Na dwa razy , bo limit znaków na forume.
”wyborcza.pl” pisze:
Częściowo pogodziłem się, że miałem do czynienia z psycholem, nie mogę się pogodzić z systemowym kryciem tego psychola. Chodzę jeszcze do kościoła, ale mam księdzowstręt.
Do Andrzeja wracają obrazy.
Wanna, w której ksiądz go kąpał.
Wino mszalne, którym go upijał.
Łóżko, na którym go rozbierał.
I łóżko, na którym leżała naga zapłakana dziewczynka, z poduszką na głowie, której ksiądz całował uda i krocze, a jemu kazał na to patrzeć, a potem włożyć członka w jej „czerwone pionowe usta”, bo „ona to lubi”, i on sam zrobiłby to, ale jego członek jest za duży.
– Ten człowiek był wykładowcą w seminarium duchownym w Gościkowie pod Gorzowem Wielkopolskim. Znowu nie mogę spać, jak zaczynam o tym myśleć. Muszę o tym opowiedzieć ze szczegółami, bo mój oprawca zejdzie z tego świata, a świat go nie rozliczy.
Andrzej jest elektrykiem. Mieszka na wsi pod Zieloną Górą. Ma żonę i dzieci.
Do kościoła wciąż chodzi, ale nie przyjmuje sakramentów, bo żaden ksiądz nie będzie go już dotykał.
Kiedy Andrzej ma 11 lat, Polska jest po pierwszych wolnych wyborach, a prawie 50-letni ksiądz Stanisław R. od dziesięciu lat jest wykładowcą w Wyższym Seminarium Duchownym diecezji gorzowskiej. Wykłada katolicką naukę społeczną, psychologię religii i pedagogikę. Pracę magisterską „Pojęcie Kościoła w wypowiedziach młodzieży szkół średnich” obronił na KUL, zaś doktorat na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu pracą „Psychospołeczne podłoże konfliktów dorastającej młodzieży”. Jest nie tylko wykładowcą, ale i dyrektorem administracyjnym seminarium; odpowiada za finanse i remonty.
Ojciec Andrzeja jest budowlańcem. Przyjeżdża do seminarium przebudować kilka pokoi. Zabiera syna ze sobą, bo nudził się w domu. Ksiądz Stanisław częstuje ich darami z Zachodu.
– Po raz pierwszy w życiu jadłem snickersa i marsa. Chwalił się zdjęciami z Janem Pawłem II. Chwalił się również strojem biskupim – sutanną, pasem i piuską. Miał chyba zostać biskupem. Odwiedzał nas w domu, kiedy chciał zjeść dobry wiejski obiad. Zawsze jakiś upominek się dla mnie znalazł. Rodzice go lubili.
W ferie zimowe ksiądz proponuje, że zabierze chłopca na kilka dni do seminarium. Daje apartament zarezerwowany dla gości – biskupów i księży głoszących klerykom rekolekcje. Niedaleko apartamentu ma swoje mieszkanie. Wieczorami zaprasza go na dobranockę w kolorze, bo w domu jest tylko telewizor czarno-biały. Tego wieczoru, w trakcie dobranocki, ksiądz prosi Andrzeja:
– Pomasuj mi stopy ołówkiem.
– Ołówkiem?
– Tak, przez skarpetkę. Odwrotną stroną ołówka.
Po dobranocce ksiądz wkłada do odtwarzacza kasetę wideo. Leci porno, tłumaczy 11-latkowi, dlaczego kobieta dyszy, skąd wzwód mężczyzny, że ona to lubi, bo taka natura człowieka, i nie można się przed tym wzbraniać.
Następnego dnia jest kolacja u księdza. Grzyby z masłem i chlebem. Ksiądz każe mu popić wszystko winem mszalnym, bo grzyby są ciężkostrawne, a wino ma pomóc. Wreszcie każe mu się położyć na łóżku. Rozbiera go do naga. Sam też się rozbiera i kładzie obok Andrzeja.
– Zaczął mi dotykać członka. Odsuwał mi napletek, ale powiedziałem, że boli. Moją rękę włożył w swoje spodnie i kazał mocno ściskać i robić ruchy góra-dół. Następnie kazał mi położyć się na brzuchu i rozchylić nogi. Położył się na mnie i włożył mi członka między nogi. Zaczął robić ruchy góra dół i mówił: „Mocniej ściskaj…”.
Rano ksiądz Stanisław daje Andrzejowi pieniądze i każe jechać na wycieczkę z seminaryjnym kierowcą. Jadą do Częstochowy. Andrzej ma wszystko wydać na pamiątki.
– W czasie tych ferii jeszcze kilka razy mnie molestował. Raz przyszedł do łazienki, kiedy się kąpałem. Innym razem przyszedł rano, położył się obok i dotykał mojego członka. Swoim też się bawił.
Andrzej chce o wszystkim powiedzieć rodzicom. Wieczorem oglądają wspólnie wiadomości, słyszy, że w pewnej parafii ludzie oskarżyli księdza o molestowanie. Rodzice komentują, że ludzie są bezbożni i szkalują niewinnego księdza. Andrzej rezygnuje.
Dziewczynki w apartamencie
W wakacje ksiądz znowu zabiera go do seminarium.
Apartament, w którym mieszkał zimą, jest teraz zajęty przez dwie dziewczynki, są w podobnym wieku co Andrzej. Jedna jest córką rzemieślnika, który robi remont w seminarium, druga jej kuzynką. Andrzej dostaje łóżko w mieszkaniu księdza. Ksiądz robi wszystkim kolację. Po kolacji bierze pierwszą dziewczynkę na kolana, wkłada rękę pod jej bluzkę, dotyka piersi, drugą wkłada w jej majtki. Ona się wije, zaczyna płakać. Ksiądz nie przestaje, mówi do niej: „Spokojnie, nie do dziurki, nie do dziurki”.
– Stałem z tą drugą dziewczynką przy drzwiach. Nie do końca wiedzieliśmy, o co chodzi, ale to było straszne. Następnie mnie kazał iść spać na kanapę w dużym pokoju, a je odprowadził do gościnnego apartamentu i długo nie wracał. W seminarium musieli przeczuwać, co ksiądz robi. Raz kucharki zapytały mnie podejrzliwie: „A co ty tam wieczorem z księdzem robisz?”.
