szkaluje Agalloch?btd pisze:pewnie odkopany temat bo trotzky (tak on się tu pisze?) szkaluje na fb
AGALLOCH
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
- Gunman
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1683
- Rejestracja: 13-07-2012, 20:23
Re: AGALLOCH
Re: AGALLOCH
Parę słów o "Ashes Against the Grain".
Lubię ostatnio wydrukować sobie teksty i spędzić godzinę z płytą sam na sam. W sensie - prawie po ciemku, muzyka płynąca z głośników, tapczan i słaby strumień światła padający na kartkę, obok kot mruczy. Znacie te klimaty.
I tak sobie myślę, że Agalloch osiągnął sukces swoją spójnością. Mają (mieli?) ten element, którego tak mi brakuje. Bo mam wrażenie, że to jest muzyka pisana pod teksty, a nie odwrót. Najpierw wywoływany jest pewien duch, spiritus movens, a potem dopiero myśl - jak to przekazać kilkoma instrumentami? Jak najlepiej rozpisać zieleń w efekcie? Słuchamy metalu, ale czy to zadziała, czy odpuścić go? Itd.
Bo w sumie, po skupieniu się stwierdziłem, że metalu tu nie ma prawie w ogóle. Mimo, że twierdzili po "The Mantle" że chcą powrócić do metalu, to takiego stricte metalowego brzmienia prawie nie ma - poza generycznym, ale płynnym riffem w "Not Unlike the Waves". W ogóle płynność jest tu ważna, czego dowodzi historia teledysku do tego kawałka, ale o tym już nie będę się rozpisywał.
Lubię metafory, jakich używają. Słownictwo jest wyszukane, ale obrazowanie proste i oparte na odwiecznych motywach: krew, śnieg, słońce, fale, horyzont. Każdy może to sobie z łatwością wyobrazić.
Ich miłość do leśnych trzewi jest prawdziwa. Zgłębiając teksty czuję, że gdyby mogli, to tak jak i często ja sam, zmietliby jednym ruchem całą ludzkość i wszystko, co stworzyła. A potem, mieszkając każdy w swojej chacie w dużej odległości od siebie, spotykaliby się tylko od czasu do czasu, by przy nikłym świetle świecy powspominać jakieś inne czasy. I w końcu stoczyć się w depresję, i zabić się, paść do wody i stać się w ten sposób jednością z tym, co kochają.
Lubię ostatnio wydrukować sobie teksty i spędzić godzinę z płytą sam na sam. W sensie - prawie po ciemku, muzyka płynąca z głośników, tapczan i słaby strumień światła padający na kartkę, obok kot mruczy. Znacie te klimaty.
I tak sobie myślę, że Agalloch osiągnął sukces swoją spójnością. Mają (mieli?) ten element, którego tak mi brakuje. Bo mam wrażenie, że to jest muzyka pisana pod teksty, a nie odwrót. Najpierw wywoływany jest pewien duch, spiritus movens, a potem dopiero myśl - jak to przekazać kilkoma instrumentami? Jak najlepiej rozpisać zieleń w efekcie? Słuchamy metalu, ale czy to zadziała, czy odpuścić go? Itd.
Bo w sumie, po skupieniu się stwierdziłem, że metalu tu nie ma prawie w ogóle. Mimo, że twierdzili po "The Mantle" że chcą powrócić do metalu, to takiego stricte metalowego brzmienia prawie nie ma - poza generycznym, ale płynnym riffem w "Not Unlike the Waves". W ogóle płynność jest tu ważna, czego dowodzi historia teledysku do tego kawałka, ale o tym już nie będę się rozpisywał.
Lubię metafory, jakich używają. Słownictwo jest wyszukane, ale obrazowanie proste i oparte na odwiecznych motywach: krew, śnieg, słońce, fale, horyzont. Każdy może to sobie z łatwością wyobrazić.
Ich miłość do leśnych trzewi jest prawdziwa. Zgłębiając teksty czuję, że gdyby mogli, to tak jak i często ja sam, zmietliby jednym ruchem całą ludzkość i wszystko, co stworzyła. A potem, mieszkając każdy w swojej chacie w dużej odległości od siebie, spotykaliby się tylko od czasu do czasu, by przy nikłym świetle świecy powspominać jakieś inne czasy. I w końcu stoczyć się w depresję, i zabić się, paść do wody i stać się w ten sposób jednością z tym, co kochają.
