Tam BYŁY „smoła, piekło i stosy” jak to ująłeś. I nikt im tego nie odbierze – Deicide napisało dośc spory i niezmiernie ważny rozdział w historii i w rozwoju Death Metalu. Z tym nie ma sensu dyskutować. Rzecz w tym, ze wraz z kolejnymi albumami (od In Torment In Hell, który został nagrany w kilka dni i wydany aby tylko dopełnić kontraktu – a póżniej traktowany jak bękart, bo nawet na trasie promującej w 2002 nie grali ani jednego utworu z tej płyty na koncertach) następował rozkład geniuszu Deicide. I coraz mniej w kolejnych płytach było szaleństwa, i dziczy, coraz więcej wyważenia.....co ma miejsce do dzisiaj. Kolejną łyżką dzięgciu było odejście/wyrzucenie Hoffmanów ze składu – od 2004 Deicide nie nagrało nic, wg mnie co utrzymałoby poziom narzucony w latach 90tych i na przełomie wieków. Kolejne albumy są poprawne lub dobre i tylko tyle.ozob pisze: ↑07-06-2022, 00:57Prawda jest taka, że Immolation gra taki DM od linijki. Wszystko przemyślane, skrojone, dopracowane. I to nie są zarzuty. Zaznaczam żebyś sobie czegoś nie dorysowal kredka. Brakuje tu jednak tego szalenstwa i opetania co na pierwszych trzech Deicide. To tu jest smoła, piekło i stosy. Jasny płomień wypala się szybciej.
Immolation to zupełnie inne podejście i inna realizacja tematu – w Ich dyskografii nie ma słabej płyty. Jest konsekwentne dążenie tą samą drogą od lat – wciąż do przodu, z tą samą ilością gęstej smoły i muzyką przesiąkniętą siarą.