Po wakacjach ksiądz wyjeżdża na kilka miesięcy do USA, mówi, że do rodziny Żydów, których jego rodzice uratowali podczas wojny. Przysyła Andrzejowi pocztówkę i każe pisać listy. Andrzej nie chce pisać. Dyktuje mu mama.
– Ręce mi się trzęsły, paznokcie obgryzałem. Mama ciągle wydzierała mi kartki i musiałem przepisywać zeszyty. I plastry na palce kleiła, żebym nie obgryzał.
Czy biskup wiedział?
Ksiądz wraca z USA i w lutym 1991 roku zostaje proboszczem w Witnicy niedaleko Gorzowa. Nie mieszka już w seminarium, nie jest administratorem ekonomicznym, ale nadal ma wykłady dla kleryków; będzie wykładał do 2005 roku.
Andrzej: – Był ważnym wykładowcą i administratorem seminarium, chwalił się, że ogłoszą go biskupem, a po powrocie zostaje proboszczem w małej miejscowości. Za karę? Władze diecezji wiedziały, co robi dzieciom?
– Kto wtedy, w 1991 roku był biskupem diecezji gorzowskiej?
– Józef Michalik.
Był nim do 1993 roku. Po nim ordynariuszem został biskup Adam Dyczkowski. W 2007 roku przeszedł na emeryturę i zastąpił go biskup Stefan Regmunt. Pełnił funkcję do 2015. Obecnie ordynariuszem jest Tadeusz Lityński.
W 2013 roku abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, sugeruje, że dziecko samo jest winne molestowania przez księży, bo „ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo, i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga”.
Piszę list do biskupa Michalika, mieszka w diecezji przemyskiej, by go zapytać, czy wiedział o skłonnościach księdza Stanisława R., kiedy dawał mu urlop, a potem przenosił z seminarium do parafii.
Rzecznik prasowy kurii przemyskiej ks. Bartosz Rajnowski odpisuje, że ze względu na pobyt biskupa w szpitalu i stan jego zdrowia nie może mu dostarczyć mojej wiadomości.
Mały Łańcut
Ksiądz Stanisław zleca ojcu Andrzeja roboty budowlane w parafii w Witnicy. A w wakacje 1991 roku proponuje, że zabierze syna do swojego rodzinnego domu na Podkarpaciu, do Żuklina pod Przeworskiem.
– Nie chciałem, ale ksiądz i rodzice się uparli. Jechaliśmy przez całą Polskę, ja i on. Miał pomarańczowego poloneza. W bagażniku pełno zachodnich słodyczy i napojów gazowanych, taki Pewex na kółkach, a wszystko z darów. Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy piłem 7up. W bagażniku było też mnóstwo wędlin i serów. Tak jakby ktoś to z wiadra wysypał. Zatrzymaliśmy się na odpoczynek nad jeziorem. Zganił mnie, że przy ludziach mówię do niego proszę księdza, a nie wujku.
Dojeżdżają. Dom jest duży. Z dwóch stron baszty i wieża. Chwali się, że znajomi mówią, że wybudował „mały pałac w Łańcucie”. W większej baszcie apartament księdza, w mniejszej kaplica – cała w dębowym obiciu. W ołtarzu 300-letnia figura Matki Boskiej, którą dostał w prezencie od misjonarza z Chin. Wokół Maryi aniołki ze szczerego złota, co podkreśla za każdym razem, gdy kogoś zaprasza do kaplicy. Obok domu basen wyłożony błękitnymi płytkami. Mówi Andrzejowi, że to wszystko dzięki pieniądzom od uratowanych Żydów.
Rodzice księdza już nie żyją. Na parterze mieszka siostrzeniec z rodziną – zajmują się domem podczas jego nieobecności.
– Następnego dnia robiliśmy porządki przy domu. Wyrywałem chwasty na podjeździe. W pewnym momencie zawołał mnie do garażu, przymknął bramę. Kazał usiąść na taborecie, wyjął swojego członka ze spodni, zawinął go w kawałek szmaty z prześcieradła i powiedział: „Andrzejek, bo mam taką potrzebę”. Kazał ściskać i robić ruchy przód-tył. Kiedy skończył, wyrzucił szmatę i wróciliśmy do porządków. Innego dnia sprowadził do tego domu pewną dziewczynkę. Była może w moim wieku lub starsza. Zaprosił ją z noclegiem. Tego wieczoru kazał mi iść do siebie i się położyć. Jednak za ścianą w gościnnym pokoju coś się działo, ale drzwi były zamknięte. W pewnym momencie przyszedł. Wszedł mi do łóżka, włożył rękę w majtki i zaczął opowiadać, jaka jego „kochanica” jest ładna. Że prawdziwa góralka, ma duże piersi i między nogami ma takie usta z czerwonymi wargami, tylko odwrócone w pionie.
Namawiał mnie, abym przyszedł i jej włożył członka w te usta, że będzie to przeżywać i się wyginać, ale będzie się jej podobało. Mówił, że włożyłby, ale ma za dużego.
– Nie rozumiałem, czego ode mnie chce, i wreszcie wstał i kazał iść ze sobą. Weszliśmy do pokoju gościnnego. Ona leżała na brzuchu, bez majtek. Głowę schowała pod poduszką. Nie wiem, czy mnie widziała, bo cicho stałem, zaniemówiłem, zaciąłem się. Położył się za nią tak, że zaczął ją całować i lizać między nogami. Chyba płakała pod tą poduszką i cicho mówiła: „Już nie, już nie”. Nad łóżkiem było zdjęcie jego matki, o której w dzień przyjazdu mówił: „To jest moja kochana mamusia”. Wróciłem do swojego pokoju, nie mogłem spać. To był dla mnie wstrząs i wyrzucałem sobie, że jej nie pomogłem.
Po wakacjach na Podkarpaciu już nie pojechał na noc do księdza. Nauczył się odmawiać, kiedy go zapraszał, a rodzice namawiali.
Andrzej: – Mama widziała, jak bardzo nie chcę do niego jeździć. Pojechałem jeszcze tylko raz, do domu na Podkarpaciu. Ale z tatą. Miał tam jakąś szybką robotę. Przy tacie nic mi nie zrobił.
