ZŁO w myśli, mowie i czynie....

Tematy niekoniecznie związane z metalem i muzyką...

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Hatefire
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 11056
Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

03-07-2020, 18:54

Tu macie cały artykuł, który wyciągnął tą sprawę do opinni publicznej.
wyborcza.pl/duzyformat pisze: Mąż więził Ewę w piwnicy. Bił, gwałcił i głodził. Prokuratura dwa razy umorzyła śledztwo w sprawie polskiego Fritzla

Najgorsze zaczęło się latem 2010. W piwnicy było ciemno, Ewa usłyszała kroki. Nie wiedziała, że mąż zaprosił kolegów. Zanim zeszli na dół, wypili kilka piw. Potem założyli Ewie worek na głowę, a ręce i nogi przywiązali do haków. Mirek: "I tak nikt ci nie uwierzy! ". Miał rację.

Nie byłoby tego tekstu, gdyby 9-letnia córka Ewy nie zaczęła pisać pamiętnika.

Styczeń 2016: „Jestem Alicja. Ten zły tata Mirosław zamykał mamę w piwnicy. Mama tam piła i jadła jak pies. Kupę i siku robiła gdzie popadnie, a ja uderzałam mamę pałką w głowę, tak jak tata kazał. My z tatą Mirosławem chcieliśmy zabić mamę, żeby była nowa mama”.

Alicja o złym tacie Mirosławie opowiedziała prokuratorowi już pięć lat wcześniej. Nie uwierzył. Jej matce, która w piwnicy spędziła dwa lata, również nie. – I to dwukrotnie. Teraz boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci – mówi Ewa.

Lato 2005. Ewa ma 24 lata, Mirek jest od niej o 12 lat starszy. Ona pracuje w sklepie spożywczym na Półwyspie Helskim, on jest murarzem na budowie. Wyróżnia się, bo jako jedyny zakłada po pracy modną dżinsową koszulę.

– Miły elegancik – tak go zapamiętuje Ewa.

Matka Ewy ma inne zdanie: uważa, że Mirek jest kłótliwy. Ale Ewa nie słucha i w sylwestra wprowadza się do jego nieukończonego domu na kaszubskiej wsi. Wodę trzeba brać ze studni, toaleta na podwórku, ogrzewanie zastępuje kuchnia na węgiel. Ale Mirek obiecuje, że do lata dom będzie gotowy. Nie będzie.

W połowie stycznia odwiedza ich matka Ewy. Jest jej tak zimno, że nie zdejmuje kurtki. Przyszły zięć podaje gorącą herbatę i zapewnia, że kocha Ewę. Gdy matka pyta, czy może poznać jego mieszkającą po drugiej stronie podwórka rodzinę, Mirek odmawia i poucza teściową, że jeśli ma z tym problem, może już jechać. Matka Ewy nie dowiaduje się więc, że Mirek ma ośmioro rodzeństwa i jest najmłodszym, „ukochanym synkiem mamusi”, która alkohol piła nawet w ciąży. Ojciec zmarł w wypadku. Razem z matką mieszka dorosły bratanek Mirka i trzech braci, w tym jeden z żoną i dziesięciorgiem dzieci. Wszystkie są upośledzone. Reszta rodzeństwa nie utrzymuje z nimi kontaktu. Rodzina żyje z gospodarstwa i pracy dorywczej.

Gdy wkrótce Mirek i Ewa biorą ślub, zaproszeni zostają tylko świadkowie i rodzina Mirka. A Ewa prosi mamę, której nie podoba się wybór córki, żeby się zapowiadała przed każdym przyjazdem. Ojciec odwiedzi Ewę tylko raz.

– Pierwszy raz uderzył tydzień po ślubie. Bo chciałam jechać do matki – powiedziała prokuratorowi Ewa. – Gdy ochłonął, przeprosił i zapewnił, że to ostatni raz. Ale to nigdy nie był ostatni raz.

Najchętniej bił ręką po głowie, bo – jak tłumaczył – wtedy nie ma śladów. Gdy Ewa zaszła w pierwszą ciążę, podbił jej oko. I szybko pouczył: – Powiesz komuś, źle skończysz. Rozumiesz?

Zrozumiała. Gdy zapytała ją matka, odpowiedziała, że potknęła się i uderzyła o szafę. – Byłam pewna, że jak urodzę dziecko, wszystko wróci do normy – powie mi potem. – Alicja urodziła się dziewięć miesięcy po ślubie. Mirek nawet nie odwiedził mnie w szpitalu.

Po narodzinach córki mąż Ewy pracuje już głównie wtedy, kiedy brakuje mu na piwo i papierosy. Najczęściej upija się z braćmi oraz matką, czasem zaprasza kolegów. Wraca i tłucze żonę. Ewa szybko się uczy: jeżeli nie ma go przez godzinę, już w progu zacznie oskarżać ją o zdradę. I jeszcze: jeśli nie broni się, bicie trwa krócej.

Gdy mąż uderza ją przy dziecku, buntuje się i pakuje rzeczy. Mirek nie chce oddać córki, więc Ewa wzywa policję. Funkcjonariusze pomagają jej opuścić dom, radzą, żeby złożyła zeznania, i patrzą, jak odjeżdża. A Mirek dzwoni, przeprasza, błaga. I obiecuje, że jej więcej nie uderzy. Ewa wraca, bo wciąż go kocha, a u matki są tylko dwa pokoje i rodzeństwo.

Mąż dotrzymuje słowa do wiosny 2007 roku, kiedy Ewa zachodzi w drugą ciążę. Gdy się o tym dowiaduje, pyta: – Nie mówiłem, że nie chcę więcej dzieci?

– Przecież ciągle zmuszasz mnie do seksu... – szepnęła, a mnie doda: – Nawet w połogu.

Mirek bije ją wtedy tak, że Ewa przez kilka dni nie może siadać na krześle. Potem wielokrotnie będzie celował w brzuch, ale Ewie za każdym razem uda się zasłonić rękoma. Wkrótce zabiera jej telefon. Ewa może z niego korzystać, jeśli mąż wyrazi zgodę.

Gdy w lutym 2008 roku rodzi drugą córkę, Wiktorię, bije ją pięścią w piersi. Ewa jedzie z matką do przychodni. Mówi lekarzowi, że mąż ją uderzył, a piersi są teraz opuchnięte i bolą. Mężczyzna ze wzrokiem utkwionym w pliczek z receptami odpowiada, że tak się zdarza. Przepisuje zastrzyki i zaleca karmienie butelką. Nie odnotowuje w karcie choroby, że pacjentka została pobita.

Gdy Wiktoria kończy rok, mąż zabrania Ewie jeść.

Zasada jest prosta: Ewa gotuje, podaje dzieciom oraz mężowi i wychodzi do drugiego pokoju. Podjada wieczorami, kiedy mąż pije z matką. Po miesiącu nie wytrzymuje i pyta podniesionym głosem, dlaczego nie może zjeść ze wszystkimi. Mirek zrywa się, chwyta ją za włosy i rzuca na podłogę. Co było dalej, możemy sobie tylko wyobrażać, bo Ewa odzyskuje przytomność w ciemnej, zamkniętej na kłódkę piwnicy. Krzyczy i płacze. Prosi, żeby ją wypuścił. A on: – To jest teraz twój pokój. Masz to, na co zasłużyłaś.

Pierwsze noce śpi na stole, przykryta starymi kurtkami. Potem kładzie na betonie kartony i stare szmaty. Załatwia się do wiadra lub bezpośrednio na ziemię. Pomieszczenie nie ma okien, jedynie mały świetlik pod sufitem. Żarówkę Mirek wykręcił. Panuje półmrok lub zupełna ciemność.

Ciemność jest najgorsza, bo to znak, że Mirek zaraz zejdzie. Przyniesie metalową miskę z chlebem nasączonym wodą, popatrzy, jak je, a potem ją zgwałci. Gdy Ewa dowie się po latach, że do jedzenia dodawał spermę, zwymiotuje. Z czasem zacznie jej wiązać ręce sznurkiem i każe jeść na kolanach. Będzie na to patrzeć jej trzyletnia wówczas córka Alicja, której ojciec da do ręki kawałek drewna i pokaże, jak bić matkę po głowie lub kopać w brzuch. Mała Wiktoria będzie wtedy leżeć związana na podłodze swojego pokoiku. Żeby nie krzyczała, ojciec usta zaklei jej czarną taśmą. Nikogo nie zastanowi, skąd czarne ślady wokół ust dziecka, które tak trudno zmyć.

Ewa modli się i rozmawia ze szczurem, któremu daje na imię Fo. – Najpierw się go bałam, potem cieszyłam, że zjada myszy. Leżąc w nocy lub dzień, bo z czasem straciłam rachubę, zadawałam mu pytanie: „Dlaczego tu jestem?” – opowie potem Ewa. – Dziś uważam, że uwolniłam się dzięki Bogu. Że mnie wysłuchał. Wszyscy inni się ode mnie odwrócili.

Sąsiad, obywatel, mąż, potwór. Josef Fritzl przez 8516 dni trzymał w piwnicy swoją córkę Elisabeth

Mąż wypuszcza Ewę tylko wtedy, gdy ktoś ma ich odwiedzić lub gdy trzeba przypilnować dzieci. Za każdym razem przypomina: „Piśniesz, głupia kurwo, słówko, zabiję cię i zakopię za domem. Nikt cię nie kocha, nikt nie będzie ciebie szukał”. Ewa robi więc, co on każe – myje się w zimnej wodzie ze studni, bo grzać wodę Mirek zabrania, przebiera w czyste rzeczy i – jeżeli otrzyma zgodę – je odpady dla psa Pinia, którego Mirek zagłodzi potem na śmierć. Starsza córka Alicja też słucha ojca i donosi, kiedy matka pod jego nieobecność ukroi sobie kawałek kiełbasy lub zrobi kawę. Młodsza lgnie do matki i wciąż pyta, gdzie była.

Ewa blednie i słabnie, jej skóra zaczyna przypominać pomarszczony balon. Na koniec będzie ważyć 39 kilogramów.

Zanim to się wydarzy, pojadą na pogrzeb wujka Ewy. Przez całą stypę nie będzie mogła tknąć ani kęsa, ale rodzina nie zwróci na to uwagi. Latem mąż wyśle ją do pracy sezonowej. Po całodziennym zbieraniu borówek będzie tak słaba, że wpadnie do rowu. Innym razem przewróci się na prostej drodze. Rower będzie w stanie tylko prowadzić. Nikt nic nie powie, ona nie ucieknie.

– Był zły, że urodziłam drugie dziecko – wytłumaczy mi Ewa. – Uważałam, że jeżeli będę blisko, nic Wiktorii nie zrobi. A jeśli ucieknę, zabije ją, żeby mnie ukarać. Nie miałam pieniędzy, byłam przekonana, że sobie nie poradzę. Ciągły głód spowodował, że wszystko stało się obojętne. A on wciąż powtarzał, że jak pójdę na policję, nikt mi nie uwierzy. Ale też wstydziłam się mówić.

Najgorsze zaczyna się latem 2010. W piwnicy jest ciemno, Ewa słyszy kroki. Nie wie jeszcze, że Mirek zaprosił kolegów.

Zanim zejdą na dół, wypiją kilka piw, napiją się wódki. Potem założą Ewie worek na głowę i przywiążą ręce oraz nogi do haków wystających z bocznych ścian. Ewa na kilka lat wyrzuci to z pamięci. Przypomni sobie dopiero, kiedy Alicja, którą ojciec zabierał ze sobą do piwnicy nawet wtedy, narysuje na terapii Jezusa na krzyżu i powie, że to mama.

Będą ją gwałcić po kolei i wielokrotnie. Mirek od każdego weźmie po 20 złotych, Ewa po dziesiątym razie przestanie liczyć. Ciało zacznie ją ignorować, przez całą noc nie będzie mogła zmusić się do ruchu. A oni jeszcze wrócą.

Ucieka po niemal dwóch latach spędzonych w piwnicy, 28 grudnia 2010 roku, pod pretekstem konieczności stawienia się w urzędzie pracy. Mirek wie, że inaczej żona nie dostanie zasiłku. Zgadza się, żeby poprosiła matkę o podwiezienie samochodem. Ewa, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, szepcze: – Mamusiu, jeśli mnie kochasz, zabierz mnie. Wszystko opowiem, tylko przyjedź. A mnie wyjaśnia: – Już nie byłam w stanie stać na nogach. Dotarło do mnie, że albo się wyrwę, albo tam umrę.

Matka przyjeżdża z dwoma braćmi Ewy. Mirek nie chce żony puścić. Cuchnie od niej kałem, a on przekonuje, że „takie jest życie”. Ewa łapie dziewczynki za rączki i wychodzi. Mirek rzuca się jeszcze na maskę samochodu i krzyczy: „Potrzebuję tych dzieci! Zostaw mi je! I tak nikt ci nie uwierzy!”. Potem zamawia taksówkę, jedzie za nimi 60 kilometrów. Wali pięściami w drzwi domu. Matka Ewy wzywa policję. Ale po kilku godzinach Mirek opuszcza komisariat, a wszystko, co wydarzy się potem, przebiegnie dokładnie tak, jak przewidział: Ewie nikt nie wierzy.

235
gwałt, kobieta, przemoc domowa, polski fritzl,przemoc
Reportaż Katarzyny Włodkowskiej dostał nagrodę Grand Press 2017 w kategorii "Najlepszy reportaż prasowy"

Nie byłoby tego tekstu, gdyby 9-letnia córka Ewy nie zaczęła pisać pamiętnika.

Styczeń 2016: „Jestem Alicja. Ten zły tata Mirosław zamykał mamę w piwnicy. Mama tam piła i jadła jak pies. Kupę i siku robiła gdzie popadnie, a ja uderzałam mamę pałką w głowę, tak jak tata kazał. My z tatą Mirosławem chcieliśmy zabić mamę, żeby była nowa mama”.

Alicja o złym tacie Mirosławie opowiedziała prokuratorowi już pięć lat wcześniej. Nie uwierzył. Jej matce, która w piwnicy spędziła dwa lata, również nie. – I to dwukrotnie. Teraz boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci – mówi Ewa.

Czemu nikt nie zatrzymał polskiego Fritzla? Jest wniosek o śledztwo w sprawie błędów prokuratorów

25 lat więzienia dla "polskiego Fritzla". "Działał ze szczególnym okrucieństwem"

Pauza
Włącz dźwięk
Aktualny czas 1:23
/
Czas trwania 3:32


Pełny ekran
"To historia jeszcze gorsza niż sprawa Josefa Fritzla" - wstrząsający reportaż w Dużym Formacie
Miły elegancik
Lato 2005. Ewa ma 24 lata, Mirek jest od niej o 12 lat starszy. Ona pracuje w sklepie spożywczym na Półwyspie Helskim, on jest murarzem na budowie. Wyróżnia się, bo jako jedyny zakłada po pracy modną dżinsową koszulę.

– Miły elegancik – tak go zapamiętuje Ewa.

Matka Ewy ma inne zdanie: uważa, że Mirek jest kłótliwy. Ale Ewa nie słucha i w sylwestra wprowadza się do jego nieukończonego domu na kaszubskiej wsi. Wodę trzeba brać ze studni, toaleta na podwórku, ogrzewanie zastępuje kuchnia na węgiel. Ale Mirek obiecuje, że do lata dom będzie gotowy. Nie będzie.

W połowie stycznia odwiedza ich matka Ewy. Jest jej tak zimno, że nie zdejmuje kurtki. Przyszły zięć podaje gorącą herbatę i zapewnia, że kocha Ewę. Gdy matka pyta, czy może poznać jego mieszkającą po drugiej stronie podwórka rodzinę, Mirek odmawia i poucza teściową, że jeśli ma z tym problem, może już jechać. Matka Ewy nie dowiaduje się więc, że Mirek ma ośmioro rodzeństwa i jest najmłodszym, „ukochanym synkiem mamusi”, która alkohol piła nawet w ciąży. Ojciec zmarł w wypadku. Razem z matką mieszka dorosły bratanek Mirka i trzech braci, w tym jeden z żoną i dziesięciorgiem dzieci. Wszystkie są upośledzone. Reszta rodzeństwa nie utrzymuje z nimi kontaktu. Rodzina żyje z gospodarstwa i pracy dorywczej.

Gdy wkrótce Mirek i Ewa biorą ślub, zaproszeni zostają tylko świadkowie i rodzina Mirka. A Ewa prosi mamę, której nie podoba się wybór córki, żeby się zapowiadała przed każdym przyjazdem. Ojciec odwiedzi Ewę tylko raz.

10 osób opiekowało się patologiczną rodziną, a ci pili i zabili dziecko

Bije w piersi? To się zdarza
– Pierwszy raz uderzył tydzień po ślubie. Bo chciałam jechać do matki – powiedziała prokuratorowi Ewa. – Gdy ochłonął, przeprosił i zapewnił, że to ostatni raz. Ale to nigdy nie był ostatni raz.

Najchętniej bił ręką po głowie, bo – jak tłumaczył – wtedy nie ma śladów. Gdy Ewa zaszła w pierwszą ciążę, podbił jej oko. I szybko pouczył: – Powiesz komuś, źle skończysz. Rozumiesz?

Zrozumiała. Gdy zapytała ją matka, odpowiedziała, że potknęła się i uderzyła o szafę. – Byłam pewna, że jak urodzę dziecko, wszystko wróci do normy – powie mi potem. – Alicja urodziła się dziewięć miesięcy po ślubie. Mirek nawet nie odwiedził mnie w szpitalu.

Po narodzinach córki mąż Ewy pracuje już głównie wtedy, kiedy brakuje mu na piwo i papierosy. Najczęściej upija się z braćmi oraz matką, czasem zaprasza kolegów. Wraca i tłucze żonę. Ewa szybko się uczy: jeżeli nie ma go przez godzinę, już w progu zacznie oskarżać ją o zdradę. I jeszcze: jeśli nie broni się, bicie trwa krócej.

Gdy mąż uderza ją przy dziecku, buntuje się i pakuje rzeczy. Mirek nie chce oddać córki, więc Ewa wzywa policję. Funkcjonariusze pomagają jej opuścić dom, radzą, żeby złożyła zeznania, i patrzą, jak odjeżdża. A Mirek dzwoni, przeprasza, błaga. I obiecuje, że jej więcej nie uderzy. Ewa wraca, bo wciąż go kocha, a u matki są tylko dwa pokoje i rodzeństwo.

Mąż dotrzymuje słowa do wiosny 2007 roku, kiedy Ewa zachodzi w drugą ciążę. Gdy się o tym dowiaduje, pyta: – Nie mówiłem, że nie chcę więcej dzieci?

– Przecież ciągle zmuszasz mnie do seksu... – szepnęła, a mnie doda: – Nawet w połogu.

Mirek bije ją wtedy tak, że Ewa przez kilka dni nie może siadać na krześle. Potem wielokrotnie będzie celował w brzuch, ale Ewie za każdym razem uda się zasłonić rękoma. Wkrótce zabiera jej telefon. Ewa może z niego korzystać, jeśli mąż wyrazi zgodę.

Gdy w lutym 2008 roku rodzi drugą córkę, Wiktorię, bije ją pięścią w piersi. Ewa jedzie z matką do przychodni. Mówi lekarzowi, że mąż ją uderzył, a piersi są teraz opuchnięte i bolą. Mężczyzna ze wzrokiem utkwionym w pliczek z receptami odpowiada, że tak się zdarza. Przepisuje zastrzyki i zaleca karmienie butelką. Nie odnotowuje w karcie choroby, że pacjentka została pobita.

Gdy Wiktoria kończy rok, mąż zabrania Ewie jeść.

Już nie pomożemy ofiarom przemocy domowej. Centrum Praw Kobiet bez pieniędzy

To jest teraz twój pokój
Zasada jest prosta: Ewa gotuje, podaje dzieciom oraz mężowi i wychodzi do drugiego pokoju. Podjada wieczorami, kiedy mąż pije z matką. Po miesiącu nie wytrzymuje i pyta podniesionym głosem, dlaczego nie może zjeść ze wszystkimi. Mirek zrywa się, chwyta ją za włosy i rzuca na podłogę. Co było dalej, możemy sobie tylko wyobrażać, bo Ewa odzyskuje przytomność w ciemnej, zamkniętej na kłódkę piwnicy. Krzyczy i płacze. Prosi, żeby ją wypuścił. A on: – To jest teraz twój pokój. Masz to, na co zasłużyłaś.