- Gunman
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1683
- Rejestracja: 13-07-2012, 20:23
Re: AGALLOCH
Ta samotność w stolicy musi Ci już strasznie dokuczać
Re: AGALLOCH
Tak sobie ostatnio przysiadłem, tym razem konkretniej, do pierwszych czterech materiałów, jakie wydali, więc poburczę sobie pod nosem sam do siebie, bo i tak nikt tu nie lubi Agalloch.
"Promo 98" - chaty w lesie jeszcze nie zbudowali, ale pierwsza lepianka stoi; trochę się koleboce, bo stawiali na podmokłym gruncie, nie wiedzieli jeszcze z czym to się je, ale gdybym dzisiaj usłyszał taki oto pierwszy materiał zespołu, to wiedziałbym, że coś z nich dobrego wyrośnie.
"Pale Folklore" - lepianka się zawaliła, więc znieśli pierwsze deski do zbudowania chaty; jest ona jeszcze dość prymitywna, tu i ówdzie brakuje deski, ale na razie chodzi nam głównie o to, by nie wiało w dupę; niedopracowany jeszcze ten materiał, chociaż ciekawe jest to, że zaczynali w sumie od stricte leśnego grania (tak jak rozumiemy klimaty neofolkowe przy ognisku) wymieszane z post-rockiem (ktoś przed nimi w ogóle mieszał już mocno post-rocka z metalem?), a potem poszli w trochę innym kierunku, ale do tego wrócimy. Szkoda tylko że nie ma tu nic takiego mocno zapamiętywalnego.
"Of Stone, Wind and Pillor" - tu się zaczyna taki Agalloch, jaki znamy, w sumie bardzo zgrabny materiał, wszystkie dziury w chatce zaklejone, nic nie podwiewa w dupala, wygód jeszcze nie ma ale kształt już ten co powinien być; Prawdę mówiąc zastanawiam się, czy "Kneel to the Cross" nie jest paradoksalnie najlepszym ich utworem, przy czym problem leży oczywiście w tym, że to nie ich. Cóż poradzić, że przesadzili oryginał o kilka długości i przeróbka jest bardziej znana... Potężny przekaz i chwytliwość, no i nasączyli to już tym, co powoli nadchodziło: Bathory.
"The Mantle" - chata stoi już solidna, deski umocniono spoiwem, w środku zbudowano kominek; muzycy siedzą przed ogniem i są bardzo grim i necro, bo do najbliższego sklepu jest bardzo daleko, ale nie uświadamiali sobie tego, gdy klepali gwoździe. Znacznie bardziej różnorodnie; chyba niektórzy twierdzą, że to ich najlepszy materiał. Mi tu trochę brakuje jednak spójności, i za dużo shoegaze'owania, ale przynajmniej odkryli otwieranie i zamykanie płyty w jasny sposób, tak w typie książkowym. No i jebło tu i ówdzie Bathory, a chyba nikt nie pierdoli tyle o Bathory na tym forum co ja, więc radośnie mi fest jak trzaśnie taka kanonada bębnów. W ogóle wydaje mi się, że Agalloch to taka wypadowa grania przy ognisku z myślą, jak bardzo nie lubimy ludzi, Bathory i shoegazu. Ciekawe, że udało im się to sklecić w strawną całość.
"Promo 98" - chaty w lesie jeszcze nie zbudowali, ale pierwsza lepianka stoi; trochę się koleboce, bo stawiali na podmokłym gruncie, nie wiedzieli jeszcze z czym to się je, ale gdybym dzisiaj usłyszał taki oto pierwszy materiał zespołu, to wiedziałbym, że coś z nich dobrego wyrośnie.
"Pale Folklore" - lepianka się zawaliła, więc znieśli pierwsze deski do zbudowania chaty; jest ona jeszcze dość prymitywna, tu i ówdzie brakuje deski, ale na razie chodzi nam głównie o to, by nie wiało w dupę; niedopracowany jeszcze ten materiał, chociaż ciekawe jest to, że zaczynali w sumie od stricte leśnego grania (tak jak rozumiemy klimaty neofolkowe przy ognisku) wymieszane z post-rockiem (ktoś przed nimi w ogóle mieszał już mocno post-rocka z metalem?), a potem poszli w trochę innym kierunku, ale do tego wrócimy. Szkoda tylko że nie ma tu nic takiego mocno zapamiętywalnego.