Tylu duchownych wiedziało
Andrzej po raz pierwszy wyjawia tajemnicę w 1999 roku, w konfesjonale, księdzu Maciejowi, lokalnemu autorytetowi, proboszczowi parafii w Międzychodzie.
Ksiądz mówi: „To pewnie twoja wina, pewnie go sprowokowałeś”.
Zmarł w marcu 2020 roku.
Po raz drugi wyjawia tajemnicę w 2002 roku siostrze urszulance Teresie z Pniew, gdzie jego tata remontuje klasztor. Pisze do niej list, a ona w odpowiedzi wysyła mu obrazek z krzyżem i zapewnienie o modlitwie. Chciała się też spotkać. Zmarła w 2011 roku.
Po raz trzeci wyjawia tajemnicę w 2006 roku wikaremu z Sierakowa, księdzu Adamowi Przewoźnemu.
Ksiądz Przewoźny: – Zapytał mnie tylko, tak teoretycznie, co ma zrobić osoba molestowana. Powiedziałem mu, że powinna pójść do biskupa miejsca i mu wszystko opowiedzieć. Ale nie zdradził, że chodzi o niego. Nie wiedziałem, że był molestowany.
Andrzej: – Wiedział, że byłem molestowany, bo opisałem mu to w mailu.
Po raz czwarty wyjawia tajemnicę w 2007 roku ojcu Łazarzowi, franciszkaninowi we Wronkach. Ten tylko odpisuje SMS-em: „Mocne świadectwo”.
Po raz piąty, w tym samym roku, wyjawia tajemnicę księdzu Sławomirowi Kupcowi. Ten mówi, że Andrzej może iść do prokuratury lub wybaczyć. Więcej jest o wybaczeniu.
Kiedy Andrzej wyjawia kolejnym duchownym, że był molestowany, ksiądz Stanisław R. nadal jest proboszczem parafii w Witnicy, wykłada w seminarium, opiekuje się ministrantami, w 2003 roku biskup ordynariusz Adam Dyczkowski przyznaje mu tytuł kanonika kapituły katedralnej, a kapelanem Jego Świątobliwości Ojca Świętego jest od 1984 roku, z nominacji biskupa Wilhelma Pluty. Do dziś jest honorowym członkiem kapituły katedralnej w Gorzowie Wielkopolskim.
– Włos mu z głowy nie spadł, a tylu duchownych wiedziało.
– Dlaczego nie poszedłeś od razu do kurii?
– Wciąż miałem w pamięci moich rodziców, którzy oglądają telewizję i pomstują na parafian oskarżających księdza o molestowanie.
Zwabiony na jasełka
W 2014 roku „Gazeta Świebodzińska” publikuje list innej ofiary księdza Stanisława R. Dariusz Badowski ujawnia swoje imię i nazwisko, „by dać świadectwo prawdzie”. Pisze do ówczesnego biskupa diecezji zielonogórsko-gorzowskiej Stefana Regmunta: „Szanowny Księże Biskupie, z przykrością muszę zawiadomić, że na przełomie roku 1980-1981 ks. Stanisław pod pretekstem jasełek zwabił mnie do siebie (do Wyższego Seminarium Duchownego), gdzie wówczas pełnił funkcję dyrektora administracyjnego. Byłem zmuszony przenocować na terenie Seminarium Duchownego, co przedtem było między księdzem a moimi rodzicami uzgodnione. Po przedstawieniu ksiądz zaprowadził mnie do swojego mieszkania, które znajdowało się wówczas nad furtą wejściową do Seminarium.
Pierwsze chwile pobytu spędziliśmy przed telewizorem. Następnie ks. Stanisław poczęstował mnie jakimś napojem, po którym poczułem się bezwładny i mocno oszołomiony. Wówczas zaprowadził mnie do łazienki, rozebrał do naga i wykąpał w wannie. Po kąpieli ułożył mnie w przygotowanym łóżku, po czym sam gdzieś poszedł. Gdy wrócił, był już rozebrany do naga i położył się obok mnie. Następnie dotykał i całował mnie w miejsca intymne, po czym masturbował mnie, a potem siebie”.
Dariusz Badowski, dziś mieszka poza Polską: – Miałem wtedy 13 lat. Już nigdy nie pojechałem do księdza, choć nalegał. Przyjeżdżał do moich rodziców, proponował, że zabierze mnie na wakacje do swojego domu na Podkarpaciu. Później odpuścił, bo byłem starszy. Jako dzieciak powiedziałem o tym, co mi robił, mojemu wikaremu, Benedyktowi P. Po latach okazało się, że on również molestował chłopców. Jeden z nich ujawnił się wtedy co ja, w 2014 roku. Oskarżył biskupa Michalika, że krył księdza Benedykta P.
Po moim liście w gazecie biskup Regmunt zaprosił mnie do siebie. Podczas rozmowy obiecał, że załatwi sprawę jak należy. Jakiś czas później biskup napisał, że z punktu widzenia prawa kościelnego sprawa jest przedawniona i księdzu „przysługuje domniemanie niewinności”. Biskup Regmunt nigdy więcej się ze mną nie skontaktował. Za to odezwał się ksiądz Stanisław. Spotkałem się z nim. Chciałem mu powiedzieć, że mu wybaczam. I powiedziałem. To „wybaczam” miało zakończyć moją wewnętrzną walkę. Ksiądz dał mi obraz. Chrystus w drodze do Emaus, idzie z towarzyszami podróży i ich naucza. Przyrównał znaczenie naszego spotkania do tej sceny na obrazie. Nie pamiętam, jak to tłumaczył. Na odwrocie napisał: „Niech dobry Bóg i Jezus Miłosierny błogosławią Panu Dariuszowi i jego rodzinie. W dowód wdzięczności za okazane wybaczenie w Witnicy 19 lipca 2014. Stanisław R.”. Wyniosłem obraz na strych i niech tam zostanie.
Andrzej: – To, co pisze pan Dariusz, działo się dziesięć lat przed moim molestowaniem. Ale mechanizm ten sam. Zaproszenie do seminarium, upicie winem, położenie do łóżka, rozebranie. Czy naprawdę nikogo w seminarium nie dziwiło, że dzieci zostają na noc?
