W sensie że opowiastka o kocie drapiącym czyjąś dupę to było coś mądrzejszego co zepsuliśmy dywagacjami na temat kolczastych przedstawicieli świata zwierząt?ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze:I tak to jest, powolutku na tej wsi, człowiek chciałby napisać coś mądrzejszego czasem, ale to nie chwyta, i tak schodzi na wsadzanie sobie jezowcow w dupę.
Świat Bez Końca
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- Hatefire
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10625
- Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
- Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)
Re: Świat Bez Końca
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
- Medard
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10342
- Rejestracja: 22-04-2017, 19:15
- Lokalizacja: Prag
Re: Świat Bez Końca
ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze:I tak to jest, powolutku na tej wsi, człowiek chciałby napisać coś mądrzejszego czasem, ale to nie chwyta, i tak schodzi na wsadzanie sobie jezowcow w dupę. A potem smutek ze kultura podupada i na scenach królują braciszkowie figo fagot. A prawda jest taka ze tego oczekuje publika, to ludzi rajcuje, to ich śmieszy już od czasów gargantui i pantagruela, a może nawet Lucjusza apulejusza, który zamienił się w osła, pokochała go kobieta, ale po odczarowaniu nie chciała z nim spółkować, ponieważ jego ośli narząd zniknął. Prawdziwa historia, brachu.
Po raz kolejny wychodzi, że każdą swoją opowieść Karkasonne uważa za prawdę objawioną, której inaczej nie można interpretować niż to podano na soborze.
Trzeba przyzwyczaić się do tego,
że ludzie mają różne spojrzenie
na tematy inaczej jak napiszesz książkę,
to nie zniesiesz jej krytyki.
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11616
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: Świat Bez Końca
Nie wierze, ze odczytaliście to na poważnie bez przymrużenia oka;)
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
- Medard
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10342
- Rejestracja: 22-04-2017, 19:15
- Lokalizacja: Prag
Re: Świat Bez Końca
Odwracasz kota ogonem, że się tak wyrażę. Także pisałem żartobliwie.ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze:Nie wierze, ze odczytaliście to na poważnie bez przymrużenia oka;)
Die Welt ist meine Vorstellung.
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11616
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: Świat Bez Końca
Dobra, to już nie wiem kto troluje kogo. Fakt jest jednak faktem, najwiecej reakcji budza historie z którymi wiele osób może się utożsamić albo te skatowe i seksualne. Dla mnie to jakaś lekcja życia, obserwuje to z najwyższa ciekawością, chociaż koleżanka już dawno doszła do wniosku, ze jak sienspotyka dwoje inteligentnych ludzi, to prędzej czy później zaczynaja mowić o gownie.
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
- Hatefire
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10625
- Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
- Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)
Re: Świat Bez Końca
Nie rozmawialiśmy o gównie tylko o wkładaniu zwierząt do odbytu,a to zupełnie co innego. Czuję się zniesmaczony sugestią, że lubię dyskusje o kale ;-)
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
- Medard
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10342
- Rejestracja: 22-04-2017, 19:15
- Lokalizacja: Prag
Re: Świat Bez Końca
Sam zacząłeś temat, teraz masz z nim problem i szukasz głębszych przemyśleń tam, gdzie ich nie ma.ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze:Dobra, to już nie wiem kto troluje kogo. Fakt jest jednak faktem, najwiecej reakcji budza historie z którymi wiele osób może się utożsamić albo te skatowe i seksualne. Dla mnie to jakaś lekcja życia, obserwuje to z najwyższa ciekawością, chociaż koleżanka już dawno doszła do wniosku, ze jak sienspotyka dwoje inteligentnych ludzi, to prędzej czy później zaczynaja mowić o gownie.
Die Welt ist meine Vorstellung.
-
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15633
- Rejestracja: 21-01-2011, 11:12
Re: Świat Bez Końca
Karkas, dałeś sie wyciągnąć do opowiedzenia ciekawej historii, więc nie dziw się, że spotkała się z reakcją w postaci komentarzy. A że uśmiechnąłem się przy okazji, to chyba dobrze - opowieść była zatem ciekawa ;-)
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11616
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: Świat Bez Końca
Rany, teraz wiem, jak czuje się ten bohater.


If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11616
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: Świat Bez Końca
Wady Autostopu, cz. 3
Kontynuacja historii o wadach autostopu, czyli dlaczego autostop nie zawsze jest pełen jednorożców i tęczy.
7. PRZEDARCIE SIĘ PRZEZ MIASTA.

Autostop to ruletka. Czasem wygrasz milion, a czasem strzelisz sobie w stopę. Gdy twój cel jest oddalony o 1000 kilometrów, a kierowca jedzie 300 kilometrów w twoim kierunku, to z pewnością nie odmówisz. Czasem jednak kończycie wspólną trasę w dużym mieście, z którego nie można się wydostać. Ba! Nie wiesz nawet, w którym kierunku miałbyś się udać. Dzisiaj jest to już znacznie prostsze ze względu na wszechobecny internet i mapy offline (jedyną przeszkodą może być nieumiejętność czytania mapy, jeśli ktoś jest wyjątkowym bałwanem, takim jak ja lata temu), jednak w podróż do Amsterdamu wybrałem się:
bez żadnej elektroniki
bez mapy
bez mózgu
…Wiedząc jedynie, że mech rośnie po północnej stronie drzewa. Jak łatwo się domyśleć, nie pomogło mi to wiele na autostradach. Kierowcy nie mogli się nadziwić mojej głupocie, oferując mi wszelką pomoc (raz chcieli mi nawet dać kilo cukru; do dziś nie wiem, po co; zamiast tego przyjąłem wodę, zupki chińskie oraz wciśniętego między nimi jointa).
W takich tarapatach – duże miasto, zero wiedzy – znalazłem się np. w Genui (Włochy). Absolutnie nie planowałem pobytu w tym portowym mieście, ale los zdecydował inaczej. Próbowałem wydostać się stamtąd pociągiem. Na dworcu odkryłem, że właśnie tamtego dnia kolejarze postanowili zastrajkować. Wtedy spróbowałem wydostać się autobusem. W tym celu patrzyłem, które autobusy jadą mniej więcej w kierunku zachodzącego słońca (stawiam flaszkę temu, kto kiedykolwiek wydostawał się z miasta na podstawie pozycji słońca). Historia to żałosna, ale po całym dniu walk udało mi się wydostać. Od tego czasu jeździłem już z laptopem, a potem z tabletem.
