


Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
wszystkich was kurvie zajebie !!!! w imię KrystuSSa !
internety pisze: Pod żadnym pozorem nie chodźcie na prezentacje Thermomixa.
Zaczyna się niewinnie: jednego dnia przychodzi do waszego korpo kumpel i zaczyna zachwalać fantastyczną maszynę, która jest w stanie wyręczyć człowieka w kuchni. Wtedy to po raz pierwszy słyszysz tę przeklętą nazwę: THERMOMIX.
Potem idzie już z górki: przynosi taki jeden z drugim w końcu Thermomixa do biura niby żeby zrobić dla was naleśniki czy inne gofry. Jak najgorszy dealer rozdający dzieciom próbki dopalaczy pod szkołą, on wręcza wam obietnicę i przedsmak lepszego życia. Życia, które niebawem legnie w gruzach.
Zachęcony jednym z takich darmowych posiłków zdecydowałem się na wzięcie udziału w Prezentacji. Tak, tak – piszemy to z dużej litery i wymawiamy to z dużej litery. Jest to swoisty rytuał wejścia.
Był ciepły czerwcowy wieczór, ludzie wracali po paradzie równości do domów. Dzwonek do jednego z mieszkań na Starym Mokotowie. Odbiera dziwny, nieludzki głos, po chwili byłem już pod konkretnym mieszkaniem o numerze 88. Drzwi uchyliły się, czerwonawa poświata padła na moją zdziwioną twarz. Wtedy był ostatni moment, żeby się wycofać. Niestety, ja postąpiłem inaczej.
W środku było kilkunastu mężczyzn w garniturach – sami project managers, account executives i business developers z warszawskich korporacji. Wymiana wizytówek jest pewnego rodzaju rytuałem otwarcia.
- Przepraszam, macie tu może klimę? -zapytałem, bo w mieszkaniu było straszliwie wręcz gorąco. Nikt mi nie odpowiedział, jedynie mój kumpel z pracy poklepał mnie po plecach i posłał mi porozumiewawczy uśmiech.
Coś zaczęło się dziać w drugiej części obszernego salonu. Mężczyźni, teraz już bez marynarek, zaczęli mamrotać w jakimś niezrozumiałym dla mnie języku. Światło samo przygasło, a z kuchni powoli wyłoniła się postać ubrana inaczej niż wszyscy. Był praktycznie nagi, jedynie długi fartuch z przypominającym zieloną swastykę logo Thermomixa przysłaniał krytyczne miejsca na jego ciele.
- Przetwarza, karmi, daje życie - zaintonował Mistrz Prezentacji, a pozostali zebrani w pomieszczeniu poszli jego śladem. Maszynę położono na środku i wtedy rozpoczęło się szaleństwo. Z jej wnętra wydobywała się czerwona ciecz, którą Mistrz Prezentacji nabierał w ręce i sowicie nakładał na ciała rozbierających się mężczyzn.
- Czy… czy to krew?! – w przerażeniu zapytałem stojącego obok wąsatego hipstera.
- Co? – prychnął – to pyszny wegański sos pomidorowy. Nie widziałeś przepisów po aktualizacji?
Chcąc, nie chcąc sam też zrzuciłem ubrania i dałem się naznaczyć niepokojąco wyglądającym sosem. Następnie maszyna zaczęła wypluwać kolejne dania, które ułożyliśmy na podłodze w symbol pentagramu. Mistrz Prezentacji stanął na szczycie jednego z ramion.
- Thermomix – zaczął – Przetwarza, karmi, daje życie. Przetwarza, karmi, daje życie. Przetwarza…
Słowa zaczęły zlewać mi się w głowie w jedno. Nie wiedzieć kiedy straciłem przytomność.
Obudziłem się w swoim łóżku. Coś się zmieniło, coś było nie tak. Umyłem się, założyłem odpowiednie ubrania i już miałem wychodzić do pracy, gdy kątem oka zauważyłem coś niepokojącego w kuchni. Na blacie stał… nowiutki Thermomix. Zupełnie nie pamiętałem, żebym go kupował. Ponieważ i tak już byłem spóźniony, postanowiłem zbadać sprawę po powrocie z biura.
W pracy pozornie wszystko było w porządku, dopóki nie poszedłem do toalety. Otwieram drzwi, przede mną osiem pisuarów, na samym końcu jeden z pracowników. Jakaś niewidzialna siła kazała mi minąć wszystkie pozostałe wolne pisuary i wybrać dokładnie ten obok kolegi.
- Nie uwierzysz co ostatnio ugotowałem w Thermomiksie… – moje usta wbrew mojej woli wypowiadały słowa, a ja już wiedziałem, że moja dusza jest stracona.