– Dotarł pan do jakiegoś przełożonego, który wtedy pracował w seminarium z księdzem Stanisławem?
– Napisałem w tym roku do biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka. Wtedy, jak mnie gwałcił pan Stanisław, to Dajczak był ojcem duchownym kleryków, mieszkał parę ścian dalej. Kilka lat później został biskupem pomocniczym diecezji gorzowskiej.
– I co odpisał?
– Nic. A wrzuciłem wiadomość przez internet do okienka: „Porozmawiaj ze swoim biskupem”.
Piszę list do biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka. Chcę się dowiedzieć, czy w tamtym czasie zaniepokoiły go dzieci, które gościł w seminarium ksiądz Stanisław.
Nie otrzymuję odpowiedzi.
Dzwonię do rzecznika kurii ks. Wojciecha Parfianowicza. – Nic nie wiem o liście. Proszę mi go jeszcze raz przesłać. Zapytam dzisiaj biskupa Dajczaka.
Ani biskup, ani rzecznik się nie odezwali.
Czysta teczka
Jest czerwiec 2019 roku. Andrzej wysyła pocztą swoją historię diecezjalnemu delegatowi kurii zielonogórsko-gorzowskiej do spraw ochrony małoletnich przed wykorzystywaniem seksualnym, księdzu Dariuszowi Mazurkiewiczowi. Po kilku miesiącach spotykają się.
– Powiedział mi, że teczka personalna pana Stanisława jest czysta, że z czasów, kiedy był czynnym księdzem, to znaczy pracującym w parafii, nie było żadnych skarg. Ale jak to czysta? Jak nie było skarg? Na początku 2014 roku Dariusz Badowski publicznie go oskarżył, a proboszczem przestał być dopiero w wakacje 2014 roku. Próbowałem się dowiedzieć, czy rządzący wtedy diecezją biskup Stefan Regmunt wysłał zawiadomienie do Watykanu. Ksiądz Mazurkiewicz powiedział mi, że to nie jego sprawa ani diecezji, bo biskup Regmunt mieszka teraz jako emeryt w diecezji szczecińsko-kamieńskiej, a obecnej ekipy rządzącej diecezją wtedy nie było. Ale jednocześnie na stronie diecezji zielonogórsko-gorzowskiej widzę, że jest ich biskupem seniorem.
Od ponad roku nic się w mojej sprawie nie dzieje. Mnie nie chodzi o odszkodowanie, nie chcę widzieć ich pieniędzy. Dostałem terapeutę, z ośrodka dla narkomanów, który prowadzi diecezja. Bardzo jestem za to wdzięczny, bo terapeuta był świetny. Ale nic więcej od nich nie chcę.
Chcę pokazać, jak przez lata pozwalali choremu człowiekowi pracować z dziećmi i je krzywdzić. Biskupi powinni ponieść konsekwencje, jeśli nie cywilne, to kościelne. I chcę, aby ktoś powiedział, że mój oprawca jest winny.
I aby odszukali te dziewczynki, bo to nakazuje Watykan, żeby szukać ofiar i świadków.
– Ale może one tego nie chcą?
– Niech to powiedzą. Może wszystko im się wali z powodu doświadczeń z dzieciństwa i potrzebują pomocy, jak ja potrzebowałem. Podałem im miejscowość, w której mieszkały te dwie dziewczynki nocujące w seminarium. I szczegóły pozwalające dotrzeć do dziewczynki, którą ksiądz gwałcił w swojej rodzinnej miejscowości. Nic nie zrobili, żeby je odnaleźć; wiem, bo się pytałem. A wystarczy kilka telefonów do proboszczów w tych wsiach. A co do mnie, to odpisują tylko, że w mojej sprawie toczy się śledztwo wyjaśniające, trwa od czerwca 2019.
Od księdza Andrzeja Sapiehy, rzecznika kurii zielonogórsko-gorzowskiej, dowiaduję się, że sprawa Andrzeja została zgłoszona do Kongregacji Nauki Wiary w zeszłym roku, zaraz po jego liście. Kongregacja nakazała diecezji przeprowadzenie dochodzenia wstępnego, które „jest na ukończeniu”.
W teczce personalnej księdza Stanisława R. nie ma zgłoszeń przestępstw seksualnych wobec nieletnich, których miałby się dopuścić. Tak jak mówi Andrzej, teczka personalna księdza jest czysta.
Rzecznik ujawnia również, że biskup Stefan Regmunt nie zgłosił do Watykanu, że ksiądz Stanisław R. jest oskarżany przez Dariusza Badowskiego o molestowanie, ponieważ „źle odczytał normy Stolicy Apostolskiej nakazujące dokonanie zgłoszenia”. Benedykt XVI odebrał stanowiska kilku biskupom i kardynałom za niezgłaszanie przestępstw seksualnych. Zwolnienie z urzędu to największa kościelna kara dla biskupa, który nie zgłosił oskarżeń. Nie zdarzyło się, by papież z tego powodu usunął biskupa ze stanu kapłańskiego.
Obecny biskup ordynariusz Tadeusz Lityński dwa dni po wysłaniu przeze mnie do kurii pytań zdecydował o zgłoszeniu zaniedbania swojego poprzednika biskupa Regmunta do metropolity i Stolicy Apostolskiej. Nie zrobił tego wcześniej, mimo iż informował go o tym Andrzej, a dopiero po pytaniach „Wyborczej”.
Rzecznik kurii zapewnia, że biskup Tadeusz Lityński zdecydował również, że zgłosi do Stolicy Apostolskiej sprawę Dariusza Badowskiego opisaną sześć lat temu w „Gazecie Świebodzińskiej”. Biskup wcześniej nie znał jego historii, bo poprzednik nie zostawił żadnych dokumentów na ten temat.
Po moich pytaniach kuria próbuje nawiązać kontakt przynajmniej z jedną z kobiet wskazanych przez Andrzeja.
– Dlaczego trudno odnaleźć kobiety, o których mówi pan Andrzej? Mają państwo możliwość skontaktowania się choćby z proboszczami parafii – pytam księdza rzecznika.