8. POGODA
HA! Wiadomo, że stopem jeździ się głównie (choć nie wyłącznie) latem, kiedy deszcze są dość rzadkie, a słonko świeci w oczy. Zakładając, że masz ze sobą wodę, to wszystko będzie OK (kiedyś wiozłem wodę przez 3 kraje w butelce po soku brzoskwiniowym; po kilku dniach tak cuchnęła zgnilizną, że kolejny łyk oznaczał niechybną śmierć). Zdarzają się jednak lata, kiedy pada non-stop, a ty już zaplanowałeś wiekopomnego tripa na trasie Sosnowiec – Krościenko. Wszystkim znajomym powiedziałeś, że mają przed sobą drugiego Kolumba (zmarł samotnie i w biedzie, ale tego nie mówią), i że wkrótce wyruszasz swoją wymyśloną karawelą na podbój nowych lądów.
Nie mogę tutaj nie przypomnieć kolegi, który planował (może ,,planował” to zbyt wiele powiedziane, ale ,,myślał o tym” też zupełnie nie pasuje do jego bezmyślności) pojechać stopem do Francji na zbiór winogron. Plan to niegłupi, i wielu autostopowiczów robi to co roku, przyjeżdżając z workami pieniędzy (jak na nasze standardy). Mieli rozpocząć autostopową podróż pod Cmentarzem Rakowickim w Krakowie (jak wpadli na to, żeby łapać w środku milionowego miasta w kierunku na północ skoro Francja leży na zachodzie, głowię się do dziś). Opowiedzieli o tym wszystkim, którzy chcieli ich posłuchać i kilku innym, którzy nie chcieli, dodając, że może jednak nie do Francji, ale na Grenlandię, albo do Ameryki Północnej, a najlepiej w kosmos.
Dwa dni później spytałem tegoż kolegę na Facebooku, jak poszło. Dzień przed wyjazdem skręcił po pijaku kostkę i nie wyszedł z domu.
No, ale miało być o pogodzie. Pamiętam, jak życie postawiło mnie w Serbii (okolice Niszu) przy bramkach na autostradę. Ciągle deszcz, zimno, wiatr. Stałem tam ze 4 godziny. Serbowie przegonili mnie nawet spod daszku, pod którym spał pies (niech ich piorun trzaśnie). Zmarznięty i przemoczony, wpadłem w dziwne delirium, w którym nuciłem coś na kształt nawiedzonej kołysanki, próbując jednocześnie zatrzymać samochody. W końcu jednak zlitował się nade mną Pan Bułgar, ale to inna historia.
A przecież to tylko jeden z tysiąca przykładów. A co z suszeniem mokrego namiotu? Co z ciuchami? Sprzętem? Suchym mózgiem?
9. TRUDNY POWRÓT DO SZAREJ RZECZYWISTOŚCI

Wyobraź sobie, że siedzisz w Ferrari, które ciśnie autostradą 200 km/h. Silnik przyjemnie buczy, obrazy przewijają się przed oczami, jesteś królem życia. Nagle Ferrari zmienia się w Passata w TDI, a przed tobą jedzie traktor, który ledwie wyciska prędkość spacerową Ciotki Klotki. Nie możesz go wyprzedzić. Jesteś załamany, Passerati gaśnie, czekasz na przyjazd policji i koniec koszmaru.
Być może uważny czytelnik poczuje się zagubiony tą myślą, podrapie się po głowie i powie na głos ,,Co ty pieprzysz, Sebastianku?”. Faktycznie, lubię mówić od rzeczy i przyzwyczaiłem się do tego, że moje poczucie humoru bywa abstrakcyjne, ale to nie tym razem. Tak właśnie czuje się autostopowicz wracający z długiej wyprawy do domu. Przez miesiąc przeżywał szalone przygody, poznawał masę ludzi, zwiedził wyżyny szczęścia i doliny rozpaczy. Czerpał ze studni życia wiadrami tak pełnymi, że aż czasem można było się porzygać. Teraz z kolei wraca do swojego rodzimego, no powiedzmy że Konina, i odkrywa, że wszystko zostało takie samo. Te same ulice. Ci sami znajomi, którzy czasem nie do końca rozumieją jego opowieści dziwnej treści. Te same studia, lub – co gorsza – praca w korpo. Proza życia. Dla niektórych autostopowiczów ten powrót do szarej rzeczywistości to niemalże tragedia. I o ile na początku fajnie jest wyspać się w swoim łóżku i wziąć długi prysznic, zdzierając ze stóp grzyby a z pleców pleśń, tak na dłuższą metę życie na miejscu przestaje mieć smak.
Ale zawsze pozostaje odliczanie do kolejnej podróży.
Koniec części 3 i być może ostatniej.
Kontynuacja historii o wadach autostopu, czyli dlaczego autostop nie zawsze jest pełen jednorożców i tęczy.
7. PRZEDARCIE SIĘ PRZEZ MIASTA.

Autostop to ruletka. Czasem wygrasz milion, a czasem strzelisz sobie w stopę. Gdy twój cel jest oddalony o 1000 kilometrów, a kierowca jedzie 300 kilometrów w twoim kierunku, to z pewnością nie odmówisz. Czasem jednak kończycie wspólną trasę w dużym mieście, z którego nie można się wydostać. Ba! Nie wiesz nawet, w którym kierunku miałbyś się udać. Dzisiaj jest to już znacznie prostsze ze względu na wszechobecny internet i mapy offline (jedyną przeszkodą może być nieumiejętność czytania mapy, jeśli ktoś jest wyjątkowym bałwanem, takim jak ja lata temu), jednak w podróż do Amsterdamu wybrałem się:
bez żadnej elektroniki
bez mapy
bez mózgu
…Wiedząc jedynie, że mech rośnie po północnej stronie drzewa. Jak łatwo się domyśleć, nie pomogło mi to wiele na autostradach. Kierowcy nie mogli się nadziwić mojej głupocie, oferując mi wszelką pomoc (raz chcieli mi nawet dać kilo cukru; do dziś nie wiem, po co; zamiast tego przyjąłem wodę, zupki chińskie oraz wciśniętego między nimi jointa).
