Będąc szczerym, ROT nigdy nie należał do grona moich muzycznych faworytów i zawsze zastanawiałem się, skąd wziął się ten ich legendarny status. Być może stali się kultowi z tego powodu, że byli jedną z pierwszych kapel z Brazylii grającą grind core'a? Jak przystało na kapelę z tego nurtu, splitów przeróżnej maści, treści i jakości mają na swoim koncie dosyć pokaźną liczbę, natomiast pełnych krążków zdołali stworzyć od roku 1990 aż....sześć. "Organic", 25 minutowy wytrysk energii jest w tej chwili ich ostatnim dokonaniem. I tak jak wspomniałem na początku, ROT nigdy nie był kapelą, za którą dałbym się pokroić, a po wysłuchaniu "Organic" jestem pewien, że nic w tej kwestii, przynajmniej w najbliższym czasie nie ulegnie zmianie. Nie powiem, zapowiedzi były obiecujące. Brzmienie nawet poprawne, kawałki treściwe, pełne gwałtowności i sporządzone według żelaznych reguł, czyli, ma być szybko i krótko. Reguły regułami, ale chciałbym otrzymać coś więcej, coś co by sprawiło, że po wysłuchaniu albumu miałbym ochotę przesłuchać go po raz kolejny. Tutaj jednak zapału wystarcza na jeden raz. Jest i szybko, i gwałtownie, nawet poziom brutalności jest w miarę ok, ale po którymś tak utworze zaczyna wkradać się nuda. Nie wystarczy mieć kultową nazwę, nie wystarczy być legendą, kiedy muzyka jest po prostu..... średnia. Może jestem zbyt okrutny, ale od kapel z takim stażem, doświadczeniem i renomą, oczekuję naprawdę o wiele więcej. Dla zatwardziałych poszukiwaczy płyt, które swoją egzotyką można śmiało postawić obok politycznego grind corea z Zimbabwe czy wegetariańskich piewców krucjaty przeciw Mcdonaldowi z Albanii, będzie to zapewne coś, co warto sprawdzić. Pozostali, jeśli nie są fanami ROT mogą przesłuchać na YT lub od razu poszukać czegoś innego. Kapel grających taką muzykę jest naprawdę sporo, i jestem pewien, że sporo z nich gra o wiele lepiej niż ROT. Ot, średniak, jak pozostałe ich dokonania.