– Kontaktowanie się z proboszczami tych osób (zresztą byłoby możliwe tylko z jednym) i informowanie o celu działania związanego z poszukiwaniami naruszałoby zarówno RODO, jak i dobre imię tych osób, chronione kodeksem cywilnym.
– Ale przecież Watykan nakazuje szukać świadków i innych ofiar?
– Owszem, należy dążyć do dotarcia do domniemanych ofiar przestępstwa, ale dochodzenie należy prowadzić, przestrzegając przepisów prawa państwowego obowiązujących w danym kraju. Ponadto prawodawca kościelny przypomina o ochronie dobrego imienia osób, których sprawa dotyczy (oskarżonego, domniemanych ofiar, świadków), tak aby doniesienie nie prowadziło do wyrządzenia szkody, retorsji lub dyskryminacji. Ponadto jeszcze raz pragniemy nadmienić, że zebrany materiał dowodowy w sprawie ks. R. już teraz wystarcza do wydania sprawiedliwego wyroku.
Ks. Dariusz Mazurkiewicz, diecezjalny delegat do spraw ochrony małoletnich przed wykorzystywaniem seksualnym, zaraz po zawiadomieniu Andrzeja w 2019 roku powiadomił prokuraturę w Świebodzinie. Prokurator Marcin Jachimowicz odmówił wszczęcia śledztwa ze względu na przedawnienie.
Andrzej: – Nie widzę dla niego innej kary jak wydalenie ze stanu kapłańskiego.
Podziękuj księdzu
O 18 zamyka się w warsztacie. O 22 kończy krzyż. Jest z gwoździ, przepleciony drutem, ma pół metra szerokości i tyle samo długości, stoi na metalowej podstawie, którą nazywa Golgotą.
Andrzej: – Te gwoździe to symbol ran, które zadali mi ludzie Kościoła. Ten drut to symbol związania mojej psychiki, by ta tajemnica się nigdy nie wydała. Dziś, po latach, nie wiem, czy gorsze gwoździe – gwałty fizyczne, czy ten niepozorny drut – złe słowo duchownych lub jego brak, co mnie na tyle lat związał.
Andrzej pakuje krzyż do pudełka i wysyła księdzu. Bez słowa.
Ksiądz odpisuje: „Szanowny Panie Andrzeju. Otrzymałem od Pana bardzo wymowny znak w dniu św. Apostołów Piotra i Pawła – w sobotę 29 czerwca br. Jest mi ogromnie przykro, że byłem przed 27 laty powodem zgorszenia dla Pana i cierpienia przez kapłana Kościoła. Obecnie stan mojego zdrowia (w maju miałem operację na biodro, poruszam się z trudnością, a mam już 81 lat) nie pozwala mi, abym przyjechał do Pana osobiście błagać o przebaczenie. Ale bardzo proszę, aby Pan mógł przyjechać do Żuklina, wrócę koszty podróży, abym mógł osobiście prosić o wybaczenie”.
– Nie pojechałem. Po co? Gdyby mówił, że to wszystko było ojcowskie, to mógłbym go zbyt mocno uderzyć i resztę życia spędziłbym we Wronkach. On do listu dołączył album „Kalwaria. Adam Bujak”.
– Nie dość, że mi z życia zrobił Kalwarię, to jeszcze album z krzyżami sprezentował, abym nie zapomniał.
To rodzice odbierają przesyłkę od księdza do Andrzeja. Mówią mu: „Tylko nie zapomnij podziękować księdzu”. Nie wiedzą, co jest w środku. Andrzej odpowiada im: „Naprawdę myślicie, że muszę mu dziękować?”. I zostawia im list do przeczytania.
– Wróciłem pół godziny później, dzwonię do drzwi, otwiera tata. Pytam go, czy przeczytał list. Mówi, że nie, bo mama go okupuje. Wziąłem mamie list i kazałem tacie usiąść w kuchni i czytać. Powiedział: „Ten człowiek już dla mnie nie istnieje”. A mama dopytywała o te dwie dziewczynki. Bo kiedyś przywiózł je do nas i mama pamięta, że były nieludzko wystraszone.
Po miesiącu ksiądz wysyła list do rodziców: „Szanowny Panie Mistrzu Lucjanie wraz z Małżonką. Piszę ten list do Państwa, bo ciąży mi na sumieniu zgorszenie, jakie dałem Pańskiemu Synowi małoletniemu Andrzejowi, gdy był u mnie 26 czy 27 lat temu w Żuklinie, zabawiając się niestosownie przy nim z moją [znajomą]. Na pewno dla młodego chłopca był to szok, iż kapłan może tak postępować. To był mój ciężki grzech, z którego się wiele razy spowiadałem, ale u pana Andrzeja pozostało do dzisiaj w pamięci to straszne moje zachowanie. Dzisiaj po tylu latach jest mi ogromnie przykro i okrywam się wielkim wstydem!”.
Andrzej: – Przyznał się rodzicom do molestowania „znajomej” w domu na Podkarpaciu, ale nie przyznał się im, że mnie tak samo molestował, i te dwie dziewczynki w seminarium.
Zielone pudełko
Andrzej wymienia skutki:
– Poczucie inności, co powoduje usunięcie się w cień.
Myśli samobójcze, głównie w młodości.
Sny, koszmary, sceny z gwałtów, najgorsze do zniesienia sceny z tymi dziewczynkami. Doszedłem do wprawy, jak to ominąć – w dzień tak się styrać pracą, że sen w nocy jest tak mocny, że się nie pamięta snów – pracoholizm przez to się zrobił.
Objadanie się. Jak mnie taki sen wybudzi w nocy i nie mogę zasnąć, to idę do kuchni i się nawpycham jedzenia. Przejąłem ten sposób do innych stresujących sytuacji.
Wstręt do alkoholu. Osoba, co proponuje alkohol, to zagrożenie.
Pokoje hotelowe przypominają te z seminarium. Unikam delegacji, spania w obcych miejscach – zmieniałem przez to pracę, nie dawałem rady psychicznie.
Jak mnie te nerwy najdą, to w warsztacie mam takie zielone metalowe pudełko od wiertarki – jest puste. Wtedy mówię: „Panie Stanisławie, wynoś się do pudełka!”. Tak mi psycholog zaleciła.