W takich tarapatach – duże miasto, zero wiedzy – znalazłem się np. w Genui (Włochy). Absolutnie nie planowałem pobytu w tym portowym mieście, ale los zdecydował inaczej. Próbowałem wydostać się stamtąd pociągiem. Na dworcu odkryłem, że właśnie tamtego dnia kolejarze postanowili zastrajkować. Wtedy spróbowałem wydostać się autobusem. W tym celu patrzyłem, które autobusy jadą mniej więcej w kierunku zachodzącego słońca (stawiam flaszkę temu, kto kiedykolwiek wydostawał się z miasta na podstawie pozycji słońca). Historia to żałosna, ale po całym dniu walk udało mi się wydostać. Od tego czasu jeździłem już z laptopem, a potem z tabletem.
8. POGODA
HA! Wiadomo, że stopem jeździ się głównie (choć nie wyłącznie) latem, kiedy deszcze są dość rzadkie, a słonko świeci w oczy. Zakładając, że masz ze sobą wodę, to wszystko będzie OK (kiedyś wiozłem wodę przez 3 kraje w butelce po soku brzoskwiniowym; po kilku dniach tak cuchnęła zgnilizną, że kolejny łyk oznaczał niechybną śmierć). Zdarzają się jednak lata, kiedy pada non-stop, a ty już zaplanowałeś wiekopomnego tripa na trasie Sosnowiec – Krościenko. Wszystkim znajomym powiedziałeś, że mają przed sobą drugiego Kolumba (zmarł samotnie i w biedzie, ale tego nie mówią), i że wkrótce wyruszasz swoją wymyśloną karawelą na podbój nowych lądów.
Nie mogę tutaj nie przypomnieć kolegi, który planował (może ,,planował” to zbyt wiele powiedziane, ale ,,myślał o tym” też zupełnie nie pasuje do jego bezmyślności) pojechać stopem do Francji na zbiór winogron. Plan to niegłupi, i wielu autostopowiczów robi to co roku, przyjeżdżając z workami pieniędzy (jak na nasze standardy). Mieli rozpocząć autostopową podróż pod Cmentarzem Rakowickim w Krakowie (jak wpadli na to, żeby łapać w środku milionowego miasta w kierunku na północ skoro Francja leży na zachodzie, głowię się do dziś). Opowiedzieli o tym wszystkim, którzy chcieli ich posłuchać i kilku innym, którzy nie chcieli, dodając, że może jednak nie do Francji, ale na Grenlandię, albo do Ameryki Północnej, a najlepiej w kosmos.
Dwa dni później spytałem tegoż kolegę na Facebooku, jak poszło. Dzień przed wyjazdem skręcił po pijaku kostkę i nie wyszedł z domu.
No, ale miało być o pogodzie. Pamiętam, jak życie postawiło mnie w Serbii (okolice Niszu) przy bramkach na autostradę. Ciągle deszcz, zimno, wiatr. Stałem tam ze 4 godziny. Serbowie przegonili mnie nawet spod daszku, pod którym spał pies (niech ich piorun trzaśnie). Zmarznięty i przemoczony, wpadłem w dziwne delirium, w którym nuciłem coś na kształt nawiedzonej kołysanki, próbując jednocześnie zatrzymać samochody. W końcu jednak zlitował się nade mną Pan Bułgar, ale to inna historia.
A przecież to tylko jeden z tysiąca przykładów. A co z suszeniem mokrego namiotu? Co z ciuchami? Sprzętem? Suchym mózgiem?
9. TRUDNY POWRÓT DO SZAREJ RZECZYWISTOŚCI

Wyobraź sobie, że siedzisz w Ferrari, które ciśnie autostradą 200 km/h. Silnik przyjemnie buczy, obrazy przewijają się przed oczami, jesteś królem życia. Nagle Ferrari zmienia się w Passata w TDI, a przed tobą jedzie traktor, który ledwie wyciska prędkość spacerową Ciotki Klotki. Nie możesz go wyprzedzić. Jesteś załamany, Passerati gaśnie, czekasz na przyjazd policji i koniec koszmaru.
Być może uważny czytelnik poczuje się zagubiony tą myślą, podrapie się po głowie i powie na głos ,,Co ty pieprzysz, Sebastianku?”. Faktycznie, lubię mówić od rzeczy i przyzwyczaiłem się do tego, że moje poczucie humoru bywa abstrakcyjne, ale to nie tym razem. Tak właśnie czuje się autostopowicz wracający z długiej wyprawy do domu. Przez miesiąc przeżywał szalone przygody, poznawał masę ludzi, zwiedził wyżyny szczęścia i doliny rozpaczy. Czerpał ze studni życia wiadrami tak pełnymi, że aż czasem można było się porzygać. Teraz z kolei wraca do swojego rodzimego, no powiedzmy że Konina, i odkrywa, że wszystko zostało takie samo. Te same ulice. Ci sami znajomi, którzy czasem nie do końca rozumieją jego opowieści dziwnej treści. Te same studia, lub – co gorsza – praca w korpo. Proza życia. Dla niektórych autostopowiczów ten powrót do szarej rzeczywistości to niemalże tragedia. I o ile na początku fajnie jest wyspać się w swoim łóżku i wziąć długi prysznic, zdzierając ze stóp grzyby a z pleców pleśń, tak na dłuższą metę życie na miejscu przestaje mieć smak.
Ale zawsze pozostaje odliczanie do kolejnej podróży.
Koniec części 3 i być może ostatniej.
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
- Hatefire
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10625
- Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
- Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)
Re: Świat Bez Końca
Nie lubię Serbów. Do tego roku nie lubiłem ich wirtualnie. Spędziłem w tym roku wakacje w Serbii i stereotypowa opinia, która stała za moją niechęcią okazała się prawdą. Byli mili, gościnni itp., ale jak się z nimi pogadało dłużej i wypiło z dwa kieliszki rakiji wychodziło z nich co najgorsze. Przekonanie o własnej wyjątkowości (no bo jasne bycie kilkumilionowym narodem w Europie to takie wyjątkowe) połączone ze zwierzęcą wręcz nienawiścią i pogardą dla wszystkich narodów wokoło.ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze:No, ale miało być o pogodzie. Pamiętam, jak życie postawiło mnie w Serbii (okolice Niszu) przy bramkach na autostradę. Ciągle deszcz, zimno, wiatr. Stałem tam ze 4 godziny. Serbowie przegonili mnie nawet spod daszku, pod którym spał pies (niech ich piorun trzaśnie).