"Of Stone, Wind and Pillor" - tu się zaczyna taki Agalloch, jaki znamy, w sumie bardzo zgrabny materiał, wszystkie dziury w chatce zaklejone, nic nie podwiewa w dupala, wygód jeszcze nie ma ale kształt już ten co powinien być; Prawdę mówiąc zastanawiam się, czy "Kneel to the Cross" nie jest paradoksalnie najlepszym ich utworem, przy czym problem leży oczywiście w tym, że to nie ich. Cóż poradzić, że przesadzili oryginał o kilka długości i przeróbka jest bardziej znana... Potężny przekaz i chwytliwość, no i nasączyli to już tym, co powoli nadchodziło: Bathory.
"The Mantle" - chata stoi już solidna, deski umocniono spoiwem, w środku zbudowano kominek; muzycy siedzą przed ogniem i są bardzo grim i necro, bo do najbliższego sklepu jest bardzo daleko, ale nie uświadamiali sobie tego, gdy klepali gwoździe. Znacznie bardziej różnorodnie; chyba niektórzy twierdzą, że to ich najlepszy materiał. Mi tu trochę brakuje jednak spójności, i za dużo shoegaze'owania, ale przynajmniej odkryli otwieranie i zamykanie płyty w jasny sposób, tak w typie książkowym. No i jebło tu i ówdzie Bathory, a chyba nikt nie pierdoli tyle o Bathory na tym forum co ja, więc radośnie mi fest jak trzaśnie taka kanonada bębnów. W ogóle wydaje mi się, że Agalloch to taka wypadowa grania przy ognisku z myślą, jak bardzo nie lubimy ludzi, Bathory i shoegazu. Ciekawe, że udało im się to sklecić w strawną całość.
Re: AGALLOCH
Far away, brother, far afloat, you must labour in the sea!
Czyli będę kontynuował w tej tematycznej samotni to, co zacząłem jakiś czas temu, bo ten temat stał się chyba moją własną chatką głęboko w leśnych chaszczach, do której pozostali patrzą z daleka, pukając się w głowę na drodze do tematów o profesorskim napierdolu. C'est la vie.
Skończyliśmy ostatnio przed EPką "The Grey". Pojawiają się często głosy, że Agalloch tworzyli lepsze EPki niż płyty. Tutaj tego nie potwierdzili. Siedząc w swojej kanciapie w krzakach, postanowili zrobić jakiś odpał, w którym wszystko huczy, zgrzyta i tęskni do noise'ów, dark ambientów i Current 93. Niestety, ten remix "Odal" jakoś do niczego nie prowadzi, jak ten robot z komiksu który potrafił tylko krzyczeć, ale po co to robi, nikt nie wiedział.
Przyszedł potem split z Nest, który wyraził dokładnie to, co Agalloch powinno wyrażać - samotność, gałęzie pokryte śniegiem, rozkładające się w ciszy liście, i gdzieś pod białym świerkiem siedzący samotny człowiek z gitarą. Wszystkie zwierzęta dawno zasnęły, tylko on jeden nie może. "Wolves of Timberline" to esencja.
O "Ashes..." pisałem już.
Dalej lecimy z epką "The White", która jest pewnie głównym powodem, dla którego tak dobrze mówi się o krótszych materiałach Agalloch. Nie ma tu zimy, tylko wiosna, lato, skrajnie neofolkowo, mało smutku, dużo pogańskiej radości z życia i rodzącej się natury przeplatanej samplami z filmu "Wicker Orc" z Sarumanem (w roli prawie głównej) który wabi Gandalfa do Isengardu by razem z orkami spalić go jako chrześcijanina w wielkim wiklinowym orku, jak tytuł sam wskazuje. Prawdziwym bohaterem zbiorowym jest wiklinowe pole i biała wierzba oraz ciepło słońca.
Dobra, te ostatnie 3 zostawię sobie na później.