Pierwsze noce śpi na stole, przykryta starymi kurtkami. Potem kładzie na betonie kartony i stare szmaty. Załatwia się do wiadra lub bezpośrednio na ziemię. Pomieszczenie nie ma okien, jedynie mały świetlik pod sufitem. Żarówkę Mirek wykręcił. Panuje półmrok lub zupełna ciemność.

Ciemność jest najgorsza, bo to znak, że Mirek zaraz zejdzie. Przyniesie metalową miskę z chlebem nasączonym wodą, popatrzy, jak je, a potem ją zgwałci. Gdy Ewa dowie się po latach, że do jedzenia dodawał spermę, zwymiotuje. Z czasem zacznie jej wiązać ręce sznurkiem i każe jeść na kolanach. Będzie na to patrzeć jej trzyletnia wówczas córka Alicja, której ojciec da do ręki kawałek drewna i pokaże, jak bić matkę po głowie lub kopać w brzuch. Mała Wiktoria będzie wtedy leżeć związana na podłodze swojego pokoiku. Żeby nie krzyczała, ojciec usta zaklei jej czarną taśmą. Nikogo nie zastanowi, skąd czarne ślady wokół ust dziecka, które tak trudno zmyć.

Ewa modli się i rozmawia ze szczurem, któremu daje na imię Fo. – Najpierw się go bałam, potem cieszyłam, że zjada myszy. Leżąc w nocy lub dzień, bo z czasem straciłam rachubę, zadawałam mu pytanie: „Dlaczego tu jestem?” – opowie potem Ewa. – Dziś uważam, że uwolniłam się dzięki Bogu. Że mnie wysłuchał. Wszyscy inni się ode mnie odwrócili.

Sąsiad, obywatel, mąż, potwór. Josef Fritzl przez 8516 dni trzymał w piwnicy swoją córkę Elisabeth

Mąż wypuszcza Ewę tylko wtedy, gdy ktoś ma ich odwiedzić lub gdy trzeba przypilnować dzieci. Za każdym razem przypomina: „Piśniesz, głupia kurwo, słówko, zabiję cię i zakopię za domem. Nikt cię nie kocha, nikt nie będzie ciebie szukał”. Ewa robi więc, co on każe – myje się w zimnej wodzie ze studni, bo grzać wodę Mirek zabrania, przebiera w czyste rzeczy i – jeżeli otrzyma zgodę – je odpady dla psa Pinia, którego Mirek zagłodzi potem na śmierć. Starsza córka Alicja też słucha ojca i donosi, kiedy matka pod jego nieobecność ukroi sobie kawałek kiełbasy lub zrobi kawę. Młodsza lgnie do matki i wciąż pyta, gdzie była.

Ewa blednie i słabnie, jej skóra zaczyna przypominać pomarszczony balon. Na koniec będzie ważyć 39 kilogramów.

Zanim to się wydarzy, pojadą na pogrzeb wujka Ewy. Przez całą stypę nie będzie mogła tknąć ani kęsa, ale rodzina nie zwróci na to uwagi. Latem mąż wyśle ją do pracy sezonowej. Po całodziennym zbieraniu borówek będzie tak słaba, że wpadnie do rowu. Innym razem przewróci się na prostej drodze. Rower będzie w stanie tylko prowadzić. Nikt nic nie powie, ona nie ucieknie.

– Był zły, że urodziłam drugie dziecko – wytłumaczy mi Ewa. – Uważałam, że jeżeli będę blisko, nic Wiktorii nie zrobi. A jeśli ucieknę, zabije ją, żeby mnie ukarać. Nie miałam pieniędzy, byłam przekonana, że sobie nie poradzę. Ciągły głód spowodował, że wszystko stało się obojętne. A on wciąż powtarzał, że jak pójdę na policję, nikt mi nie uwierzy. Ale też wstydziłam się mówić.

Przemoc domowa w dobrym domu. Mąż do żony: "I tak cię zabiję!". Jego ojciec rozpowiada, że skatowana kobieta symuluje

Po 20 złotych
Najgorsze zaczyna się latem 2010. W piwnicy jest ciemno, Ewa słyszy kroki. Nie wie jeszcze, że Mirek zaprosił kolegów.

Zanim zejdą na dół, wypiją kilka piw, napiją się wódki. Potem założą Ewie worek na głowę i przywiążą ręce oraz nogi do haków wystających z bocznych ścian. Ewa na kilka lat wyrzuci to z pamięci. Przypomni sobie dopiero, kiedy Alicja, którą ojciec zabierał ze sobą do piwnicy nawet wtedy, narysuje na terapii Jezusa na krzyżu i powie, że to mama.

Będą ją gwałcić po kolei i wielokrotnie. Mirek od każdego weźmie po 20 złotych, Ewa po dziesiątym razie przestanie liczyć. Ciało zacznie ją ignorować, przez całą noc nie będzie mogła zmusić się do ruchu. A oni jeszcze wrócą.

Potrzebuję tych dzieci!
Ucieka po niemal dwóch latach spędzonych w piwnicy, 28 grudnia 2010 roku, pod pretekstem konieczności stawienia się w urzędzie pracy. Mirek wie, że inaczej żona nie dostanie zasiłku. Zgadza się, żeby poprosiła matkę o podwiezienie samochodem. Ewa, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, szepcze: – Mamusiu, jeśli mnie kochasz, zabierz mnie. Wszystko opowiem, tylko przyjedź. A mnie wyjaśnia: – Już nie byłam w stanie stać na nogach. Dotarło do mnie, że albo się wyrwę, albo tam umrę.

Matka przyjeżdża z dwoma braćmi Ewy. Mirek nie chce żony puścić. Cuchnie od niej kałem, a on przekonuje, że „takie jest życie”. Ewa łapie dziewczynki za rączki i wychodzi. Mirek rzuca się jeszcze na maskę samochodu i krzyczy: „Potrzebuję tych dzieci! Zostaw mi je! I tak nikt ci nie uwierzy!”. Potem zamawia taksówkę, jedzie za nimi 60 kilometrów. Wali pięściami w drzwi domu. Matka Ewy wzywa policję. Ale po kilku godzinach Mirek opuszcza komisariat, a wszystko, co wydarzy się potem, przebiegnie dokładnie tak, jak przewidział: Ewie nikt nie wierzy.

Większość kobiet nie zgłasza gwałtu na policji. Ze strachu przed gwałcicielem, z lęku przed napiętnowaniem

Mam nie pisać?
Wiem, że trzykrotnie się przeprowadzała, zanim znalazła miejsce, o którym nie dowie się mąż. Gdy pukam pierwszy raz do jej drzwi i proszę o 15 minut rozmowy, odmawia. Już ma rękę na klamce, ale odwraca się i pyta: – Dlaczego chce pani o tym pisać?

– Bo nie potrafię pogodzić się z tym, że pani nie uwierzono.

– Nie uwierzono mi dwa razy. Niech pani zejdzie na dół i chwilę poczeka.

Rozmawiamy w samochodzie. Kolejne spotkanie przełoży z powodu choroby i nie będzie odbierać telefonu. W trakcie trzeciej wizyty poprosi, bym przyjechała za tydzień, i nie otworzy mi drzwi. Czuję, że jest po drugiej stronie, przysuwam twarz i cicho pytam: – Mam nie pisać? Czy pisać, ale nie chce już pani o tym rozmawiać?

Nie odpowiada. Zostawiam list. Po godzinie sprawdzam, czy tkwi wciśnięty we framugę. Nie, czyli przeczytała. Wie, że czekałam, ma mój numer telefonu, odjeżdżam. W połowie drogi zawracam i piszę drugi list. A w nim proszę, by wybaczyła mi moją determinację, ale ten tekst musi powstać. „Nie chcę jednak pisać go bez pani” – zaznaczam.

Po dwóch dniach oddzwania: – Boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci. Spotkajmy się.

Gdy 28 grudnia 2010 roku Mirka zabiera radiowóz, Ewa jedzie na obdukcję, która potwierdzi, że w ciągu ostatnich dni była bita – ma siniaka na głowie i stłuczone kolana. Pierwsze przesłuchanie w komisariacie policji trwa kilka godzin. Gdy zaczyna opowiadać, że mąż zakładał jej worek, trzęsie się i dusi. Psycholog obecny przy przesłuchaniu powie potem, że takiej reakcji nie można udawać.

Przez kolejne trzy miesiące Ewa nie wyjdzie z domu. Na śniadanie będzie jej wystarczać ćwierć kromki chleba. Jeżeli zje więcej, zwróci wszystko. W nocy boi się zasypiać, a jeśli ma zamknąć oczy, to wyłącznie na podłodze. Ludzi i ciasnych pomieszczeń unika do dziś. Ale tydzień po ucieczce ponownie jedzie na policję. – Jak już dzieci zostały od tego pana, bo tak dziś o nim mówię, odseparowane, zaczęły się dziać dziwne rzeczy – opowiada. – Najpierw zastałam Alicję leżącą nago na Wiktorii. Dwa dni później Alicja ściągnęła Wiktorii rajstopki. Zapytałam, co robi. A ona, że to, co tata. Bo tata „tam mi robił”. I pokazała krocze.

Alicja ma dopiero cztery lata, ale w trakcie przesłuchania podaje sporo szczegółów: że „tata grzebał między nogami i bolało”, „robił dużo i Wiktorii też”. Mamę bił i zamykał w piwnicy, a im spalił wszystkie zabawki. Opowiedziała też, że dwuletnia Wiktoria leżała w pokoju związana, a sznurek „tata wiązał tak ciasno, że widać było krew”. Obie bił laczkiem po twarzy i pupie, aż zostały siniaki, a „mama była w piwnicy długo, też w nocy, bo nie przyszedł jej rozwiązać”.

Według biegłego psychologa opowieść Alicji jest samodzielna i wynika z własnych przeżyć. Jej młodsza o rok siostra Wiktoria jest zbyt mała, żeby zeznawać, ale nie ma wątpliwości, że dziewczynka była ofiarą różnych form przemocy. Obie boją się ojca.

Śledztwo nadzoruje Prokuratura Rejonowa w Pucku. Dostaje je asesor, czyli osoba dopiero uczącą się zawodu prokuratora. Małgorzata Koprowska po pięciu miesiącach, 30 maja 2011 roku, śledztwo umarza, bo „występują dwie sprzeczne wersje”. Jej decyzję akceptują zwierzchnicy.

„Matka Mirosława M. zeznała, że małżeństwo syna jest normalne, nie zauważyła nic niepokojącego. Nigdy nie była świadkiem, by jej syn groził żonie lub ją bił. Z synem i synową widywała się prawie codziennie, a syn rzadko się upijał”. Ewa: – Teściowa przychodziła do piwnicy, zostawiała tarkę oraz suchy chleb i kazała mi trzeć. Śmiała się, że nie dostanę nic do jedzenia. Wielokrotnie widziała moje potłuczone uda. Kilka razy prosiłam ją o pomoc. Odpowiadała, że siniaki z ud znikną.

„Mieszkający obok bratanek zeznał, że nigdy nie widział, by Mirosław M. kłócił się z żoną albo uderzył dzieci”. Ewa: – Kłamie. Dzień przed ucieczką dzwoniłam do niego, żeby uspokoił swojego wujka. Nie zasmakował mu obiad. Roztrzaskał talerz o podłogę, wyprosił dzieci do drugiego pokoju, szarpnął mnie za włosy i walił głową o ścianę. Po kilku minutach wyszedł i pojechał do sklepu po wódkę. Wtedy wzięłam telefon, który zostawił na łóżku, i zadzwoniłam do bratanka, który mieszkał naprzeciwko.

Pracownica socjalna? Nic nie zauważyła, Ewa się nie skarżyła. Pierwszy raz zrobiła to dopiero trzy tygodnie przed ucieczką, na początku grudnia 2010. Poradzono jej, żeby założyła mężowi Niebieską Kartę.

Najbliższy sąsiad: „Mirosław M. to spokojny i pracowity człowiek. Nigdy nie zauważyłem, żeby nadużywał alkoholu lub źle traktował żonę”. Więcej osób nie przesłuchano. Zeznania matki Ewy i jej brata pucka prokuratura uznała za mało wiarygodne: widzieli u Ewy siniaki, zauważyli, że chudnie, ale nie byli świadkami bicia.

Mirosław M. nie został poddany żadnemu badaniu przez biegłych psychologów. Wystarczyła informacja, że nie był wcześniej karany.

Ewy nie stać na prawnika. Zażalenie na decyzję o umorzeniu pisze 1 czerwca 2011 roku niebieskim długopisem na kartce w kratkę. „Mój mąż dopuścił się wielokrotnego bicia mnie, swojej żony. Izolował i groził, że mnie zabije, a także wyzywał od różnych. Mąż po prostu kłamie, ponieważ pracował niewiele, a zarobione pieniądze przepijał. Bardzo często wracał do domu nietrzeźwy, jego matka codziennie piła alkohol, a mąż razem z nią i braćmi. (...). Bratanek zeznaje na korzyść swojego wujka, a pani z opieki nigdy nie było u nas w domu na wywiadzie środowiskowym. Panie przyjeżdżały, ale do szwagierki i jej dzieci (...) Mąż zrobił coś Wiktorii, bo płacze na widok taśmy klejącej i ciągle powtarza, że tata ją wiązał i dotykał krocze. Wierzę również w zeznania starszej córki Alicji. Ona mówi o tacie tylko: złodziej”.

Na koniec Ewa punktuje prokuraturę, bo w postanowieniu o umorzeniu śledztwa nie ma zeznań jej matki, nie zgadza się także data zeznań złożonych przez nią samą. Ale nie pisze o gwałtach i przetrzymywaniu w piwnicy. Pytam dlaczego.

– Brzydziłam się siebie.

Mirosław M. w trakcie przesłuchania: „Uderzyłem żonę tylko raz w twarz, zaraz po ślubie. No i czasem krzyczałem, jak nie chciała seksu uprawiać”.

Pucka prokuratura już pięć dni później odrzuca zażalenie Ewy, ale Sąd Rejonowy w Wejherowie we wrześniu 2011 nakazuje śledczym wyjaśnić wątpliwości. I wskazuje, że oparli swoją decyzję na zeznaniach matki i bratanka Mirosława M., czyli osób mu najbliższych. Poleca też przesłuchać lekarza, który zrobił Ewie obdukcję, i sprawdzić billingi bratanka – to dowody, które mogą uwiarygodnić relację Ewy. Zwraca też uwagę, że zeznania 4-letniej Alicji są zbieżne z relacją matki.

Młoda asesor odchodzi z prokuratury i zostaje adwokatem. Śledztwo kontynuuje Bartłomiej Konkel, zastępca prokuratora rejonowego w Pucku. 30 listopada 2011 roku znów je umarza, powtarzając za asesor: „słowa Ewy M. nie znajdują odzwierciedlenia w zeznaniach teściowej, siostrzeńca męża, najbliższego sąsiada i pracownicy socjalnej”, a „zebrany materiał dowodowy nie potwierdza wersji zdarzeń, nie licząc zeznań matki oraz brata, którzy ich treść oparli na relacji zasłyszanej od Ewy M.”. Akta sprawy są tajne, ale udaje mi się ustalić, że prokurator Konkel podjął decyzję, nie wykonując zaleceń sądu: nie przesłuchał lekarza, nie zawnioskował o billingi.

– A na tym etapie Mirosław M. powinien już siedzieć w areszcie – mówi mi śledczy znający sprawę. – Zeznania matki i jej córki były wystarczające. W tej sprawie popełniono kardynalne błędy, które przyczyniły się do skrzywdzenia kolejnych osób.

Zanim prokuratura wniesie w końcu o billingi, miną ponad dwa lata. Operatorzy dane o połączeniach przetrzymują tylko przez rok.

Prokuratura nie zajmuje się też sprawą molestowania seksualnego Alicji i Wiktorii. Dziewczynki – na wniosek śledczych – są pod opieką kuratora sądowego, czyli jedynej osoby uprawnionej do interweniowania w ich sprawie. Zostaje nim asystentka sędziego, która w postępowanie się nie włącza. Dzwonię i pytam, dlaczego zlekceważyła to, co mówiła jej mała podopieczna. – Po przeanalizowaniu sprawy doszłam do przekonania, że nie było podstaw do wniesienia skutecznego środka zaskarżenia – odpowiada Karolina Moskat-Nikrant, dziś radca prawny.

Ewa: – Byłam zupełnie sama. Nikt mi nawet nie zaproponował opieki prawnej.

Grudzień 2011. Ewa pisze do prokuratora Konkela. Jej drugie zażalenie na umorzenie śledztwa liczy półtorej strony A4. Wystukane drobnym maczkiem na maszynie do pisania: „(...) W tej okropnej, ciemnej piwnicy zamykał mnie na kłódkę. W nocy otwierał, związywał ręce, nogi i wtedy gwałcił. Po wszystkim bił mnie po głowie. Przez ten czas moja mama mogła przyjeżdżać tylko na telefon. Przywoziła ciasta i słodycze, a ja z tego nie mogłam nic jeść, bo mąż mi zabraniał. Nawet spałam w tej piwnicy związana i czekałam, aż mnie rano rozwiąże. Wtedy wychodziłam, robiłam dzieciom śniadanie i obiad, którego nie mogłam zjeść. Z głodu byłam zmuszona jeść z wiaderka naszego psa Pinia. Były dni, że musiałam spać w lesie (...). Zawsze brakowało pieniędzy na jedzenie i środki czystości. Dzięki temu, że przez trzy miesiące zbierałam te borówki amerykańskie, mieliśmy za co kupić żywność. A on nawet nie pilnował dzieci ani nie sprzątał, tylko pił ze swoją matką oraz braćmi wódkę i duże piwa 1,5 l Staropolskie Mocne. Za moje pieniądze kupował te duże piwa i papierosy, a dzieci były brudne, głodne i obsrane. A jak wracałam z tych borówek, to musiałam prać ręcznie ubranie, posprzątać pokoje, odkurzyć i ugotować dzieciom coś do jedzenia. Pozwany chodził nietrzeźwy nawet cały tydzień. Przez ten czas źle się czułam, to znaczy słabo z głodu i upałów. A za to, że pracowałam, codziennie byłam bita po głowie i kopana po nogach”.

Ewa: – Odrzucili moje zażalenie, nikogo nie przesłuchując. Z lekarzem, który potwierdził, że zostałam pobita, rozmawiali dzień później. Poczułam, że jestem dla nich tym, czym byłam dla niego: śmieciem.

Znów jednak nie napisała całej prawdy: wstydziła się przyznać, że była gwałcona zbiorowo.

– Nie miałam odwagi, widząc, że w nic nam nie wierzą.

Trzy razy się przeprowadza, żeby mąż nie nachodził dzieci. Bierze rozwód. Sąd rodzinny po wysłuchaniu Ewy odbiera Mirosławowi M. prawa rodzicielskie. W lutym 2013 roku prokuratura wznawia śledztwo i przesłuchuje kolejnych świadków.

Wychowawczyni klasy, do której chodziła Alicja, powie, że wie od dzieci o wiązaniu i zaklejaniu buzi taśmą. Koleżanka Ewy przyzna: „Mówiła mi o tym, że Mirosław M. ją bił, gwałcił i zamykał w piwnicy”. Psycholog potwierdzi, że Alicja i Wiktoria oraz ich matka nie zmyślają.

Jednak Prokuratura Rejonowa w Pucku 23 marca 2013 roku definitywnie zakończy śledztwo słowami: „Brak jakichkolwiek obiektywnych dowodów wskazujących na uzasadnione podejrzenie popełnienia występku, o którym pokrzywdzona zeznaje. (...) Fakt, że do zdarzenia miało dojść w trakcie kłótni małżeńskiej w prywatnym domu – nie zaś w miejscu publicznym – a także rodzaj i rozmiar ujemnych następstw tego zdarzenia, należy stwierdzić, że brak jest przesłanek, które wskazywałyby na to, że interes społeczny przemawia za kontynuowaniem ścigania z urzędu. Zebrane dowody nie wskazują, żeby Ewa M. była osobą nieporadną ze względu na wiek, chorobę czy kalectwo i nie mogła skierować do sądu prywatnego aktu oskarżenia”.