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11616
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: Świat Bez Końca
Smutne, ale niestety prawdziwe. Były wyjątki, prawda, przynajmniej jeden gość którego naprawdę świetnie wspominam. Ale byli też tacy, z których wychodziły bzdury typu ,,wszyscy Chorwaci są nazistami, uwierz mi". Poza tym niestety, ale życie ustawiło nas trochę po przeciwnych stronach: oni opierają się na Rosji, a my z Rosją, no co tu dużo gadać.Hatefire pisze:Nie lubię Serbów. Do tego roku nie lubiłem ich wirtualnie. Spędziłem w tym roku wakacje w Serbii i stereotypowa opinia, która stała za moją niechęcią okazała się prawdą. Byli mili, gościnni itp., ale jak się z nimi pogadało dłużej i wypiło z dwa kieliszki rakiji wychodziło z nich co najgorsze. Przekonanie o własnej wyjątkowości (no bo jasne bycie kilkumilionowym narodem w Europie to takie wyjątkowe) połączone ze zwierzęcą wręcz nienawiścią i pogardą dla wszystkich narodów wokoło.ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze:No, ale miało być o pogodzie. Pamiętam, jak życie postawiło mnie w Serbii (okolice Niszu) przy bramkach na autostradę. Ciągle deszcz, zimno, wiatr. Stałem tam ze 4 godziny. Serbowie przegonili mnie nawet spod daszku, pod którym spał pies (niech ich piorun trzaśnie).
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11616
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: Świat Bez Końca
Autostop, czyli Poznaj Sam Siebie.

W Grecji, a dokładniej w Delfach, stała onegdaj świątynia Apolla, na której wyryto tak zwane maksymy delfickie. Tradycja mówi, że stworzyło je siedmiu mędrców, a najbardziej znana z nich mówi: ,,Poznaj samego siebie”. Do dzisiaj daje do myślenia i fascynuje kolejne pokolenia, które znają same siebie coraz mniej, poruszając się po coraz bardziej ograniczonych kontekstach.
Pamiętam lekcję religii, jeszcze w czasie gimnazjum, kiedy mieliśmy spotkanie z zakonnicą. Ktoś zadał jej pytanie, czy nie nudzi ją schemat codziennego życia w klasztorze. Odpowiedziała, ogólnie rzecz biorąc, pytaniem tego samego typu: a ciebie nie nudzi schemat twojego życia? Bo przecież też masz jakiś wzór: rano wstajesz, jesz śniadanie, idziesz do szkoły, po szkole odrabiasz lekcje, wieczorem oglądasz kreskówki, i tak dalej. Niech mnie, to było bolesne, ale prawdziwe i dało mi do myślenia.
Czy coś zmienia się później, kiedy nie jesteśmy już we władzy rodziców, mamy własne pieniądze, w pełni wolną wolę i teoretycznie możemy nawet następnego dnia nie pójść do pracy, a zamiast tego spakować się i dołączyć do przejezdnego cyrku? Można też wziąć łopatę i iść do parku szukać skarbu (dopóki straż miejska nie odkryje naszych poczynań), albo ścigać się z przyjaciółmi na kopiec, kto pierwszy przytwierdzi tam patyk z powiewającymi majtkami na szczycie. Dlaczego nie!
Nie, nie robimy tego. Zamiast tego powoli wypracowujemy sobie własne schematy. Człowiek rodzi się wolny, po czym sam zakuwa się w kajdany. Wygoda prawie zawsze wygrywa z wyzwaniem. Rodziców zastępuje szef; szkołę zastępuje praca; dobre stopnie zastępuje kariera. Jesteśmy często przekonani, że jesteśmy niezastąpieni i bez nas świat się zawali. Zmieniają się środki, ale cele pozostają te same. Cmentarze są pełne ludzi przekonanych, że bez nich Ziemia przestanie się kręcić. A jednak się kręci.
Każdy chce być kimś.
Tak kończy też większość autostopowiczów. Nie okłamujmy się – autostop rzadko trwa dłużej niż kilka lat, zazwyczaj w czasie szkoły średniej i studiów. Potem pojawia się własne auto, którego obecność kwestionuje sens autostopu. Okazuje się, że praca narzuca ograniczenia czasowe, i swobodny wyjazd na miesiąc czy dwa to już nie taka prosta sprawa. Czasem pojawia się dziecko. I o ile ktoś powie, że wciąż można pojechać w dal mając auto, pracę i dziecko, tak nie widzę jednak zbyt wielu ludzi robiących to po trzydziestce.
Tym samym zostaje nam tylko kilka lat na poznanie samych siebie w nietypowych sytuacjach, zanim wpadniemy na tory codzienności i będziemy jechali już prosto, bezpiecznie, ale i często nudno. Autostop jak najbardziej to daje. W jaki sposób?
Autostop z definicji jest przygodą. Nie ma fabuły i ram. To trochę jak Don Kichot i Sanczo Pansa, którzy wędrowali po drogach i bezdrożach Manczy i nigdy nie wiedzieli, co im się przytrafi. Czytaliście ,,Don Kichota”? Jeśli jeszcze nie, polecam – na swój sposób Don Kichot jest prototypowym autostopowiczem, mimo własnego środka transportu jakim był koń Rosynant. Tak więc nasz autostopowicz ma pewien, wyidealizowany zazwyczaj, obraz autostopu. Tak jak Don Kichot spodziewa się najprzedniejszych przygód rodem z ksiąg ryc… to znaczy opowieści kolegów, pięknych księżniczek po drodze (zdarza się rzadko), trudnych spotkań z obcymi ludźmi (zdarza się częściej) oraz spania pod gołym niebem (zdarza się prawie cały czas). Wszystko to jednak niechybnie sprawia, że dzieje się rzecz magiczna: poznaje samego siebie.
Wyobraź sobie, że trafiłeś na wyspę piratów, na której znalazłeś sto kufrów. Wiesz, że być może spędzisz na niej resztę życia i nie uciekniesz. Otwierasz pierwsze dwadzieścia, których zawartość pozwala żyć w miarę wygodnie: jakieś narzędzia, ziarno, zestaw ,,zbuduj chatę sam”, włoski ekspres do kawy i fotel bujany, takie tam. Zapominasz o pozostałych osiemdziesięciu kufrach, których nigdy nie otwierasz. Niech mnie! Nie kusi cię chociaż zobaczyć, co jest w środku?! Większość ludzi zostawia kufry zamknięte. Po co, skoro mają ekspres do kawy. Cholera, na swój sposób trochę ich rozumiem, ale tylko trochę.