Czyli będę kontynuował w tej tematycznej samotni to, co zacząłem jakiś czas temu, bo ten temat stał się chyba moją własną chatką głęboko w leśnych chaszczach, do której pozostali patrzą z daleka, pukając się w głowę na drodze do tematów o profesorskim napierdolu. C'est la vie.
Skończyliśmy ostatnio przed EPką "The Grey". Pojawiają się często głosy, że Agalloch tworzyli lepsze EPki niż płyty. Tutaj tego nie potwierdzili. Siedząc w swojej kanciapie w krzakach, postanowili zrobić jakiś odpał, w którym wszystko huczy, zgrzyta i tęskni do noise'ów, dark ambientów i Current 93. Niestety, ten remix "Odal" jakoś do niczego nie prowadzi, jak ten robot z komiksu który potrafił tylko krzyczeć, ale po co to robi, nikt nie wiedział.
Przyszedł potem split z Nest, który wyraził dokładnie to, co Agalloch powinno wyrażać - samotność, gałęzie pokryte śniegiem, rozkładające się w ciszy liście, i gdzieś pod białym świerkiem siedzący samotny człowiek z gitarą. Wszystkie zwierzęta dawno zasnęły, tylko on jeden nie może. "Wolves of Timberline" to esencja.
O "Ashes..." pisałem już.
Dalej lecimy z epką "The White", która jest pewnie głównym powodem, dla którego tak dobrze mówi się o krótszych materiałach Agalloch. Nie ma tu zimy, tylko wiosna, lato, skrajnie neofolkowo, mało smutku, dużo pogańskiej radości z życia i rodzącej się natury przeplatanej samplami z filmu "Wicker Orc" z Sarumanem (w roli prawie głównej) który wabi Gandalfa do Isengardu by razem z orkami spalić go jako chrześcijanina w wielkim wiklinowym orku, jak tytuł sam wskazuje. Prawdziwym bohaterem zbiorowym jest wiklinowe pole i biała wierzba oraz ciepło słońca.
Dobra, te ostatnie 3 zostawię sobie na później.
- Ubzdur
- w mackach Zła
- Posty: 875
- Rejestracja: 16-02-2015, 19:12
Re: AGALLOCH
Agalloch polubiłem kiedyś mocno bo chciałem na pewnym etapie swojego życia czegoś o określonym leśno smutnym klimacie i wałkowałem do skutku. Pierwsze odsłuchy jednak odrzucały. I to było prawidłowe wrażenie. Metalu to oni grać nie umieją, na siłę doczepili jak dla mnie "metal" do swojej muzyki. Mają styl, który jest o tyle ich własnym o ile nie znało się wcześniej ich bezpośrednich inspiracji, ani nie ma porównania do lepszych rzeczy w post rocku i neofolku. Tyle krytyki na razie.
Zgadzam się z przedmówcą co do oceny poszczególnych płyt dotąd wymienionych. Ale kultu ludzie im narobili za dużo. Faktycznie innowacyjnie grali, ale wykonanie bez szału. Weźmy ich DVD koncertowe. Wielkie nieporozumienie. Zawyżone szkolne oceny dałbym: 3 za pale, 4 za kolejne dwa longi, 4+ za stone i white.
Z nowszych wyróżniłbym Faustian Echoes, Marrow of The Spirit ma momenty które należą do czołówki ich dokonań, a Serpent & Sphere jest co najwyżej przeciętne.
Teraz wyszedł Pillorian i pobieżnie posłuchany nie zachwyca, a na głębsze badanie jakoś nie mam ochoty. Ale trzeba będzie ogarnąć, bo to tak jak ten cały Agalloch tylko z większym przytupem.
Zgadzam się z przedmówcą co do oceny poszczególnych płyt dotąd wymienionych. Ale kultu ludzie im narobili za dużo. Faktycznie innowacyjnie grali, ale wykonanie bez szału. Weźmy ich DVD koncertowe. Wielkie nieporozumienie. Zawyżone szkolne oceny dałbym: 3 za pale, 4 za kolejne dwa longi, 4+ za stone i white.
Z nowszych wyróżniłbym Faustian Echoes, Marrow of The Spirit ma momenty które należą do czołówki ich dokonań, a Serpent & Sphere jest co najwyżej przeciętne.
