Plastek pisze:
Poczytaj te natchnione egzegezy "klasycznych" powieści produkowane masowo na wydziałach polonistycznych to się przekonasz:)
W ogromnej większości przypadków te celne obserwacje psychologiczne, dekonstruowanie rzeczywistości, wymierzanie sprawiedliwości widzialnemu światu i całą reszta katalogu "mądrych" spostrzeżeń jakich dopatrują się w klasyce jest tylko złudzeniem. Jeśli się chce można dopatrzeć się wszystkiego we wszystkim. Mamy potem takie aberracje jak "Czerwony Kapturek jako metafora inicjacji seksualnej, którą uosabia falliczny najeźdźca w postaci wilka". Wychodzenie więc poza sferę subiektywnego "podoba mi się/nie podoba mi się" jest tylko złudzeniem, myśleniem życzeniowym, doszukiwaniem się wszystkiego we wszystkim i w ostatecznym rozrachunku jest zupełnie zbędne. Jak widać poza tym, że jestem hedonistą, libertynem i hultajem, jestem też solipsystą:)
To zdanie, jak i podobne, jest mi znane.
Podajesz przykłady absurdalne, które mają to do siebie, że są najłatwiejsze do zbicia. Przykładowo:
- Podatki? Jasne, ustawmy je od razu na 100%, niech państwo dostarcza wszystkiego!
- 400 stron książki? Może od razu 4000?
- Lubisz biegać, to dlaczego nie pobiegniesz od razu 100 km, aż ci nogi odpadną?
I tak dalej.
Moim pierwotnym tematem pracy magisterskiej miała być intertekstualność książek Terry'ego Pratchetta. Istnieje cała strona - L-Space - poświęcona wszystkim odniesieniom, które zawierał w książkach serii "Świata Dysku". Płaszcz tych odniesień był ogromnie imponujący - utworzyłem kategorie do odniesień biblijnych, mitologicznych, historii Egiptu, kultury USA, Australii, Anglii, Szekspira, folkloru, urban legends, popkultury i wielu innych. Samemu zdarzyło mi się trafić na coś, na co nie trafili tworzący L-Space - co oznacza, że jest tam tego jeszcze więcej.
Chcę powiedzieć jedynie, że są faktycznie autorzy, których można interpretować na wiele sposób i można doszukać się w ich pracach bardzo wiele. A jeśli Czerwonego Kapturka da się zinterpretować również na wiele sposobów, to świadczy to o uniwersalności dzieła - niekoniecznie tak, jak myślał o tym autor - ale nie umniejsza to niczego interpretacji.
Nie jestem żadnym wielkim autorem, nie jestem nawet jeszcze w ogóle autorem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Piszę na blogu, i chciałbym, by kiedyś stało się to podstawą książki. Nawet więcej niż chciałbym, taki jest plan, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że nawet taki początkujący, raczkujący szczaw jak ja w swoich wpisach zawiera odniesienia do mitologii greckiej i rzymskiej, Biblii, Monty Pythona, "Don Kichota", "Klubu Pickwicka", Tolkiena po stukroć i mógłbym tak kontynuować długo - to co dopiero poczytni pisarze? I czy nie jest to pytanie warte rozważenia?