Wyobraź sobie, że odnajdujesz w lesie starą wieżę. Ma chyba z kilometr wysokości. Wchodzisz jednak tylko na taras na wysokości drzew, bo już z niego jest ładny widok, i to ci wystarczy. Nie kusi cię zobaczyć, co widać ze szczytu, nawet, jeśli musisz się zmęczyć?
Wyobraź sobie, że posiadasz najbardziej fascynującą książkę świata, ale czytasz tylko kilka stron. Nigdy nie dowiesz się, czy Frodo dotarł do Góry Przeznaczenia, czy Faust trafił do piekła, czy Alicja wróciła do domu. Frodo nigdy nie opuścił nory. Faust tylko grzebał w książkach. Alicja nie musiała wracać, bo nigdy nie wyszła z domu.
Wyobraź sobie, wyobraź sobie, wyobraź sobie, że…
Nie mówię, że autostop otworzy wszystkie kufry, pozwoli wejść na sam szczyt wieży, ani będzie najbardziej fascynującą historią świata. Ale może otworzyć wiele kufrów, pomoże wejść wyżej i stworzy najbardziej fascynującą historię twojego życia. Poznasz strony księgi, których istnienia nawet nie podejrzewałeś.
Autostop łamie wszystkie schematy, jakimi żyją ludzie. Pozbawia cię zupełnie podstawowych potrzeb. Tracisz mieszkanie, często pożywienie, brakuje ci odzieży. Nie jesteś bezpieczny od chorób. Jeśli jedziesz sam, jesteś pozbawiony przyjaźni. Autostop nie daje także prestiżu, bo jest postrzegany jako przypadkowe zajęcie biedaków, studentów i włóczęgów. Nijak nie da się go porównać do złotego mercedesa. Jedyne, co wzrośnie, to twój duch.
Gdy jechałem na Saharę, zatrzymałem się na dzień w Rabacie, stolicy Maroka. Następnego dnia rano miałem obiecany transport dalej i postanowiłem przeżyć jakoś noc. Zdjęła mnie jednak senność, a jako że było bardzo późno i nie miałem Internetu, postanowiłem położyć się gdziekolwiek. Przy ulicy, za żywopłotem, znalazłem sianko i kawałek kartonu, prawdopodobnie pozostawiony przez bezdomnego. Przyczepiłem plecak do nogi i spałem na kartonie z przerwami do rana. Dopiero gdy wstałem, zauważyłem duże, czerwone chlaśnięcie na środku kartonu. Serce stanęło mi w gardle; miałem nadzieję, że to farba, a nie krew; przy poziomie tamtejszej higieny mogłem złapać właściwie wszystko.
Pamiętam też inny nocleg, w Narbonne, na południu Francji. Dotarłem tam już nocą i szedłem na ślepo, szukając jakiegokolwiek miejsca na nocleg. Niedaleko stacji kolejowej, za jednym z nieużywanych budynków obok nieużywanych torów, znalazłem zarośla i kawałek zieleni, gdzie bez przygód spałem długo i przyjemnie. Rano obudziłem się i ledwie obok znalazłem krzesło z podłokietnikami i stolik. Skąd się tam wzięły, Bóg wszechmogący raczy wiedzieć. Rozsiadłem się w krześle, na stoliku postawiłem wiktuały i zjadłem śniadanie: wczorajsze kanapki i resztę ciepłej jeszcze herbaty z termosu, obserwując wschodzące słońce i pracowników kolei naprawiających tory; nie sprzedałbym tej chwili za tysiąc złotych.
Innym razem dotarłem do Londynu, do Anglii. Byłem wtedy jeszcze zielony w autostopie, chociaż jechałem już od prawie trzech tygodni. Byłem chronicznie niewyspany, głodny i znerwicowany. Gdy odnalazła mnie koleżanka Gosia, u której wówczas miałem spać w Londynie, schowałem twarz w dłonie i wyrzuciłem z siebie ze ściśniętym gardłem: ,,Gosia, daj mi jeść”.
Kolejnym razem byłem w Portugalii, w Faro. Nie miałem już żadnych czystych ciuchów, włącznie z tymi, które miałem na sobie. Znalazłem daleko wysunięty w ocean cypel, rozbiłem tam namiot, zbiłem ławeczkę, i zupełnie nago wyprałem wszystkie ciuchy w oceanie, a następnie wywiesiłem na namiocie. I tak siedziałem, popalając papierosa i patrząc w dal czekając, aż spodenki wyschną. To byłoby ładne zdjęcie. Ledwie dzisiaj ten cypel powrócił do mnie w snach.
We Włoszech, w Genui złapała mnie choroba stóp. Na całej podeszwie miałem swędzące bąble, które wyglądały okropnie i nie pozwalały ani chodzić, ani spać, ani żyć. Męczyłem się z nimi przez wiele dni. W mieście poszedłem do apteki, gdzie przedstawiłem swoją historię i problem. Aptekarze podyskutowali między sobą, po czym zaproponowali mi środek za 10 euro i wodę utlenioną. Dzisiaj śmieję się myśląc o tym, ale wtedy 10 euro to był mój dzienny wikt, i z trudem przyszła mi myśl o wydaniu tych pieniędzy. Poprosiłem o chwilę na przemyślenie sprawy. Gdy zdecydowałem się na zakup, aptekarz powiedział, że chcą jednak tylko 8 euro, a woda utleniona to prezent. Był w wieku moich rodziców, a jego smutne na mnie spojrzenie wydawało się mówić: idź z Bogiem, dziecko, i dbaj o zdrowie.
Brak towarzystwa chyba nigdy jakoś bardzo mi nie doskwierał; z natury jestem raczej samotnikiem. Jednak nawet mi brakowało czasem kogoś, do kogo odezwałbym się w języku mojego kraju.
Wy na pewno też nieraz przekroczyliście swoje granice, poznaliście siebie lepiej, wyszliście poza ciepłe pielesze i po powrocie stwierdziliście, że ten człowiek w lustrze to tylko z pozoru wciąż ta sama osoba. Pragnę poznać również wasze historie.