Teraz wyszedł Pillorian i pobieżnie posłuchany nie zachwyca, a na głębsze badanie jakoś nie mam ochoty. Ale trzeba będzie ogarnąć, bo to tak jak ten cały Agalloch tylko z większym przytupem.
Re: AGALLOCH
Dobra, to tak kończąc to moje smutne pierdolenie.
Kolega pisał że "Marrow of the Spirit" to czołówka ich dokonań, nie czuję tego prawdę mówiąc wcale a wcale. Ich domek w lesie zarósł mchem, oni sami przestali wychodzić, bo zima i to taka że nie ma już co jeść bo ziemniaki zgniły i trzeba je przepijać łzami. Ostatnio posłuchałem parę razy, ale to było jak woda, wchodziło i wychodziło nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Albo za melodyjnie, albo za nijako. "Ghosts..." ma swoje momenty, ale to tyle. W ogóle nie chce mi się do tego wracać.
"Faustian Echoes" to ich łabędzia pieśń, i myślę że całkiem obiektywnie najlepsze, co nagrali, tylko że jakoś nikt nie chce się z tym próbować. Wpisali się w pewien kanon wielkiej kultury europejskiej (bo motyw Fausta to nie byle co), stworzyli długą, ale wyważoną (!!!) progresywną kompozycję, która nie ma ekwiwalentu w świecie muzyki, bo nikt nie stworzył tak wyraźnego, długiego, post/blackmetalowego kolosa. Trochę żałuję, że nie mam z kim o tym gadać, bo wpisało się już w sumie i w mój osobisty kanon. Może też przez sympatię do Fausta. Kurde, zrozumiałbym się z tymi gośćmi z Agalloch.
"The Serpent & the Sphere" - daj pan spokój, widzę że był tutaj pewien zamysł, który miał zdaje się wychodzić z mitologii nordyckiej, Uroboros, Yggdrassil, te sprawy - co wszystko pasuje świetnie do obrazu Agalloch, ale muzycznie zupełnie zabrakło pomysłów. Takie Agalloch minus porywające idee muzyczne. Niepotrzebnie powstało, musieli być już wymęczeni sobą nawzajem.
Kolega pisał że "Marrow of the Spirit" to czołówka ich dokonań, nie czuję tego prawdę mówiąc wcale a wcale. Ich domek w lesie zarósł mchem, oni sami przestali wychodzić, bo zima i to taka że nie ma już co jeść bo ziemniaki zgniły i trzeba je przepijać łzami. Ostatnio posłuchałem parę razy, ale to było jak woda, wchodziło i wychodziło nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Albo za melodyjnie, albo za nijako. "Ghosts..." ma swoje momenty, ale to tyle. W ogóle nie chce mi się do tego wracać.
"Faustian Echoes" to ich łabędzia pieśń, i myślę że całkiem obiektywnie najlepsze, co nagrali, tylko że jakoś nikt nie chce się z tym próbować. Wpisali się w pewien kanon wielkiej kultury europejskiej (bo motyw Fausta to nie byle co), stworzyli długą, ale wyważoną (!!!) progresywną kompozycję, która nie ma ekwiwalentu w świecie muzyki, bo nikt nie stworzył tak wyraźnego, długiego, post/blackmetalowego kolosa. Trochę żałuję, że nie mam z kim o tym gadać, bo wpisało się już w sumie i w mój osobisty kanon. Może też przez sympatię do Fausta. Kurde, zrozumiałbym się z tymi gośćmi z Agalloch.
"The Serpent & the Sphere" - daj pan spokój, widzę że był tutaj pewien zamysł, który miał zdaje się wychodzić z mitologii nordyckiej, Uroboros, Yggdrassil, te sprawy - co wszystko pasuje świetnie do obrazu Agalloch, ale muzycznie zupełnie zabrakło pomysłów. Takie Agalloch minus porywające idee muzyczne. Niepotrzebnie powstało, musieli być już wymęczeni sobą nawzajem.
