
Ostatnio na fali sentymentu wzięło mnie na ten album, choć wcześniej jakoś większą sympatią darzyłem "Spiritual Healing" czy "Leprosy". I właściwie nie wychodzi mi ona z odtwarzacza. Pamiętam, że w połowie lat 90 był zajebisty hajp na tę płytę - w co drugim numerze Metal Hammera z okładki bądź wnętrza numeru spoglądała na nas zamyślona postać Evil Chucka (Katarzyna Krakowiak, najwyraźniej w nim zabujana, robiła swoje). Właściwie wszystkie recenzje z tamtych czasów były w tonie ekstatycznym, co zastanawiało w kontekście sprzedaży tego albumu - w Stanach nakład płyty nie przekroczył połowy poziomu sprzedaży Indivudual - co pewnie skłoniło Chucka do zastanowienia się nad przyszłością i skierowanie grupy na kurs pod nazwą Control Denied.
Właśnie, jakie są Wasze odczucia względem tego albumu - świadectwo ostatecznego przepitolenia Death czy krok we właściwym kierunku? Mnie ta płyta dziś urzeka, znakomite brzmienie - potężne, klarowne i pełne powietrza (dziwne, że późniejsza TSoP brzmi o wiele gorzej, chociaż nagrywał ją ten sam producent), wokal Schuldinera też nabrał większej czytelności, ale co najważniejsze - jak tam brzmią gitary!!
Zarówno w sferze riffów, jak i solówek, dzieją się cuda - wystarczy posłuchać 1000 Eyes czy Without Judgement, żeby docenić, jak Schuldiner rozwinął się jako kompozytor i instrumentalista na przestrzeni lat.
Oczywiście, zrozumiem głosy tych, którzy wolą Scream Bloody Gore czy Leprosy, sam bardzo cenię sobie te płyty, ale Symbolic to dla mnie taka kwintesencja muzyki, powiedzmy, "deathmetalowej", która może się spodobać także tym, którzy nie za bardzo przepadają za taką stylistyką, co zresztą sam sprawdziłem z powodzeniem.
A jak tam u Was?