– Płakałam całą noc. A on mi się zaśmiał w twarz, że przecież mówił, że nikt mi nie uwierzy. Od tej pory panicznie bałam się, że po mnie któregoś dnia przyjedzie i znów zamknie w piwnicy.

Odszukuję dom, w którym Mirosław M. więził żonę. Kaszubska wieś, 30 domów, najbliższy sąsiad po drugiej stronie drogi. Jak mówi mi lokalny ksiądz: w co trzeciej rodzinie problem z alkoholem. O moim przybyciu alarmują psy. Patrzę na piętrowy budynek. – Tam teraz nikt nie mieszka – z domu naprzeciwko wychodzi 77-letnia Barbara M., matka Mirosława.

Jedno podwórko, oba domy dzieli 30 kroków. Zastanawiam się, jak można nie zauważyć, że syn więzi żonę.

– Dlaczego nikt tu już nie mieszka? – pytam.

– A po co? Musiałabym pilnować, czy znów się ktoś nie kłóci. Sama jestem, znaczy ja i syn na rencie, reszta się wyprowadziła.

Barbara M. powtórzy mi to, co zeznała na policji: że synowa nigdy nie skarżyła się na męża. Że małżeństwo dobrze opiekowało się dziećmi, a jeśli się kłócili, to z powodu pieniędzy, których brakowało. – Codziennie chodzilim do piwnicy i nikogo tam nie było. A ona nic nie mówiła. Dopiero jak się wyprowadziła, dowiedzieliśmy się, że miała pretensje – przekonuje, stojąc w progu.

– Prosiła panią o pomoc.

– Nie prosiła.

– Czemu się pani od niej odwróciła?

– Gdyby pracowała, byłoby inaczej. A ona nic nie robiła, nie pomagała nam, to się kłócili.

– Jak mogła pani bezczynnie patrzeć, jak koledzy syna przychodzili gwałcić Ewę?

– Tu nikt nie przychodził. O, widzi pani? To moje pieski. Cztery, żaden nie jest głodzony. Mirosław też był dobry dla psów.

– Jednego zagłodził.

– Miruś?

– Dlaczego nie zadzwoniła pani na policję?

Odpowiada po chwili: – Tu się nie dzwoni na policję. Co w domu, to w domu. A ja nic nie widziała. Mirek to był mój najlepszy chłopak. Jak im powiem, żeby go wypuścili, to go wypuszczą?

Nie wypuszczą. W niedzielę 21 lutego 2016 roku o godzinie 6.05 policjanci wyciągnęli Mirosława M. z łóżka i wepchnęli do radiowozu. Gdy usłyszał, dlaczego został zatrzymany, odpowiedział: „Niech ona dupę zamknie, już raz chciała mnie wrobić. Siedziałem wtedy przez nią na posterunku, a policjant śmiał się, co ta kobita wymyśla. U nas było dobrze, tylko jej matka mieszała. Czego one ode mnie chcą? Gorzej niż człowiek byłby mordercą”.

Do aresztu trafił 25 dni po tym, gdy babcia Alicji i Wiktorii przyniosła do szkoły pamiętniki dzieci. Gdy wnuczki zaczęły w końcu opowiadać, co robił im ojciec, dała im zeszyty i kazała pisać.

„Jestem Wiktoria. Tata Mirosław robił mi dużo krzywdy. On mnie kleił buzię, wiązał ręce od tyłu i nogi. Jedzenie okruchy od siostry Alicji dawał ten zły tata. Alicja lizała tacie między nogami to coś w spodniach. Siostra Alicja mi to mówiła, ale ja nigdy nie mogłam mówić prawdy, bo Alicja zabraniała, straszyła, bo ci coś zrobię. Śmiała się ze mnie, kiedy byłam związana, że leżałam zesikana i z kupą. Mama była zamknięta w piwnicy i jadła jak pies. Bałam się wtedy mówić i teraz też się boję. Ja byłam mała”.

„Jestem Alicja. Jak ktoś przyjeżdżał to wypuszczaliśmy mamę, a gdy goście poszli, to z powrotem zaprowadzaliśmy mamę do piwnicy. Tata zakładał mamie na głowę worek i wtedy wchodzili panowie i robili mamie źle. Tata brał za to pieniądze. Kupował wódkę i piwo i mnie częstował, jak mnie wziął na opa. Ten zły tata kleił buzię i wiązał mojej siostrze ręce i nogi. A ja pomagałam wiązać, bo Wiktoria krzyczała za mamą”.

Pamiętniki trafiły do prokurator Anny Szczepaniuk-Milewskiej. Od tego momentu już nikt więcej nie podważał zeznań Ewy oraz jej córek. W trakcie śledztwa okaże się jeszcze, że Mirosław M. bił także i gwałcił konkubinę, z którą związał się po odejściu żony, oraz znęcał się nad jej 8-letnim synem. Prawdopodobnie molestował także jego. – Nie chcę komentować działań prokuratury sprzed pięciu lat – mówi mi Anna Szczepaniuk-Milewska. – Mogę jedynie powiedzieć, że widziałam dużo, ale z tak wstrząsającym okrucieństwem nie spotkałam się nigdy.

Asesor Małgorzata Koprowska, która jako pierwsza umorzyła śledztwo, dziś jest adwokatem i specjalizuje się w prawie rodzinnym. Gdy przekazałam jej, o jakim śledztwie chcę rozmawiać, przestała odbierać telefon i odpowiadać na SMS-y.

Bartłomiej Konkel, ówczesny zastępca prokuratora rejonowego w Pucku, który zignorował oczywiste dowody i w marcu 2013 po raz drugi umorzył śledztwo w sprawie Mirosława M., trzy miesiące później został zdymisjonowany. Powodem była głośna sprawa rodziny zastępczej z Pucka, w której zginął 3-latek. Konkel dał sprawę asesorowi, a ten uznał, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Tymczasem z protokołu oględzin wynikało, że dziecko mogło otrzymać silny cios pięścią lub nogą. Dwa miesiące później zmarła siostra chłopca. W 2015 roku ich matka zastępcza została skazana na 25 lat więzienia za zabójstwo 5-letniej Klaudii oraz pobicie ze skutkiem śmiertelnym 3-letniego Kacpra.

Bartłomiej Konkel, dziś w stanie spoczynku, nie odpowiada na moje prośby o kontakt.

Szefem Prokuratury Rejonowej w Pucku w latach 2008-2015 był Piotr Styczewski. To on nadzorował śledztwa i pracę prokuratorów. W kwietniu 2016 roku awansował do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Twierdzi, że śledztwa nie pamięta, i odmawia komentarza.

– Jak można nie pamiętać takiej sprawy? – pytam.

– Można – stwierdza Styczewski. – Nie będę udzielał żadnego wywiadu.

Mirosław M. 2 listopada 2016 roku został oskarżony o znęcanie się nad rodziną, pozbawienie wolności, wielokrotne gwałty ze szczególnym okrucieństwem, umożliwienie zgwałceń nieustalonym osobom, molestowanie nieletnich i zagłodzenie psa. Pytany przez sąd, czy rozumie stawiane mu zarzuty, wzruszył ramionami i nie przyznał się do winy. Grozi mu 15 lat więzienia.

Ewa M. chodzi z dziećmi na terapię i do kościoła. Robi prawo jazdy. Marzy o krótkich wycieczkach nad morze i boi się, że tym razem nie uwierzy jej sędzia.

– Wciąż wraca do mnie sen, w którym budzę się związana w piwnicy, jest przeraźliwie ciemno i już wiem, że on zaraz do mnie zejdzie.
Takie postsciptum do tej sprawy i innych podobnych.
W ramach polityki prorodzinnej rząd Przenajlepszej Zmiany wyjebał finansowanie dla telefonu zaufania dla kobiet. Utrzymuje go obecnie firma kosmetyczna Avon. Dla dzieci swego czasu finansował piłkarz Błaszczykowski, z tych samych przyczyn.
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Awatar użytkownika
Wacław
rasowy masterfulowicz
Posty: 2678
Rejestracja: 04-08-2018, 08:37

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

03-07-2020, 19:01

Hatefire pisze:
03-07-2020, 18:54
Tu macie cały artykuł, który wyciągnął tą sprawę do opinni publicznej.
wyborcza.pl/duzyformat pisze: Mąż więził Ewę w piwnicy. Bił, gwałcił i głodził. Prokuratura dwa razy umorzyła śledztwo w sprawie polskiego Fritzla

Najgorsze zaczęło się latem 2010. W piwnicy było ciemno, Ewa usłyszała kroki. Nie wiedziała, że mąż zaprosił kolegów. Zanim zeszli na dół, wypili kilka piw. Potem założyli Ewie worek na głowę, a ręce i nogi przywiązali do haków. Mirek: "I tak nikt ci nie uwierzy! ". Miał rację.

Nie byłoby tego tekstu, gdyby 9-letnia córka Ewy nie zaczęła pisać pamiętnika.

Styczeń 2016: „Jestem Alicja. Ten zły tata Mirosław zamykał mamę w piwnicy. Mama tam piła i jadła jak pies. Kupę i siku robiła gdzie popadnie, a ja uderzałam mamę pałką w głowę, tak jak tata kazał. My z tatą Mirosławem chcieliśmy zabić mamę, żeby była nowa mama”.

Alicja o złym tacie Mirosławie opowiedziała prokuratorowi już pięć lat wcześniej. Nie uwierzył. Jej matce, która w piwnicy spędziła dwa lata, również nie. – I to dwukrotnie. Teraz boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci – mówi Ewa.

Lato 2005. Ewa ma 24 lata, Mirek jest od niej o 12 lat starszy. Ona pracuje w sklepie spożywczym na Półwyspie Helskim, on jest murarzem na budowie. Wyróżnia się, bo jako jedyny zakłada po pracy modną dżinsową koszulę.

– Miły elegancik – tak go zapamiętuje Ewa.

Matka Ewy ma inne zdanie: uważa, że Mirek jest kłótliwy. Ale Ewa nie słucha i w sylwestra wprowadza się do jego nieukończonego domu na kaszubskiej wsi. Wodę trzeba brać ze studni, toaleta na podwórku, ogrzewanie zastępuje kuchnia na węgiel. Ale Mirek obiecuje, że do lata dom będzie gotowy. Nie będzie.

W połowie stycznia odwiedza ich matka Ewy. Jest jej tak zimno, że nie zdejmuje kurtki. Przyszły zięć podaje gorącą herbatę i zapewnia, że kocha Ewę. Gdy matka pyta, czy może poznać jego mieszkającą po drugiej stronie podwórka rodzinę, Mirek odmawia i poucza teściową, że jeśli ma z tym problem, może już jechać. Matka Ewy nie dowiaduje się więc, że Mirek ma ośmioro rodzeństwa i jest najmłodszym, „ukochanym synkiem mamusi”, która alkohol piła nawet w ciąży. Ojciec zmarł w wypadku. Razem z matką mieszka dorosły bratanek Mirka i trzech braci, w tym jeden z żoną i dziesięciorgiem dzieci. Wszystkie są upośledzone. Reszta rodzeństwa nie utrzymuje z nimi kontaktu. Rodzina żyje z gospodarstwa i pracy dorywczej.

Gdy wkrótce Mirek i Ewa biorą ślub, zaproszeni zostają tylko świadkowie i rodzina Mirka. A Ewa prosi mamę, której nie podoba się wybór córki, żeby się zapowiadała przed każdym przyjazdem. Ojciec odwiedzi Ewę tylko raz.

– Pierwszy raz uderzył tydzień po ślubie. Bo chciałam jechać do matki – powiedziała prokuratorowi Ewa. – Gdy ochłonął, przeprosił i zapewnił, że to ostatni raz. Ale to nigdy nie był ostatni raz.

Najchętniej bił ręką po głowie, bo – jak tłumaczył – wtedy nie ma śladów. Gdy Ewa zaszła w pierwszą ciążę, podbił jej oko. I szybko pouczył: – Powiesz komuś, źle skończysz. Rozumiesz?

Zrozumiała. Gdy zapytała ją matka, odpowiedziała, że potknęła się i uderzyła o szafę. – Byłam pewna, że jak urodzę dziecko, wszystko wróci do normy – powie mi potem. – Alicja urodziła się dziewięć miesięcy po ślubie. Mirek nawet nie odwiedził mnie w szpitalu.

Po narodzinach córki mąż Ewy pracuje już głównie wtedy, kiedy brakuje mu na piwo i papierosy. Najczęściej upija się z braćmi oraz matką, czasem zaprasza kolegów. Wraca i tłucze żonę. Ewa szybko się uczy: jeżeli nie ma go przez godzinę, już w progu zacznie oskarżać ją o zdradę. I jeszcze: jeśli nie broni się, bicie trwa krócej.

Gdy mąż uderza ją przy dziecku, buntuje się i pakuje rzeczy. Mirek nie chce oddać córki, więc Ewa wzywa policję. Funkcjonariusze pomagają jej opuścić dom, radzą, żeby złożyła zeznania, i patrzą, jak odjeżdża. A Mirek dzwoni, przeprasza, błaga. I obiecuje, że jej więcej nie uderzy. Ewa wraca, bo wciąż go kocha, a u matki są tylko dwa pokoje i rodzeństwo.

Mąż dotrzymuje słowa do wiosny 2007 roku, kiedy Ewa zachodzi w drugą ciążę. Gdy się o tym dowiaduje, pyta: – Nie mówiłem, że nie chcę więcej dzieci?

– Przecież ciągle zmuszasz mnie do seksu... – szepnęła, a mnie doda: – Nawet w połogu.

Mirek bije ją wtedy tak, że Ewa przez kilka dni nie może siadać na krześle. Potem wielokrotnie będzie celował w brzuch, ale Ewie za każdym razem uda się zasłonić rękoma. Wkrótce zabiera jej telefon. Ewa może z niego korzystać, jeśli mąż wyrazi zgodę.

Gdy w lutym 2008 roku rodzi drugą córkę, Wiktorię, bije ją pięścią w piersi. Ewa jedzie z matką do przychodni. Mówi lekarzowi, że mąż ją uderzył, a piersi są teraz opuchnięte i bolą. Mężczyzna ze wzrokiem utkwionym w pliczek z receptami odpowiada, że tak się zdarza. Przepisuje zastrzyki i zaleca karmienie butelką. Nie odnotowuje w karcie choroby, że pacjentka została pobita.

Gdy Wiktoria kończy rok, mąż zabrania Ewie jeść.

Zasada jest prosta: Ewa gotuje, podaje dzieciom oraz mężowi i wychodzi do drugiego pokoju. Podjada wieczorami, kiedy mąż pije z matką. Po miesiącu nie wytrzymuje i pyta podniesionym głosem, dlaczego nie może zjeść ze wszystkimi. Mirek zrywa się, chwyta ją za włosy i rzuca na podłogę. Co było dalej, możemy sobie tylko wyobrażać, bo Ewa odzyskuje przytomność w ciemnej, zamkniętej na kłódkę piwnicy. Krzyczy i płacze. Prosi, żeby ją wypuścił. A on: – To jest teraz twój pokój. Masz to, na co zasłużyłaś.

Pierwsze noce śpi na stole, przykryta starymi kurtkami. Potem kładzie na betonie kartony i stare szmaty. Załatwia się do wiadra lub bezpośrednio na ziemię. Pomieszczenie nie ma okien, jedynie mały świetlik pod sufitem. Żarówkę Mirek wykręcił. Panuje półmrok lub zupełna ciemność.

Ciemność jest najgorsza, bo to znak, że Mirek zaraz zejdzie. Przyniesie metalową miskę z chlebem nasączonym wodą, popatrzy, jak je, a potem ją zgwałci. Gdy Ewa dowie się po latach, że do jedzenia dodawał spermę, zwymiotuje. Z czasem zacznie jej wiązać ręce sznurkiem i każe jeść na kolanach. Będzie na to patrzeć jej trzyletnia wówczas córka Alicja, której ojciec da do ręki kawałek drewna i pokaże, jak bić matkę po głowie lub kopać w brzuch. Mała Wiktoria będzie wtedy leżeć związana na podłodze swojego pokoiku. Żeby nie krzyczała, ojciec usta zaklei jej czarną taśmą. Nikogo nie zastanowi, skąd czarne ślady wokół ust dziecka, które tak trudno zmyć.

Ewa modli się i rozmawia ze szczurem, któremu daje na imię Fo. – Najpierw się go bałam, potem cieszyłam, że zjada myszy. Leżąc w nocy lub dzień, bo z czasem straciłam rachubę, zadawałam mu pytanie: „Dlaczego tu jestem?” – opowie potem Ewa. – Dziś uważam, że uwolniłam się dzięki Bogu. Że mnie wysłuchał. Wszyscy inni się ode mnie odwrócili.

Sąsiad, obywatel, mąż, potwór. Josef Fritzl przez 8516 dni trzymał w piwnicy swoją córkę Elisabeth

Mąż wypuszcza Ewę tylko wtedy, gdy ktoś ma ich odwiedzić lub gdy trzeba przypilnować dzieci. Za każdym razem przypomina: „Piśniesz, głupia kurwo, słówko, zabiję cię i zakopię za domem. Nikt cię nie kocha, nikt nie będzie ciebie szukał”. Ewa robi więc, co on każe – myje się w zimnej wodzie ze studni, bo grzać wodę Mirek zabrania, przebiera w czyste rzeczy i – jeżeli otrzyma zgodę – je odpady dla psa Pinia, którego Mirek zagłodzi potem na śmierć. Starsza córka Alicja też słucha ojca i donosi, kiedy matka pod jego nieobecność ukroi sobie kawałek kiełbasy lub zrobi kawę. Młodsza lgnie do matki i wciąż pyta, gdzie była.

Ewa blednie i słabnie, jej skóra zaczyna przypominać pomarszczony balon. Na koniec będzie ważyć 39 kilogramów.

Zanim to się wydarzy, pojadą na pogrzeb wujka Ewy. Przez całą stypę nie będzie mogła tknąć ani kęsa, ale rodzina nie zwróci na to uwagi. Latem mąż wyśle ją do pracy sezonowej. Po całodziennym zbieraniu borówek będzie tak słaba, że wpadnie do rowu. Innym razem przewróci się na prostej drodze. Rower będzie w stanie tylko prowadzić. Nikt nic nie powie, ona nie ucieknie.

– Był zły, że urodziłam drugie dziecko – wytłumaczy mi Ewa. – Uważałam, że jeżeli będę blisko, nic Wiktorii nie zrobi. A jeśli ucieknę, zabije ją, żeby mnie ukarać. Nie miałam pieniędzy, byłam przekonana, że sobie nie poradzę. Ciągły głód spowodował, że wszystko stało się obojętne. A on wciąż powtarzał, że jak pójdę na policję, nikt mi nie uwierzy. Ale też wstydziłam się mówić.

Najgorsze zaczyna się latem 2010. W piwnicy jest ciemno, Ewa słyszy kroki. Nie wie jeszcze, że Mirek zaprosił kolegów.

Zanim zejdą na dół, wypiją kilka piw, napiją się wódki. Potem założą Ewie worek na głowę i przywiążą ręce oraz nogi do haków wystających z bocznych ścian. Ewa na kilka lat wyrzuci to z pamięci. Przypomni sobie dopiero, kiedy Alicja, którą ojciec zabierał ze sobą do piwnicy nawet wtedy, narysuje na terapii Jezusa na krzyżu i powie, że to mama.

Będą ją gwałcić po kolei i wielokrotnie. Mirek od każdego weźmie po 20 złotych, Ewa po dziesiątym razie przestanie liczyć. Ciało zacznie ją ignorować, przez całą noc nie będzie mogła zmusić się do ruchu. A oni jeszcze wrócą.

Ucieka po niemal dwóch latach spędzonych w piwnicy, 28 grudnia 2010 roku, pod pretekstem konieczności stawienia się w urzędzie pracy. Mirek wie, że inaczej żona nie dostanie zasiłku. Zgadza się, żeby poprosiła matkę o podwiezienie samochodem. Ewa, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, szepcze: – Mamusiu, jeśli mnie kochasz, zabierz mnie. Wszystko opowiem, tylko przyjedź. A mnie wyjaśnia: – Już nie byłam w stanie stać na nogach. Dotarło do mnie, że albo się wyrwę, albo tam umrę.