- Medard
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10341
- Rejestracja: 22-04-2017, 19:15
- Lokalizacja: Prag
Re: AGALLOCH
Agalloch to bardzo rozwodnione post black metalowe granie. Ogólnie black z USA lub Australii to nie ta sama liga co Europa. Nawet ciepłolubna Grecja stoi wyżej. Ale można pozytywnie ocenić Lp Ashes Against the grain oraz EP Faustian Echoes mimo, że EP też rozcieńczone dosyć
Die Welt ist meine Vorstellung.
- Medard
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10341
- Rejestracja: 22-04-2017, 19:15
- Lokalizacja: Prag
Re: AGALLOCH
Z tego rejonu świata to Woods of Ypres się broni lepiej
-
- rozkręca się
- Posty: 43
- Rejestracja: 06-07-2018, 10:52
Re: AGALLOCH
Agalloch by był moim ulubionym zespołem gdyby wokalista nie pchał się do spiewania jak nie umie.Klimatyczne gitary,Bathory+Ulver+Brave murder day+neofolk+odrobina postpunka jak Cure'owe gitary w Odal.Kiedyś na myspejsie to było dla mnie objawienie niczym Death in June,potem było tylko gorzej aż na ostatnie płycie śmiać mi się chciało z tego pseudo blackowego charczenia bez jaj.Wczoraj posłuchałem jeszcze raz Pillorian i stwierdzam że pan wokalista to jest jednak zdolny muzyk i większość muzyki robił chyba sam dla Agalloch bo bardzo podobne.Ale tylko pierwszy i ostatni kawałek mi zapadl w pamieć,reszta to odrzuty z sesji Agalloch,chwilami jakimś starym paradise lost jedzie i wokalnie całkiem znośnie. Czekam co pokażą jego koledzy z Khodarą bo zdaje się poszli w stronę Isis a nie w stronę runów i czarnych płaszczy.
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11592
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: AGALLOCH
Kupiłem "The Serpent and the Sphere" i co prawda słuchałem zaraz po tym, jak wyszła, i uznałem za denną, ale postanowiłem dać jej jeszcze szansę. Niepotrzebnie - leci właśnie czwarty raz, i aż się smutno od niej robi, ponieważ to najbardziej bezbarwny materiał, jaki kiedykolwiek wydali. Zespół, który miał taki dryg do porywających melodii, jedyny, który dokonał tak udanego mariażu black metalu, neofolku i post-rocka i odcisnął jakieś piętno oryginalności w muzyce w ogóle, postanowił się pożegnać płytą, którą zauważa się tylko, gdy się zaczyna, i gdy się kończy. Poleci jeszcze kilka razy i z raz posłucham w skupieniu, ale na chwilę obecną nie daję jej żadnych szans. Zaniża tylko ogólny poziom.
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
- shagwest
- zaczyna szaleć
- Posty: 264
- Rejestracja: 01-10-2011, 01:38
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11592
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: AGALLOCH
Obiło mi się o uszy, fajnie, może jakiś wywiadzik się uda zrobić, zwłaszcza że z mocno powiązanym "zespołem" wymieniałem się już zdjęciami naszych kotów:P
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.
- Ubzdur
- w mackach Zła
- Posty: 875
- Rejestracja: 16-02-2015, 19:12
Re: AGALLOCH
Odkryłem, że pierwsze 3 albumy były remasterowane (w 2012?) więc puściłem sobie nową wersję The Mantle w tle
(zbyt to nudne + za dobrze mi znane na uważne słuchanie)
+
właśnie dotarła do mnie info o dramie związanej z Pillorian- że kilka lat temu John na fb napisał jewbook/judenbook i natychmiast koledzy to porzucili i zespół cancellowano, a sam John cośtam dłubie samemu podobno, ale nikogo to szerzej nie obchodzi, inni członkowie to samo, ale przynajmniej moralnie się czują lepsi...
jakie to wszystko strasznie żenujące
(zbyt to nudne + za dobrze mi znane na uważne słuchanie)
+
właśnie dotarła do mnie info o dramie związanej z Pillorian- że kilka lat temu John na fb napisał jewbook/judenbook i natychmiast koledzy to porzucili i zespół cancellowano, a sam John cośtam dłubie samemu podobno, ale nikogo to szerzej nie obchodzi, inni członkowie to samo, ale przynajmniej moralnie się czują lepsi...
jakie to wszystko strasznie żenujące