„Oczywiście przenosi się księży na zsyłkę. Nie ukrywam, że czasami mam prośby od księży biskupów, od przełożonych zakonnych, żeby przyjąć takiego czy innego księdza, który coś nawyprawiał. I mam jeszcze jeden problem. Mianowicie moje dzieci przybrane, które zostały wychowane wśród ludzi bezdomnych – bo my mieszkamy razem z ludźmi bezdomnymi w naszych domach – zostały wychowane także na bazie […] spotkania z kapłanami. To były spotkania, przez długi czas ich dzieciństwa, wyłącznie z tymi, którzy byli na tak zwanej zsyłce, czyli po prostu z pijakami, łajdakami… Nie ukrywam, że również przebywał u nas przez długi czas pewien ksiądz pedofil, przyjęty przeze mnie dlatego, że widziałam, co zrobił jego biskup. Po prostu wyrzucił go z diecezji – to było wiele lat temu – dając mu ogromne pole do popisu, żeby krzywdził następne dzieci. Na moje wielokrotnie powtarzane prośby o to, żeby tego człowieka przenieść do stanu świeckiego, diecezja odezwała się dopiero teraz, bo odnaleźli te listy. Jest problem w Kościele – problem przejrzystości, problem języka. […] Podkreślam, że zamiatało się i nadal zamiata […] się pod dywan. Na tej zasadzie, że my wiemy, że on robi źle, ale musimy z nim być solidarni lub też po prostu nam to nie przeszkadza […]”.
Dla wszystkich lubiących bronić kościółkowych, to dobre przypomnienie w czym leży sedno. Nie w tym jaki procent to pedofile, ale stworzeniu instytucjonalnego i trwałego systemu ukrywania tychże, Przysłowiowego murarza nikt nie przeniesie na inna budowę, a jak koledzy po fachu się dowiedzą o skłonnościach, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że "przypadkiem" sfrunie z rusztowania.