METALLICA

[ozob]

Słaby w chuj jest ten nr.

[wonsz]

płyta z generatora, brzmi jak nagrywanie żeby wypełnić kontrakt z nielubianą wytwórnią.

[hcpig]

Wyszło też na taśmie:

[vicek]

Płyta najlepsza od lat

[Ascetic]

To oczywiste.

Tylko ta solówa na 3:38 albo jakoś tak w Room. Power metyl, bez powera i zagrany jak koślawy niemiecki stadionowy Power, znów metyl. I ten bas jak od pchlarza fleji z redhotów. Ale to może dobrze, że truchiłło jest choć trochę słyszany.

I to wszechobecne cyk, cyk, też w pytke jest. To pewnie dlatego, żeby randomowy odbiorca metki nie pogubił się przez przypadek w zagraniach pana perkusisty. Jest urokliwie prosto, naiwnie wręcz.

[Sgt. Barnes]

Przesłuchałem dwa razy, nie chce mi się więcej. Wróciłem do Load, jest przepaść. Niby inna muzyka, inna produkcja, ale wolę ten ich country/stoner/danzig metal niż te powroty do "korzeni". Jak słucham Bleeding me na maca, to ściany się poruszają, chociaż to prawie ballada...

[BOLEK]

ja zakończyłem swą przygodę na re Load następnych płyt nie słuchałem oprócz jakiś tam zajawek szkoda czasu

[TheDude]

ja zakończyłem swą przygodę na re Load następnych płyt nie słuchałem oprócz jakiś tam zajawek szkoda czasu

Popieram postawę, sam również ją stosuję

[hcpig]

Ta płyta gorsza wariacja ostatniej, z poprawianymi komputerowo wokalami (Hetfield już prawie 'nie wyciąga') i wszystkimi wadami 'Death Magnetic'. Nie ma na szczęście żadnej chujowej ballady ale nie podobają mi się kompozycje, brak hitów, mało jest luzu i tego ducha Metalliki, który powrócił tak mocno na ostatniej. Poprzednio mieliśmy sporo Load / Reload, teraz chyba tylko 'You Must Burn!' tym pachnie (walec pod 'Devil's Dance'), jest to na pewno najmocniej osadzona w NWOBHM płyta Mety i jak ktoś lubi takie klimaty to wejdzie na 6-7/10, ja tam jak kolega poniżej cytowany:

wolę ten ich country/stoner/danzig metal niż te powroty do "korzeni".

A, no i nawet w słabszej formie współczesna Meta niszczy 'Repentless' Slayera.

[ozob]

Wyjebalbym nr ostatni, Crown of Barbed Wire, You Must Burn i Sleepwalk My Life Away. Płyta by tylko zyskała, bo byłaby krotrsza i odpadłyby zamulacze. Ogólnie jest dobrze, a mogło być świetnie.

[Hellion]

Ta płyta gorsza wariacja ostatniej, z poprawianymi komputerowo wokalami (Hetfield już prawie 'nie wyciąga') i wszystkimi wadami 'Death Magnetic'. Nie ma na szczęście żadnej chujowej ballady ale nie podobają mi się kompozycje, brak hitów, mało jest luzu i tego ducha Metalliki, który powrócił tak mocno na ostatniej. Poprzednio mieliśmy sporo Load / Reload, teraz chyba tylko 'You Must Burn!' tym pachnie (walec pod 'Devil's Dance'), jest to na pewno najmocniej osadzona w NWOBHM płyta Mety i jak ktoś lubi takie klimaty to wejdzie na 6-7/10, ja tam jak kolega poniżej cytowany:

wolę ten ich country/stoner/danzig metal niż te powroty do "korzeni".

A, no i nawet w słabszej formie współczesna Meta niszczy 'Repentless' Slayera.

O chuju zloty, wez ty już nie pierdol z tym niszczeniem.

[ŚWIAT BEZ KOŃCA]

Przesłuchałem dwa razy, nie chce mi się więcej. Wróciłem do Load, jest przepaść. Niby inna muzyka, inna produkcja, ale wolę ten ich country/stoner/danzig metal niż te powroty do "korzeni". Jak słucham Bleeding me na maca, to ściany się poruszają, chociaż to prawie ballada...

Można nie lubić Load albo Reload, ale tam zawsze były jakieś wyraźne kawałki które trafiły do kanonu i każdy je zna, zwłaszcza na Reload, a od St. Anger włącznie nie znam takiego ani jednego...