Wszyscy jesteśmy dziećmi swoich czynów.

W Grecji, a dokładniej w Delfach, stała onegdaj świątynia Apolla, na której wyryto tak zwane maksymy delfickie. Tradycja mówi, że stworzyło je siedmiu mędrców, a najbardziej znana z nich mówi: ,,Poznaj samego siebie”. Do dzisiaj daje do myślenia i fascynuje kolejne pokolenia, które znają same siebie coraz mniej, poruszając się po coraz bardziej ograniczonych kontekstach.
Pamiętam lekcję religii, jeszcze w czasie gimnazjum, kiedy mieliśmy spotkanie z zakonnicą. Ktoś zadał jej pytanie, czy nie nudzi ją schemat codziennego życia w klasztorze. Odpowiedziała, ogólnie rzecz biorąc, pytaniem tego samego typu: a ciebie nie nudzi schemat twojego życia? Bo przecież też masz jakiś wzór: rano wstajesz, jesz śniadanie, idziesz do szkoły, po szkole odrabiasz lekcje, wieczorem oglądasz kreskówki, i tak dalej. Niech mnie, to było bolesne, ale prawdziwe i dało mi do myślenia.
Czy coś zmienia się później, kiedy nie jesteśmy już we władzy rodziców, mamy własne pieniądze, w pełni wolną wolę i teoretycznie możemy nawet następnego dnia nie pójść do pracy, a zamiast tego spakować się i dołączyć do przejezdnego cyrku? Można też wziąć łopatę i iść do parku szukać skarbu (dopóki straż miejska nie odkryje naszych poczynań), albo ścigać się z przyjaciółmi na kopiec, kto pierwszy przytwierdzi tam patyk z powiewającymi majtkami na szczycie. Dlaczego nie!
Nie, nie robimy tego. Zamiast tego powoli wypracowujemy sobie własne schematy. Człowiek rodzi się wolny, po czym sam zakuwa się w kajdany. Wygoda prawie zawsze wygrywa z wyzwaniem. Rodziców zastępuje szef; szkołę zastępuje praca; dobre stopnie zastępuje kariera. Jesteśmy często przekonani, że jesteśmy niezastąpieni i bez nas świat się zawali. Zmieniają się środki, ale cele pozostają te same. Cmentarze są pełne ludzi przekonanych, że bez nich Ziemia przestanie się kręcić. A jednak się kręci.
Każdy chce być kimś.
Tak kończy też większość autostopowiczów. Nie okłamujmy się – autostop rzadko trwa dłużej niż kilka lat, zazwyczaj w czasie szkoły średniej i studiów. Potem pojawia się własne auto, którego obecność kwestionuje sens autostopu. Okazuje się, że praca narzuca ograniczenia czasowe, i swobodny wyjazd na miesiąc czy dwa to już nie taka prosta sprawa. Czasem pojawia się dziecko. I o ile ktoś powie, że wciąż można pojechać w dal mając auto, pracę i dziecko, tak nie widzę jednak zbyt wielu ludzi robiących to po trzydziestce.
Tym samym zostaje nam tylko kilka lat na poznanie samych siebie w nietypowych sytuacjach, zanim wpadniemy na tory codzienności i będziemy jechali już prosto, bezpiecznie, ale i często nudno. Autostop jak najbardziej to daje. W jaki sposób?
Autostop z definicji jest przygodą. Nie ma fabuły i ram. To trochę jak Don Kichot i Sanczo Pansa, którzy wędrowali po drogach i bezdrożach Manczy i nigdy nie wiedzieli, co im się przytrafi. Czytaliście ,,Don Kichota”? Jeśli jeszcze nie, polecam – na swój sposób Don Kichot jest prototypowym autostopowiczem, mimo własnego środka transportu jakim był koń Rosynant. Tak więc nasz autostopowicz ma pewien, wyidealizowany zazwyczaj, obraz autostopu. Tak jak Don Kichot spodziewa się najprzedniejszych przygód rodem z ksiąg ryc… to znaczy opowieści kolegów, pięknych księżniczek po drodze (zdarza się rzadko), trudnych spotkań z obcymi ludźmi (zdarza się częściej) oraz spania pod gołym niebem (zdarza się prawie cały czas). Wszystko to jednak niechybnie sprawia, że dzieje się rzecz magiczna: poznaje samego siebie.
Wyobraź sobie, że trafiłeś na wyspę piratów, na której znalazłeś sto kufrów. Wiesz, że być może spędzisz na niej resztę życia i nie uciekniesz. Otwierasz pierwsze dwadzieścia, których zawartość pozwala żyć w miarę wygodnie: jakieś narzędzia, ziarno, zestaw ,,zbuduj chatę sam”, włoski ekspres do kawy i fotel bujany, takie tam. Zapominasz o pozostałych osiemdziesięciu kufrach, których nigdy nie otwierasz. Niech mnie! Nie kusi cię chociaż zobaczyć, co jest w środku?! Większość ludzi zostawia kufry zamknięte. Po co, skoro mają ekspres do kawy. Cholera, na swój sposób trochę ich rozumiem, ale tylko trochę.
Wyobraź sobie, że odnajdujesz w lesie starą wieżę. Ma chyba z kilometr wysokości. Wchodzisz jednak tylko na taras na wysokości drzew, bo już z niego jest ładny widok, i to ci wystarczy. Nie kusi cię zobaczyć, co widać ze szczytu, nawet, jeśli musisz się zmęczyć?
Wyobraź sobie, że posiadasz najbardziej fascynującą książkę świata, ale czytasz tylko kilka stron. Nigdy nie dowiesz się, czy Frodo dotarł do Góry Przeznaczenia, czy Faust trafił do piekła, czy Alicja wróciła do domu. Frodo nigdy nie opuścił nory. Faust tylko grzebał w książkach. Alicja nie musiała wracać, bo nigdy nie wyszła z domu.
Wyobraź sobie, wyobraź sobie, wyobraź sobie, że…
Nie mówię, że autostop otworzy wszystkie kufry, pozwoli wejść na sam szczyt wieży, ani będzie najbardziej fascynującą historią świata. Ale może otworzyć wiele kufrów, pomoże wejść wyżej i stworzy najbardziej fascynującą historię twojego życia. Poznasz strony księgi, których istnienia nawet nie podejrzewałeś.