Nie lubię, jak się mnie dotyka znienacka.
Częściowo pogodziłem się, że miałem do czynienia z psycholem, nie mogę się pogodzić z systemowym kryciem tego psychola. Chodzę jeszcze do kościoła, ale mam księdzowstręt.
Mój proboszcz trzyma z tą kliką – w moim kościele nie czytano listu od Episkopatu dotyczącego molestowania, w moim kościele nie wisi plakat z Fundacji św. Józefa, która pomaga ofiarom.
Zakonnice w mini-Łańcucie
Ksiądz Stanisław R. zapisuje dom w Żuklinie zakonnicom ze Zgromadzenia Służebniczek Najświętszej Maryi Panny. W charyzmacie zgromadzenia jest opieka nad dziećmi – prowadzenie przedszkoli, domów dziecka i świetlic, katechizacja. Do czasu prezentu od księdza Stanisława mieszkały w rozsypującym się domu w pobliskiej Kańczudze. Andrzeja dziwi, że ksiądz dał dom zakonnicom, skoro ma rodzinę. Do tego dziwią go słowa matki, która często powtarzała: „Słuchaj księdza, odwiedzaj go, bądź grzeczny, to na starość zapisze ci dom”.
– Czy tak mówił wszystkim rodzicom dzieci, które molestował? Dlatego chętnie mu je oddawali? I dlaczego ksiądz nie przepisał domu swojej rodzinie? – zastanawia się Andrzej.
Wysyła list do matki generalnej sióstr służebniczek. Odpisuje siostra Małgorzata: „Nie miałyśmy pojęcia, że aż tak straszne historie związane są z tym miejscem. Nasze Zgromadzenie na terenie parafii Kańczuga posługuje od 1902 roku. Na pewno, gdyby przełożone podejmujące decyzję o przeniesieniu się sióstr do tego domu wiedziały, albo przynajmniej cokolwiek podejrzewały, nie przyjęłyby takiej oferty i wolały stary, rozsypujący się budynek”.
Siostry na terenie domu nie prowadzą działalności dla dzieci. Ksiądz nadal ma w nim mieszkanie.
Odwiedziny
Ksiądz przyjeżdża do rodziców, już po tym, kiedy ojciec Andrzeja powiedział: „Ten człowiek dla mnie nie istnieje”.
– Mimo że wiedzą, co mnie i dziewczynkom robił, to onieśmielił ich autorytet księdza; lata rekolekcji, mszy niedzielnych, wpajania, że ksiądz jest drugi po Bogu. Posadzili go w fotelu, podali kawę i ciasto.
List w skrzynce
Stoję przed domem w Żuklinie. Ale zanim zadzwonię przez domofon, pytam miejscowych o księdza.
Alicja: – Przyjechał tu na stare lata, wcześniej go nie było, chyba za granicą pracował. Nie widuję go.
Kazimierz: – Nikt tu złego słowa na niego nie powie. Przyjechał pięć lat temu.
Katarzyna, zrywa kwiaty w ogródku: – Tu, gdzie teraz jest pałacyk, wcześniej była taka lepianka, w niej się urodził i wychował. Jest z biedy. Matka długo żyła, ojciec wcześnie zmarł. Jemu się polepszyło przez tych Żydów. Moja teściowa też ukrywała, ale wdzięczności nie przyjęła.
– A ksiądz tu teraz mieszka?
– Jeszcze rok temu widywałam go, jak chodził na spacery w stronę Łopuszki Małej i po ogrodzie. A teraz przepadł. Spotkałam w aptece zakonnicę. Widzę, że pęk leków bierze, i mówię: „Pewnie dla księdza?”. Odpowiedziała, że tak. I że ksiądz nie wychodzi, bo się boi koronawirusa.
Dzwonię. Wychodzi młoda kobieta w niebieskim habicie, czarnym welonie na głowie.
– Księdza nie ma. Jeśli ma pan wiadomość, proszę zostawić list w skrzynce, na tej bramce, która prowadzi do księdza.
– Może jest na mszy w kościele parafialnym?
– Nie, nie. Ksiądz odprawia mszę tylko w swojej kaplicy.
– Czy siostra mogłaby do niego zatelefonować i zapytać, o której wróci?
– Nie mam do niego komórki. Ksiądz żyje sobie, my sobie, oddzielnie. Nie wiemy, co robi. Nie tłumaczy się nam. Ma klucze, oddzielne wejście. My z księdzem nie mamy nic wspólnego.
Wyrywam kartkę z zeszytu. Piszę, że przyjechałem w imieniu Andrzeja i chcę porozmawiać. Zostawiam numer telefonu. Wrzucam kartkę do skrzynki.
Ksiądz milczy od trzech tygodni.
Zdobywam numer telefonu księdza. Za każdym razem włącza się poczta głosowa.
Zapraszał dziewczynki
Rozmawiam z Agnieszką, byłą parafianką księdza Stanisława R. w Witnicy.
– Nasz proboszcz był dziwny.
– To znaczy?
– Miałyśmy po 13 lat, kiedy zapraszał nas na plebanię. Brał nas na kolana, dotykał, dawał całusy w usta. Mówił: „No daj buzi, nie wstydź się, to nic złego, przecież jestem księdzem, mówisz do mnie ojcze, a tacie się przecież daje buzi”. Pamiętam, że podczas szamotaniny z nim uderzyłam go kolanem w przyrodzenie. Przestałyśmy tam chodzić, inne dziewczynki chodziły. Opowiadał parafianom takie żarciki:
„A wiecie, dlaczego ksiądz ma długą sutannę? A no dlatego, że jak rozdaje komunię, a podejdzie jakaś piersiasta ładna kobieta, to może mu coś stanąć i chętnie włożyłby to jej do buzi zamiast ciała Chrystusa. A dzięki sutannie nie widać, że coś stoi”.
kościół katolicki
Do Andrzeja wracają obrazy.
Wanna, w której ksiądz go kąpał.
Wino mszalne, którym go upijał.
Łóżko, na którym go rozbierał.