Matka przyjeżdża z dwoma braćmi Ewy. Mirek nie chce żony puścić. Cuchnie od niej kałem, a on przekonuje, że „takie jest życie”. Ewa łapie dziewczynki za rączki i wychodzi. Mirek rzuca się jeszcze na maskę samochodu i krzyczy: „Potrzebuję tych dzieci! Zostaw mi je! I tak nikt ci nie uwierzy!”. Potem zamawia taksówkę, jedzie za nimi 60 kilometrów. Wali pięściami w drzwi domu. Matka Ewy wzywa policję. Ale po kilku godzinach Mirek opuszcza komisariat, a wszystko, co wydarzy się potem, przebiegnie dokładnie tak, jak przewidział: Ewie nikt nie wierzy.

235
gwałt, kobieta, przemoc domowa, polski fritzl,przemoc
Reportaż Katarzyny Włodkowskiej dostał nagrodę Grand Press 2017 w kategorii "Najlepszy reportaż prasowy"

Nie byłoby tego tekstu, gdyby 9-letnia córka Ewy nie zaczęła pisać pamiętnika.

Styczeń 2016: „Jestem Alicja. Ten zły tata Mirosław zamykał mamę w piwnicy. Mama tam piła i jadła jak pies. Kupę i siku robiła gdzie popadnie, a ja uderzałam mamę pałką w głowę, tak jak tata kazał. My z tatą Mirosławem chcieliśmy zabić mamę, żeby była nowa mama”.

Alicja o złym tacie Mirosławie opowiedziała prokuratorowi już pięć lat wcześniej. Nie uwierzył. Jej matce, która w piwnicy spędziła dwa lata, również nie. – I to dwukrotnie. Teraz boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci – mówi Ewa.

Czemu nikt nie zatrzymał polskiego Fritzla? Jest wniosek o śledztwo w sprawie błędów prokuratorów

25 lat więzienia dla "polskiego Fritzla". "Działał ze szczególnym okrucieństwem"

Pauza
Włącz dźwięk
Aktualny czas 1:23
/
Czas trwania 3:32


Pełny ekran
"To historia jeszcze gorsza niż sprawa Josefa Fritzla" - wstrząsający reportaż w Dużym Formacie
Miły elegancik
Lato 2005. Ewa ma 24 lata, Mirek jest od niej o 12 lat starszy. Ona pracuje w sklepie spożywczym na Półwyspie Helskim, on jest murarzem na budowie. Wyróżnia się, bo jako jedyny zakłada po pracy modną dżinsową koszulę.

– Miły elegancik – tak go zapamiętuje Ewa.

Matka Ewy ma inne zdanie: uważa, że Mirek jest kłótliwy. Ale Ewa nie słucha i w sylwestra wprowadza się do jego nieukończonego domu na kaszubskiej wsi. Wodę trzeba brać ze studni, toaleta na podwórku, ogrzewanie zastępuje kuchnia na węgiel. Ale Mirek obiecuje, że do lata dom będzie gotowy. Nie będzie.

W połowie stycznia odwiedza ich matka Ewy. Jest jej tak zimno, że nie zdejmuje kurtki. Przyszły zięć podaje gorącą herbatę i zapewnia, że kocha Ewę. Gdy matka pyta, czy może poznać jego mieszkającą po drugiej stronie podwórka rodzinę, Mirek odmawia i poucza teściową, że jeśli ma z tym problem, może już jechać. Matka Ewy nie dowiaduje się więc, że Mirek ma ośmioro rodzeństwa i jest najmłodszym, „ukochanym synkiem mamusi”, która alkohol piła nawet w ciąży. Ojciec zmarł w wypadku. Razem z matką mieszka dorosły bratanek Mirka i trzech braci, w tym jeden z żoną i dziesięciorgiem dzieci. Wszystkie są upośledzone. Reszta rodzeństwa nie utrzymuje z nimi kontaktu. Rodzina żyje z gospodarstwa i pracy dorywczej.

Gdy wkrótce Mirek i Ewa biorą ślub, zaproszeni zostają tylko świadkowie i rodzina Mirka. A Ewa prosi mamę, której nie podoba się wybór córki, żeby się zapowiadała przed każdym przyjazdem. Ojciec odwiedzi Ewę tylko raz.

10 osób opiekowało się patologiczną rodziną, a ci pili i zabili dziecko

Bije w piersi? To się zdarza
– Pierwszy raz uderzył tydzień po ślubie. Bo chciałam jechać do matki – powiedziała prokuratorowi Ewa. – Gdy ochłonął, przeprosił i zapewnił, że to ostatni raz. Ale to nigdy nie był ostatni raz.

Najchętniej bił ręką po głowie, bo – jak tłumaczył – wtedy nie ma śladów. Gdy Ewa zaszła w pierwszą ciążę, podbił jej oko. I szybko pouczył: – Powiesz komuś, źle skończysz. Rozumiesz?

Zrozumiała. Gdy zapytała ją matka, odpowiedziała, że potknęła się i uderzyła o szafę. – Byłam pewna, że jak urodzę dziecko, wszystko wróci do normy – powie mi potem. – Alicja urodziła się dziewięć miesięcy po ślubie. Mirek nawet nie odwiedził mnie w szpitalu.

Po narodzinach córki mąż Ewy pracuje już głównie wtedy, kiedy brakuje mu na piwo i papierosy. Najczęściej upija się z braćmi oraz matką, czasem zaprasza kolegów. Wraca i tłucze żonę. Ewa szybko się uczy: jeżeli nie ma go przez godzinę, już w progu zacznie oskarżać ją o zdradę. I jeszcze: jeśli nie broni się, bicie trwa krócej.

Gdy mąż uderza ją przy dziecku, buntuje się i pakuje rzeczy. Mirek nie chce oddać córki, więc Ewa wzywa policję. Funkcjonariusze pomagają jej opuścić dom, radzą, żeby złożyła zeznania, i patrzą, jak odjeżdża. A Mirek dzwoni, przeprasza, błaga. I obiecuje, że jej więcej nie uderzy. Ewa wraca, bo wciąż go kocha, a u matki są tylko dwa pokoje i rodzeństwo.

Mąż dotrzymuje słowa do wiosny 2007 roku, kiedy Ewa zachodzi w drugą ciążę. Gdy się o tym dowiaduje, pyta: – Nie mówiłem, że nie chcę więcej dzieci?

– Przecież ciągle zmuszasz mnie do seksu... – szepnęła, a mnie doda: – Nawet w połogu.

Mirek bije ją wtedy tak, że Ewa przez kilka dni nie może siadać na krześle. Potem wielokrotnie będzie celował w brzuch, ale Ewie za każdym razem uda się zasłonić rękoma. Wkrótce zabiera jej telefon. Ewa może z niego korzystać, jeśli mąż wyrazi zgodę.

Gdy w lutym 2008 roku rodzi drugą córkę, Wiktorię, bije ją pięścią w piersi. Ewa jedzie z matką do przychodni. Mówi lekarzowi, że mąż ją uderzył, a piersi są teraz opuchnięte i bolą. Mężczyzna ze wzrokiem utkwionym w pliczek z receptami odpowiada, że tak się zdarza. Przepisuje zastrzyki i zaleca karmienie butelką. Nie odnotowuje w karcie choroby, że pacjentka została pobita.

Gdy Wiktoria kończy rok, mąż zabrania Ewie jeść.

Już nie pomożemy ofiarom przemocy domowej. Centrum Praw Kobiet bez pieniędzy

To jest teraz twój pokój
Zasada jest prosta: Ewa gotuje, podaje dzieciom oraz mężowi i wychodzi do drugiego pokoju. Podjada wieczorami, kiedy mąż pije z matką. Po miesiącu nie wytrzymuje i pyta podniesionym głosem, dlaczego nie może zjeść ze wszystkimi. Mirek zrywa się, chwyta ją za włosy i rzuca na podłogę. Co było dalej, możemy sobie tylko wyobrażać, bo Ewa odzyskuje przytomność w ciemnej, zamkniętej na kłódkę piwnicy. Krzyczy i płacze. Prosi, żeby ją wypuścił. A on: – To jest teraz twój pokój. Masz to, na co zasłużyłaś.

Pierwsze noce śpi na stole, przykryta starymi kurtkami. Potem kładzie na betonie kartony i stare szmaty. Załatwia się do wiadra lub bezpośrednio na ziemię. Pomieszczenie nie ma okien, jedynie mały świetlik pod sufitem. Żarówkę Mirek wykręcił. Panuje półmrok lub zupełna ciemność.

Ciemność jest najgorsza, bo to znak, że Mirek zaraz zejdzie. Przyniesie metalową miskę z chlebem nasączonym wodą, popatrzy, jak je, a potem ją zgwałci. Gdy Ewa dowie się po latach, że do jedzenia dodawał spermę, zwymiotuje. Z czasem zacznie jej wiązać ręce sznurkiem i każe jeść na kolanach. Będzie na to patrzeć jej trzyletnia wówczas córka Alicja, której ojciec da do ręki kawałek drewna i pokaże, jak bić matkę po głowie lub kopać w brzuch. Mała Wiktoria będzie wtedy leżeć związana na podłodze swojego pokoiku. Żeby nie krzyczała, ojciec usta zaklei jej czarną taśmą. Nikogo nie zastanowi, skąd czarne ślady wokół ust dziecka, które tak trudno zmyć.

Ewa modli się i rozmawia ze szczurem, któremu daje na imię Fo. – Najpierw się go bałam, potem cieszyłam, że zjada myszy. Leżąc w nocy lub dzień, bo z czasem straciłam rachubę, zadawałam mu pytanie: „Dlaczego tu jestem?” – opowie potem Ewa. – Dziś uważam, że uwolniłam się dzięki Bogu. Że mnie wysłuchał. Wszyscy inni się ode mnie odwrócili.

Sąsiad, obywatel, mąż, potwór. Josef Fritzl przez 8516 dni trzymał w piwnicy swoją córkę Elisabeth

Mąż wypuszcza Ewę tylko wtedy, gdy ktoś ma ich odwiedzić lub gdy trzeba przypilnować dzieci. Za każdym razem przypomina: „Piśniesz, głupia kurwo, słówko, zabiję cię i zakopię za domem. Nikt cię nie kocha, nikt nie będzie ciebie szukał”. Ewa robi więc, co on każe – myje się w zimnej wodzie ze studni, bo grzać wodę Mirek zabrania, przebiera w czyste rzeczy i – jeżeli otrzyma zgodę – je odpady dla psa Pinia, którego Mirek zagłodzi potem na śmierć. Starsza córka Alicja też słucha ojca i donosi, kiedy matka pod jego nieobecność ukroi sobie kawałek kiełbasy lub zrobi kawę. Młodsza lgnie do matki i wciąż pyta, gdzie była.

Ewa blednie i słabnie, jej skóra zaczyna przypominać pomarszczony balon. Na koniec będzie ważyć 39 kilogramów.

Zanim to się wydarzy, pojadą na pogrzeb wujka Ewy. Przez całą stypę nie będzie mogła tknąć ani kęsa, ale rodzina nie zwróci na to uwagi. Latem mąż wyśle ją do pracy sezonowej. Po całodziennym zbieraniu borówek będzie tak słaba, że wpadnie do rowu. Innym razem przewróci się na prostej drodze. Rower będzie w stanie tylko prowadzić. Nikt nic nie powie, ona nie ucieknie.

– Był zły, że urodziłam drugie dziecko – wytłumaczy mi Ewa. – Uważałam, że jeżeli będę blisko, nic Wiktorii nie zrobi. A jeśli ucieknę, zabije ją, żeby mnie ukarać. Nie miałam pieniędzy, byłam przekonana, że sobie nie poradzę. Ciągły głód spowodował, że wszystko stało się obojętne. A on wciąż powtarzał, że jak pójdę na policję, nikt mi nie uwierzy. Ale też wstydziłam się mówić.

Przemoc domowa w dobrym domu. Mąż do żony: "I tak cię zabiję!". Jego ojciec rozpowiada, że skatowana kobieta symuluje

Po 20 złotych
Najgorsze zaczyna się latem 2010. W piwnicy jest ciemno, Ewa słyszy kroki. Nie wie jeszcze, że Mirek zaprosił kolegów.

Zanim zejdą na dół, wypiją kilka piw, napiją się wódki. Potem założą Ewie worek na głowę i przywiążą ręce oraz nogi do haków wystających z bocznych ścian. Ewa na kilka lat wyrzuci to z pamięci. Przypomni sobie dopiero, kiedy Alicja, którą ojciec zabierał ze sobą do piwnicy nawet wtedy, narysuje na terapii Jezusa na krzyżu i powie, że to mama.

Będą ją gwałcić po kolei i wielokrotnie. Mirek od każdego weźmie po 20 złotych, Ewa po dziesiątym razie przestanie liczyć. Ciało zacznie ją ignorować, przez całą noc nie będzie mogła zmusić się do ruchu. A oni jeszcze wrócą.

Potrzebuję tych dzieci!
Ucieka po niemal dwóch latach spędzonych w piwnicy, 28 grudnia 2010 roku, pod pretekstem konieczności stawienia się w urzędzie pracy. Mirek wie, że inaczej żona nie dostanie zasiłku. Zgadza się, żeby poprosiła matkę o podwiezienie samochodem. Ewa, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, szepcze: – Mamusiu, jeśli mnie kochasz, zabierz mnie. Wszystko opowiem, tylko przyjedź. A mnie wyjaśnia: – Już nie byłam w stanie stać na nogach. Dotarło do mnie, że albo się wyrwę, albo tam umrę.

Matka przyjeżdża z dwoma braćmi Ewy. Mirek nie chce żony puścić. Cuchnie od niej kałem, a on przekonuje, że „takie jest życie”. Ewa łapie dziewczynki za rączki i wychodzi. Mirek rzuca się jeszcze na maskę samochodu i krzyczy: „Potrzebuję tych dzieci! Zostaw mi je! I tak nikt ci nie uwierzy!”. Potem zamawia taksówkę, jedzie za nimi 60 kilometrów. Wali pięściami w drzwi domu. Matka Ewy wzywa policję. Ale po kilku godzinach Mirek opuszcza komisariat, a wszystko, co wydarzy się potem, przebiegnie dokładnie tak, jak przewidział: Ewie nikt nie wierzy.

Większość kobiet nie zgłasza gwałtu na policji. Ze strachu przed gwałcicielem, z lęku przed napiętnowaniem

Mam nie pisać?
Wiem, że trzykrotnie się przeprowadzała, zanim znalazła miejsce, o którym nie dowie się mąż. Gdy pukam pierwszy raz do jej drzwi i proszę o 15 minut rozmowy, odmawia. Już ma rękę na klamce, ale odwraca się i pyta: – Dlaczego chce pani o tym pisać?

– Bo nie potrafię pogodzić się z tym, że pani nie uwierzono.

– Nie uwierzono mi dwa razy. Niech pani zejdzie na dół i chwilę poczeka.

Rozmawiamy w samochodzie. Kolejne spotkanie przełoży z powodu choroby i nie będzie odbierać telefonu. W trakcie trzeciej wizyty poprosi, bym przyjechała za tydzień, i nie otworzy mi drzwi. Czuję, że jest po drugiej stronie, przysuwam twarz i cicho pytam: – Mam nie pisać? Czy pisać, ale nie chce już pani o tym rozmawiać?

Nie odpowiada. Zostawiam list. Po godzinie sprawdzam, czy tkwi wciśnięty we framugę. Nie, czyli przeczytała. Wie, że czekałam, ma mój numer telefonu, odjeżdżam. W połowie drogi zawracam i piszę drugi list. A w nim proszę, by wybaczyła mi moją determinację, ale ten tekst musi powstać. „Nie chcę jednak pisać go bez pani” – zaznaczam.

Po dwóch dniach oddzwania: – Boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci. Spotkajmy się.

Gdy 28 grudnia 2010 roku Mirka zabiera radiowóz, Ewa jedzie na obdukcję, która potwierdzi, że w ciągu ostatnich dni była bita – ma siniaka na głowie i stłuczone kolana. Pierwsze przesłuchanie w komisariacie policji trwa kilka godzin. Gdy zaczyna opowiadać, że mąż zakładał jej worek, trzęsie się i dusi. Psycholog obecny przy przesłuchaniu powie potem, że takiej reakcji nie można udawać.

Przez kolejne trzy miesiące Ewa nie wyjdzie z domu. Na śniadanie będzie jej wystarczać ćwierć kromki chleba. Jeżeli zje więcej, zwróci wszystko. W nocy boi się zasypiać, a jeśli ma zamknąć oczy, to wyłącznie na podłodze. Ludzi i ciasnych pomieszczeń unika do dziś. Ale tydzień po ucieczce ponownie jedzie na policję. – Jak już dzieci zostały od tego pana, bo tak dziś o nim mówię, odseparowane, zaczęły się dziać dziwne rzeczy – opowiada. – Najpierw zastałam Alicję leżącą nago na Wiktorii. Dwa dni później Alicja ściągnęła Wiktorii rajstopki. Zapytałam, co robi. A ona, że to, co tata. Bo tata „tam mi robił”. I pokazała krocze.

Alicja ma dopiero cztery lata, ale w trakcie przesłuchania podaje sporo szczegółów: że „tata grzebał między nogami i bolało”, „robił dużo i Wiktorii też”. Mamę bił i zamykał w piwnicy, a im spalił wszystkie zabawki. Opowiedziała też, że dwuletnia Wiktoria leżała w pokoju związana, a sznurek „tata wiązał tak ciasno, że widać było krew”. Obie bił laczkiem po twarzy i pupie, aż zostały siniaki, a „mama była w piwnicy długo, też w nocy, bo nie przyszedł jej rozwiązać”.

Według biegłego psychologa opowieść Alicji jest samodzielna i wynika z własnych przeżyć. Jej młodsza o rok siostra Wiktoria jest zbyt mała, żeby zeznawać, ale nie ma wątpliwości, że dziewczynka była ofiarą różnych form przemocy. Obie boją się ojca.

Śledztwo nadzoruje Prokuratura Rejonowa w Pucku. Dostaje je asesor, czyli osoba dopiero uczącą się zawodu prokuratora. Małgorzata Koprowska po pięciu miesiącach, 30 maja 2011 roku, śledztwo umarza, bo „występują dwie sprzeczne wersje”. Jej decyzję akceptują zwierzchnicy.

„Matka Mirosława M. zeznała, że małżeństwo syna jest normalne, nie zauważyła nic niepokojącego. Nigdy nie była świadkiem, by jej syn groził żonie lub ją bił. Z synem i synową widywała się prawie codziennie, a syn rzadko się upijał”. Ewa: – Teściowa przychodziła do piwnicy, zostawiała tarkę oraz suchy chleb i kazała mi trzeć. Śmiała się, że nie dostanę nic do jedzenia. Wielokrotnie widziała moje potłuczone uda. Kilka razy prosiłam ją o pomoc. Odpowiadała, że siniaki z ud znikną.

„Mieszkający obok bratanek zeznał, że nigdy nie widział, by Mirosław M. kłócił się z żoną albo uderzył dzieci”. Ewa: – Kłamie. Dzień przed ucieczką dzwoniłam do niego, żeby uspokoił swojego wujka. Nie zasmakował mu obiad. Roztrzaskał talerz o podłogę, wyprosił dzieci do drugiego pokoju, szarpnął mnie za włosy i walił głową o ścianę. Po kilku minutach wyszedł i pojechał do sklepu po wódkę. Wtedy wzięłam telefon, który zostawił na łóżku, i zadzwoniłam do bratanka, który mieszkał naprzeciwko.

Pracownica socjalna? Nic nie zauważyła, Ewa się nie skarżyła. Pierwszy raz zrobiła to dopiero trzy tygodnie przed ucieczką, na początku grudnia 2010. Poradzono jej, żeby założyła mężowi Niebieską Kartę.

Najbliższy sąsiad: „Mirosław M. to spokojny i pracowity człowiek. Nigdy nie zauważyłem, żeby nadużywał alkoholu lub źle traktował żonę”. Więcej osób nie przesłuchano. Zeznania matki Ewy i jej brata pucka prokuratura uznała za mało wiarygodne: widzieli u Ewy siniaki, zauważyli, że chudnie, ale nie byli świadkami bicia.

