Lord Gorloj pisze:Dawaj, dawaj, to może być ciekawy trop. Ja słabo znam historię tego okresu, niestety, a na wyrywaniu przypadkowych kęsów z wikipedii nie wiadomo co można uzyskać.
Kościół w tamtym okresie był zupełnie inny niż ten dzisiejszy - przynajmniej jeśli chodzi o szczyty władzy. Klemens VII przejmował stery po takich kreaturach jak Aleksander VI, Leon X, Innocenty VIII czy Juliusz II. Wszyscy razem wzięci bardziej pasowali na władców księstwa niż wikariuszy kościoła. Rozpusta, zabawa, folgowanie przyjemnościom, i całkowity brak zainteresowania reformą kościoła, reformą, która pozwoliłaby go jakoś scalić i nie dopuścić do rozłamów. Jak nietrudno się domyślić, Klemens VII wpisał się w tradycję poprzedników i myślał kategoriami politycznymi, nie religijnymi, był nieudolny w tym sensie, że troszczył się o byt polityczny Państwa Kościelnego, zamiast o jego byt stricte religijny.
Powracając do tekstów - głos, który mówi swoim wyznawcom, że świat jest zły i zepsuty, że należy go spalić w ogniu rewolucji, która pozwoliłaby tym najbardziej uciśnionym wyzwolić się z jarzma niewoli - jakkolwiek rozumianej - w jakiś sposób musiałby mieć to wszystko wcześniej przygotowane. Skoro co jakiś czas się odradza jakaś ideologia, która chce zmieniać świat na lepsze, która odrzuca stary porządek, która depcze moralność poprzednich pokoleń - w takim razie głos musi być odwieczny, odwiecznie pożądać jakiegoś celu. Przekształca się w ramach samego siebie, ewoluuje, przybiera nowe formy, wpływa na ludzi nie tylko zaszczepiając w nich błysk w oczach neofity, ale ingerując w nasze zycie dosadniej.
Chciał rewolucji chłopskiej Thomasa Munzera, to musiał przygotować świat na jego nadejście. Ideologia chrześcijańska, religia chrześcijańska, z łona której wyodrębniły się wszystkie nurty reformacji, te wszystkie schizmy które zaczęły następować, to jego zamysł - w sensie głosu. Tak jakby nie mógł przestać istnieć bez powielania samego siebie, bez ciągłego obrotu w perzynę tego, co sam stworzył. Stworzył ideę dzięki której powstało chrześcijaństwo, które zdeptało i zniszczyło pogaństwo, doprowadził do zdegenerowania idei samej w sobie tylko po to, by móc znów rozpalić w sercach ludzi pęd ku nowemu porządkowi, ku nowej rewolucji, która w zasadzie ma uzdrowić to co istniało wcześniej, reformacja nie miała za zadanie stworzenia czegoś zupełnie nowego, jedynie chciała uzdrowić to, co schorowane.
W takim razie trzeba byłoby jakoś do tego doprowadzić. Do nowej rewolucji nie można przejść w pięć minut, musi narastać frustracja, niezadowolenie, ucisk, resentyment. Upadek papiestwa był doskonałą pożywką, ale istniało pewne zagrożenie - mógł pojawić się ktoś, kto dopuściłby do głosu Lutra i dojść do jakiegoś porozumienia. Kościół mógł się zreformować, uzdrowić , a wtedy Munzer nie miałby szans się pojawić. A jeśliby wpłynąc na bieg wydarzeń, doprowadzając do elekcji papieża, który zaprzepaści wszystkie szanse na uniknięcie w przyszłych czasach wszystkich religijnych rzezi? Który nieświadomie będzie tą kostką domina która zapoczątkuje jakiś proces, który będzie można nazwać dopiero za kilka stuleci?
Kurwa, ale odleciałem, gorąc chyba mi dokucza. Ale zaciekawił mnie ten 1523 rok.