
Holenderski KJELD (nie mylić z innym, także z kraju tulipanów) nagrał tylko jeden materiał (choć zespół istnieje od 2003 roku). W dodatku materiał jest dość krótki - niespełna 18 minutowy, a De Tiid hâldt gjin Skoft to jego tajemniczy tytuł. Okładka wygląda tak:

Dwa rozbudowane utwory black metalu środka, dość przystępnego. Słychać jakieś reminiscencje Enthroned, Marduk i bliżej niescharakteryzowanej Norwegii. Zwróciłem uwagę na zajebistą perkusję, choć reszta także znakomita. Pierwszy odsłuch nie zrobił na mnie dużego wrażenia, ale po prawdzie od trzech dni płyty nie wyjmowałem z odtwarzacza, bo tak mi się spodobało. To świetny wynik, biorąc pod uwagę, że płytkę wziąłem jako przystawkę do większego dania, a jedynym kryterium jakim się kierowałem była ładna nazwa. :-D
Linki do zapoznania: oraz
Pewnie zaraz przyjdzie Lykantrop i zjebie...:-)