I łóżko, na którym leżała naga zapłakana dziewczynka, z poduszką na głowie, której ksiądz całował uda i krocze, a jemu kazał na to patrzeć, a potem włożyć członka w jej „czerwone pionowe usta”, bo „ona to lubi”, i on sam zrobiłby to, ale jego członek jest za duży.
– Ten człowiek był wykładowcą w seminarium duchownym w Gościkowie pod Gorzowem Wielkopolskim. Znowu nie mogę spać, jak zaczynam o tym myśleć. Muszę o tym opowiedzieć ze szczegółami, bo mój oprawca zejdzie z tego świata, a świat go nie rozliczy.
Andrzej jest elektrykiem. Mieszka na wsi pod Zieloną Górą. Ma żonę i dzieci.
Do kościoła wciąż chodzi, ale nie przyjmuje sakramentów, bo żaden ksiądz nie będzie go już dotykał.
Pomasuj mi stopy
Kiedy Andrzej ma 11 lat, Polska jest po pierwszych wolnych wyborach, a prawie 50-letni ksiądz Stanisław R. od dziesięciu lat jest wykładowcą w Wyższym Seminarium Duchownym diecezji gorzowskiej. Wykłada katolicką naukę społeczną, psychologię religii i pedagogikę. Pracę magisterską „Pojęcie Kościoła w wypowiedziach młodzieży szkół średnich” obronił na KUL, zaś doktorat na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu pracą „Psychospołeczne podłoże konfliktów dorastającej młodzieży”. Jest nie tylko wykładowcą, ale i dyrektorem administracyjnym seminarium; odpowiada za finanse i remonty.
Ojciec Andrzeja jest budowlańcem. Przyjeżdża do seminarium przebudować kilka pokoi. Zabiera syna ze sobą, bo nudził się w domu. Ksiądz Stanisław częstuje ich darami z Zachodu.
Profesor Stanisław Obirek
Czytaj także:
Pedofilia w Kościele. Stanisław Obirek: Unikałem niedzielnej mszy [CYKL ZŁY DOTYK W KOŚCIELE]
– Po raz pierwszy w życiu jadłem snickersa i marsa. Chwalił się zdjęciami z Janem Pawłem II. Chwalił się również strojem biskupim – sutanną, pasem i piuską. Miał chyba zostać biskupem. Odwiedzał nas w domu, kiedy chciał zjeść dobry wiejski obiad. Zawsze jakiś upominek się dla mnie znalazł. Rodzice go lubili.
W ferie zimowe ksiądz proponuje, że zabierze chłopca na kilka dni do seminarium. Daje apartament zarezerwowany dla gości – biskupów i księży głoszących klerykom rekolekcje. Niedaleko apartamentu ma swoje mieszkanie. Wieczorami zaprasza go na dobranockę w kolorze, bo w domu jest tylko telewizor czarno-biały. Tego wieczoru, w trakcie dobranocki, ksiądz prosi Andrzeja:
– Pomasuj mi stopy ołówkiem.
– Ołówkiem?
– Tak, przez skarpetkę. Odwrotną stroną ołówka.
Po dobranocce ksiądz wkłada do odtwarzacza kasetę wideo. Leci porno, tłumaczy 11-latkowi, dlaczego kobieta dyszy, skąd wzwód mężczyzny, że ona to lubi, bo taka natura człowieka, i nie można się przed tym wzbraniać.
Następnego dnia jest kolacja u księdza. Grzyby z masłem i chlebem. Ksiądz każe mu popić wszystko winem mszalnym, bo grzyby są ciężkostrawne, a wino ma pomóc. Wreszcie każe mu się położyć na łóżku. Rozbiera go do naga. Sam też się rozbiera i kładzie obok Andrzeja.
– Zaczął mi dotykać członka. Odsuwał mi napletek, ale powiedziałem, że boli. Moją rękę włożył w swoje spodnie i kazał mocno ściskać i robić ruchy góra-dół. Następnie kazał mi położyć się na brzuchu i rozchylić nogi. Położył się na mnie i włożył mi członka między nogi. Zaczął robić ruchy góra dół i mówił: „Mocniej ściskaj…”.
Rano ksiądz Stanisław daje Andrzejowi pieniądze i każe jechać na wycieczkę z seminaryjnym kierowcą. Jadą do Częstochowy. Andrzej ma wszystko wydać na pamiątki.
Takie doświadczenie chciałoby się zapomnieć, zapominanie najczęściej względnie ratuje równowagę takiej osoby. Można w miarę normalnie żyć
wywiad
Czytaj także:
Dziecko kontra ksiądz pedofil. Dlaczego dzieciom się nie wierzy
– W czasie tych ferii jeszcze kilka razy mnie molestował. Raz przyszedł do łazienki, kiedy się kąpałem. Innym razem przyszedł rano, położył się obok i dotykał mojego członka. Swoim też się bawił.
Andrzej chce o wszystkim powiedzieć rodzicom. Wieczorem oglądają wspólnie wiadomości, słyszy, że w pewnej parafii ludzie oskarżyli księdza o molestowanie. Rodzice komentują, że ludzie są bezbożni i szkalują niewinnego księdza. Andrzej rezygnuje.
Dziewczynki w apartamencie
W wakacje ksiądz znowu zabiera go do seminarium.
Apartament, w którym mieszkał zimą, jest teraz zajęty przez dwie dziewczynki, są w podobnym wieku co Andrzej. Jedna jest córką rzemieślnika, który robi remont w seminarium, druga jej kuzynką. Andrzej dostaje łóżko w mieszkaniu księdza. Ksiądz robi wszystkim kolację. Po kolacji bierze pierwszą dziewczynkę na kolana, wkłada rękę pod jej bluzkę, dotyka piersi, drugą wkłada w jej majtki. Ona się wije, zaczyna płakać. Ksiądz nie przestaje, mówi do niej: „Spokojnie, nie do dziurki, nie do dziurki”.
– Stałem z tą drugą dziewczynką przy drzwiach. Nie do końca wiedzieliśmy, o co chodzi, ale to było straszne. Następnie mnie kazał iść spać na kanapę w dużym pokoju, a je odprowadził do gościnnego apartamentu i długo nie wracał. W seminarium musieli przeczuwać, co ksiądz robi. Raz kucharki zapytały mnie podejrzliwie: „A co ty tam wieczorem z księdzem robisz?”.