Mirosław M. nie został poddany żadnemu badaniu przez biegłych psychologów. Wystarczyła informacja, że nie był wcześniej karany.

Ewy nie stać na prawnika. Zażalenie na decyzję o umorzeniu pisze 1 czerwca 2011 roku niebieskim długopisem na kartce w kratkę. „Mój mąż dopuścił się wielokrotnego bicia mnie, swojej żony. Izolował i groził, że mnie zabije, a także wyzywał od różnych. Mąż po prostu kłamie, ponieważ pracował niewiele, a zarobione pieniądze przepijał. Bardzo często wracał do domu nietrzeźwy, jego matka codziennie piła alkohol, a mąż razem z nią i braćmi. (...). Bratanek zeznaje na korzyść swojego wujka, a pani z opieki nigdy nie było u nas w domu na wywiadzie środowiskowym. Panie przyjeżdżały, ale do szwagierki i jej dzieci (...) Mąż zrobił coś Wiktorii, bo płacze na widok taśmy klejącej i ciągle powtarza, że tata ją wiązał i dotykał krocze. Wierzę również w zeznania starszej córki Alicji. Ona mówi o tacie tylko: złodziej”.

Na koniec Ewa punktuje prokuraturę, bo w postanowieniu o umorzeniu śledztwa nie ma zeznań jej matki, nie zgadza się także data zeznań złożonych przez nią samą. Ale nie pisze o gwałtach i przetrzymywaniu w piwnicy. Pytam dlaczego.

– Brzydziłam się siebie.

Mirosław M. w trakcie przesłuchania: „Uderzyłem żonę tylko raz w twarz, zaraz po ślubie. No i czasem krzyczałem, jak nie chciała seksu uprawiać”.

Pucka prokuratura już pięć dni później odrzuca zażalenie Ewy, ale Sąd Rejonowy w Wejherowie we wrześniu 2011 nakazuje śledczym wyjaśnić wątpliwości. I wskazuje, że oparli swoją decyzję na zeznaniach matki i bratanka Mirosława M., czyli osób mu najbliższych. Poleca też przesłuchać lekarza, który zrobił Ewie obdukcję, i sprawdzić billingi bratanka – to dowody, które mogą uwiarygodnić relację Ewy. Zwraca też uwagę, że zeznania 4-letniej Alicji są zbieżne z relacją matki.

Młoda asesor odchodzi z prokuratury i zostaje adwokatem. Śledztwo kontynuuje Bartłomiej Konkel, zastępca prokuratora rejonowego w Pucku. 30 listopada 2011 roku znów je umarza, powtarzając za asesor: „słowa Ewy M. nie znajdują odzwierciedlenia w zeznaniach teściowej, siostrzeńca męża, najbliższego sąsiada i pracownicy socjalnej”, a „zebrany materiał dowodowy nie potwierdza wersji zdarzeń, nie licząc zeznań matki oraz brata, którzy ich treść oparli na relacji zasłyszanej od Ewy M.”. Akta sprawy są tajne, ale udaje mi się ustalić, że prokurator Konkel podjął decyzję, nie wykonując zaleceń sądu: nie przesłuchał lekarza, nie zawnioskował o billingi.

– A na tym etapie Mirosław M. powinien już siedzieć w areszcie – mówi mi śledczy znający sprawę. – Zeznania matki i jej córki były wystarczające. W tej sprawie popełniono kardynalne błędy, które przyczyniły się do skrzywdzenia kolejnych osób.

Zanim prokuratura wniesie w końcu o billingi, miną ponad dwa lata. Operatorzy dane o połączeniach przetrzymują tylko przez rok.

Prokuratura nie zajmuje się też sprawą molestowania seksualnego Alicji i Wiktorii. Dziewczynki – na wniosek śledczych – są pod opieką kuratora sądowego, czyli jedynej osoby uprawnionej do interweniowania w ich sprawie. Zostaje nim asystentka sędziego, która w postępowanie się nie włącza. Dzwonię i pytam, dlaczego zlekceważyła to, co mówiła jej mała podopieczna. – Po przeanalizowaniu sprawy doszłam do przekonania, że nie było podstaw do wniesienia skutecznego środka zaskarżenia – odpowiada Karolina Moskat-Nikrant, dziś radca prawny.

Ewa: – Byłam zupełnie sama. Nikt mi nawet nie zaproponował opieki prawnej.

Grudzień 2011. Ewa pisze do prokuratora Konkela. Jej drugie zażalenie na umorzenie śledztwa liczy półtorej strony A4. Wystukane drobnym maczkiem na maszynie do pisania: „(...) W tej okropnej, ciemnej piwnicy zamykał mnie na kłódkę. W nocy otwierał, związywał ręce, nogi i wtedy gwałcił. Po wszystkim bił mnie po głowie. Przez ten czas moja mama mogła przyjeżdżać tylko na telefon. Przywoziła ciasta i słodycze, a ja z tego nie mogłam nic jeść, bo mąż mi zabraniał. Nawet spałam w tej piwnicy związana i czekałam, aż mnie rano rozwiąże. Wtedy wychodziłam, robiłam dzieciom śniadanie i obiad, którego nie mogłam zjeść. Z głodu byłam zmuszona jeść z wiaderka naszego psa Pinia. Były dni, że musiałam spać w lesie (...). Zawsze brakowało pieniędzy na jedzenie i środki czystości. Dzięki temu, że przez trzy miesiące zbierałam te borówki amerykańskie, mieliśmy za co kupić żywność. A on nawet nie pilnował dzieci ani nie sprzątał, tylko pił ze swoją matką oraz braćmi wódkę i duże piwa 1,5 l Staropolskie Mocne. Za moje pieniądze kupował te duże piwa i papierosy, a dzieci były brudne, głodne i obsrane. A jak wracałam z tych borówek, to musiałam prać ręcznie ubranie, posprzątać pokoje, odkurzyć i ugotować dzieciom coś do jedzenia. Pozwany chodził nietrzeźwy nawet cały tydzień. Przez ten czas źle się czułam, to znaczy słabo z głodu i upałów. A za to, że pracowałam, codziennie byłam bita po głowie i kopana po nogach”.

Ewa: – Odrzucili moje zażalenie, nikogo nie przesłuchując. Z lekarzem, który potwierdził, że zostałam pobita, rozmawiali dzień później. Poczułam, że jestem dla nich tym, czym byłam dla niego: śmieciem.

Znów jednak nie napisała całej prawdy: wstydziła się przyznać, że była gwałcona zbiorowo.

– Nie miałam odwagi, widząc, że w nic nam nie wierzą.

Trzy razy się przeprowadza, żeby mąż nie nachodził dzieci. Bierze rozwód. Sąd rodzinny po wysłuchaniu Ewy odbiera Mirosławowi M. prawa rodzicielskie. W lutym 2013 roku prokuratura wznawia śledztwo i przesłuchuje kolejnych świadków.

Wychowawczyni klasy, do której chodziła Alicja, powie, że wie od dzieci o wiązaniu i zaklejaniu buzi taśmą. Koleżanka Ewy przyzna: „Mówiła mi o tym, że Mirosław M. ją bił, gwałcił i zamykał w piwnicy”. Psycholog potwierdzi, że Alicja i Wiktoria oraz ich matka nie zmyślają.

Jednak Prokuratura Rejonowa w Pucku 23 marca 2013 roku definitywnie zakończy śledztwo słowami: „Brak jakichkolwiek obiektywnych dowodów wskazujących na uzasadnione podejrzenie popełnienia występku, o którym pokrzywdzona zeznaje. (...) Fakt, że do zdarzenia miało dojść w trakcie kłótni małżeńskiej w prywatnym domu – nie zaś w miejscu publicznym – a także rodzaj i rozmiar ujemnych następstw tego zdarzenia, należy stwierdzić, że brak jest przesłanek, które wskazywałyby na to, że interes społeczny przemawia za kontynuowaniem ścigania z urzędu. Zebrane dowody nie wskazują, żeby Ewa M. była osobą nieporadną ze względu na wiek, chorobę czy kalectwo i nie mogła skierować do sądu prywatnego aktu oskarżenia”.

– Płakałam całą noc. A on mi się zaśmiał w twarz, że przecież mówił, że nikt mi nie uwierzy. Od tej pory panicznie bałam się, że po mnie któregoś dnia przyjedzie i znów zamknie w piwnicy.

Odszukuję dom, w którym Mirosław M. więził żonę. Kaszubska wieś, 30 domów, najbliższy sąsiad po drugiej stronie drogi. Jak mówi mi lokalny ksiądz: w co trzeciej rodzinie problem z alkoholem. O moim przybyciu alarmują psy. Patrzę na piętrowy budynek. – Tam teraz nikt nie mieszka – z domu naprzeciwko wychodzi 77-letnia Barbara M., matka Mirosława.

Jedno podwórko, oba domy dzieli 30 kroków. Zastanawiam się, jak można nie zauważyć, że syn więzi żonę.

– Dlaczego nikt tu już nie mieszka? – pytam.

– A po co? Musiałabym pilnować, czy znów się ktoś nie kłóci. Sama jestem, znaczy ja i syn na rencie, reszta się wyprowadziła.

Barbara M. powtórzy mi to, co zeznała na policji: że synowa nigdy nie skarżyła się na męża. Że małżeństwo dobrze opiekowało się dziećmi, a jeśli się kłócili, to z powodu pieniędzy, których brakowało. – Codziennie chodzilim do piwnicy i nikogo tam nie było. A ona nic nie mówiła. Dopiero jak się wyprowadziła, dowiedzieliśmy się, że miała pretensje – przekonuje, stojąc w progu.

– Prosiła panią o pomoc.

– Nie prosiła.

– Czemu się pani od niej odwróciła?

– Gdyby pracowała, byłoby inaczej. A ona nic nie robiła, nie pomagała nam, to się kłócili.

– Jak mogła pani bezczynnie patrzeć, jak koledzy syna przychodzili gwałcić Ewę?

– Tu nikt nie przychodził. O, widzi pani? To moje pieski. Cztery, żaden nie jest głodzony. Mirosław też był dobry dla psów.

– Jednego zagłodził.

– Miruś?

– Dlaczego nie zadzwoniła pani na policję?

Odpowiada po chwili: – Tu się nie dzwoni na policję. Co w domu, to w domu. A ja nic nie widziała. Mirek to był mój najlepszy chłopak. Jak im powiem, żeby go wypuścili, to go wypuszczą?

Nie wypuszczą. W niedzielę 21 lutego 2016 roku o godzinie 6.05 policjanci wyciągnęli Mirosława M. z łóżka i wepchnęli do radiowozu. Gdy usłyszał, dlaczego został zatrzymany, odpowiedział: „Niech ona dupę zamknie, już raz chciała mnie wrobić. Siedziałem wtedy przez nią na posterunku, a policjant śmiał się, co ta kobita wymyśla. U nas było dobrze, tylko jej matka mieszała. Czego one ode mnie chcą? Gorzej niż człowiek byłby mordercą”.

Do aresztu trafił 25 dni po tym, gdy babcia Alicji i Wiktorii przyniosła do szkoły pamiętniki dzieci. Gdy wnuczki zaczęły w końcu opowiadać, co robił im ojciec, dała im zeszyty i kazała pisać.

„Jestem Wiktoria. Tata Mirosław robił mi dużo krzywdy. On mnie kleił buzię, wiązał ręce od tyłu i nogi. Jedzenie okruchy od siostry Alicji dawał ten zły tata. Alicja lizała tacie między nogami to coś w spodniach. Siostra Alicja mi to mówiła, ale ja nigdy nie mogłam mówić prawdy, bo Alicja zabraniała, straszyła, bo ci coś zrobię. Śmiała się ze mnie, kiedy byłam związana, że leżałam zesikana i z kupą. Mama była zamknięta w piwnicy i jadła jak pies. Bałam się wtedy mówić i teraz też się boję. Ja byłam mała”.

„Jestem Alicja. Jak ktoś przyjeżdżał to wypuszczaliśmy mamę, a gdy goście poszli, to z powrotem zaprowadzaliśmy mamę do piwnicy. Tata zakładał mamie na głowę worek i wtedy wchodzili panowie i robili mamie źle. Tata brał za to pieniądze. Kupował wódkę i piwo i mnie częstował, jak mnie wziął na opa. Ten zły tata kleił buzię i wiązał mojej siostrze ręce i nogi. A ja pomagałam wiązać, bo Wiktoria krzyczała za mamą”.

Pamiętniki trafiły do prokurator Anny Szczepaniuk-Milewskiej. Od tego momentu już nikt więcej nie podważał zeznań Ewy oraz jej córek. W trakcie śledztwa okaże się jeszcze, że Mirosław M. bił także i gwałcił konkubinę, z którą związał się po odejściu żony, oraz znęcał się nad jej 8-letnim synem. Prawdopodobnie molestował także jego. – Nie chcę komentować działań prokuratury sprzed pięciu lat – mówi mi Anna Szczepaniuk-Milewska. – Mogę jedynie powiedzieć, że widziałam dużo, ale z tak wstrząsającym okrucieństwem nie spotkałam się nigdy.

Asesor Małgorzata Koprowska, która jako pierwsza umorzyła śledztwo, dziś jest adwokatem i specjalizuje się w prawie rodzinnym. Gdy przekazałam jej, o jakim śledztwie chcę rozmawiać, przestała odbierać telefon i odpowiadać na SMS-y.

Bartłomiej Konkel, ówczesny zastępca prokuratora rejonowego w Pucku, który zignorował oczywiste dowody i w marcu 2013 po raz drugi umorzył śledztwo w sprawie Mirosława M., trzy miesiące później został zdymisjonowany. Powodem była głośna sprawa rodziny zastępczej z Pucka, w której zginął 3-latek. Konkel dał sprawę asesorowi, a ten uznał, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Tymczasem z protokołu oględzin wynikało, że dziecko mogło otrzymać silny cios pięścią lub nogą. Dwa miesiące później zmarła siostra chłopca. W 2015 roku ich matka zastępcza została skazana na 25 lat więzienia za zabójstwo 5-letniej Klaudii oraz pobicie ze skutkiem śmiertelnym 3-letniego Kacpra.

Bartłomiej Konkel, dziś w stanie spoczynku, nie odpowiada na moje prośby o kontakt.

Szefem Prokuratury Rejonowej w Pucku w latach 2008-2015 był Piotr Styczewski. To on nadzorował śledztwa i pracę prokuratorów. W kwietniu 2016 roku awansował do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Twierdzi, że śledztwa nie pamięta, i odmawia komentarza.

– Jak można nie pamiętać takiej sprawy? – pytam.

– Można – stwierdza Styczewski. – Nie będę udzielał żadnego wywiadu.

Mirosław M. 2 listopada 2016 roku został oskarżony o znęcanie się nad rodziną, pozbawienie wolności, wielokrotne gwałty ze szczególnym okrucieństwem, umożliwienie zgwałceń nieustalonym osobom, molestowanie nieletnich i zagłodzenie psa. Pytany przez sąd, czy rozumie stawiane mu zarzuty, wzruszył ramionami i nie przyznał się do winy. Grozi mu 15 lat więzienia.

Ewa M. chodzi z dziećmi na terapię i do kościoła. Robi prawo jazdy. Marzy o krótkich wycieczkach nad morze i boi się, że tym razem nie uwierzy jej sędzia.

– Wciąż wraca do mnie sen, w którym budzę się związana w piwnicy, jest przeraźliwie ciemno i już wiem, że on zaraz do mnie zejdzie.
Takie postsciptum do tej sprawy i innych podobnych.
W ramach polityki prorodzinnej rząd Przenajlepszej Zmiany wyjebał finansowanie dla telefonu zaufania dla kobiet. Utrzymuje go obecnie firma kosmetyczna Avon. Dla dzieci swego czasu finansował piłkarz Błaszczykowski, z tych samych przyczyn.

nawet nie wiedziałem z tym telefonem. huj człowieka strzela gdzie mu przyszło żyć.
Awatar użytkownika
Lukass
zahartowany metalizator
Posty: 4706
Rejestracja: 13-08-2015, 23:28
Lokalizacja: Trójmiasto

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

03-07-2020, 19:17

Ja wiele jestem w stanie sobie wyobrazić, ale ta sprawa to jest przykład typu "o wiele za dużo". Po prostu nie pojmuję. Małżonek dostał ostatecznie 25 lat, a bracia po 12. Chociaż tyle.
Where did we go wrong?
How did we go wrong?
zodiac
postuje jak opętany!
Posty: 593
Rejestracja: 22-02-2018, 19:29

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

03-07-2020, 22:17

Wacław pisze:
03-07-2020, 19:01
Hatefire pisze:
03-07-2020, 18:54
Tu macie cały artykuł, który wyciągnął tą sprawę do opinni publicznej.
wyborcza.pl/duzyformat pisze: Mąż więził Ewę w piwnicy. Bił, gwałcił i głodził. Prokuratura dwa razy umorzyła śledztwo w sprawie polskiego Fritzla

Najgorsze zaczęło się latem 2010. W piwnicy było ciemno, Ewa usłyszała kroki. Nie wiedziała, że mąż zaprosił kolegów. Zanim zeszli na dół, wypili kilka piw. Potem założyli Ewie worek na głowę, a ręce i nogi przywiązali do haków. Mirek: "I tak nikt ci nie uwierzy! ". Miał rację.

Nie byłoby tego tekstu, gdyby 9-letnia córka Ewy nie zaczęła pisać pamiętnika.

Styczeń 2016: „Jestem Alicja. Ten zły tata Mirosław zamykał mamę w piwnicy. Mama tam piła i jadła jak pies. Kupę i siku robiła gdzie popadnie, a ja uderzałam mamę pałką w głowę, tak jak tata kazał. My z tatą Mirosławem chcieliśmy zabić mamę, żeby była nowa mama”.

Alicja o złym tacie Mirosławie opowiedziała prokuratorowi już pięć lat wcześniej. Nie uwierzył. Jej matce, która w piwnicy spędziła dwa lata, również nie. – I to dwukrotnie. Teraz boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci – mówi Ewa.

Lato 2005. Ewa ma 24 lata, Mirek jest od niej o 12 lat starszy. Ona pracuje w sklepie spożywczym na Półwyspie Helskim, on jest murarzem na budowie. Wyróżnia się, bo jako jedyny zakłada po pracy modną dżinsową koszulę.

– Miły elegancik – tak go zapamiętuje Ewa.

Matka Ewy ma inne zdanie: uważa, że Mirek jest kłótliwy. Ale Ewa nie słucha i w sylwestra wprowadza się do jego nieukończonego domu na kaszubskiej wsi. Wodę trzeba brać ze studni, toaleta na podwórku, ogrzewanie zastępuje kuchnia na węgiel. Ale Mirek obiecuje, że do lata dom będzie gotowy. Nie będzie.

W połowie stycznia odwiedza ich matka Ewy. Jest jej tak zimno, że nie zdejmuje kurtki. Przyszły zięć podaje gorącą herbatę i zapewnia, że kocha Ewę. Gdy matka pyta, czy może poznać jego mieszkającą po drugiej stronie podwórka rodzinę, Mirek odmawia i poucza teściową, że jeśli ma z tym problem, może już jechać. Matka Ewy nie dowiaduje się więc, że Mirek ma ośmioro rodzeństwa i jest najmłodszym, „ukochanym synkiem mamusi”, która alkohol piła nawet w ciąży. Ojciec zmarł w wypadku. Razem z matką mieszka dorosły bratanek Mirka i trzech braci, w tym jeden z żoną i dziesięciorgiem dzieci. Wszystkie są upośledzone. Reszta rodzeństwa nie utrzymuje z nimi kontaktu. Rodzina żyje z gospodarstwa i pracy dorywczej.

Gdy wkrótce Mirek i Ewa biorą ślub, zaproszeni zostają tylko świadkowie i rodzina Mirka. A Ewa prosi mamę, której nie podoba się wybór córki, żeby się zapowiadała przed każdym przyjazdem. Ojciec odwiedzi Ewę tylko raz.

– Pierwszy raz uderzył tydzień po ślubie. Bo chciałam jechać do matki – powiedziała prokuratorowi Ewa. – Gdy ochłonął, przeprosił i zapewnił, że to ostatni raz. Ale to nigdy nie był ostatni raz.

