda staro, naprawdę. Pamiętałem go ze zdjęć promocyjnych z wkładki do "Violent Revolution", ale fakt - to było naście lat temu. Sprzętu na scenie mają nasrane co niemiara, ekrany, flagi, ognie, i... konfetti... Ja pierdolę, konfetti, serio. Dwukrotnie, dwa różne. Prawie jak Spinal Tap. Trochę się skrzywiłem na to, ale jebać to w sumie, przyszedłem dla muzyki.
Po historii ze strzałem w pysk myślałem że pooglądam to też z boku, ale potem pomyślałem: kurde, po co mi te włosy. Jeśli nie pomacham banią na Kreator, to kiedy? No i poszedłem w tany, i przez pół koncertu nie wychodziłem z młynka. I byłem przeszczęśliwy. Fakt - te nowsze kawałki tak różnie się sprawdzają. Te szybsze typu Phantom Antichrist albo Hordes of Chaos działają, wolniejsze - jak Fallen Brother - już średnio, widać było po publice. Mimo tego na niemal wszystkich bawiłem się świetnie, nie wiem kiedy ostatnio tak było - możliwe, że na Sodom, a to już parę lat temu. Wiem, że nowe krążki to szajs. Wiem, że melodyjki. Wiem, że lecą z Błękitnej Ostrydze. Ale co poradzić - miałem znowu 16 lat i radosną chęć niszczenia wszystkiego, samemu nie będąc zniszczonym.
Usłyszałem na żywo "Flag of Hate", "People of the Lie", "Extreme Aggression", "Violent Revolution", wszystkie te kawałki które definiowały mój gust wiele lat temu, gdzieś tam na początku faktycznie świadomego życia. I jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Tak po prostu. I jeśli zagrają kiedyś trasę z bardziej klasyczną setlistą - pójdę z rozkoszą. I będę krzyczał "Coma of Souls".