08-11-2018, 16:51
Zamiast terminu w Warszawie wybraliśmy się ze swoimi Połowicami do Pragi.
Dzień przed koncertem odebrałem powiadomienie o zmianie klubu z Meet Factory na Futurum Music, której powodem miały być problemy z "pirotechniką" na scenie w trakcie występu Watain. Nie była to nutka goryczy, która mogłaby popsuć plany koncertowe, więc po wstępniaczku udaliśmy się na miejsce koncertu.
Przed klubem stało dwóch "bojowników" wiary katolickiej z transparentami w stylu "Bojte se boha" i innymi o podobnym wyrazie, głosząc swe prawdy przez megafon, co i rusz wywołując mniej lub bardziej głośne salwy śmiechu wśród oczekujących na wejście - a moja znajomość czeskiego jest równie mocna jak ta dotycząca zawiłości szans na mistrzostwo świata w tabeli curlingu...
Szybka szatnia, pieczątka, zakup piwa, rekonesans w merchu - Sprzedającym był Lublinianin ;-) i poszukiwania dogodnego miejsca przed pierwszym koncertem
Klub się wypełnił ( jakieś 400 dusz w sumie - co spowodowało w tym miejscu niezły ścisk), scenę zasnuł dym i zaczęła Profanatica. Słyszalność całkiem niezgorsza, ale przez pierwsze minuty słychać było mieszanie gałkami przez realizatora. W końcu nabrało to odpowiednich proporcji i niemal godzina minęła bardzo szybko. Pod sceną pod koniec się mocno zakotłowało, "rozkręcili się....chłopcy". Udany koncert, dostaliśmy czego chcieliśmy.
Po około 20 minutach, zmianie zestawów, gitar, i poprawieniu banera na scenie wyszedł na deski Rotting Christ i niestety za wiele nie mam do powiedzenia - zacząłem ziewać po 10 minutach, po kolejnych dziesięciu struna zaczęła się niebezpiecznie naciągać i opuściłem salę koncertową wypełnioną melodiami, chórami, skandowaniem refrenów i graniem solówek plecami do siebie - i poczłapaliśmy z Kumplem do baru..natomiast publiczność,, jak było widać po żywiołowych reakcjach, była zachwycona. Wróciliśmy po chwili,, koncert zmierzał do końca - w sumie, po godzinie, Grecy zeszli, odkładając swoje instrumenty z wyraźnymi uśmiechami na twarzach..i tyle.
Techniczni Watain wyciągnęli świeczniki, odsłonili metalowe odwrócone krzyże, zawiesili łańcuchy i po chwili jasne światło przygasło, scena podświetliła się na czerwono, Erik wyszedł z zapaloną pochodnią, wskazał nią kilka osób pod sceną, odłożył na stojak i ruszyło...i w przeciwieństwie do poprzednich artystów, nawet nie wiem kiedy odegrali swoje 12 utworów. Koncert sam się napędzał, ruch pod sceną co prawda niemrawy, ale kilka jednostek rwało się do machania łbami i rzucania w dowolnym kierunku swoich ciał.Watain przekrojowo potraktowali swoją dyskografię ze wskazaniem na Trident Wolf Eclipse i Lawless Darkness. Słyszalność całkiem w porządku, brzmienie poszczególnych instrumentów wychwytywalne. Jak na tak relatywnie średniej wielkości klub i umieszczenie sceny między kolumnadami, akustycy się spisali. Z ciekawostek oprawy, w połowie koncertu w publikę został wylany kielich krwi i zapłonęły kolejne świeczniki. Sztuka udana, osobiście dostałem czego oczekiwałem. Jeden bis i ludzie zaczęli się rozchodzić. Po połowie godziny w środku zostało może 10 osób, techniczni i obsługa.
Wychodząc na zewnątrz zastaliśmy jeszcze kilku "maruderów", więc niespiesznym krokiem skierowaliśmy się do pobliskiego marketu po wodę ognistą...