Autostop łamie wszystkie schematy, jakimi żyją ludzie. Pozbawia cię zupełnie podstawowych potrzeb. Tracisz mieszkanie, często pożywienie, brakuje ci odzieży. Nie jesteś bezpieczny od chorób. Jeśli jedziesz sam, jesteś pozbawiony przyjaźni. Autostop nie daje także prestiżu, bo jest postrzegany jako przypadkowe zajęcie biedaków, studentów i włóczęgów. Nijak nie da się go porównać do złotego mercedesa. Jedyne, co wzrośnie, to twój duch.
Gdy jechałem na Saharę, zatrzymałem się na dzień w Rabacie, stolicy Maroka. Następnego dnia rano miałem obiecany transport dalej i postanowiłem przeżyć jakoś noc. Zdjęła mnie jednak senność, a jako że było bardzo późno i nie miałem Internetu, postanowiłem położyć się gdziekolwiek. Przy ulicy, za żywopłotem, znalazłem sianko i kawałek kartonu, prawdopodobnie pozostawiony przez bezdomnego. Przyczepiłem plecak do nogi i spałem na kartonie z przerwami do rana. Dopiero gdy wstałem, zauważyłem duże, czerwone chlaśnięcie na środku kartonu. Serce stanęło mi w gardle; miałem nadzieję, że to farba, a nie krew; przy poziomie tamtejszej higieny mogłem złapać właściwie wszystko.
Pamiętam też inny nocleg, w Narbonne, na południu Francji. Dotarłem tam już nocą i szedłem na ślepo, szukając jakiegokolwiek miejsca na nocleg. Niedaleko stacji kolejowej, za jednym z nieużywanych budynków obok nieużywanych torów, znalazłem zarośla i kawałek zieleni, gdzie bez przygód spałem długo i przyjemnie. Rano obudziłem się i ledwie obok znalazłem krzesło z podłokietnikami i stolik. Skąd się tam wzięły, Bóg wszechmogący raczy wiedzieć. Rozsiadłem się w krześle, na stoliku postawiłem wiktuały i zjadłem śniadanie: wczorajsze kanapki i resztę ciepłej jeszcze herbaty z termosu, obserwując wschodzące słońce i pracowników kolei naprawiających tory; nie sprzedałbym tej chwili za tysiąc złotych.
Innym razem dotarłem do Londynu, do Anglii. Byłem wtedy jeszcze zielony w autostopie, chociaż jechałem już od prawie trzech tygodni. Byłem chronicznie niewyspany, głodny i znerwicowany. Gdy odnalazła mnie koleżanka Gosia, u której wówczas miałem spać w Londynie, schowałem twarz w dłonie i wyrzuciłem z siebie ze ściśniętym gardłem: ,,Gosia, daj mi jeść”.
Kolejnym razem byłem w Portugalii, w Faro. Nie miałem już żadnych czystych ciuchów, włącznie z tymi, które miałem na sobie. Znalazłem daleko wysunięty w ocean cypel, rozbiłem tam namiot, zbiłem ławeczkę, i zupełnie nago wyprałem wszystkie ciuchy w oceanie, a następnie wywiesiłem na namiocie. I tak siedziałem, popalając papierosa i patrząc w dal czekając, aż spodenki wyschną. To byłoby ładne zdjęcie. Ledwie dzisiaj ten cypel powrócił do mnie w snach.
We Włoszech, w Genui złapała mnie choroba stóp. Na całej podeszwie miałem swędzące bąble, które wyglądały okropnie i nie pozwalały ani chodzić, ani spać, ani żyć. Męczyłem się z nimi przez wiele dni. W mieście poszedłem do apteki, gdzie przedstawiłem swoją historię i problem. Aptekarze podyskutowali między sobą, po czym zaproponowali mi środek za 10 euro i wodę utlenioną. Dzisiaj śmieję się myśląc o tym, ale wtedy 10 euro to był mój dzienny wikt, i z trudem przyszła mi myśl o wydaniu tych pieniędzy. Poprosiłem o chwilę na przemyślenie sprawy. Gdy zdecydowałem się na zakup, aptekarz powiedział, że chcą jednak tylko 8 euro, a woda utleniona to prezent. Był w wieku moich rodziców, a jego smutne na mnie spojrzenie wydawało się mówić: idź z Bogiem, dziecko, i dbaj o zdrowie.
Brak towarzystwa chyba nigdy jakoś bardzo mi nie doskwierał; z natury jestem raczej samotnikiem. Jednak nawet mi brakowało czasem kogoś, do kogo odezwałbym się w języku mojego kraju.
Wy na pewno też nieraz przekroczyliście swoje granice, poznaliście siebie lepiej, wyszliście poza ciepłe pielesze i po powrocie stwierdziliście, że ten człowiek w lustrze to tylko z pozoru wciąż ta sama osoba. Pragnę poznać również wasze historie.
Wszyscy jesteśmy dziećmi swoich czynów.
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
- Hatefire
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10625
- Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
- Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)
Re: Świat Bez Końca
Niby dlaczego łamanie schematów, to coś dobrego per se. Swoją drogą brzmi to jak coachingowa nowomowa. Złam schematy, opuść swoja strefę komfortu, kolekcjonuj doznania, żyj pełnią życia i tym podobne bzdury. Fajnie, że lubisz autostop, sprawia ci to radość i satysfakcję, tylko po grzyba dorabiać do tego jakąś ideologię o łamaniu schematów poznawaniu siebie, otwieraniu kufrów itp. (na marginesie brzmi to tak pretensjonalnie, że aż śmiesznie).ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze:Autostop łamie wszystkie schematy, jakimi żyją ludzie.
Z twojego na moje uprawiasz budżetową turystykę i tyle, a można pomyśleć, że pokonujesz kolejne szczeble na drodze ku nirwanie.
Swoją drogą jest to typowe dla współczesnej kultury. Ten pęd ku mocnym doznaniom, bo jak nie zdobędziesz Czomolungmy i nie przebiegniesz ultramaratonu, to przegrałeś życie. Trzeba się wyróżnić, zaimponować, jakby nie można czerpać przyjemności ze spokojnego życia.