Po wakacjach ksiądz wyjeżdża na kilka miesięcy do USA, mówi, że do rodziny Żydów, których jego rodzice uratowali podczas wojny. Przysyła Andrzejowi pocztówkę i każe pisać listy. Andrzej nie chce pisać. Dyktuje mu mama.
– Ręce mi się trzęsły, paznokcie obgryzałem. Mama ciągle wydzierała mi kartki i musiałem przepisywać zeszyty. I plastry na palce kleiła, żebym nie obgryzał.
Czy biskup wiedział?
Ksiądz wraca z USA i w lutym 1991 roku zostaje proboszczem w Witnicy niedaleko Gorzowa. Nie mieszka już w seminarium, nie jest administratorem ekonomicznym, ale nadal ma wykłady dla kleryków; będzie wykładał do 2005 roku.
Biskupi, którzy kryli księży pedofilów
Czytaj także:
Biskupi, którzy kryli księży pedofilów [RAPORT]
Andrzej: – Był ważnym wykładowcą i administratorem seminarium, chwalił się, że ogłoszą go biskupem, a po powrocie zostaje proboszczem w małej miejscowości. Za karę? Władze diecezji wiedziały, co robi dzieciom?
– Kto wtedy, w 1991 roku był biskupem diecezji gorzowskiej?
– Józef Michalik.
Był nim do 1993 roku. Po nim ordynariuszem został biskup Adam Dyczkowski. W 2007 roku przeszedł na emeryturę i zastąpił go biskup Stefan Regmunt. Pełnił funkcję do 2015. Obecnie ordynariuszem jest Tadeusz Lityński.
W 2013 roku abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, sugeruje, że dziecko samo jest winne molestowania przez księży, bo „ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo, i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga”.
Piszę list do biskupa Michalika, mieszka w diecezji przemyskiej, by go zapytać, czy wiedział o skłonnościach księdza Stanisława R., kiedy dawał mu urlop, a potem przenosił z seminarium do parafii.
Rzecznik prasowy kurii przemyskiej ks. Bartosz Rajnowski odpisuje, że ze względu na pobyt biskupa w szpitalu i stan jego zdrowia nie może mu dostarczyć mojej wiadomości.
Mały Łańcut
Ksiądz Stanisław zleca ojcu Andrzeja roboty budowlane w parafii w Witnicy. A w wakacje 1991 roku proponuje, że zabierze syna do swojego rodzinnego domu na Podkarpaciu, do Żuklina pod Przeworskiem.
– Nie chciałem, ale ksiądz i rodzice się uparli. Jechaliśmy przez całą Polskę, ja i on. Miał pomarańczowego poloneza. W bagażniku pełno zachodnich słodyczy i napojów gazowanych, taki Pewex na kółkach, a wszystko z darów. Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy piłem 7up. W bagażniku było też mnóstwo wędlin i serów. Tak jakby ktoś to z wiadra wysypał. Zatrzymaliśmy się na odpoczynek nad jeziorem. Zganił mnie, że przy ludziach mówię do niego proszę księdza, a nie wujku.
Czytaj także:
"Historia się powtórzyła. Dotknęła mojego dziecka". Ojciec i córka byli molestowani przez księży
Dojeżdżają. Dom jest duży. Z dwóch stron baszty i wieża. Chwali się, że znajomi mówią, że wybudował „mały pałac w Łańcucie”. W większej baszcie apartament księdza, w mniejszej kaplica – cała w dębowym obiciu. W ołtarzu 300-letnia figura Matki Boskiej, którą dostał w prezencie od misjonarza z Chin. Wokół Maryi aniołki ze szczerego złota, co podkreśla za każdym razem, gdy kogoś zaprasza do kaplicy. Obok domu basen wyłożony błękitnymi płytkami. Mówi Andrzejowi, że to wszystko dzięki pieniądzom od uratowanych Żydów.
Rodzice księdza już nie żyją. Na parterze mieszka siostrzeniec z rodziną – zajmują się domem podczas jego nieobecności.
– Następnego dnia robiliśmy porządki przy domu. Wyrywałem chwasty na podjeździe. W pewnym momencie zawołał mnie do garażu, przymknął bramę. Kazał usiąść na taborecie, wyjął swojego członka ze spodni, zawinął go w kawałek szmaty z prześcieradła i powiedział: „Andrzejek, bo mam taką potrzebę”. Kazał ściskać i robić ruchy przód-tył. Kiedy skończył, wyrzucił szmatę i wróciliśmy do porządków. Innego dnia sprowadził do tego domu pewną dziewczynkę. Była może w moim wieku lub starsza. Zaprosił ją z noclegiem. Tego wieczoru kazał mi iść do siebie i się położyć. Jednak za ścianą w gościnnym pokoju coś się działo, ale drzwi były zamknięte. W pewnym momencie przyszedł. Wszedł mi do łóżka, włożył rękę w majtki i zaczął opowiadać, jaka jego „kochanica” jest ładna. Że prawdziwa góralka, ma duże piersi i między nogami ma takie usta z czerwonymi wargami, tylko odwrócone w pionie.
Namawiał mnie, abym przyszedł i jej włożył członka w te usta, że będzie to przeżywać i się wyginać, ale będzie się jej podobało. Mówił, że włożyłby, ale ma za dużego.
– Nie rozumiałem, czego ode mnie chce, i wreszcie wstał i kazał iść ze sobą. Weszliśmy do pokoju gościnnego. Ona leżała na brzuchu, bez majtek. Głowę schowała pod poduszką. Nie wiem, czy mnie widziała, bo cicho stałem, zaniemówiłem, zaciąłem się. Położył się za nią tak, że zaczął ją całować i lizać między nogami. Chyba płakała pod tą poduszką i cicho mówiła: „Już nie, już nie”. Nad łóżkiem było zdjęcie jego matki, o której w dzień przyjazdu mówił: „To jest moja kochana mamusia”. Wróciłem do swojego pokoju, nie mogłem spać. To był dla mnie wstrząs i wyrzucałem sobie, że jej nie pomogłem.
Po wakacjach na Podkarpaciu już nie pojechał na noc do księdza. Nauczył się odmawiać, kiedy go zapraszał, a rodzice namawiali.