Słucham 40 lat.
Powiedzmy od 20 do 60 roku życia.
Wypada, że dziennie powinienem słuchać 13 płyt.
Zakładając, że płyta ma 40 minut, wychodzi mi 560 minut dziennie na słuchanie. Czyli tak pomiędzy 8 a 9 godzin słuchania. Plus kilka minut na zdjęcie, odłożenie, wsadzenie do odtwarzacza. itd. itp.
To wszystko powyżej przy założeniu, że słucham każdą płytę tylko raz.
Całościowo rzecz ujmując, zostaje pytanie ile jest optymalne, tego stuff'u, żeby to miało sens, na poziomie słuchania? Ja się zaczynam łapać, że rzeczywiście chyba wskazane jest to, aby zrobić klapendupen i dobrze ogarnąć to co mam. A mam niewiele. Czasu mam przy mojej obecnej organizacji też nie mało, na to co dla mnie ważne, a słuchanie akurat jest.
ps. Tak w ramach ciekawostki, umiarkowany socjaldemokrata, zwany trockistą, publicysta i felietonista, w ostnim Noise również powyższą kwestię podejmuje. Taki zbiego okoliczności.
Tymczasem, to co mnie jeszcze natchnęło - wizyta pocztowca, z tymi raptem 5a płytami, w oczekiwaniu na jakieś 30kilka:

Nie ma opcji. Trzeba wcisnąć sztop temu madnessowi. Tak se myślę. Inaczej do sratatemata podejść.