Możliwe, że ja tego po prostu nie rozumiem. Widać obszar mózgu odpowiedzialny za tego typu emocje jest u mnie nieaktywny. Urodziłem się i pewnie umrę w Katowicach. Wszystkie dotychczasowe moje mieszkania mieszczą się w promieniu 1,5 km. Lubię czytać książki wieczorem, wypić kilka drinków w piątkowy wieczór przeglądając internety, w weekend pojechać na działkę, w lato wyskoczyć w Beskidy pociągiem i po raz fafnasty wleźć na dobrze mi znaną górę. Gdyby nie to, że znajomi zawsze coś zorganizują nawet na urlop bym nie wyjechał. Uwielbiam schematy i powtarzalność.
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
- Ubzdur
- w mackach Zła
- Posty: 875
- Rejestracja: 16-02-2015, 19:12
Re: Świat Bez Końca
+1
poza tymi Katowicami, bo życie w dużym mieście mi totalnie nie leży, z resztą propsy
poza tymi Katowicami, bo życie w dużym mieście mi totalnie nie leży, z resztą propsy
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11616
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: Świat Bez Końca
Kurde, z przyjemnością odpowiem bardzo wkrótce, bo ciśnie mi się do głowy tyle możliwych odpowiedzi że aż przepychają się przez siebie, ale w tej chwili wciskam w siebie kanapki i lecę na koncert. Jak tylko wrócę to się rozpiszę:] A i Ubzdur fajnie że wróciłeś bo coś dawno nie pisałeś, a większość tego co piszesz ma sens.
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9055
- Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
- Lokalizacja: beskidy
Re: Świat Bez Końca
mój człowiek ogólnie. chuj że lewakHatefire pisze:Niby dlaczego łamanie schematów, to coś dobrego per se. Swoją drogą brzmi to jak coachingowa nowomowa. Złam schematy, opuść swoja strefę komfortu, kolekcjonuj doznania, żyj pełnią życia i tym podobne bzdury. Fajnie, że lubisz autostop, sprawia ci to radość i satysfakcję, tylko po grzyba dorabiać do tego jakąś ideologię o łamaniu schematów poznawaniu siebie, otwieraniu kufrów itp. (na marginesie brzmi to tak pretensjonalnie, że aż śmiesznie).ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze:Autostop łamie wszystkie schematy, jakimi żyją ludzie.
Z twojego na moje uprawiasz budżetową turystykę i tyle, a można pomyśleć, że pokonujesz kolejne szczeble na drodze ku nirwanie.
Swoją drogą jest to typowe dla współczesnej kultury. Ten pęd ku mocnym doznaniom, bo jak nie zdobędziesz Czomolungmy i nie przebiegniesz ultramaratonu, to przegrałeś życie. Trzeba się wyróżnić, zaimponować, jakby nie można czerpać przyjemności ze spokojnego życia.
Możliwe, że ja tego po prostu nie rozumiem. Widać obszar mózgu odpowiedzialny za tego typu emocje jest u mnie nieaktywny. Urodziłem się i pewnie umrę w Katowicach. Wszystkie dotychczasowe moje mieszkania mieszczą się w promieniu 1,5 km. Lubię czytać książki wieczorem, wypić kilka drinków w piątkowy wieczór przeglądając internety, w weekend pojechać na działkę, w lato wyskoczyć w Beskidy pociągiem i po raz fafnasty wleźć na dobrze mi znaną górę. Gdyby nie to, że znajomi zawsze coś zorganizują nawet na urlop bym nie wyjechał. Uwielbiam schematy i powtarzalność.
- Lukass
- zahartowany metalizator
- Posty: 4574
- Rejestracja: 13-08-2015, 23:28
- Lokalizacja: Trójmiasto
Re: Świat Bez Końca
Przeczytałem najpierw tekst Karkassa (trochę górnolotny, ale podoba mi się), później Twoją odpowiedź, i w sumie jestem gdzieś pośrodku. Też jestem raczej domatorem, co nie znaczy, że nie lubię raz na jakiś czas ruszyć w nieznane. Wyjście z tzw. strefy komfortu jest stresujące, o tak, ale rezultaty końcowe zwykle dobre. Przy czym nie piszę się na tak ekstremalnie budżetową opcję, jak Karkass. Zbyt wygodny na to jestem. W moim przypadku organizacja, organizacja, organizacja. A na końcu i tak coś się nie zgra i trzeba improwizować w obcym miejscu.Hatefire pisze: Z twojego na moje uprawiasz budżetową turystykę i tyle, a można pomyśleć, że pokonujesz kolejne szczeble na drodze ku nirwanie.
Swoją drogą jest to typowe dla współczesnej kultury. Ten pęd ku mocnym doznaniom, bo jak nie zdobędziesz Czomolungmy i nie przebiegniesz ultramaratonu, to przegrałeś życie. Trzeba się wyróżnić, zaimponować, jakby nie można czerpać przyjemności ze spokojnego życia.
Jedna uwaga: tekst Karkassa stanowczo nie mówi o zdobywaniu Czomolungmy ani biegnięciu w ultramaratonie. Raczej o prostych doznaniach i przeżyciach, ale jednak innych, niż Katowice (czy Gdańsk) mogą zapewnić. Ta bardziej szalona, a zwykle głęboko schowana, część mojego mózgu popiera naszego burzyciela forum, a nie forumowego lewaka, z którego rozsądkiem zwykle trudno się nie zgodzić ;)
Where did we go wrong?
How did we go wrong?
How did we go wrong?
- Hatefire
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10625
- Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
- Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)
Re: Świat Bez Końca
To tak mnie postrzegacie? Nudny "reasonable guy"? W sumie do południa malowałem drzewka na działce wapnem i okrywałem agrowłókniną na zimę, a zaraz biorę się za rozwiązywanie krzyżówek więc chyba tak jest :-(Lukass pisze:forumowego lewaka, z którego rozsądkiem zwykle trudno się nie zgodzić ;)
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9055
- Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
- Lokalizacja: beskidy
Re: Świat Bez Końca
nie. ja cie na przykład lubię. na tyle na ile można "lubić" jakiegoś kolesia z netuHatefire pisze:To tak mnie postrzegacie? Nudny "reasonable guy"? W sumie do południa malowałem drzewka na działce wapnem i okrywałem agrowłókniną na zimę, a zaraz biorę się za rozwiązywanie krzyżówek więc chyba tak jest :-(Lukass pisze:forumowego lewaka, z którego rozsądkiem zwykle trudno się nie zgodzić ;)