Najchętniej bił ręką po głowie, bo – jak tłumaczył – wtedy nie ma śladów. Gdy Ewa zaszła w pierwszą ciążę, podbił jej oko. I szybko pouczył: – Powiesz komuś, źle skończysz. Rozumiesz?

Zrozumiała. Gdy zapytała ją matka, odpowiedziała, że potknęła się i uderzyła o szafę. – Byłam pewna, że jak urodzę dziecko, wszystko wróci do normy – powie mi potem. – Alicja urodziła się dziewięć miesięcy po ślubie. Mirek nawet nie odwiedził mnie w szpitalu.

Po narodzinach córki mąż Ewy pracuje już głównie wtedy, kiedy brakuje mu na piwo i papierosy. Najczęściej upija się z braćmi oraz matką, czasem zaprasza kolegów. Wraca i tłucze żonę. Ewa szybko się uczy: jeżeli nie ma go przez godzinę, już w progu zacznie oskarżać ją o zdradę. I jeszcze: jeśli nie broni się, bicie trwa krócej.

Gdy mąż uderza ją przy dziecku, buntuje się i pakuje rzeczy. Mirek nie chce oddać córki, więc Ewa wzywa policję. Funkcjonariusze pomagają jej opuścić dom, radzą, żeby złożyła zeznania, i patrzą, jak odjeżdża. A Mirek dzwoni, przeprasza, błaga. I obiecuje, że jej więcej nie uderzy. Ewa wraca, bo wciąż go kocha, a u matki są tylko dwa pokoje i rodzeństwo.

Mąż dotrzymuje słowa do wiosny 2007 roku, kiedy Ewa zachodzi w drugą ciążę. Gdy się o tym dowiaduje, pyta: – Nie mówiłem, że nie chcę więcej dzieci?

– Przecież ciągle zmuszasz mnie do seksu... – szepnęła, a mnie doda: – Nawet w połogu.

Mirek bije ją wtedy tak, że Ewa przez kilka dni nie może siadać na krześle. Potem wielokrotnie będzie celował w brzuch, ale Ewie za każdym razem uda się zasłonić rękoma. Wkrótce zabiera jej telefon. Ewa może z niego korzystać, jeśli mąż wyrazi zgodę.

Gdy w lutym 2008 roku rodzi drugą córkę, Wiktorię, bije ją pięścią w piersi. Ewa jedzie z matką do przychodni. Mówi lekarzowi, że mąż ją uderzył, a piersi są teraz opuchnięte i bolą. Mężczyzna ze wzrokiem utkwionym w pliczek z receptami odpowiada, że tak się zdarza. Przepisuje zastrzyki i zaleca karmienie butelką. Nie odnotowuje w karcie choroby, że pacjentka została pobita.

Gdy Wiktoria kończy rok, mąż zabrania Ewie jeść.

Zasada jest prosta: Ewa gotuje, podaje dzieciom oraz mężowi i wychodzi do drugiego pokoju. Podjada wieczorami, kiedy mąż pije z matką. Po miesiącu nie wytrzymuje i pyta podniesionym głosem, dlaczego nie może zjeść ze wszystkimi. Mirek zrywa się, chwyta ją za włosy i rzuca na podłogę. Co było dalej, możemy sobie tylko wyobrażać, bo Ewa odzyskuje przytomność w ciemnej, zamkniętej na kłódkę piwnicy. Krzyczy i płacze. Prosi, żeby ją wypuścił. A on: – To jest teraz twój pokój. Masz to, na co zasłużyłaś.

Pierwsze noce śpi na stole, przykryta starymi kurtkami. Potem kładzie na betonie kartony i stare szmaty. Załatwia się do wiadra lub bezpośrednio na ziemię. Pomieszczenie nie ma okien, jedynie mały świetlik pod sufitem. Żarówkę Mirek wykręcił. Panuje półmrok lub zupełna ciemność.

Ciemność jest najgorsza, bo to znak, że Mirek zaraz zejdzie. Przyniesie metalową miskę z chlebem nasączonym wodą, popatrzy, jak je, a potem ją zgwałci. Gdy Ewa dowie się po latach, że do jedzenia dodawał spermę, zwymiotuje. Z czasem zacznie jej wiązać ręce sznurkiem i każe jeść na kolanach. Będzie na to patrzeć jej trzyletnia wówczas córka Alicja, której ojciec da do ręki kawałek drewna i pokaże, jak bić matkę po głowie lub kopać w brzuch. Mała Wiktoria będzie wtedy leżeć związana na podłodze swojego pokoiku. Żeby nie krzyczała, ojciec usta zaklei jej czarną taśmą. Nikogo nie zastanowi, skąd czarne ślady wokół ust dziecka, które tak trudno zmyć.

Ewa modli się i rozmawia ze szczurem, któremu daje na imię Fo. – Najpierw się go bałam, potem cieszyłam, że zjada myszy. Leżąc w nocy lub dzień, bo z czasem straciłam rachubę, zadawałam mu pytanie: „Dlaczego tu jestem?” – opowie potem Ewa. – Dziś uważam, że uwolniłam się dzięki Bogu. Że mnie wysłuchał. Wszyscy inni się ode mnie odwrócili.

Sąsiad, obywatel, mąż, potwór. Josef Fritzl przez 8516 dni trzymał w piwnicy swoją córkę Elisabeth

Mąż wypuszcza Ewę tylko wtedy, gdy ktoś ma ich odwiedzić lub gdy trzeba przypilnować dzieci. Za każdym razem przypomina: „Piśniesz, głupia kurwo, słówko, zabiję cię i zakopię za domem. Nikt cię nie kocha, nikt nie będzie ciebie szukał”. Ewa robi więc, co on każe – myje się w zimnej wodzie ze studni, bo grzać wodę Mirek zabrania, przebiera w czyste rzeczy i – jeżeli otrzyma zgodę – je odpady dla psa Pinia, którego Mirek zagłodzi potem na śmierć. Starsza córka Alicja też słucha ojca i donosi, kiedy matka pod jego nieobecność ukroi sobie kawałek kiełbasy lub zrobi kawę. Młodsza lgnie do matki i wciąż pyta, gdzie była.

Ewa blednie i słabnie, jej skóra zaczyna przypominać pomarszczony balon. Na koniec będzie ważyć 39 kilogramów.

Zanim to się wydarzy, pojadą na pogrzeb wujka Ewy. Przez całą stypę nie będzie mogła tknąć ani kęsa, ale rodzina nie zwróci na to uwagi. Latem mąż wyśle ją do pracy sezonowej. Po całodziennym zbieraniu borówek będzie tak słaba, że wpadnie do rowu. Innym razem przewróci się na prostej drodze. Rower będzie w stanie tylko prowadzić. Nikt nic nie powie, ona nie ucieknie.

– Był zły, że urodziłam drugie dziecko – wytłumaczy mi Ewa. – Uważałam, że jeżeli będę blisko, nic Wiktorii nie zrobi. A jeśli ucieknę, zabije ją, żeby mnie ukarać. Nie miałam pieniędzy, byłam przekonana, że sobie nie poradzę. Ciągły głód spowodował, że wszystko stało się obojętne. A on wciąż powtarzał, że jak pójdę na policję, nikt mi nie uwierzy. Ale też wstydziłam się mówić.

Najgorsze zaczyna się latem 2010. W piwnicy jest ciemno, Ewa słyszy kroki. Nie wie jeszcze, że Mirek zaprosił kolegów.

Zanim zejdą na dół, wypiją kilka piw, napiją się wódki. Potem założą Ewie worek na głowę i przywiążą ręce oraz nogi do haków wystających z bocznych ścian. Ewa na kilka lat wyrzuci to z pamięci. Przypomni sobie dopiero, kiedy Alicja, którą ojciec zabierał ze sobą do piwnicy nawet wtedy, narysuje na terapii Jezusa na krzyżu i powie, że to mama.

Będą ją gwałcić po kolei i wielokrotnie. Mirek od każdego weźmie po 20 złotych, Ewa po dziesiątym razie przestanie liczyć. Ciało zacznie ją ignorować, przez całą noc nie będzie mogła zmusić się do ruchu. A oni jeszcze wrócą.

Ucieka po niemal dwóch latach spędzonych w piwnicy, 28 grudnia 2010 roku, pod pretekstem konieczności stawienia się w urzędzie pracy. Mirek wie, że inaczej żona nie dostanie zasiłku. Zgadza się, żeby poprosiła matkę o podwiezienie samochodem. Ewa, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, szepcze: – Mamusiu, jeśli mnie kochasz, zabierz mnie. Wszystko opowiem, tylko przyjedź. A mnie wyjaśnia: – Już nie byłam w stanie stać na nogach. Dotarło do mnie, że albo się wyrwę, albo tam umrę.

Matka przyjeżdża z dwoma braćmi Ewy. Mirek nie chce żony puścić. Cuchnie od niej kałem, a on przekonuje, że „takie jest życie”. Ewa łapie dziewczynki za rączki i wychodzi. Mirek rzuca się jeszcze na maskę samochodu i krzyczy: „Potrzebuję tych dzieci! Zostaw mi je! I tak nikt ci nie uwierzy!”. Potem zamawia taksówkę, jedzie za nimi 60 kilometrów. Wali pięściami w drzwi domu. Matka Ewy wzywa policję. Ale po kilku godzinach Mirek opuszcza komisariat, a wszystko, co wydarzy się potem, przebiegnie dokładnie tak, jak przewidział: Ewie nikt nie wierzy.

235
gwałt, kobieta, przemoc domowa, polski fritzl,przemoc
Reportaż Katarzyny Włodkowskiej dostał nagrodę Grand Press 2017 w kategorii "Najlepszy reportaż prasowy"

Nie byłoby tego tekstu, gdyby 9-letnia córka Ewy nie zaczęła pisać pamiętnika.

Styczeń 2016: „Jestem Alicja. Ten zły tata Mirosław zamykał mamę w piwnicy. Mama tam piła i jadła jak pies. Kupę i siku robiła gdzie popadnie, a ja uderzałam mamę pałką w głowę, tak jak tata kazał. My z tatą Mirosławem chcieliśmy zabić mamę, żeby była nowa mama”.

Alicja o złym tacie Mirosławie opowiedziała prokuratorowi już pięć lat wcześniej. Nie uwierzył. Jej matce, która w piwnicy spędziła dwa lata, również nie. – I to dwukrotnie. Teraz boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci – mówi Ewa.

Czemu nikt nie zatrzymał polskiego Fritzla? Jest wniosek o śledztwo w sprawie błędów prokuratorów

25 lat więzienia dla "polskiego Fritzla". "Działał ze szczególnym okrucieństwem"

Pauza
Włącz dźwięk
Aktualny czas 1:23
/
Czas trwania 3:32


Pełny ekran
"To historia jeszcze gorsza niż sprawa Josefa Fritzla" - wstrząsający reportaż w Dużym Formacie
Miły elegancik
Lato 2005. Ewa ma 24 lata, Mirek jest od niej o 12 lat starszy. Ona pracuje w sklepie spożywczym na Półwyspie Helskim, on jest murarzem na budowie. Wyróżnia się, bo jako jedyny zakłada po pracy modną dżinsową koszulę.

– Miły elegancik – tak go zapamiętuje Ewa.

Matka Ewy ma inne zdanie: uważa, że Mirek jest kłótliwy. Ale Ewa nie słucha i w sylwestra wprowadza się do jego nieukończonego domu na kaszubskiej wsi. Wodę trzeba brać ze studni, toaleta na podwórku, ogrzewanie zastępuje kuchnia na węgiel. Ale Mirek obiecuje, że do lata dom będzie gotowy. Nie będzie.

W połowie stycznia odwiedza ich matka Ewy. Jest jej tak zimno, że nie zdejmuje kurtki. Przyszły zięć podaje gorącą herbatę i zapewnia, że kocha Ewę. Gdy matka pyta, czy może poznać jego mieszkającą po drugiej stronie podwórka rodzinę, Mirek odmawia i poucza teściową, że jeśli ma z tym problem, może już jechać. Matka Ewy nie dowiaduje się więc, że Mirek ma ośmioro rodzeństwa i jest najmłodszym, „ukochanym synkiem mamusi”, która alkohol piła nawet w ciąży. Ojciec zmarł w wypadku. Razem z matką mieszka dorosły bratanek Mirka i trzech braci, w tym jeden z żoną i dziesięciorgiem dzieci. Wszystkie są upośledzone. Reszta rodzeństwa nie utrzymuje z nimi kontaktu. Rodzina żyje z gospodarstwa i pracy dorywczej.

Gdy wkrótce Mirek i Ewa biorą ślub, zaproszeni zostają tylko świadkowie i rodzina Mirka. A Ewa prosi mamę, której nie podoba się wybór córki, żeby się zapowiadała przed każdym przyjazdem. Ojciec odwiedzi Ewę tylko raz.

10 osób opiekowało się patologiczną rodziną, a ci pili i zabili dziecko

Bije w piersi? To się zdarza
– Pierwszy raz uderzył tydzień po ślubie. Bo chciałam jechać do matki – powiedziała prokuratorowi Ewa. – Gdy ochłonął, przeprosił i zapewnił, że to ostatni raz. Ale to nigdy nie był ostatni raz.

Najchętniej bił ręką po głowie, bo – jak tłumaczył – wtedy nie ma śladów. Gdy Ewa zaszła w pierwszą ciążę, podbił jej oko. I szybko pouczył: – Powiesz komuś, źle skończysz. Rozumiesz?

Zrozumiała. Gdy zapytała ją matka, odpowiedziała, że potknęła się i uderzyła o szafę. – Byłam pewna, że jak urodzę dziecko, wszystko wróci do normy – powie mi potem. – Alicja urodziła się dziewięć miesięcy po ślubie. Mirek nawet nie odwiedził mnie w szpitalu.

Po narodzinach córki mąż Ewy pracuje już głównie wtedy, kiedy brakuje mu na piwo i papierosy. Najczęściej upija się z braćmi oraz matką, czasem zaprasza kolegów. Wraca i tłucze żonę. Ewa szybko się uczy: jeżeli nie ma go przez godzinę, już w progu zacznie oskarżać ją o zdradę. I jeszcze: jeśli nie broni się, bicie trwa krócej.

Gdy mąż uderza ją przy dziecku, buntuje się i pakuje rzeczy. Mirek nie chce oddać córki, więc Ewa wzywa policję. Funkcjonariusze pomagają jej opuścić dom, radzą, żeby złożyła zeznania, i patrzą, jak odjeżdża. A Mirek dzwoni, przeprasza, błaga. I obiecuje, że jej więcej nie uderzy. Ewa wraca, bo wciąż go kocha, a u matki są tylko dwa pokoje i rodzeństwo.

Mąż dotrzymuje słowa do wiosny 2007 roku, kiedy Ewa zachodzi w drugą ciążę. Gdy się o tym dowiaduje, pyta: – Nie mówiłem, że nie chcę więcej dzieci?

– Przecież ciągle zmuszasz mnie do seksu... – szepnęła, a mnie doda: – Nawet w połogu.

Mirek bije ją wtedy tak, że Ewa przez kilka dni nie może siadać na krześle. Potem wielokrotnie będzie celował w brzuch, ale Ewie za każdym razem uda się zasłonić rękoma. Wkrótce zabiera jej telefon. Ewa może z niego korzystać, jeśli mąż wyrazi zgodę.

Gdy w lutym 2008 roku rodzi drugą córkę, Wiktorię, bije ją pięścią w piersi. Ewa jedzie z matką do przychodni. Mówi lekarzowi, że mąż ją uderzył, a piersi są teraz opuchnięte i bolą. Mężczyzna ze wzrokiem utkwionym w pliczek z receptami odpowiada, że tak się zdarza. Przepisuje zastrzyki i zaleca karmienie butelką. Nie odnotowuje w karcie choroby, że pacjentka została pobita.

Gdy Wiktoria kończy rok, mąż zabrania Ewie jeść.

Już nie pomożemy ofiarom przemocy domowej. Centrum Praw Kobiet bez pieniędzy

To jest teraz twój pokój
Zasada jest prosta: Ewa gotuje, podaje dzieciom oraz mężowi i wychodzi do drugiego pokoju. Podjada wieczorami, kiedy mąż pije z matką. Po miesiącu nie wytrzymuje i pyta podniesionym głosem, dlaczego nie może zjeść ze wszystkimi. Mirek zrywa się, chwyta ją za włosy i rzuca na podłogę. Co było dalej, możemy sobie tylko wyobrażać, bo Ewa odzyskuje przytomność w ciemnej, zamkniętej na kłódkę piwnicy. Krzyczy i płacze. Prosi, żeby ją wypuścił. A on: – To jest teraz twój pokój. Masz to, na co zasłużyłaś.

Pierwsze noce śpi na stole, przykryta starymi kurtkami. Potem kładzie na betonie kartony i stare szmaty. Załatwia się do wiadra lub bezpośrednio na ziemię. Pomieszczenie nie ma okien, jedynie mały świetlik pod sufitem. Żarówkę Mirek wykręcił. Panuje półmrok lub zupełna ciemność.

Ciemność jest najgorsza, bo to znak, że Mirek zaraz zejdzie. Przyniesie metalową miskę z chlebem nasączonym wodą, popatrzy, jak je, a potem ją zgwałci. Gdy Ewa dowie się po latach, że do jedzenia dodawał spermę, zwymiotuje. Z czasem zacznie jej wiązać ręce sznurkiem i każe jeść na kolanach. Będzie na to patrzeć jej trzyletnia wówczas córka Alicja, której ojciec da do ręki kawałek drewna i pokaże, jak bić matkę po głowie lub kopać w brzuch. Mała Wiktoria będzie wtedy leżeć związana na podłodze swojego pokoiku. Żeby nie krzyczała, ojciec usta zaklei jej czarną taśmą. Nikogo nie zastanowi, skąd czarne ślady wokół ust dziecka, które tak trudno zmyć.

Ewa modli się i rozmawia ze szczurem, któremu daje na imię Fo. – Najpierw się go bałam, potem cieszyłam, że zjada myszy. Leżąc w nocy lub dzień, bo z czasem straciłam rachubę, zadawałam mu pytanie: „Dlaczego tu jestem?” – opowie potem Ewa. – Dziś uważam, że uwolniłam się dzięki Bogu. Że mnie wysłuchał. Wszyscy inni się ode mnie odwrócili.

Sąsiad, obywatel, mąż, potwór. Josef Fritzl przez 8516 dni trzymał w piwnicy swoją córkę Elisabeth

Mąż wypuszcza Ewę tylko wtedy, gdy ktoś ma ich odwiedzić lub gdy trzeba przypilnować dzieci. Za każdym razem przypomina: „Piśniesz, głupia kurwo, słówko, zabiję cię i zakopię za domem. Nikt cię nie kocha, nikt nie będzie ciebie szukał”. Ewa robi więc, co on każe – myje się w zimnej wodzie ze studni, bo grzać wodę Mirek zabrania, przebiera w czyste rzeczy i – jeżeli otrzyma zgodę – je odpady dla psa Pinia, którego Mirek zagłodzi potem na śmierć. Starsza córka Alicja też słucha ojca i donosi, kiedy matka pod jego nieobecność ukroi sobie kawałek kiełbasy lub zrobi kawę. Młodsza lgnie do matki i wciąż pyta, gdzie była.

Ewa blednie i słabnie, jej skóra zaczyna przypominać pomarszczony balon. Na koniec będzie ważyć 39 kilogramów.

Zanim to się wydarzy, pojadą na pogrzeb wujka Ewy. Przez całą stypę nie będzie mogła tknąć ani kęsa, ale rodzina nie zwróci na to uwagi. Latem mąż wyśle ją do pracy sezonowej. Po całodziennym zbieraniu borówek będzie tak słaba, że wpadnie do rowu. Innym razem przewróci się na prostej drodze. Rower będzie w stanie tylko prowadzić. Nikt nic nie powie, ona nie ucieknie.

– Był zły, że urodziłam drugie dziecko – wytłumaczy mi Ewa. – Uważałam, że jeżeli będę blisko, nic Wiktorii nie zrobi. A jeśli ucieknę, zabije ją, żeby mnie ukarać. Nie miałam pieniędzy, byłam przekonana, że sobie nie poradzę. Ciągły głód spowodował, że wszystko stało się obojętne. A on wciąż powtarzał, że jak pójdę na policję, nikt mi nie uwierzy. Ale też wstydziłam się mówić.