[Sturm]

Mam takie niejasne wrażenie, że kiedy muzycy Mety i Fidelman czytają opinie, że to można było wywalić, tamto skrócić, Larsa schować z samego tyłu, a za to wysunąć bas, uśmiechają się pod wąsem. No bo załóżmy, że wychodzi płyta optymalna — 40-45-minutowa, wyprodukowana tak, jak trzeba. No fajnie, jest dobra, może bardzo dobra, ale i tak prochu nie wymyślają, nie te lata, zatem żyje parę miesięcy i tyle. A tak ludzie będą robić swoje składanki bez tych gorszych utworów. Jeden powie, że powinna się kończyć „Crown of Barbed Wire”, a „Inamorata” wyjebać, drugi — że wyjebać to starą tamtego z brzucha jej starej, bo właśnie „Crown of Barbed Wire” jest do niczego, a „Inamorata” genialna, tylko z odpowiednim brzmieniem. I zdolniachy z YT będą przycinać za długie kawałki, robić własne miksy, chować Larsa, wszyscy zachwyceni swoimi wersjami i sobą. W ten sposób płyta będzie żyła oddolnie całe lata.

[ozob]

Przesłuchałem dwa razy, nie chce mi się więcej. Wróciłem do Load, jest przepaść. Niby inna muzyka, inna produkcja, ale wolę ten ich country/stoner/danzig metal niż te powroty do "korzeni". Jak słucham Bleeding me na maca, to ściany się poruszają, chociaż to prawie ballada...

Można nie lubić Load albo Reload, ale tam zawsze były jakieś wyraźne kawałki które trafiły do kanonu i każdy je zna, zwłaszcza na Reload, a od St. Anger włącznie nie znam takiego ani jednego...

"Zwłaszcza na Relaoad". XD

[ŚWIAT BEZ KOŃCA]

"Zwłaszcza na Relaoad". XD

Nie znam Relaload, to chyba jakiś musical Disneya, natomiast na Reload jest masa doskonale zapamiętywalnych kawałków, The Memory Remains, Where the Wild Things Are, Fuel, Fixxxer, Attitude, aż chyba puszczę zaraz.

[Hellion]

Load ma chyba więcej hitów - until it sleeps, king nothing, hero of the day, mama said
Reload chyba za to bardziej nośne - the memory remains, fuel, unforgiven II

[ŚWIAT BEZ KOŃCA]

Mam takie niejasne wrażenie, że kiedy muzycy Mety i Fidelman czytają opinie, że to można było wywalić, tamto skrócić, Larsa schować z samego tyłu, a za to wysunąć bas, uśmiechają się pod wąsem. No bo załóżmy, że wychodzi płyta optymalna — 40-45-minutowa, wyprodukowana tak, jak trzeba. No fajnie, jest dobra, może bardzo dobra, ale i tak prochu nie wymyślają, nie te lata, zatem żyje parę miesięcy i tyle. A tak ludzie będą robić swoje składanki bez tych gorszych utworów. Jeden powie, że powinna się kończyć „Crown of Barbed Wire”, a „Inamorata” wyjebać, drugi — że wyjebać to starą tamtego z brzucha jej starej, bo właśnie „Crown of Barbed Wire” jest do niczego, a „Inamorata” genialna, tylko z odpowiednim brzmieniem. I zdolniachy z YT będą przycinać za długie kawałki, robić własne miksy, chować Larsa, wszyscy zachwyceni swoimi wersjami i sobą. W ten sposób płyta będzie żyła oddolnie całe lata.

Niezły trik, czyli chodzi o to, żeby zrobić płytę jak najgorszą, żeby potem latami ją poprawiano, i przez to będzie żyła oddolnie całe lata. Kalifornijska szkoła marketingu.

[ŚWIAT BEZ KOŃCA]

Load ma chyba więcej hitów - until it sleeps, king nothing, hero of the day, mama said
Reload chyba za to bardziej nośne - the memory remains, fuel, unforgiven II

Kiedyś strasznie lubiłem Wasting my Hate i Hero of the Day (wciąż lubię), ale trochę uszło ze mnie powietrze jak przeczytałem w wywiadzie że to w zasadzie zapychacze zrobione na odpierdol, bo płyta była za krótka. No bo jak sam twórca uważa, że kawałek jest słaby, to tak trochę głupio go w ogóle wypuszczać.

[Rejwan]

na poprzedniej było kilka zapadających w pamięć hitów jak np. Moth Into Flame, gdzie była jakaś energia w sumie,
no a na nowej brak hitów i energii

[Sgt. Barnes]

Load ma chyba więcej hitów - until it sleeps, king nothing, hero of the day, mama said
Reload chyba za to bardziej nośne - the memory remains, fuel, unforgiven II

Kiedyś strasznie lubiłem Wasting my Hate i Hero of the Day (wciąż lubię), ale trochę uszło ze mnie powietrze jak przeczytałem w wywiadzie że to w zasadzie zapychacze zrobione na odpierdol, bo płyta była za krótka. No bo jak sam twórca uważa, że kawałek jest słaby, to tak trochę głupio go w ogóle wypuszczać.

Ja chciałbym, żeby dziś wypuszczali takie "wypełniacze" Dla mnie Load, chociaż długa jak życie przeciętnego Japończyka, to kopalnia zajebistej muzy - chyba tylko Poor Twisted Me bym wywalił i dał w to miejsce kapitalny Devil Dance z Reload. Zresztą, z tych dwóch albumów można zrobić taki zestaw, że mucha nie kuca...