Jeśli wkład Snorre'a na RE spłycasz do epizodycznego występu w charakterze gościa na równi np. z Fenrizem, to nie mam pytań. Wydaje mi się, że jednak Satyr lepiej kojarzy z kim wtedy współpracował i kto miał na co wpływ. I jasne - kompozytorem właściwie całości jest właśnie Sigurd, nikt nie twierdzi inaczej. Niemniej przecież wpływ to nie tylko dostarczenie konkretnych nutek.ozob pisze: ↑05-03-2023, 12:27Jeżeli danie riffu do kawałka nr 4 uznajesz za wielki wkład, to jaki to jest udział? (:
Snorre ma jeden zasadniczy problem. Rękę do pojedynczych riffów ma, ale też ma zajebiste problemy ze skladaniem tego wszystkiego w całość. Przez 30 lat nagranie tylko jednej płyty mówi samo za siebie. Legedna. (:
W przypadku RE istotny jest kontekst. A ten wygląda tak, że Satyricon wydaje płytę "leśną", która przynosi im ogromny sukces komercyjny - Nemesis Divina. Niedługo później Snorre wychodzi z więzienia, a Satyr odnawia z nim kontakt. Zachęca go do powrotu na właściwe tory, przekonując, że talent tego kalibru nie może się marnować. Okazuje mu pełne wsparcie i pomaga sprofesjonalizować projekt, nie bez znaczenia jest też fakt, że zarządza Moonfog. W dużym skrócie to właśnie Satyrowi zawdzięczamy "drugą karierę" jegomościa. Efektem prac jest split z Emperor. Trochę jeszcze koślawy, bazujący na dawnych rzeczach... ale już w nowym sosie. Czuć w powietrzu, że nadchodzi coś nowego.
Satyr jara się efektem końcowym i dostrzega potencjał. Jako czołowy ówczesny trendsetter z dumą popularyzuje ten kierunek za pośrednictwem swojej wytwórni. Ziarno zostało zasiane, a kolejnym krokiem pełniak Satyricon. Pełniak, który radykalnie zrywa z konwencją, z której dotychczas byli znani, co było pójściem pod prąd, zwłaszcza po wydaniu takiego krążka jak ND.
I tutaj przechodzimy do sedna
Utwory na RE są skomponowane właściwie w całości przez Satyra. Ale Satyra będącego pod silnym wpływem tego, co pokazał mu Snorre w okolicach '98 Bardziej niż o same riffy chodzi o samą filozofię, sposób gry i brzmienie. Snorre wiedział jak coś osiągnąć, a Satyr ochoczo podpatrywał, oczywiście potem przefiiltrowując przez swoją stylistykę. Niektóre riffy opracowane przez Satyra w rękach Snorre brzmiały po prostu inaczej, zyskiwały coś nowego, otwierały nowe drzwi. I to przecież właśnie ta konwencja zrobiła ten album.
Riffy są spoko, ale prawdopodobnie te same dźwięki zagrane w "tradycyjny" sposób i przy klasycznych aranżach (zagranych np. na modłe ND) nie robiłyby takiego wow. Jeśli przecież uważnie się wsłuchamy w materiał, to okazuje się, że wiele pomysłów jest bardzo zbliżonych kompozycyjnie do tego co działo się już wcześniej (nie bez powodu "Nemesis Divina" trafiło na Intermezzo II jako swoisty pomost). A mimo to znacznie bliżej mu było do Thorns, niż wspomnianego ND.
Finalnie Snorre udziela się na gitarze w "Filthgrinder", "A Moment of Clarity", "The Scorn Torrent" oraz kompozytorsko w "Havoc Vulture". Z tego co kojarzę to chyba najbardziej powykręcane kawałki. Tutaj warto też sobie zadać pytanie - czemu Satyr, który dotychczas sam ogarniał w studio gitary, każe odgrywać SR. swoje riffy i to w takich kawałkach? )
Niedostrzeganie roli S.W. Kruppa w Satyricon, to objaw posiadania ucha nadepniętego przez słonia. To jest tak oczywista rzecz, że aż dziwne, że po ponad 20 latach takie dyskusje muszą się odbywać. Wszystko jest wręcz podane na tacy przez samego Satyra.