Przemoc domowa w dobrym domu. Mąż do żony: "I tak cię zabiję!". Jego ojciec rozpowiada, że skatowana kobieta symuluje

Po 20 złotych
Najgorsze zaczyna się latem 2010. W piwnicy jest ciemno, Ewa słyszy kroki. Nie wie jeszcze, że Mirek zaprosił kolegów.

Zanim zejdą na dół, wypiją kilka piw, napiją się wódki. Potem założą Ewie worek na głowę i przywiążą ręce oraz nogi do haków wystających z bocznych ścian. Ewa na kilka lat wyrzuci to z pamięci. Przypomni sobie dopiero, kiedy Alicja, którą ojciec zabierał ze sobą do piwnicy nawet wtedy, narysuje na terapii Jezusa na krzyżu i powie, że to mama.

Będą ją gwałcić po kolei i wielokrotnie. Mirek od każdego weźmie po 20 złotych, Ewa po dziesiątym razie przestanie liczyć. Ciało zacznie ją ignorować, przez całą noc nie będzie mogła zmusić się do ruchu. A oni jeszcze wrócą.

Potrzebuję tych dzieci!
Ucieka po niemal dwóch latach spędzonych w piwnicy, 28 grudnia 2010 roku, pod pretekstem konieczności stawienia się w urzędzie pracy. Mirek wie, że inaczej żona nie dostanie zasiłku. Zgadza się, żeby poprosiła matkę o podwiezienie samochodem. Ewa, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, szepcze: – Mamusiu, jeśli mnie kochasz, zabierz mnie. Wszystko opowiem, tylko przyjedź. A mnie wyjaśnia: – Już nie byłam w stanie stać na nogach. Dotarło do mnie, że albo się wyrwę, albo tam umrę.

Matka przyjeżdża z dwoma braćmi Ewy. Mirek nie chce żony puścić. Cuchnie od niej kałem, a on przekonuje, że „takie jest życie”. Ewa łapie dziewczynki za rączki i wychodzi. Mirek rzuca się jeszcze na maskę samochodu i krzyczy: „Potrzebuję tych dzieci! Zostaw mi je! I tak nikt ci nie uwierzy!”. Potem zamawia taksówkę, jedzie za nimi 60 kilometrów. Wali pięściami w drzwi domu. Matka Ewy wzywa policję. Ale po kilku godzinach Mirek opuszcza komisariat, a wszystko, co wydarzy się potem, przebiegnie dokładnie tak, jak przewidział: Ewie nikt nie wierzy.

Większość kobiet nie zgłasza gwałtu na policji. Ze strachu przed gwałcicielem, z lęku przed napiętnowaniem

Mam nie pisać?
Wiem, że trzykrotnie się przeprowadzała, zanim znalazła miejsce, o którym nie dowie się mąż. Gdy pukam pierwszy raz do jej drzwi i proszę o 15 minut rozmowy, odmawia. Już ma rękę na klamce, ale odwraca się i pyta: – Dlaczego chce pani o tym pisać?

– Bo nie potrafię pogodzić się z tym, że pani nie uwierzono.

– Nie uwierzono mi dwa razy. Niech pani zejdzie na dół i chwilę poczeka.

Rozmawiamy w samochodzie. Kolejne spotkanie przełoży z powodu choroby i nie będzie odbierać telefonu. W trakcie trzeciej wizyty poprosi, bym przyjechała za tydzień, i nie otworzy mi drzwi. Czuję, że jest po drugiej stronie, przysuwam twarz i cicho pytam: – Mam nie pisać? Czy pisać, ale nie chce już pani o tym rozmawiać?

Nie odpowiada. Zostawiam list. Po godzinie sprawdzam, czy tkwi wciśnięty we framugę. Nie, czyli przeczytała. Wie, że czekałam, ma mój numer telefonu, odjeżdżam. W połowie drogi zawracam i piszę drugi list. A w nim proszę, by wybaczyła mi moją determinację, ale ten tekst musi powstać. „Nie chcę jednak pisać go bez pani” – zaznaczam.

Po dwóch dniach oddzwania: – Boję się, że nie uwierzą mi po raz trzeci. Spotkajmy się.

Gdy 28 grudnia 2010 roku Mirka zabiera radiowóz, Ewa jedzie na obdukcję, która potwierdzi, że w ciągu ostatnich dni była bita – ma siniaka na głowie i stłuczone kolana. Pierwsze przesłuchanie w komisariacie policji trwa kilka godzin. Gdy zaczyna opowiadać, że mąż zakładał jej worek, trzęsie się i dusi. Psycholog obecny przy przesłuchaniu powie potem, że takiej reakcji nie można udawać.

Przez kolejne trzy miesiące Ewa nie wyjdzie z domu. Na śniadanie będzie jej wystarczać ćwierć kromki chleba. Jeżeli zje więcej, zwróci wszystko. W nocy boi się zasypiać, a jeśli ma zamknąć oczy, to wyłącznie na podłodze. Ludzi i ciasnych pomieszczeń unika do dziś. Ale tydzień po ucieczce ponownie jedzie na policję. – Jak już dzieci zostały od tego pana, bo tak dziś o nim mówię, odseparowane, zaczęły się dziać dziwne rzeczy – opowiada. – Najpierw zastałam Alicję leżącą nago na Wiktorii. Dwa dni później Alicja ściągnęła Wiktorii rajstopki. Zapytałam, co robi. A ona, że to, co tata. Bo tata „tam mi robił”. I pokazała krocze.

Alicja ma dopiero cztery lata, ale w trakcie przesłuchania podaje sporo szczegółów: że „tata grzebał między nogami i bolało”, „robił dużo i Wiktorii też”. Mamę bił i zamykał w piwnicy, a im spalił wszystkie zabawki. Opowiedziała też, że dwuletnia Wiktoria leżała w pokoju związana, a sznurek „tata wiązał tak ciasno, że widać było krew”. Obie bił laczkiem po twarzy i pupie, aż zostały siniaki, a „mama była w piwnicy długo, też w nocy, bo nie przyszedł jej rozwiązać”.

Według biegłego psychologa opowieść Alicji jest samodzielna i wynika z własnych przeżyć. Jej młodsza o rok siostra Wiktoria jest zbyt mała, żeby zeznawać, ale nie ma wątpliwości, że dziewczynka była ofiarą różnych form przemocy. Obie boją się ojca.

Śledztwo nadzoruje Prokuratura Rejonowa w Pucku. Dostaje je asesor, czyli osoba dopiero uczącą się zawodu prokuratora. Małgorzata Koprowska po pięciu miesiącach, 30 maja 2011 roku, śledztwo umarza, bo „występują dwie sprzeczne wersje”. Jej decyzję akceptują zwierzchnicy.

„Matka Mirosława M. zeznała, że małżeństwo syna jest normalne, nie zauważyła nic niepokojącego. Nigdy nie była świadkiem, by jej syn groził żonie lub ją bił. Z synem i synową widywała się prawie codziennie, a syn rzadko się upijał”. Ewa: – Teściowa przychodziła do piwnicy, zostawiała tarkę oraz suchy chleb i kazała mi trzeć. Śmiała się, że nie dostanę nic do jedzenia. Wielokrotnie widziała moje potłuczone uda. Kilka razy prosiłam ją o pomoc. Odpowiadała, że siniaki z ud znikną.

„Mieszkający obok bratanek zeznał, że nigdy nie widział, by Mirosław M. kłócił się z żoną albo uderzył dzieci”. Ewa: – Kłamie. Dzień przed ucieczką dzwoniłam do niego, żeby uspokoił swojego wujka. Nie zasmakował mu obiad. Roztrzaskał talerz o podłogę, wyprosił dzieci do drugiego pokoju, szarpnął mnie za włosy i walił głową o ścianę. Po kilku minutach wyszedł i pojechał do sklepu po wódkę. Wtedy wzięłam telefon, który zostawił na łóżku, i zadzwoniłam do bratanka, który mieszkał naprzeciwko.

Pracownica socjalna? Nic nie zauważyła, Ewa się nie skarżyła. Pierwszy raz zrobiła to dopiero trzy tygodnie przed ucieczką, na początku grudnia 2010. Poradzono jej, żeby założyła mężowi Niebieską Kartę.

Najbliższy sąsiad: „Mirosław M. to spokojny i pracowity człowiek. Nigdy nie zauważyłem, żeby nadużywał alkoholu lub źle traktował żonę”. Więcej osób nie przesłuchano. Zeznania matki Ewy i jej brata pucka prokuratura uznała za mało wiarygodne: widzieli u Ewy siniaki, zauważyli, że chudnie, ale nie byli świadkami bicia.

Mirosław M. nie został poddany żadnemu badaniu przez biegłych psychologów. Wystarczyła informacja, że nie był wcześniej karany.

Ewy nie stać na prawnika. Zażalenie na decyzję o umorzeniu pisze 1 czerwca 2011 roku niebieskim długopisem na kartce w kratkę. „Mój mąż dopuścił się wielokrotnego bicia mnie, swojej żony. Izolował i groził, że mnie zabije, a także wyzywał od różnych. Mąż po prostu kłamie, ponieważ pracował niewiele, a zarobione pieniądze przepijał. Bardzo często wracał do domu nietrzeźwy, jego matka codziennie piła alkohol, a mąż razem z nią i braćmi. (...). Bratanek zeznaje na korzyść swojego wujka, a pani z opieki nigdy nie było u nas w domu na wywiadzie środowiskowym. Panie przyjeżdżały, ale do szwagierki i jej dzieci (...) Mąż zrobił coś Wiktorii, bo płacze na widok taśmy klejącej i ciągle powtarza, że tata ją wiązał i dotykał krocze. Wierzę również w zeznania starszej córki Alicji. Ona mówi o tacie tylko: złodziej”.

Na koniec Ewa punktuje prokuraturę, bo w postanowieniu o umorzeniu śledztwa nie ma zeznań jej matki, nie zgadza się także data zeznań złożonych przez nią samą. Ale nie pisze o gwałtach i przetrzymywaniu w piwnicy. Pytam dlaczego.

– Brzydziłam się siebie.

Mirosław M. w trakcie przesłuchania: „Uderzyłem żonę tylko raz w twarz, zaraz po ślubie. No i czasem krzyczałem, jak nie chciała seksu uprawiać”.

Pucka prokuratura już pięć dni później odrzuca zażalenie Ewy, ale Sąd Rejonowy w Wejherowie we wrześniu 2011 nakazuje śledczym wyjaśnić wątpliwości. I wskazuje, że oparli swoją decyzję na zeznaniach matki i bratanka Mirosława M., czyli osób mu najbliższych. Poleca też przesłuchać lekarza, który zrobił Ewie obdukcję, i sprawdzić billingi bratanka – to dowody, które mogą uwiarygodnić relację Ewy. Zwraca też uwagę, że zeznania 4-letniej Alicji są zbieżne z relacją matki.

Młoda asesor odchodzi z prokuratury i zostaje adwokatem. Śledztwo kontynuuje Bartłomiej Konkel, zastępca prokuratora rejonowego w Pucku. 30 listopada 2011 roku znów je umarza, powtarzając za asesor: „słowa Ewy M. nie znajdują odzwierciedlenia w zeznaniach teściowej, siostrzeńca męża, najbliższego sąsiada i pracownicy socjalnej”, a „zebrany materiał dowodowy nie potwierdza wersji zdarzeń, nie licząc zeznań matki oraz brata, którzy ich treść oparli na relacji zasłyszanej od Ewy M.”. Akta sprawy są tajne, ale udaje mi się ustalić, że prokurator Konkel podjął decyzję, nie wykonując zaleceń sądu: nie przesłuchał lekarza, nie zawnioskował o billingi.

– A na tym etapie Mirosław M. powinien już siedzieć w areszcie – mówi mi śledczy znający sprawę. – Zeznania matki i jej córki były wystarczające. W tej sprawie popełniono kardynalne błędy, które przyczyniły się do skrzywdzenia kolejnych osób.

Zanim prokuratura wniesie w końcu o billingi, miną ponad dwa lata. Operatorzy dane o połączeniach przetrzymują tylko przez rok.

Prokuratura nie zajmuje się też sprawą molestowania seksualnego Alicji i Wiktorii. Dziewczynki – na wniosek śledczych – są pod opieką kuratora sądowego, czyli jedynej osoby uprawnionej do interweniowania w ich sprawie. Zostaje nim asystentka sędziego, która w postępowanie się nie włącza. Dzwonię i pytam, dlaczego zlekceważyła to, co mówiła jej mała podopieczna. – Po przeanalizowaniu sprawy doszłam do przekonania, że nie było podstaw do wniesienia skutecznego środka zaskarżenia – odpowiada Karolina Moskat-Nikrant, dziś radca prawny.

Ewa: – Byłam zupełnie sama. Nikt mi nawet nie zaproponował opieki prawnej.

Grudzień 2011. Ewa pisze do prokuratora Konkela. Jej drugie zażalenie na umorzenie śledztwa liczy półtorej strony A4. Wystukane drobnym maczkiem na maszynie do pisania: „(...) W tej okropnej, ciemnej piwnicy zamykał mnie na kłódkę. W nocy otwierał, związywał ręce, nogi i wtedy gwałcił. Po wszystkim bił mnie po głowie. Przez ten czas moja mama mogła przyjeżdżać tylko na telefon. Przywoziła ciasta i słodycze, a ja z tego nie mogłam nic jeść, bo mąż mi zabraniał. Nawet spałam w tej piwnicy związana i czekałam, aż mnie rano rozwiąże. Wtedy wychodziłam, robiłam dzieciom śniadanie i obiad, którego nie mogłam zjeść. Z głodu byłam zmuszona jeść z wiaderka naszego psa Pinia. Były dni, że musiałam spać w lesie (...). Zawsze brakowało pieniędzy na jedzenie i środki czystości. Dzięki temu, że przez trzy miesiące zbierałam te borówki amerykańskie, mieliśmy za co kupić żywność. A on nawet nie pilnował dzieci ani nie sprzątał, tylko pił ze swoją matką oraz braćmi wódkę i duże piwa 1,5 l Staropolskie Mocne. Za moje pieniądze kupował te duże piwa i papierosy, a dzieci były brudne, głodne i obsrane. A jak wracałam z tych borówek, to musiałam prać ręcznie ubranie, posprzątać pokoje, odkurzyć i ugotować dzieciom coś do jedzenia. Pozwany chodził nietrzeźwy nawet cały tydzień. Przez ten czas źle się czułam, to znaczy słabo z głodu i upałów. A za to, że pracowałam, codziennie byłam bita po głowie i kopana po nogach”.

Ewa: – Odrzucili moje zażalenie, nikogo nie przesłuchując. Z lekarzem, który potwierdził, że zostałam pobita, rozmawiali dzień później. Poczułam, że jestem dla nich tym, czym byłam dla niego: śmieciem.

Znów jednak nie napisała całej prawdy: wstydziła się przyznać, że była gwałcona zbiorowo.

– Nie miałam odwagi, widząc, że w nic nam nie wierzą.

Trzy razy się przeprowadza, żeby mąż nie nachodził dzieci. Bierze rozwód. Sąd rodzinny po wysłuchaniu Ewy odbiera Mirosławowi M. prawa rodzicielskie. W lutym 2013 roku prokuratura wznawia śledztwo i przesłuchuje kolejnych świadków.

Wychowawczyni klasy, do której chodziła Alicja, powie, że wie od dzieci o wiązaniu i zaklejaniu buzi taśmą. Koleżanka Ewy przyzna: „Mówiła mi o tym, że Mirosław M. ją bił, gwałcił i zamykał w piwnicy”. Psycholog potwierdzi, że Alicja i Wiktoria oraz ich matka nie zmyślają.

Jednak Prokuratura Rejonowa w Pucku 23 marca 2013 roku definitywnie zakończy śledztwo słowami: „Brak jakichkolwiek obiektywnych dowodów wskazujących na uzasadnione podejrzenie popełnienia występku, o którym pokrzywdzona zeznaje. (...) Fakt, że do zdarzenia miało dojść w trakcie kłótni małżeńskiej w prywatnym domu – nie zaś w miejscu publicznym – a także rodzaj i rozmiar ujemnych następstw tego zdarzenia, należy stwierdzić, że brak jest przesłanek, które wskazywałyby na to, że interes społeczny przemawia za kontynuowaniem ścigania z urzędu. Zebrane dowody nie wskazują, żeby Ewa M. była osobą nieporadną ze względu na wiek, chorobę czy kalectwo i nie mogła skierować do sądu prywatnego aktu oskarżenia”.

– Płakałam całą noc. A on mi się zaśmiał w twarz, że przecież mówił, że nikt mi nie uwierzy. Od tej pory panicznie bałam się, że po mnie któregoś dnia przyjedzie i znów zamknie w piwnicy.

Odszukuję dom, w którym Mirosław M. więził żonę. Kaszubska wieś, 30 domów, najbliższy sąsiad po drugiej stronie drogi. Jak mówi mi lokalny ksiądz: w co trzeciej rodzinie problem z alkoholem. O moim przybyciu alarmują psy. Patrzę na piętrowy budynek. – Tam teraz nikt nie mieszka – z domu naprzeciwko wychodzi 77-letnia Barbara M., matka Mirosława.

Jedno podwórko, oba domy dzieli 30 kroków. Zastanawiam się, jak można nie zauważyć, że syn więzi żonę.

– Dlaczego nikt tu już nie mieszka? – pytam.

– A po co? Musiałabym pilnować, czy znów się ktoś nie kłóci. Sama jestem, znaczy ja i syn na rencie, reszta się wyprowadziła.

Barbara M. powtórzy mi to, co zeznała na policji: że synowa nigdy nie skarżyła się na męża. Że małżeństwo dobrze opiekowało się dziećmi, a jeśli się kłócili, to z powodu pieniędzy, których brakowało. – Codziennie chodzilim do piwnicy i nikogo tam nie było. A ona nic nie mówiła. Dopiero jak się wyprowadziła, dowiedzieliśmy się, że miała pretensje – przekonuje, stojąc w progu.

– Prosiła panią o pomoc.

– Nie prosiła.

– Czemu się pani od niej odwróciła?

– Gdyby pracowała, byłoby inaczej. A ona nic nie robiła, nie pomagała nam, to się kłócili.

– Jak mogła pani bezczynnie patrzeć, jak koledzy syna przychodzili gwałcić Ewę?

– Tu nikt nie przychodził. O, widzi pani? To moje pieski. Cztery, żaden nie jest głodzony. Mirosław też był dobry dla psów.

– Jednego zagłodził.

– Miruś?

– Dlaczego nie zadzwoniła pani na policję?

Odpowiada po chwili: – Tu się nie dzwoni na policję. Co w domu, to w domu. A ja nic nie widziała. Mirek to był mój najlepszy chłopak. Jak im powiem, żeby go wypuścili, to go wypuszczą?

Nie wypuszczą. W niedzielę 21 lutego 2016 roku o godzinie 6.05 policjanci wyciągnęli Mirosława M. z łóżka i wepchnęli do radiowozu. Gdy usłyszał, dlaczego został zatrzymany, odpowiedział: „Niech ona dupę zamknie, już raz chciała mnie wrobić. Siedziałem wtedy przez nią na posterunku, a policjant śmiał się, co ta kobita wymyśla. U nas było dobrze, tylko jej matka mieszała. Czego one ode mnie chcą? Gorzej niż człowiek byłby mordercą”.

Do aresztu trafił 25 dni po tym, gdy babcia Alicji i Wiktorii przyniosła do szkoły pamiętniki dzieci. Gdy wnuczki zaczęły w końcu opowiadać, co robił im ojciec, dała im zeszyty i kazała pisać.

„Jestem Wiktoria. Tata Mirosław robił mi dużo krzywdy. On mnie kleił buzię, wiązał ręce od tyłu i nogi. Jedzenie okruchy od siostry Alicji dawał ten zły tata. Alicja lizała tacie między nogami to coś w spodniach. Siostra Alicja mi to mówiła, ale ja nigdy nie mogłam mówić prawdy, bo Alicja zabraniała, straszyła, bo ci coś zrobię. Śmiała się ze mnie, kiedy byłam związana, że leżałam zesikana i z kupą. Mama była zamknięta w piwnicy i jadła jak pies. Bałam się wtedy mówić i teraz też się boję. Ja byłam mała”.

„Jestem Alicja. Jak ktoś przyjeżdżał to wypuszczaliśmy mamę, a gdy goście poszli, to z powrotem zaprowadzaliśmy mamę do piwnicy. Tata zakładał mamie na głowę worek i wtedy wchodzili panowie i robili mamie źle. Tata brał za to pieniądze. Kupował wódkę i piwo i mnie częstował, jak mnie wziął na opa. Ten zły tata kleił buzię i wiązał mojej siostrze ręce i nogi. A ja pomagałam wiązać, bo Wiktoria krzyczała za mamą”.

Pamiętniki trafiły do prokurator Anny Szczepaniuk-Milewskiej. Od tego momentu już nikt więcej nie podważał zeznań Ewy oraz jej córek. W trakcie śledztwa okaże się jeszcze, że Mirosław M. bił także i gwałcił konkubinę, z którą związał się po odejściu żony, oraz znęcał się nad jej 8-letnim synem. Prawdopodobnie molestował także jego. – Nie chcę komentować działań prokuratury sprzed pięciu lat – mówi mi Anna Szczepaniuk-Milewska. – Mogę jedynie powiedzieć, że widziałam dużo, ale z tak wstrząsającym okrucieństwem nie spotkałam się nigdy.

Asesor Małgorzata Koprowska, która jako pierwsza umorzyła śledztwo, dziś jest adwokatem i specjalizuje się w prawie rodzinnym. Gdy przekazałam jej, o jakim śledztwie chcę rozmawiać, przestała odbierać telefon i odpowiadać na SMS-y.

Bartłomiej Konkel, ówczesny zastępca prokuratora rejonowego w Pucku, który zignorował oczywiste dowody i w marcu 2013 po raz drugi umorzył śledztwo w sprawie Mirosława M., trzy miesiące później został zdymisjonowany. Powodem była głośna sprawa rodziny zastępczej z Pucka, w której zginął 3-latek. Konkel dał sprawę asesorowi, a ten uznał, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Tymczasem z protokołu oględzin wynikało, że dziecko mogło otrzymać silny cios pięścią lub nogą. Dwa miesiące później zmarła siostra chłopca. W 2015 roku ich matka zastępcza została skazana na 25 lat więzienia za zabójstwo 5-letniej Klaudii oraz pobicie ze skutkiem śmiertelnym 3-letniego Kacpra.

Bartłomiej Konkel, dziś w stanie spoczynku, nie odpowiada na moje prośby o kontakt.

Szefem Prokuratury Rejonowej w Pucku w latach 2008-2015 był Piotr Styczewski. To on nadzorował śledztwa i pracę prokuratorów. W kwietniu 2016 roku awansował do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Twierdzi, że śledztwa nie pamięta, i odmawia komentarza.

– Jak można nie pamiętać takiej sprawy? – pytam.

– Można – stwierdza Styczewski. – Nie będę udzielał żadnego wywiadu.

Mirosław M. 2 listopada 2016 roku został oskarżony o znęcanie się nad rodziną, pozbawienie wolności, wielokrotne gwałty ze szczególnym okrucieństwem, umożliwienie zgwałceń nieustalonym osobom, molestowanie nieletnich i zagłodzenie psa. Pytany przez sąd, czy rozumie stawiane mu zarzuty, wzruszył ramionami i nie przyznał się do winy. Grozi mu 15 lat więzienia.

Ewa M. chodzi z dziećmi na terapię i do kościoła. Robi prawo jazdy. Marzy o krótkich wycieczkach nad morze i boi się, że tym razem nie uwierzy jej sędzia.

– Wciąż wraca do mnie sen, w którym budzę się związana w piwnicy, jest przeraźliwie ciemno i już wiem, że on zaraz do mnie zejdzie.
Takie postsciptum do tej sprawy i innych podobnych.
W ramach polityki prorodzinnej rząd Przenajlepszej Zmiany wyjebał finansowanie dla telefonu zaufania dla kobiet. Utrzymuje go obecnie firma kosmetyczna Avon. Dla dzieci swego czasu finansował piłkarz Błaszczykowski, z tych samych przyczyn.

nawet nie wiedziałem z tym telefonem. huj człowieka strzela gdzie mu przyszło żyć.
Wszystkim oburzonym telefonem zaufania, to nie telefon zaufania prowadził dochodzenie. To prokuratorzy mieli zeznania i dowody w sprawie. To była całkowicie apolityczna prokuratura w czasie rządów bezpartyjnych fachowców.
Awatar użytkownika
Wacław
rasowy masterfulowicz
Posty: 2678
Rejestracja: 04-08-2018, 08:37

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

03-07-2020, 22:36

zodiac pisze:
03-07-2020, 22:17
Wacław pisze:
03-07-2020, 19:01
Hatefire pisze:
03-07-2020, 18:54


Tu macie cały artykuł, który wyciągnął tą sprawę do opinni publicznej.



Takie postsciptum do tej sprawy i innych podobnych.
W ramach polityki prorodzinnej rząd Przenajlepszej Zmiany wyjebał finansowanie dla telefonu zaufania dla kobiet. Utrzymuje go obecnie firma kosmetyczna Avon. Dla dzieci swego czasu finansował piłkarz Błaszczykowski, z tych samych przyczyn.

nawet nie wiedziałem z tym telefonem. huj człowieka strzela gdzie mu przyszło żyć.
Wszystkim oburzonym telefonem zaufania, to nie telefon zaufania prowadził dochodzenie. To prokuratorzy mieli zeznania i dowody w sprawie. To była całkowicie apolityczna prokuratura w czasie rządów bezpartyjnych fachowców.
albo nie doczytałeś albo palisz głupa. ja się np. odniosłem tylko i wyłącznie do faktu likwidacji telefonu zauf.
zodiac
postuje jak opętany!
Posty: 593
Rejestracja: 22-02-2018, 19:29

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

03-07-2020, 22:45

Wacław pisze:
03-07-2020, 22:36
zodiac pisze:
03-07-2020, 22:17
Wacław pisze:
03-07-2020, 19:01


nawet nie wiedziałem z tym telefonem. huj człowieka strzela gdzie mu przyszło żyć.
Wszystkim oburzonym telefonem zaufania, to nie telefon zaufania prowadził dochodzenie. To prokuratorzy mieli zeznania i dowody w sprawie. To była całkowicie apolityczna prokuratura w czasie rządów bezpartyjnych fachowców.
albo nie doczytałeś albo palisz głupa. ja się np. odniosłem tylko i wyłącznie do faktu likwidacji telefonu zauf.
Odniosłem się do postu użytkownika Hatefire, po prostu takie działanie prokuratury nie ma barw partyjnych a wynika ze struktury organizacji w której to wszystko się rozgrywa. I tu jest cały problem.
Awatar użytkownika
Lukass
zahartowany metalizator
Posty: 4706
Rejestracja: 13-08-2015, 23:28
Lokalizacja: Trójmiasto

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 00:03

To była wyjątkowo bezwładna i niekompetentna prokuratura. Człowiek, który miał udział w drugim umorzeniu, miał także związek ze sprawą śmierci dzieciaka w rodzinie zastępczej. Mimo poważnych przesłanek, że doszło do aktu przemocy, potraktowano to jako wypadek. Minęły bodajże dwa miesiące i zmarło (czy - bądźmy dokładni - zostało zabite) drugie dziecko, w tej samej rodzinie.

I proszę Was, usuwajcie z cytatów źródłowy tekst, tego się nie da czytać w ten sposób.
Where did we go wrong?
How did we go wrong?
Awatar użytkownika
Wacław
rasowy masterfulowicz
Posty: 2678
Rejestracja: 04-08-2018, 08:37

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 00:08

Lukass pisze:
04-07-2020, 00:03
To była wyjątkowo bezwładna i niekompetentna prokuratura. Człowiek, który miał udział w drugim umorzeniu, miał także związek ze sprawą śmierci dzieciaka w rodzinie zastępczej. Mimo poważnych przesłanek, że doszło do aktu przemocy, potraktowano to jako wypadek. Minęły bodajże dwa miesiące i zmarło (czy - bądźmy dokładni - zostało zabite) drugie dziecko, w tej samej rodzinie.

I proszę Was, usuwajcie z cytatów źródłowy tekst, tego się nie da czytać w ten sposób.
zodiac to chyba jakieś alterego spacyfikowanego. uważnie czytam co ma do powiedzenia.

jeżeli chodzi o cytowanie to jakoś mi nie idzie na tym nowym forum. na telefonie w szczególności.
Awatar użytkownika
Hatefire
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 11056
Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 00:13

zodiac pisze:
03-07-2020, 22:45
Odniosłem się do postu użytkownika Hatefire, po prostu takie działanie prokuratury nie ma barw partyjnych a wynika ze struktury organizacji w której to wszystko się rozgrywa. I tu jest cały problem.
Ja natomiast odniosłem się, że takie działania mają wpływ na szansę powstawania takich patologii, bo ofiara nie ma gdzie się zwrócić. Widzę, że na przyszłość trzeba pisać w punktach i podpunktach, bo jakiś przyczepi się do słówka, nie rozumiejąc kontekstu. Natomiast z twojego wpisu rozumiem, że problem leży tylko w prokuraturze, klimat społeczny i infrastruktura pozwalająca uzyskać doraźną pomoc materialną, prawną i psychologiczną, to pies ją trącał.
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Awatar użytkownika
Wacław
rasowy masterfulowicz
Posty: 2678
Rejestracja: 04-08-2018, 08:37

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 00:18

Hatefire pisze:
04-07-2020, 00:13
zodiac pisze:
03-07-2020, 22:45
Odniosłem się do postu użytkownika Hatefire, po prostu takie działanie prokuratury nie ma barw partyjnych a wynika ze struktury organizacji w której to wszystko się rozgrywa. I tu jest cały problem.
Ja natomiast odniosłem się, że takie działania mają wpływ na szansę powstawania takich patologii, bo ofiara nie ma gdzie się zwrócić. Widzę, że na przyszłość trzeba pisać w punktach i podpunktach, bo jakiś przyczepi się do słówka, nie rozumiejąc kontekstu. Natomiast z twojego wpisu rozumiem, że problem leży tylko w prokuraturze, klimat społeczny i infrastruktura pozwalająca uzyskać doraźną pomoc materialną, prawną i psychologiczną, to pies ją trącał.
zodiac na razie na mięciutko pacjentuje. z kobieta można zrobić wszytko bo prokuratura to profeska. sedno sprawy na bok a znów rozmywanie i relatywizowanie. dodam, że ma kilka postów na sumieniu. z takim lekko nieświeżym wydźwiękiem. oczywiście nie ma co wyrokować, bo pewnie to spoko ziomek ale zaczyna dość dziwnie a wręcz niepokojąco.
Awatar użytkownika
Hatefire
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 11056
Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 00:23

Wacław pisze:
04-07-2020, 00:18
zodiac na razie na mięciutko pacjentuje. z kobieta można zrobić wszytko bo prokuratura to profeska. sedno sprawy na bok a znów rozmywanie i relatywizowanie. dodam, że ma kilka postów na sumieniu. z takim lekko nieświeżym wydźwiękiem. oczywiście nie ma co wyrokować, bo pewnie to spoko ziomek ale zaczyna dość dziwnie a wręcz niepokojąco.
Spoko, zapisałem nickname. Co by o mnie nie mówić, jak mam wenę i wolny czas, to potrafię na wysokim poziomie tyrać w opór. Zobaczymy jak się rozwinie ;-)
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Awatar użytkownika
Wacław
rasowy masterfulowicz
Posty: 2678
Rejestracja: 04-08-2018, 08:37

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 00:26

Hatefire pisze:
04-07-2020, 00:23
Wacław pisze:
04-07-2020, 00:18
zodiac na razie na mięciutko pacjentuje. z kobieta można zrobić wszytko bo prokuratura to profeska. sedno sprawy na bok a znów rozmywanie i relatywizowanie. dodam, że ma kilka postów na sumieniu. z takim lekko nieświeżym wydźwiękiem. oczywiście nie ma co wyrokować, bo pewnie to spoko ziomek ale zaczyna dość dziwnie a wręcz niepokojąco.
Spoko, zapisałem nickname. Co by o mnie nie mówić, jak mam wenę i wolny czas, to potrafię na wysokim poziomie tyrać w opór. Zobaczymy jak się rozwinie ;-)
mimo wszystko liczę, że to nie jakiś spękany pacan co zmienił nicka, aby z drugiej flanki zaatakować a nowy użytkownik z ciekawym i świeżym podejściem do pedalstwa, żydostwa, i lewactwa bo to przecież kluczowe sprawy są dla prawilnego polaczka/sebixaa.
zodiac
postuje jak opętany!
Posty: 593
Rejestracja: 22-02-2018, 19:29

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 09:06

Wacław pisze:
04-07-2020, 00:26
Hatefire pisze:
04-07-2020, 00:23
Wacław pisze:
04-07-2020, 00:18
zodiac na razie na mięciutko pacjentuje. z kobieta można zrobić wszytko bo prokuratura to profeska. sedno sprawy na bok a znów rozmywanie i relatywizowanie. dodam, że ma kilka postów na sumieniu. z takim lekko nieświeżym wydźwiękiem. oczywiście nie ma co wyrokować, bo pewnie to spoko ziomek ale zaczyna dość dziwnie a wręcz niepokojąco.
Spoko, zapisałem nickname. Co by o mnie nie mówić, jak mam wenę i wolny czas, to potrafię na wysokim poziomie tyrać w opór. Zobaczymy jak się rozwinie ;-)
mimo wszystko liczę, że to nie jakiś spękany pacan co zmienił nicka, aby z drugiej flanki zaatakować a nowy użytkownik z ciekawym i świeżym podejściem do pedalstwa, żydostwa, i lewactwa bo to przecież kluczowe sprawy są dla prawilnego polaczka/sebixaa.
Czekałem kiedy u kolegi włączy się detektor wykrywający czyjeś alter ego. Nie tak prędko. Ponadto na początek zalecam czytanie ze zrozumieniem bo nie znalazłem nigdzie stwierdzenia, że prokuratura to profeska a już tym bardziej, że z kobietą można zrobić wszystko.
Pisałem, że prokuratura kiedyś i dziś to taki sam poziom bagna i nic więcej. Jeżeli takie stwierdzenie powoduje automatyczne pozycjonowanie po jednej ze scen sporu politycznego to gratuluję syndromu oblężonej twierdzy. Miłego weekendu.
Awatar użytkownika
Wacław
rasowy masterfulowicz
Posty: 2678
Rejestracja: 04-08-2018, 08:37

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 09:29

zodiac pisze:
04-07-2020, 09:06
Wacław pisze:
04-07-2020, 00:26
Hatefire pisze:
04-07-2020, 00:23


Spoko, zapisałem nickname. Co by o mnie nie mówić, jak mam wenę i wolny czas, to potrafię na wysokim poziomie tyrać w opór. Zobaczymy jak się rozwinie ;-)
mimo wszystko liczę, że to nie jakiś spękany pacan co zmienił nicka, aby z drugiej flanki zaatakować a nowy użytkownik z ciekawym i świeżym podejściem do pedalstwa, żydostwa, i lewactwa bo to przecież kluczowe sprawy są dla prawilnego polaczka/sebixaa.
Czekałem kiedy u kolegi włączy się detektor wykrywający czyjeś alter ego. Nie tak prędko. Ponadto na początek zalecam czytanie ze zrozumieniem bo nie znalazłem nigdzie stwierdzenia, że prokuratura to profeska a już tym bardziej, że z kobietą można zrobić wszystko.
Pisałem, że prokuratura kiedyś i dziś to taki sam poziom bagna i nic więcej. Jeżeli takie stwierdzenie powoduje automatyczne pozycjonowanie po jednej ze scen sporu politycznego to gratuluję syndromu oblężonej twierdzy. Miłego weekendu.
jest dobrze. ma miejsce rekonwalescencja po wczorajszej ekstrakcji zębów. dobry stan jak na załączonym, co bardzo cieszy. choć chyba dalej przyćpana jest.

Obrazek

u mnie co łikendowy przegląd muzycznych nowości wszelakich. a później kolejne kolorowe plany.

jest dobrze.

równie udanego życzę.
Awatar użytkownika
Fanatyk
weteran forumowych bitew
Posty: 1034
Rejestracja: 02-09-2015, 20:23

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 14:10

"Byłam przekonana, że zabiłam dość ludzi. Poczułam zadowolenie, że mi się to udało".
-Olga Hepnerová - przyznała, że planowała wykoleić pociąg. Następnie chciała strzelać do ludzi z dachów, zapisała się nawet do kółka strzeleckiego. Zrezygnowała, bo obydwa warianty były zbyt trudne z powodów technicznych, szczególnie jeśli chodzi o zdobycie dobrej, snajperskiej broni. Ostatecznie wjechała ciężarówką w przechodniów, zabijając 8 osób.

Obrazek
Awatar użytkownika
hungry_slave
zaczyna szaleć
Posty: 188
Rejestracja: 26-03-2013, 07:08

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

04-07-2020, 17:35

"Já, Olga Hepnarová" z 2016 z Michaliną Olszańską pamiętam, że pozytywnie wypadł.

Obrazek
Awatar użytkownika
uglak
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9999
Rejestracja: 15-06-2012, 12:03
Lokalizacja: ארץ ישראל

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

16-10-2020, 21:32

Dziennik Polski, 16.10.1945 pisze:Obrazek
Guilty of being right
Awatar użytkownika
Mariusz Wędliniarz
rasowy masterfulowicz
Posty: 2466
Rejestracja: 21-09-2011, 13:13

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

16-10-2020, 21:38

Fanatyk pisze:
04-07-2020, 14:10
"Byłam przekonana, że zabiłam dość ludzi. Poczułam zadowolenie, że mi się to udało".
-Olga Hepnerová - przyznała, że planowała wykoleić pociąg. Następnie chciała strzelać do ludzi z dachów, zapisała się nawet do kółka strzeleckiego. Zrezygnowała, bo obydwa warianty były zbyt trudne z powodów technicznych, szczególnie jeśli chodzi o zdobycie dobrej, snajperskiej broni. Ostatecznie wjechała ciężarówką w przechodniów, zabijając 8 osób.

Obrazek
No i co, to jakaś bohaterka przez to dla ciebie? Cię życie jeszcze przeczołga kiedyś to się do Boga będziesz modlił.

I do tej pory nie odpowiedziałeś mi na pytanie czy jesteś chińskim agentem? Czyżbym trafił w czuły punkt?
Podejrzewam, że obaj z Pacjentem nimi jesteście.
Raz się zje, raz się nie zje.
Awatar użytkownika
Fanatyk
weteran forumowych bitew
Posty: 1034
Rejestracja: 02-09-2015, 20:23

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

17-10-2020, 14:32

No i co, to jakaś bohaterka przez to dla ciebie? Cię życie jeszcze przeczołga kiedyś to się do Boga będziesz modlił.

I do tej pory nie odpowiedziałeś mi na pytanie czy jesteś chińskim agentem? Czyżbym trafił w czuły punkt?
Podejrzewam, że obaj z Pacjentem nimi jesteście.
Wypierdalaj z tymi bajeczkami dla naiwnych ludzi, idź je wciskać gdzie indziej.
Awatar użytkownika
Mariusz Wędliniarz
rasowy masterfulowicz
Posty: 2466
Rejestracja: 21-09-2011, 13:13

Re: ZŁO w myśli, mowie i czynie....

17-10-2020, 14:38

Fanatyk pisze:
17-10-2020, 14:32
No i co, to jakaś bohaterka przez to dla ciebie? Cię życie jeszcze przeczołga kiedyś to się do Boga będziesz modlił.

I do tej pory nie odpowiedziałeś mi na pytanie czy jesteś chińskim agentem? Czyżbym trafił w czuły punkt?
Podejrzewam, że obaj z Pacjentem nimi jesteście.
Wypierdalaj z tymi bajeczkami dla naiwnych ludzi, idź je wciskać gdzie indziej.
Albo chińsko-ruski agent. Widać, że to jest twój czuły punkt. Dużo ich jest na forach internetowych, celowo dezinformują ludzi i bardzo im na tym zależy żeby się zarażali.
Raz się zje, raz się nie zje.
ODPOWIEDZ